Z modą jest dla mnie tak, że co sezon mniej więcej wiadomo, co będzie modne. Wiadomo w co warto inwestować, co wytrzyma próbę czasu, co powróci. Zimą zatem głębokie tony, krata, tweed. Latem kwiaty, mniej lub bardziej etniczne klimaty, pastele i marynarskie paski. Pojawiają się co prawda nowe, niepopularne wcześniej kolory, nieco odświeżone fasony, ale przy stworzeniu sobie dobrej bazy w tych samych ubraniach możemy być modni wiele lat.
Inspiracje minionymi dekadami są oczywistością. W końcu wszystko już kiedyś było. Czy to na wybiegu, ekranie, w sci-fi czy w westernie. No, może nie wszystko, ale prawie wszystko. W każdym sezonie znajdziemy delikatne inspiracje z każdej minionej epoki. Co jakiś czas jednak pojawia się trend absolutny, w którym inspiracje nie są już minimalne, a sięgają w mroczne czeluście strychów proponując total look. Nie jestem specjalistką od mody, ale tak to czuję jako konsument.

W tym roku co chwilę przeżywam estetyczną ekstazę, ponieważ tym total lookiem są hipisi, w najbardziej ekstrawaganckim, wybujałym i chwilami nawet obciachowym wydaniu. Sklepy zalały suknie, które jeszcze niedawno śmieszyłyby jako jarmarczne przebrania dla błotnych nimf. Znalezione na swapach oryginalne ubrania z lat siedemdziesiątych to już nie skansen, ale szyk. W końcu, po dłuższym okresie wróciły i one. Spodnie, które towarzyszyły mi przez całe gimnazjum i część liceum. Które były ówszesnym wyznacznikiem bycia lirycznym buntownikiem, który nie ufa nikomu po trzydziestce. Znak nowych Dzieci Kwiatów. Dzwony.
Na pewnym etapie nie nosiłam niczego innego, miałam ich chyba z pięć par i w deszczowe oraz zimowe dni były utaplane w błocie. Aż któregoś dnia nagle odeszły. Stały się reliktem przeszłości, tkwiącym w niej niczym prawdziwi hipisi.

Bill Cunningham w dokumencie na swój temat wypowiada znamienne zdanie, że świat postrzega modę jako banał, który nie jest istotny w obliczu prawdziwych problemów, podczas gdy jest ona tak naprawdę zbroją, która pomaga przetrwać rzeczywistość. Dekady temu Dzieci Kwiaty uciekały od dominującej burżuazyjno-kapitalistycznej mentalności. Niemal pięć dekad później mieliśmy rewolucje seksualne i społeczne, ale niektóre z problemów starego systemu urastają do rozmiarów wcześniej nieznanych. Ten trend ma sens większy niż jakikolwiek inny. Chociaż najprawdopodobniej dorabiam tutaj ideologię, a przesadnie zwiewne kiecki po prostu świetnie się sprzedają. Nie będę prostestować, będę jak hipisi pląsać w tych kieckach i dzwonach i jak oni kochać się w tolkienowskiej rzeczywistości.
Dlatego osobiście mam problem z wyrzuceniem czegokolwiek. Półtora roku temu podczas przeprowadzki wyrzuciłam swoje sztruksowe dzwony, które nosiłam jeszcze w gimnazjum. Wciąż były na mnie dobre, ale przecież kto będzie jeszcze nosił dzwony?
|| dzwony i top : Zara | kapelusz i sweter : H&M ||
23 thoughts on “Powrót dzwonów”
U Ciebie dzwony w gimnazjum/liceum, u mnie koniec podstawówki. Pamiętam nawet, jak z innymi dziewczynami wpisywałyśmy sobie w złotych myślach dzwony w podpunkcie „ulubione ciuchy” 🙂 Wtedy jeszcze był szał, ale wkrótce przegrały z rurkami. Ciekawe, co będzie po obecnej fazie na dzwony 🙂
Edit: jejku, masz bardzo fajny kapelusz.
pewnie rurki.
pewnie tak 🙂
w dzwonach zakochałam się ponownie jakiś rok temu – kupiłam w sh parę, a moja mama mówiła „już widzę, jak w tym chodzisz” (ponieważ bardzo często kupowałam za grosze miliony dziwacznych rzeczy, tylko dlatego, że były FAJNE). założyłam je jednak i zapałałam miłością… WOLNOŚĆ DLA ŁYDEK ! po rurkach fajna odmiana. kocham dzwony!
Ahhh najlepsza była jazda w dzwonach na rowerze – nigdy nie zapomnę tego, jak wkręciły mi się w łańcuch i runęłam z hukiem na glebę. I to nie raz!
Pamiętam jak dziś oblodzone i oblepione śniegiem dzwony w zimie i mokre powyżej kolan jesienią, bo zawsze kupowało się te najszersze i pod żadnym pozorem nie można było schować ich w buty. Eh, to były czasy… ale w tym roku jeszcze się nie skusiłam.
Musze się wybrać na zakupy, dopóki modne, bo dzwony z 2005 zaczynają się przecierać. Bywają sztruksowe?
Pamiętam szał na dzwony w podstawówce. Koleżanka, z którą chodziłam na basen miała takie meega szerokie. Matko, jak ja jej zazdrościłam!
CZEKAM NA SZWEDY.
ooooo, to też było dobre! Moje ukochane skonały ze dwa lata temu, chętnie bym nabyła nowe 🙂
O nie, tylko nie dzwony… Błagam nie wracajcie! A tak serio, to nie mam nic do dzwonów u innych, ale jesli moda na nie wróci z takim natężeniem jak 10 lat temu to naprawdę boję się, że nie będę miała się w co ubrac (bo dzwonów na bank nie założę, mowy nie ma!). Chyba najbardziej znienawidzone gacie przeze mnie :p
Moda działa ponoć tak, że spojrzysz na dzwony 20 razy i nagle Ci się spodobają 😀
Hmmm, no nie wiem, musiałabym spróbowac 😉 Co nie zmienia faktu, że ponad 10 lat temu, gdy były modne, rzeczywiście mi sie podobały. A potem przyszły rurki, które jeszcze fajniej podkreslały nogi i jakoś tak jestem za nimi 🙂
Rurki podkreślają nogi i to jest ich największa wada 😉 Przynajmniej w moim przypadku. Paradoksalnie, mam bardzo szczupłe łydki, co tylko sprawia, że moje uda, które nie są same w sobie jakieś gargantuiczne, w porównaniu wydają się pożyczone od młodego słonia.
Ja szczupłych nóg nie mam ale gdybym miała powiedzieć, w czym lepiej wygladam to bez wątpienia byłyby to rurki. Dzwony po prostu skracają nogi nadają im masywności, dlatego jestem na NIE. Ale to ja 😉
Kocham niezależnie od trendów ♥
Mama natomiast chciała mi zwężać moje materiałówki, gdy poprosiłam jedynie o podszycie. Broniłam jak lwica. Wcale nie jestem zadowolona z faktu, że stały się modne. Będą wszędzie, a ja ceniłam sobie ich, a raczej swoją w nich oryginalność 😉
O jeny, to super, uwielbiam takie spodnie, a już żadnych niestety nie mam, zatem czas na zakupy 😀
Łoooo u mnie to już nie przejdzie. Za dużo materiału walającego się wokół stóp. 😀 Najwyżej prosta nogawka, hehe.
ja pamiętam, że miałam w podstawówce spodnie z rzemykami. To też było coś 😀
Wiem, że może trochę nie na temat (a może bardzo na temat:P), ale jak dzisiaj natknęłam się na: http://www.designswan.com/archives/dinosaur-paper-sculpture-by-adam-tran.html
to od razu pomyślałam o Tobie 🙂
Nie cierpie rurek. Prawie nikt nie wyglada w nich dobrze. Dzwony – o ile nie przesadzone – sa ok 🙂
E tam. Ja zawsze kochałam dzwony, niezależnie od mody. Miałam takie po mamusi, tak rozszerzane, że mogłam się nimi dwa razy zawinąć – niestety, nie zniosły wieku i faktu, że jestem dwa razy większa od mamusi i rozeszły się w końcu na tyłku. Bardzo cierpiałam, że nie dało się tak po prostu kupić dzwonów. Więc cieszę się z ich powrotu jak głupia! 🙂
Czekałam tyle lat na powrót dzwonów! Twoje są świetne 🙂