Jesień jest jak cykliczny powrót do bycia nastolatkiem, kiedy idiotyczne sprawy urastają do rangi dramatów i byle co jest w stanie doprowadzić do płaczu. Właściwie nawet nie byle co, bo czasem nie potrzeba absolutnie żadnego powodu, po prostu warto popłakać. Pewne choroby przechodzone w młodym wieku są o wiele lżejsze niż w dorosłości. W pewnym wieku bycie lekko żałosnym jest wpisane w życiorys i usprawiedliwione. Nie jestem w tym wieku.
W normalnych warunkach klimatycznych lekiem na jesień bywa zima. Nie jest łatwo, ale mróz wybija zarazki chandry tak jak wybija robaki. Nie można też odmówić piękna scenerii pokrytej białym puchem i lodowym wzorom na szybie. Mamy jednak globalne ocieplenie i nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam prawdziwą zimę w przyzwoitej porze. Poza tym jestem w Wielkiej Brytanii, gdzie istnieją w zasadzie dwie pory roku – jesień i lato.
Cofam się mentalnie do gimnazjum. Znów tylko Kasia Nosowska mnie rozumie. Muszę to przespać, przeczekać.
Cierpię na bardzo ciężkie stadium jesieni.
22 thoughts on “Umieram na jesień”
Ja, pierwszy raz w życiu, mam odwrotnie. Dziwne to, muszę przyznać.
Umieram co tydzien…
dawno nie miałam już takiej jesieni. totalna niemoc. okrutna chandra i wciąż płacz.
Mam to samo a do tego dochodzi mi pierwszy rok stomatologii, więc nie jest łatwo.
Pozdrawiam i zapraszam w wolnej chwili,
http://www.VANILLAMADNESS.com
O, współcz. Jesień to moja ulubiona pora roku, nareszcie jest chłodno, nareszcie wieje wiatr, więc nie ma smogu. Nie lubię tylko grudnia, tej ciapaji ze śniegodeszczem, ale ferię barw spadajacych liści, spacery do parku, zbieranie kasztanów, wygrzewanie się na słońcu. My love.
Jesień i lato? Jesień i wiosna chyba 🙂
za jesienia nie przepadam, ale glownie z powodu deszczow i tego, ze jej przyjscie oznacza koniec lata… ale za to zime lubie, pewnie ze wzgledu na narty.. no i na zime zawsze jezdze na cieple wakacje 🙂
Pozdrawiam, Ania 🙂
http://pandaoverseas.com/
No, to nie zazdroszczę klimatu. To mnie zresztą powstrzymuje, żeby pozwiedzać Szkocję i w ogóle Anglię.
Ja lubię jesień, nawet kiedy jest mgła, a zwłaszcza kiedy jest mgła. Przejeżdżam wiaduktem nad starymi działkami i wciaż klnę, że nie mogę wyjąć aparatu. Widoki jak w Dolomitach nad chmurami.
A chandra przejdzie… Trzeba się tylko ruszać. Nie zawijać w kocyk, tylko pójść na trening, albo pomaszerować. Spalony tłuszcz da kopa energetycznego. To taki paradoks, im bardziej jesteś ospała, tym bardziej powinnaś się zmusić do ćwiczeń. Chociaż pół godzinki:))
Ja kocham wszystkie pory roku i nie wyobrażam sobie, żebym musiała mieszkać gdzieś, gdzie nie ma tej cudownej zmienności. Każda z nich jest wyjątkowa i jak wszystko, ma swoje wady i zalety, ale taki ich urok :] Jesień jest przepiękna. Zachwycam się za każdym razem, patrząc na te niesamowite kolory. Jeśli aura nie jest zbyt optymistyczna, zawsze można bezkarnie zawinąć się, niczym tortilla, w ciepły koc, trzymając kubek aromatycznego grzańca i zatracić się w historii oglądanego wieczorem filmu ;]
„W pewnym wieku bycie lekko żałosnym jest wpisane w życiorys i usprawiedliwione. Nie jestem w tym wieku.” – trafne stwierdzenie, też niestety nie jestem już w tym wieku 🙂
Ja zimna nie lubię i skutecznie sprawia, że mam ochotę zagrzebać się pod kołdrą i wyjść dopiero na wiosnę (i to pod warunkiem, że będzie ciepła i słoneczna, a nie deszczowa). Ale duże większe problemy mam z tym,że dzień jest krótki. Jeszcze niedawno jak wstawałam do pracy, to wstawałam ze wschodem słońca i jakoś tak raźniej było, bo mogłam sobie wmawiać, że nie tylko ja jestem o tej nieprzyzwoitej porze na nogach, a cały świat się budzi. Teraz słońce wstaje dopiero jak wsiadam do busa, a i to z każdym dniem się coraz bardziej przeciąga. Jedyne co się nie zmieniło to widok miasta, które leniwie się budzi – i to jest cudowny widok o każdej porze roku.
A potem, gdy wracam, jest znów ciemno i zamiast chęci zrobienia czegoś kreatywnego, myślę tylko o łóżku.
Ale walczę z tym wytrwale, bo niestety jeszcze nie znalazłam pracy, gdzie by mi pozwolili na sen zimowy.
Ps. Jak na ironię, moja nienawiść do zimna nie zmienia tego, że chętnie bym w jakiejś angielskiej mieścinie zamieszkała.
A to się dopiero zaczyna… Żeby choć było ciepło, albo spadł śnieg. Ale nie, oczywiście będzie lało tygodniami. No dobra, może nie będzie tak źle. Może wystarczy mniej patrzeć za okno. 🙂
nie dość że jesień, że kurtka wyblakła, to jeszcze mnie zwolnić chcieli…
Też umieram na jesień, dlatego że muszę kupić jesiennie ubrania. Nienawidzę tego, wczoraj po kilku godzinach łażenia po sklepach miałam włosy jakby mnie piorun trzasnął (wstrętne, wstrętne akrylowe swetrzyska), a w torbie tylko jedną sukienkę i to NIE jesienną. Nic tylko się rozpłakać.
Nie kupujemy akrylu! Nie zbliżamy się nawet do niego.
Wiem, wiem, ale akryl wszędzie, a wełenki ze świecą szukać :< nie umiem w zakupy!
Kiedyś lubiłem pogodę w UK, taką bez wyraźnych wahań. Teraz mnie męczy. Tęsknie za polską kategorycznością lata i zimy. A chandra trzyma mnie już od miesiąca.
Ta kategoryczność w Polsce zdarza się coraz rzadziej.
Oto nadszedł niezwykły okres, kiedy to odpowiedzią na wszystko jest „jesień”. Nic tylko zamknąć się w domu i udawać, że się nie istnieje.
A w krk dziś sypnęło śniegiem – cofnęłam się do gimnazjum właśnie z tego powodu…
Ochh, a ja uwielbiam jesień, ale w Polsce jesieni jak na lekarstwo. Było fajnie przez kilka dni, a teraz już przyszły mrozy…
W Krakowie, pomimo że jesień, w poniedziałek spadł śnieg. Po czym zniknął, ale pozostała bardzo chłodna, mglista i nieprzyjemna pogoda. Nie chce się być zdrowym, nie chce się wychodzić, nie chce się żyć.
W tym właśnie fantastycznym okresie roku rozpoczęłam nową pracę. Bardzo szybko zaobserwowałam ciekawą prawidłowość: chce mi się iść do pracy. Chce mi się uczyć, chce mi się pracować. A potem wracam do domu i dopada mnie jesień. Z jakiegoś powodu nie martwię się pracą (a chyba powinnam być nerwowa…), za to stresuje mnie wszystko pozostałe. Ślub przyjaciółki przyprawił mnie o bezsenność. Obrona koleżanki – o natrętne myśli. Problemy osób z rodziny powodują że nic mi się nie chce. A poza tym mój pies przytył, więc jedyną rzeczą jaką jestem w stanie zrobić jest wskoczyć pod koc i przeczekać jesień.
Zima będzie lepsza.
Ta jesień zapowiadała się bardzo źle, mówiłam już, że nadeszła moja „ulubiona” pora roku – depresja. Tymczasem świeci słońce i jest dzieň, a nie permanentna noc. Oby tak dalej, wtedy jakoś to przetrwam. Powodzenia!