Mam czasem wrażenie, że wszystko co w życiu robię sprowadza się do ukrywania tego jak obleśną kreaturą jestem. Nie mam żadnego wstydliwego sekretu. Nie sprzedaję dzieciom narkotyków. Nie mam na plecach trzeciego sutka ani zdeformowanego bliźniaka. Ale coś mi nie gra.
Czuję się niewystarczająco OSOBĄ. Taką Prawdziwą Osobą. Wszystko przychodzi mi z wielkim wysiłkiem. Jestem doppelgangerem, biorę zewsząd tysiące elementów i z tych tysiąca elementów lepię postać, która jako tako trzyma się kupy. Robię dobrą minę do złej gry, tyle, że grą jest całe życie. Bynajmniej nie udaję kogoś innego. Po prostu niespecjalnie jestem kimkolwiek.
Przynajmniej kilka osób wydaje się mnie lubić, z jakiegoś zupełnie nieznanego mi, nieokreślonego powodu. Znalazłam całkiem do rzeczy człowieka, który z jakiegoś dziwnego powodu się ze mną ożenił. Do dziś nie rozumiem. Są osoby, które piszą, że jestem dla nich autorytetem. Które piszą, że jestem fajna. Ładna. Jakaś inna pozytywna. No bez jaj. O co im wszystkim chodzi? Rzuciło im się coś na oczy i mózgi?
Kiedy czytam komentarz, ze ktoś dziękuje mi za tekst. Kiedy kto inny pisze, ze jestem ładna czy mam fajny styl. W środku czuję sie jak wielki oszust. Nie znasz mnie, nie wiesz jaka jestem beznadziejna. Naprawdę jestem. Uwierz w to. Nie ma we mnie niczego. Kiedy ktoś patrzy na mnie na ulicy, zastanawiam się, co głupiego zrobiłam. Czy przez chwilę wyszło na jaw, że nie umiem w życie? Czy dałam coś po sobie poznać? A może mam coś na nosie?
Mam wrażenie, że każdy element mojego ciała walczy ze mną i próbuje mnie zdradzić. Każdy chce pokazać, że nie jestem ogarnięta i zniszczyć mnie, idąc w swoją stronę. Staram się nad każdym jakoś zapanować, ale mi nie idzie, naprawdę nie idzie. Mam obsesję na punkcie fryzury, odrostów, paznokci, pojedynczego włosa na kolanie. Każde jedno niedociągnięcie jest dowodem w sprawie przeciwko mnie. Każda jedna krostka na zdjęciu sugeruje, że nie zasługuję, żeby istnieć.
I kiedyś wszyscy, wszyscy zobaczą, że tak naprawdę nic nie umiem, nic nie wiem, jestem głupia, nie mam nic do powiedzenia na żaden temat i właściwie nie można mi ufać. Że to wszystko było tylko wrażenie, trochę na niby, trochę dlatego, że nikt nie powiedział w porę “spadaj, głupia”. To będzie straszny moment i chwilami czuję, że nie mogę już znieść napięcia oczekiwania na niego. Lepiej wszystko zniszczyć, wykrzyczeć „tak, jestem niczym” i schować się gdzieś daleko i głęboko i nigdy nie wyjść.
A potem wstaję rano i świeci słońce i czasem jest dobrze. Do następnego razu.
68 thoughts on “Wszyscy odkryją kiedyś kim jestem”
Ja doświadczyłam tego momentu, co prawda nie wszyscy zobaczyli, jaka jestem, ale zobaczyły ważne osoby. zgadza się, to straszny moment. jeśli kilka osób cię lubi i dobry człowiek się z tobą ożenił, to musisz być fajna, nie ma opcji żeby było inaczej. nie każdemu będzie dane.
Większość z nas przeżywa takie rozterki, szczególnie osoby które zdecydowały się poddać ocenie – publikują, występują. Ale to mija, a my na szczęście robimy dalej swoje 🙂 Uwielbia Twoje teksty, chyba masz nową fankę.
Wiesz, dobrze, że napisałaś ten tekst, bo z wielu wiadomości, które można wyczytać o tobie w twoich wpisach,widać, że coś jest nie tak. Tylko czasami głupio się było nawet o to spytać. Zastanawiam się, co ci się w życiu przydarzyło, że masz wobec siebie aż tak krytyczne podejście. Wiele osób pewnie czuje się pewnie w ten sam sposób, więc nie martw się nie jesteś żadnym odludkiem. Każdy ma swoje małe demony, które wmawiają nam wiele różnych rzeczy, nie zawsze adekwatnych do rzeczywistości.
Cośtam się pewnie wydarzyło, przy czym jak pisałam, nie mam wstydliwej tajemnicy, nikt mnie nie bił, nie głodził, nie znęcał się i nie molestował i mam pewnie życie lepsze niż 90% ludzi. Także ten.
A, no to cóż mówić, należysz do tej nieszczęśliwej garstki osób, która urodziła się z życiowym defektem – wrażliwością. Straszna choroba, a tak powiedzą, że fotoszop i że się nad sobą użalasz. I niby wszystko jest ok, ale nie jest i nikt nie rozumie, że smutek to realna część naszego życia. Wrażliwość sprawia, że dostrzegasz więcej rzeczy niż zwykli ludzie, co w samo w sobie jest bardzo fajne i budujące, a z drugiej strony sprawia, że bardzo dużo od siebie wymagasz, co bywa problematyczne. Nie potrzeba do tego w sumie żadnej traumatycznej przeszłości, niektórzy są po prostu dziwni.
jakiś czas temu doszłam do takiego momentu w swoim życiu, że z pełną mocą uświadomiłam sobie jak bardzo jestem żałosna. nie przez opinie innych, nieudane związki itd. w swoich własnych oczach. był to moment, który pogrzebał mnie żywcem. doskonale jest mi znana Twoja retoryka (szczególnie tu: „Jestem doppelgangerem, biorę zewsząd tysiące elementów i z tych tysiąca elementów lepię postać, która jako tako trzyma się kupy”).
ale. teraz jestem w zupełnie innej pozycji. parę masywnych katastrof życiowych (nowotwór u bliskiego, rozpad związku, przymusowy wyjazd za granicę – wszystko prawie naraz) miast strawić mnie do reszty, dały mi brutalny strzał prosto w gębę. był to najdotkliwszy sierpowy jakiego można doświadczyć, a który – o dziwo – postawił mnie na nogi. wydobył ze mnie mój prawdziwy charakter, który zawsze gdzieś tam drzemał. jakieś moje, tylko moje, unikalne cechy. plus to, że byłam w tak podłym dołku, że sama musiałam się postawić na nowo.
życzę Ci, Riennahera, żebyś została rażona prądem. nie mam na myśli nic bolesnego, oczywiście! obyś zachłysnęła się kiedyś szokiem tak wielkim, falą emocji tak przepotężną, że nie pozostanie Ci nic poza bryzą, świeżością, czystą pozycją wyjściową. nigdy nie będziemy shiny happy people, nie oszukuję się, ale z cała mocą mówię, że może być lepiej. o wiele!
Czasami czytam Twoje posty i jakbym wyciągała swoje myśli tylko ubrane w bardzo dobre słowa. Przeżywam właśnie taki etap rozterek i myśli czy oni dobrze zrobili że mi zaufali, czy podałam itp. Jesteś fajna taka jaka jesteś i nie musisz być wcale idealna :*
Myślę, że tak to właśnie wygląda. Zbieramy elementy z zewnątrz i lepimy z nich mniej lub bardziej ładnego siebie. Oto my. Ogromnie cieszę się z tego, że ułożyłaś siebie z takich elementów i w taki sposób. Bo gdyby nie to, wiele z tych notek by nie powstało i przez to ja też byłabym inna. Cieszę się, że dałaś mi się poznać umieszczając na blogu swoje myśli, które często pomagały mi się nazwać i wydobyć z wielu dołków.
A jednocześnie rozumiem o czym mówisz, kiedy piszesz „jestem beznadziejna, uwierz w to”. Mam podobnie i myślę, że łatwiej jest zaczynać z pozycji kogoś, kto jest tak zwykły, że aż niewidzialny. Wtedy nikt nie wymaga, nie osądza, trudniej o krytykę, bo przecież sama wiem, że jestem beznadziejna i niżej upaść już nie mogę. Można odrzucić od siebie odpowiedzialność za tych, którzy we mnie uwierzyli, bo taka cudza wiara jest miła, ale trudna do udźwignięcia, kiedy sama nie zauważam swojej mocy.
Poznałam Twojego bloga już kilka lat temu i mogę z całą pewnością powiedzieć, że masz do powiedzenia bardzo wiele mądrych, ciekawych rzeczy, które pomagają innym ludziom stanąć na nogi. Jesteś człowiekiem, a ludzie się zmieniają. Być może za jakiś czas zaczniesz pisać o rzeczach, które w ogóle nie będą mnie interesowały i jest to Twoje święte prawo. Zmieniaj się, kształtuj, rośnij i twórz. Myślę, że zdecydowana większość myślących osób czytających tego bloga już teraz wie, kim jesteś i nie musi odkrywać ani doszukiwać się w Tobie drugiego, „gorszego” dna. Byłoby wspaniale, gdybyś do nas dołączyła! 🙂
Boże, niesamowite. Myślałam że tylko ja mam taki głos w głowie, a tu proszę. Mogłabym spokojnie dopisać ciąg dalszy tego tekstu, jak po kolei wychodzą wszystkie strachy i zadają pytania. Co osiągnęłaś? Dlaczego tak mało? Myślisz że jesteś wartościowym człowiekiem? Patrz, tyle chcesz, a ile realizujesz z rzeczy o których marzysz..? A potem sypią się inwektywy pod moim adresem, i przychodzi myśl, że jestem błędem w ewolucji. No bo co to za jednostka, która musi się sama przekonywać, wciąż i wciąż, że życie ma sens? Co to za jednostka która żeby prowadzić normalne, codzienne życie, potrzebuje wsparcia mamy, babci, psychologa, psychiatry? A co jakbym się urodziła 100 lat temu? Czy ktokolwiek by się moją psychiką aż tak przejmował? Czy aż tyle osób by pracowało nad tym żebym czerpała z życia radość, czy po prostu daliby mi zwinąć się w kłębek w jakiejś jaskini i tam zostać? Czy może przestać histeryzować i wziąć się do roboty? A potem następuje zazwyczaj kolej na poczucie winy. Że jestem obciążeniem dla bliskich, bo tyle smucę. Bo nic nigdy mi się złego nie stało, nikt mnie nie zgwałcił, nie molestował, nie bił, a od rodziny zawsze otrzymywałam tylko miłość, akceptację i wsparcie. Co jest ze mną nie tak i dlaczego aż tak bardzo…?
Też przechodziłam przez takie myśli i stany. Ciągle próbuję dojść do tego co powoduje że w normalnej, zdrowej kobiecie z dostatniego domu tworzy się taki autodestrukcyjny typ myślenia, który powtarza się niczym mantra? Że nic we mnie nie ma, że moje życie to tylko gra na pozorach i lada dzień codzienność, którą nazywam domkiem z kart, runie, bo znowu się załamię albo inni się w końcu zorientują że tylko udaje że umiem w życie?
Tu moim zdaniem mają pole do popisu psycholodzy. Wiem że na ich temat ludzie mają różne opinie i różne z nimi doświadczenia, ale mój pomógł mi zobaczyć, że ten głos w głowie to bynajmniej nie jest głos mojej podświadomości, głęboko – jak myślałam – rozczarowanej moim jestestwem, ale po prostu taka oceniająca mnie bezlitośnie struktura, która się jakoś wytworzyła w mojej głowie. I jak się tak stoi z boku i widzi z perspektywy takie strachy, głosy i lęki, one tracą na sile, a zaczyna przebijać w człowieku taka prosta radość istnienia. I że kurde, może warto było przechodzić przez te wszystkie bagna, raz za razem, żeby dotrzeć tu gdzie się jest teraz, gdzie można wystawiać twarz do słońca, a strachy docierają bardzo, bardzo czasami. Dziękuję za uwagę.
Dzięki za podzielenie się niewygodnymi uczuciami!
Nie wiem jak inaczej pomóc oprócz dzielenia się własnymi 'przygodami’ i przytulania przez internet. A bym jakoś chciała 🙂
Może to źle zabrzmi, ale cieszę się, ze trafiłam na tego bloga i na tego posta. Ponieważ bardzo trafnie ujęłyście moje uczucia, myśli, które są ze mną od wielu lat, a których nie potrafiłabym sama sformułować. widzę po komentarzach, że jest nas dość dużo i nie wiem, co jest tego przyczyną: życiowe doświadczenia, pewne cechy charakteru, kompleksy (w swoim przypadku skłaniam się ku temu ostatniemu)? Najbardziej szokuje mnie to, że nikt inny – oprócz mnie samej – nie postrzega mnie jako osoby wrażliwej czy słabej, w oczach znajomych i rodziny jestem pewna siebie i swojej wartości, optymistyczna… kiedy to słyszę, za każdym razem jestem zaskoczona – przecież to nie ja! Chyba jestem świetną aktorką…Nie znajduję też żadnej ulgi w podzieleniu się moimi lękami z bliskimi mi osobami, mam wrażenie, że nie do końca mnie rozumieją, a ja nie drążę tematu, no bo oczywiście: to są wydumane problemy, inni ludzie przeżywają prawdziwe dramaty. I koło się zamyka. Czasem zazdroszczę ludziom, nawet tym, których nie lubię, uważam za głupców, zazdroszczę im tego, że potrafią się cieszyć małymi rzeczami, czerpać radość z wydarzeń, w których ja nie widzę nic wspaniałego. Być może połowa z nich również gra role swojego życia, ale część z nich nie ma takich czarnych myśli i takiego samego podejścia do życia.
Życzę nam wszystkiego dobrego, z pomocą innych czy bez, żeby to przeszło, albo stało się bardziej znośne. Żeby każda z nas znalazła złoty środek, sooner or later.
Prawdopodobnie tak się nie stanie, ale chciałam się jakoś pożegnać na koniec 🙂
Mam TO SAMO. Kiedyś nawet użalałyśmy się z koleżanką nad sobą że jesteśmy takie nijakie i nieciekawe, bo nie mamy żadnego talentu, żadnej rzeczy z której można by być dumnym i rozwijać. Chyba że za talent można uznać wybronienie się przed polskim kołczingiem 😀
Niesamowite, że jednak są ludzie którzy myślą tak samo. Jeszcze bardziej Cię lubię za to, Riennahero 🙂 ładnie piszesz i zawsze czytam Twoje teksty z przyjemnością. Zazdroszczę, bo nawet tego nie umiem 😉
Ja czasem gdy się tak czuje i opowiadam o tym np. koleżance to w odpowiedzi dostaje, że nie znam życia i że nie przezylam w życiu żadnej tragedii i to dlatego. Trochę to podle, bo są inni ludzie w takich samych sytuacjach a mimo tego nie czują się tak źle. Poza tym niektórych ludzi osobiste tragedie łamią i doprowadzają do jeszcze gorszych stanow. nie wiem czemu niektorzy myślą ze tragedie mogą wyleczyć z depresji albo popchnąć do dzialania. wiem że u niektórych to się sprawdza ale każdy jest inny. Najgorsze jak ktoś Ci mówi ze przeciez masz dobre zycie, jak możesz być taka niewdzięczna… ale ja się chyba urodziłam smutna i czuje ze tego nie zmienie. Tylko co jakiś czas muszę walczyć z depresja której nikt nie rozumie. Gdy jest lepiej to i tak wydaje mi się, że mimo wszystko coś jest ciągle nie tak. Doskonale to rozumiem …
Mnie to się wydaje w ogóle, że byłam smutnym dzieckiem.
<3 Ja też, takim super smutnym, zatopionym w książkach i własnej wyobraźni. I tez nie umiem w życie, a do tego nikt się ze mną nie ożenił..
Niestety też miewam momenty, że mam wrażenie, że już za chwilę się wyda, że jestem wielkim blagierem. Zastanawiam się tylko, czy takie myśli są wrodzone – to znaczy, czy nadal by nam ciążyły w głowie, gdyby nie ciągła presja otoczenia, które z jednej strony dyktuje nam jak powinniśmy się ubierać, jakie mieć ciało, co to znaczy osiągnąć w życiu sukces, ilu należy mieć znajomych i jak spędzać czas… a z drugiej strony zewsząd się krzyczy „bądź oryginalny!”, „bądź sobą!”. Wydaje mi się, że przy tym ciągłym ataku sprzecznych ze sobą komunikatów mało nie ma wrażenia, że robi coś żle i generalnie I CAN’T LIFE. Ale wierzę, że w końcu będę mieć na to wszystko wylane. Kiedyś 🙂
Psychoterapii próbowałaś?
Tak. Ale wróciło.
Nie tylko Ty tak masz. A co do ostatniego akapitu, to mnie nie tyle żeby wykrzyczeć i zniszczyć, ale czekam, aż jakaś katastrofa się przydarzy, sama, poza mną – żeby można było budować na gruzach.
P.S. Czasem myślę sobie, że wszyscy inni tak naprawdę też nie umieją w życie, tylko oni po prostu dobrze udają.
Oprócz pilotów samolotów. To są superbohaterowie i w ogóle X-meni. ONI UMIEJĄ.
Muszą umieć, na pewno. Można latać bezpiecznie. Ale też chyba łatwiej czasem pilotować samolot, niż będąc nieogarem ogarniać takie zwykłe życie.
Hmm, ale po co Kochana w ogóle o tym myślisz? Nasz mały i skromny mózg jest sterowany przez nasze wielkie i wybujale ego. Czego Twojego ego boi się tak bardzo, że podsyła Ci okropne myśli? Dlaczego młoda, zamezna, wykształcona i dobrze sytuowana kobieta pozwala, by rządzilo nią ego? Twoja własna głowa robi Ci największą krzywdę. Jeśli tak bardzo podświadomie boisz się, że pewnego dnia wszytko stracisz to i tak nic nie zmieni. Po co martwić się dwa razy? Też się czasem boję. Dopadaja mnie strachy i leki. Nie pozwalam się jednak dolowac. Jeśli coś ma minąć, jeśli ma tak być, to będzie niezależnie co zrobię. Wolę wycisnąć życie jak cytryne w każdym momencie. Może powinnaś pomyśleć o dziecku? Skoro wszytko inne już jest, to może to będzie wypełnienie pewnej luki, przedłużenie istnienia czy cokolwiek
Dziecko jako lek na lęki i depresję? Seems legit.
Nie jako lek. Możliwe że bezgranicznia miłość twojego dziecka oraz jego całkowita zaleznosc od Ciebie spowoduje, że zaczniesz postrzegać siebie jako autentyczne centrum czyjegoś wszechświata, jako kochaną bezwarunkowo. Poza tym moja Mama mówi, że jak się nic nie dzieje, to jest nudno, a Wy z mężem już po ślubie, przeprowadzce 😉
Serio, wow. Nie chcę być niemiła, więc nie kontynuujmy tej rozmowy.
Ok. Nie rozumiem depresji, ta choroba nigdy nie pojawiła się w życiu moim ani moich bliskich. Nie zależało mi, aby Cię urazić. Pozdrawiam.
Wiem, że nie zależało i tak myślałam, że nie spotkałaś nikogo z tym problemem. Co w sumie jest super, bo mam wrażenie, że ostatnio wszyscy, których spotykam go mają. Możesz się uznać za szczęściarę 🙂
Robisz dziecko, by wyjść z depresji (hehe), a tu… depresja poporodowa ;_;
A może po prostu jesteś melancholijną wariatką? Ja bardzo lubię te wariatki, one mi wnoszą do mojego światka ulubione kolory i ulubione dźwięki smutnych piosenek. Ostatnio napisałam, że jestem sobą najbardziej wtedy, gdy wydaje mi się, że udaję kogoś innego. Przestań się bać. Cokolwiek skrywasz w sobie, nie ma na świecie drugiej takiej jak Ty (jak mi nie wierzysz, to spytaj tego człowieka do rzeczy, który się z Tobą ożenił).
No właśnie nie chce powiedzieć nic.
A ja bym chciała tylko powiedzieć, że chociaż nie znam Cię prywatnie, to czytając Twoje wpisy, znajduję coś, czego nie znalazłam jeszcze na żadnym innym blogu. Świeżość i lekkość pisania, niezależnie od tego, czy piszesz o elfach czy o problemach 😉 I nie mam pojęcia, czy to w jakimkolwiek stopniu pomoże i czy mi uwierzysz, ale fajnie, że jesteś i piszesz. Pozdrawiam ciepło, wszystkiego dobrego! 🙂
Dzięki!
Hm. No dobra. To teraz ja: Lubi mnie kilka osób, choć mam paskudne podejrzenie, że u większości z nich powodem jest litość i skłonności macierzyńskie. Związek? Liczba: zero. Randka? Liczba: zero. I pewnie się już nie zdarzy. Propozycja wspólnego wyjścia na piwo? Hm, dwie osoby zdają się o mnie pamiętać. Sukces. W pozostałych przypadkach to ja proponuję. I jest mi głupio, że każę komuś spędzać z sobą czas. Wolę być sama. Nie mam poczucia winy. Bo nie jestem błyskotliwa, ciekawa, mądra ani ładna. Już się przyzwyczaiłam.
Wtapiam się w tło do tego stopnia, że w szeregi ninja przyjmą mnie od ręki.
I to nie tak, że czasem. To przez cały czas. Czasem tylko mam siłę uśmiechać i udawać się, że wcale nie.
Naprawdę chcesz się licytować?
Nie, kto powiedział, że próbuję?
Nikt… Wybacz, wpis trafił akurat w moment, kiedy świadomość mojego braku wartości przejęła nade mną kontrolę. Zasadniczo mam dwa biegi: „jestem głupia, nic niewarta i nic nie umiem” i „jestem głupia, nic niewarta, nic nie umiem, ale trzeba z tym żyć; a poza istnieje czekolada i smoothie, więc i tak wygrywam”.
Zasadniczo chyba nie chodzi o to, że masz być coś warta. Chodzi o poznanie ludzi, którzy zobaczą Twoją nicniewartość, ale i tak będą Cię lubić.
Znam takich ludzi. Średnio obchodzi mnie ich opinia. Liczy się moja opinia.
Ja również nie będę oryginalna i powiem, że znam to uczucie, podobnie jak stany okołodepresyjne… a jeszcze mocniej bolesny perfekcjonizm i obsesje na punkcie szukania wszędzie niedoskonałości (i parę innych smutnych rzeczy, które dla Ciebie akurat nie są problemem). Z tym, że u mnie przyczyna prawdopodobnie tkwiła w pewnych ciągnących się latami sytuacjach rodzinno-emocjonalnych. To nie było bez powodu. Dużo zmieniło się, gdy mogłam się usamodzielnić. A potem niesamowicie dużo zmieniło się po moim nawróceniu na chrześcijaństwo. Dziś sama dziwię się moim pewnym wcześniejszym myślom i poglądom. To czasami wraca, pewna część zostanie już ze mną na zawsze (akceptują ją i kocham na tyle, na ile potrafię)- ale nigdy nie jest już tak bolesne i głębokie, jak przedtem. Szczerze życzę Tobie poprawy – tylko tyle mogę zrobić…
Zacznę od tego, że to nie atak a duże zaciekawienie (nie umiem w ludzi za bardzo, a nie chcę, żeby było nieprawidłowo odebrane).
Co Cię motywuje w takim razie? Wrzucasz całkiem sporo zdjęć siebie i swoich stylizacji, to by implikowało, że a) raczej lubisz swój wygląd i gust (bo dzielenie się tym co nam sprawia radość jest typowo społeczne (o czym świadczy duża ilość świeżo upieczonych mam na facebooku)); albo b) kreujesz pozytywnie swój własny wizerunek, żeby podwyższyć swoją wartość społeczną/ liczysz na pozytywne komentarze podbudowujące Cię samą w Twoich własnych oczach (więc w Twoim osobistym mniemaniu i styl i wygląd (przynajmniej na zdjęciach) jest na tyle dobry, żeby pomóc w osiągnięciu któregoś z tych celów). I teksty. Co motywuje do publikowania tekstów kiedy nie ma przeświadczenia o ich wartości?
Pozdrawiam uprzejmie i szczerze liczę na odpowiedź (tym bardziej, że albo źle interpretuję, albo zapomniałam o czymś istotnym).
Po pierwsze zacznijmy od tego, że depresja i inne lęki nie są zawsze stanem constant. Jednego dnia czuję się wspaniale, a następne pięć dni chcę non-stop płakać w toalecie, a potem trzy dni jest akceptowalnie, a potem cztery dni nie jest. Bloga prowadzę jakieś 7-8 lat, a epizod depresyjny mam po raz czwarty. Między tymi epizodami normalnie żyję.
Co do tekstów – mam przede wszystkim potrzebę pisania. Jak miałam 13 lat i pisałam fanfiki Wiedźmina też miałam po prostu potrzebę pisania. Blog to nie jest też jedyne, co piszę i wątpię, żebym kiedykolwiek pisać przestała.
Ok, dziękuję.
Rany. Zwykle jestem Czytaczem Cichym Niekomentującym, ale to strasznie ważny temat jest. Jakieś badania kiedyś czytałam, że 1 osoba na 3 na świecie w ciągu swojego życia na takie problemy napotyka, a mimo to ciągle to jest taki temat z którym często nie wiadomo, co zrobić. Tym bardziej dzięki, że się tym podzieliłaś.
Miałam taki czas że podpisałabym się dokładnie pod każdym Twoim słowem. Że jestem głupia myślałam średnio trzy razy dziennie, i w najmniej oczekiwanych momentach z powyższego powodu potrafiłam się na przykład rozpłakać. No, na wykładzie na studiach na przykład. Z rok to trwało i udało mi się z tym zmierzyć tylko i wyłącznie dzięki doskonałej terapeutce do której trafiłam z polecenia znajomej. Wiem że dawać rady via Internet to sobie można, a z drugiej strony znam też osoby którym jeden, drugi terapeuta nie pomógł, nie przypasował, a za trzecim razem bingo, trafili na odpowiedniego człowieka i odpowiednią metodę i udało się. I stąd zawsze podpowiadam żeby nie rezygnować po pierwszym terapeutycznym „niedopasowaniu”.
A on a lighter note – o tej obawie, że za chwilę ktoś odkryje, jak bardzo tak naprawdę jesteśmy beznadziejni, tak cudownie mówi Neil Gaiman, co pewnie wszyscy znają, ale nigdy dość! https://www.youtube.com/watch?v=plWexCID-kA
Pozdrawiam – Czytacz Cichy 🙂
Chciałabym być choć w połowie takim niczym
Hah, miło mi.
Rien, przysięgam, że pierwszy raz w życiu poryczałam się czytając bloga. Po kilku akapitach zacisnęłam oczy, bojąc się, co przeczytam dalej. Jaką odchłań rozpaczy i bólu nam pokażesz. Jakie to bezgranicznie smutne, że bliska osoba (czytam cię od lat, przez co stałaś mi się bliska), którą podziwiam, bardzo lubię, uważam za piękną, oczytaną, zabawną, utalentowaną i dobrą, może mieć momenty, w których ma o sobie takie myśli. Literacko rozłożyłaś mnie na łopatki w jednym tekście przywołując doppelgangera i klimat z Schulza, który pod warstwą rzeczywistości dostrzegał drugą, tą bardziej mroczną i tajemniczą. Szczerość twojego tekstu jest aż bolesna, nigdy wcześniej nie czytałam niczego bardziej poruszającego o depresji. Moje poruszenie wyniknęło również z tego, ze w twoich myślach znalazłam i swoje – o poczuciu bycia osobą bez właściwości, co wydawało mi się takie tylko moje, przeznaczone dla osób przeciętnych, a obce tym barwnym i ciekawym, takim jak ty. I tak sobie myślę, że może wszyscy jadnak jesteśmy jakoś do siebie podobni, może większość z nas walczy z podobnymi myślami i demonami? Może jednak jest tak, jak pisał Schulz w jednym ze swoich listów „Bo czyż pod stołem, który nas dzieli, nie trzymamy się wszyscy tajnie za ręce?”. Rien, mam nadzieję, że pisanie ma u ciebie efekt terapeutyczny i że ubranie w słowa swoich lęków, pomaga ci się z nimi uporać.
Trochę pomaga.
Same here. Też nikt mnie nigdy nie trzymał w piwnicy, ani nie przypinał do kaloryfera i molestował, a jakoś tak… smutno od zawsze. Od zawsze źle, nawet wtedy gdy teoretycznie jest dobrze. U mnie depresyjne stany są w pakiecie z natręctwami i milionem lęków. Nienawidzę tego w sobie, ale jednocześnie czuję się przez to w jakiś sposób.. wyjątkowo. Choć wciąż 634528273 razy w ciagu dnia będę myśleć, że nie umiem w życie. Wiem jednak, że kiedy gorsze dni przemijają i wychodzę spod kołdry, to wciąż pozostaje mi specyficzna neurotyczna wrażliwość, którą mogę przelewać na swoje zdjęcia, czy to co piszę do szuflady, co daje mi odrobinę jakiejś satysfakcji, choć na chwilę. Nie będę pisać żadnych frazesów, dawać mądrych rad, bo nic nie wiem, naprawdę. Po prostu łączę się w melancholii.
Jak dla mnie jesteś fajna i to wystarczy. Czuję sympatię do twojego internetowego ja, przypuszczam, że jesteś też sympatyczna w naturze.
Twój blog dostarcza pozytywnych wrażeń estetycznych, intelektualnych, poszerzasz czasami wiedzę i horyzonty i wnosisz trochę ciepła i światła na te chwile, kiedy Cię czytamy – już to pokazuje, że chociaż w jednej dziedzinie jesteś bardzo dobra.
Mam wrażenie, że część twoich gorszych chwil jest spowodowanych nieustannym dążeniem do doskonałości, która jest przecież niemożliwa do osiągnięcia. Za dużo kierunków, w których trzeba trzymać się w ryzach i ani chwili wytchnienia.
Oceniasz się wtedy strasznie surowo, tak, jak nie oceniałabyś nikogo innego. Myślę, że spokojnie możesz przestać obawiać się chwili, kiedy niechcący ujawnisz komuś, że ideałem nie jesteś. Bo ideały się podziwia na dystans, a przyjaźni ze zwykłymi osobami. Przez małe o.
Zawsze zastanawia mnie, kiedy ktoś twierdzi, że próbuję być ideałem. Jestem niezbyt miłą osobą, nie mam żadnej charyzmy, podkreślam wciąż, że nie umiem ogarniać domu, jestem leniem i najlepiej mi idzie w prokrastynację i wciąż czytam komentarze, że próbuję pokazać, że jestem idealna. Hm.
Nie jestem chyba najlepsza w wyrażaniu tego, co chciałabym przekazać. Nie miałam wcale na myśli, ze chcesz pokazać światu ze jesteś idealna, raczej to, że we własnej głowie dążysz do ideału. I że to tylko moje wrażenie.
Poza tym, przyszło mi do głowy coś, wcale nie wiem, czy mądre, o tym doppelgangerze: na nasladownictwie i wybieraniu wzorców zachowań i składaniu z nich siebie polega chyba właśnie życie w społeczeństwie. A to jaką osobą jesteśmy to kwestia wyboru tych wzorców i właśnie ich składania w jedną całość? Dlatego na przykład osoby z zaburzeniami autystycznymi mają tak trudno i nie umieją „w życie”. Gdybam teraz, skłoniłaś do myślenia
A jednak nie do konca chyba jestes tym „leniem ” skoro oprocz pracy na caly etat znajdujesz czas na pisanie bloga . No chyba ze pisanie (ogolnie ) jest tak naturalne dla Ciebie , jak dla „parwdziwego” lenia siedzenie na kanapie i konsumowanie chipsow i picia piwa .
Bo jesteś bardzo sympatyczna! Poznałyśmy się teraz na SeeBloggers i (mimo krótkiej chwili znajomości) nie da się do Ciebie nie uśmiechać. Masz coś takiego w sobie. Pogódź się z tym 🙂 Jak spotkamy się następnym razem, to zrób mi pokaz jak straszna, głupia, brzydka i beznadziejna jesteś, a ja i tak powiem Ci, że jesteś fajna, bo jesteś.
Z reguły nie komentuję wpisów, ale w tym wypadku czuję, że powinnam. Utożsamiam się z tym tekstem jak z żadnym innym, ze szczególnym naciskiem na poczucie winy, które towarzyszy takim stanom emocjonalnym i dodatkowo je pogłębia. Poczucie winy, że ludzie radzą sobie z ogromnymi tragediami życiowymi, kryzysami, traumami, a moim jedynym problemem jest nadwrażliwość, która odbija się na wszystkich aspektach życia. Poczucie winy, że nie kontroluję własnych emocji. Poczucie winy, że jestem s o b ą. Niby to normalne okresie dorastania, niby to wszystko minie, ale czy na pewno? Podpisuję się obiema rękoma i pozdrawiam ciepło.
przeczytałam trochę komentarzy pod tym postem i oprócz tych „mam tak samo”, było też dużo miłych słów w Twoją stronę. że jesteś taka fajna, że światło wnosisz, a mi to się zawsze wydawało, że jesteś raczej niemiła, powściągliwa i zimna. a jednak magnetyczna. taki czarny charakter, któremu nie sposób się oprzeć.
Hm, na skali Bellatrix Lestrange – Pani Weasley jestem gdzieś w okolicach Profesor McGonagall 😉
Hmmm, wszyscy jesteśmy niczym, pyłem marnym. Doceniam Twoją szczerość w Tym Wszystkim, co przekazujesz, co czuję ja, prawdopodobnie każdy człowiek czasem czuje. To jest właśnie wspaniałe. I jeszcze mówisz o tym,na głos, tak na forum. Wow, nie mam słów. Z jednej strony – od tego masz tego bloga, ale może (tylko może) wypiłaś tyle wina co ja? Naoglądałaś się seriali? No i świetnie! To właśnie sprawia, że jesteś mi bliska odczuciami. Czuję, że mogę okazać to samo, co Ty na forum (publicznym, czy choć kumplowskim), i że nie będę osamotniona. To naprawdę dużo 🙂
Mmmm, syndrom oszusta. Mam to samo, low-five!
A ja nie napiszę tutaj, że mam podobnie, bo nie mam. Jak każdy, mam problemy, ale innego rodzaju. Ale przejdę do rzeczy. Miałam na studiach koleżankę, która nigdy tego nie powiedziała na głos, ale myślę, że miała bardzo podobne odczucia jak Ty. Zawsze jej trochę współczułam z tego powodu. Ale nie o tym współczuciu chciałabym napisać, a o przekonaniach i obawach, które niszczą ludziom życie, bo w jej przypadku tak trochę było, bez przesady oczywiście, ale wiele przez to traciła. A ja myślę, że wszyscy tak na prawdę jesteśmy fajni i ciulowi zarazem. Jesteśmy też zbiorem różnych cech, zachowań, upodobań, niekoniecznie naszych własnych i myślę, że znalezienie siebie to długa i trudna droga. Wielu ludzi sprawia jedynie wrażenie pewnych siebie i świata, a w rzeczywistości w środku są rozsypani, więc nie powinnaś tak przejmować się swoimi odczuciami, bo właśnie ciągłe uważanie na to co się robi, czy mówi, jak się wygląda może sprawiać dziwne wrażenie, niekoniecznie adekwatne do tego, jacy naprawdę jesteśmy.
Też tak miałam, dopóki nie zaczęłam, za przeproszeniem zapier***c na studiach i potem w pracy 🙂 Jako dziecko zawsze wrażliwa i tak naprawde- skupiona na sobie, swoim ciele, emocjach, wyglądzie, charakterze. I smutna, no bo, wiadomo niedoskonala. A caly świat nie kręci się wokół mnie czy Ciebie. Nikogo aż tak bardzo nie obchodzą nasze boczki, krosty i schowane pod grubymi rajtuzami, żeby nie było widać, owłosione łydki 😉 po wielu życiowych przejściach- i to też nie takich z kategorii nowotwór czy molestowanie, oraz po CZASIE, nauczyłam się tolerancji dla siebie- mogę być nieidealna i ludzie mają to zaakceptować i koniec. I postanowiłam bardziej otworzyc się na innych i skupić się na nich. Praca w służbie zdrowia bardzo mi w tym pomogła, bo widzę ludzi ze strony 'przepoceni, w piżamie, przerażeni, z depresją’ i widzę jak moja zaleta- ciepło może im pomóc i naprawdę ich koi. I wiem że mam wiele wad, mimo ćwiczeń nadal brzuch niepłaski, mam humorki, nadal muszę sie uczyć, bo wiedzy nigdy dosc w mojej pracy… Ale ci pacjenci mają gorzej. I coś co we mnie jest dobre pomaga. I postanowiłam przenieść to na plaszczyzne niezawodowa i tym moim ciepłem sie po prostu 'chwalic’ I robić zasłonę dymną dla innych niedoskonałości. ale nawet jak ktoś zobaczy te wady to trudno 🙂 sam je ma! I moja rada jest właśnie taka, masz Wielka Zalete jaką jest trafienie w sedno i przemówienie do serc ludzi. I taka szczerość do przyznania się do uczuc, które wszyscy mamy a niekazdy chce to pokazac. To jest mega zaleta- i pokazuje jak bardzo jesteś równa 🙂 zrób zasłonę dymną ze swoich zalet, a wady odpuść, bo każda jedna osoba je ma 🙂 no… I najlepiej zajmij się czyms absorbującym, wtedy nie ma czasu myśleć o swoich demonach 🙂
Witam, też tak czuję, z małą różnicą w postaci braku drugiej połówki. Nic to teoretycznie nie zmienia, bo sama też mogę być całością i teoretycznie nic mi nie brakuje. Tyle, że czasem wpadam w wir myśli o których piszesz. Czasem głębiej i na dłużej, gdy ktoś pyta dlaczego jestem sama (skąd mi to wiedzieć??) Od trochę ponad 5 lat (mam 27lat więc pytań będzie coraz więcej). Wtedy zaczynam myśleć, że chyba jakiś elementów układanki we mnie mi brakuje i przez to jest jak jest. Bo bo kogo to ma być wina, jak nie moja. Przepraszam, że zeszłam z tematu, ale tu jakoś u Ciebie serducho mi się zawsze otwiera.
;d
Bardzo lubię czytać Twoje przemyślenia. Zwykle identyfikuję się z nimi ale tym postem trafiłaś w sam mój środek. Czyli w taką pustą przestrzeń w której staram się stworzyć jakieś wartościowe coś na różne sposoby, i na trochę zwykle się udaje, lecz ostatecznie nic się tam samo z siebie nie trzyma. Nie wiem dlaczego tak jest, może dlatego że poddaję wszystko w wątpliwość? Czy są jakieś rzeczy niepodważalne wogóle i czy jeśli taką rzecz znajdę, to czy to nie będzie podejrzane?
Pozdrawiam ciepło. I dzięki. Jesteś twórcą wartości. Nawet z deprechy zrobisz coś dobrego albo inspirującego.
PS http://rymszewicz.eu/post20140911/
Nawet wczoraj mówiłam o tym partnerowi, ten lęk w środku, że *wszyscy* kiedyś dowiedzą się, jak okropna jestem, jak bardzo jestem nikim, jak mało znaczę. Że wyjdzie na jaw ten wielki sekret, sama nie wiem, co miałoby to być, ale na pewno coś takiego, że nie będzie się dało mnie kochać.
(wiem, że post sprzed 6 miesięcy, ale zimą u mnie aktualne bardziej)
Są takie miejsca w sieci, które się po prostu lubi, nie że konkretnie za coś, ale po prostu za całokształt. Bo i zdjęcia przywodzą na myśl jakieś miłe uczucia i tekst powoduje refleksję, albo post wywołuje uśmiech. Niby nic, a jednak tak wiele. Internety zalewają całą masą informacji i obrazów, że sztuką jest wyłowić te złote ziarenka prawdy. Nawet jeśli ta prawda jest kreacją, ja lubię Twoją kreację. I pewnie 10.000 innych osób także.
„Bynajmniej nie udaję kogoś innego. Po prostu niespecjalnie jestem kimkolwiek.”
Słowa jakby wyjęte z mojej własnej głowy. Jak to możliwe?
Ściskam!
Dziękuję, że jesteś i że o tym wszystkim piszesz. I życzę ci, żeby wszystko toczyło się jak najlepiej dla Ciebie.
W pełni identyfikuje się z tym co piszesz. Czasem te myśli powodują, że mam ochotę zamknąć się w domu i nie narażać innych na swoje towarzystwo. Tylko później takie zachowanie jest często odbierane jak zwykłe lenistwo. Albo co gorsza, osobistą niechęć do ludzi, których unikam tak na prawdę przez własną samoocenę…
Nawet, jeśli nie znamy cię taką, jaką jesteś naprawdę, prowadzisz bloga, który daje nam radość. To nie jest iluzja, tylko realne dokonanie, któremu nic nie odbierze wartości. Masz z czego być dumna, i nie piszę tego dla pustej pociechy. Autentycznie cieszy mnie, że mogę go czytać 🙂