“Gra o Tron” wyraża idealnie odwieczną walkę między brytyjską Północą i Południem. Nie jest to bynajmniej walka jedynie polityczna, ale walka o rząd dusz.
Kto raz mieszkał wśród wzgórz Szkocji czy wrzosowisk Yorkshire, kto wyrastał w chłodzie i deszczu, nigdy nie przestanie do nich tęsknić i wzdychać. Choćby właśnie od nich uciekł.
Londyn ma w sobie mnóstwo z King’s Landing. Oraz z tego mitycznego centrum wszechświata, do którego Luke Skywalker miał z Tatooine najdalej. Oferuje wszystko czego dusza zapragnie, uwodzi. Ale w zamian za każdy moment każe sobie słono płacić. Ekscytuje, ale wymaga w zamian więcej niż się przypuszcza. Cena napisana jest na dnie kubka.
Przechadzając się dziś wśród uliczek York czułam przypływy wzruszenia i porywy serca. Najgorszą egzaltowaną mieszankę polaną różowym lukrem. Wszystko było piękne jak z pocztówki. Wszystko było małe, przytulne i wołało mnie do siebie głośno. I nie przeszkadzał nawet deszcz, w końcu nadawał światu romantycznego blasku. W tym przypływie szczęścia uśmiechałam się głupkowato do ludzi na ulicy. Wiadomo, im dalej od Londynu tym wszyscy milsi.
Północ zna mnie dobrze i wystawia na ulicy grajka, który śpiewa rzewnie “Scarborough Fair”, jedną z moich najukochańszych piosenek. Jest zbyt idealnie. Tak idealnie jak bywa w starych baśniach, zanim okaże się, że to wszystko jest iluzją stworzoną przez piękną wróżkę, która chce Cię pożreć. A w najlepszym przypadku uwięzić na wieki. La Belle Dame Sans Merci.
W końcu Północ nie jest samym romantyzmem. “Wichrowe Wzgórza” lepiej czytać pod ciepłą kołdrą niż przeżywać je naprawdę. Moja depresja zaczęła się w Glasgow i chociaż oczywiście nie jest to wina miasta czy Szkocji, to również i niespecjalnie mi one pomogły w jej przezwyciężeniu. Wręcz przeciwnie. Są powody, dla których z Północy ucieka się na Południe. Deszcz nie jest nawet na prowadzeniu tego peletonu.
Londyn, w całym swoim okrucieństwie, najbardziej zmotywował mnie do ogarnięcia się i wydoroślenia (na tyle, na ile to możliwe w moim przypadku). Może z ogarnięciem się jest jak z utraconą niewinnością, bez odwrotu. A może nie jest. Póki co boję się sprawdzać.
Wsiadam w pociąg powrotny.
5 thoughts on “York i magia Północy”
Wszak w Yorku zaczyna się odnowienie angielskiej magii w Jonathanie Strange’u i Panu Norrellu.
Wesołych i spokojnych!
Rzeczywiście na Twoich zdjęciach York wygląda magicznie, najdalej na północ byłam w Birmingham, więc północy wcale nie znam.
Dobrze się odkrywa Twojego bloga. Zapisuję – każdy tekst jest tutaj ładny. Klimatyczne te brytyjskie miasta na zdjęciach, magiczny deszczowy York, muszę się kiedyś wybrać w tamte strony.
Byłam w Yorku raz, zeby załatwiać sobie Insurance Number, niedługo po tym, jak pierwszy raz przyleciałam do UK. Absolutnie przepiękne miejsce ❤ Dech mi zaparło i nie wiedziałam, gdzie patrzeć najpierw, w takim byłam szoku, że to miejsce jest tak magiczne i urokliwe. Wrócę z pewnością.