leki i macierzynstwo
Riennahera

Riennahera

Leki antydepresyjne a macierzyństwo

Nie jestem lekarzem. Nie będę pisać o tym czy można leki antydepresyjne brać w ciąży, jakie leki podczas karmienia itd. Takie rzeczy omawia się ze specjalistą, pod kątem własnej sytuacji i własnych potrzeb.

Ale piszę to z pewnym celem w głowie. Bo jest mi bardzo smutno kiedy przypominam sobie, jak ciężko było mi za pierwszym razem. Jak wiele lat opierałam się lekom, bo “JAK ZACZNIESZ BRAĆ LEKI TO WIESZ”. Smutno mi, ile nerwów dostało się starszej córce i zawsze będę się obwiniać, że może jej nieśmiałość i dystans do ludzi jest moją winą. Nie, żeby w nieśmiałości i dystansie było cokolwiek złego, ALE WIECIE.

Moim celem jest przekonanie kogokolwiek, kto przekonania potrzebuje, że nie musi dawać sobie rady ze wszystkim, że pójście do lekarza to nie jest przyznanie się do porażki. Przekonać, że przez to, że jeśli bierzesz leki, nie zabiorą Ci dziecka. I że szukając pomocy, kiedy i jeśli jej potrzebujesz, tak naprawdę dbasz o całą rodzinę.
Taka moja mini misja.

W pracy w sprzedaży wmawiano nam, że żeby ktoś usłyszał nas przekaz i przyjął go do wiadomości, powinien go zobaczyć siedem razy. Stąd ważne jest powtarzanie reklam i widoczność w różnych formach i na różnych nośnikach. Może zatem będę jednym z tych siedmiu nośników przekazu, który w którymś momencie wdrukuje Ci się do głowy, a w chwili potrzeby zadziała.

Macierzyństwo jest ciężkie.

Może być cudowne, może być spełnieniem marzeń, może dawać wielkie szczęście. A jednocześnie być ciężkim i wymagającym doświadczeniem. Ogromem pracy. Dla mnie, mimo leków, wciąż jest często ciężkie, może częściej niż cudowne. Bo wysiłek musisz wkładać codziennie, od rana do wieczora, a momenty rozkosznej zabawy czy zalewu miłości to momenty. Dają mnóstwo satysfakcji, ale nie przekreślają rutyny i zmęczenia. Wciąż mam ciężkie noce, jestem przebodźcowana, czasem chcę tylko ciszy i świętego spokoju. I to teraz, kiedy mam depresję pod kontrolą, kiedy moje złe stany emocjonalne nie wydarzają się niemal w ogóle, kiedy moje dzieci są coraz bardziej ogarnięte.

Być może masz percepcję, że weźmiesz leki i będziesz od tej pory uśmiechnięta jak Żona ze Stepford. Więc nie, tak nie będzie. Nie będziesz z radości skakać pod sufit i nie staniesz się nawiedzonym guru pozytywnego myślenia. Ale dla mnie życie na lekach jest dużo lżejsze. Przestało mnie przygniatać. Bo płacz nie sprawia, że jest mi niedobrze z nerwów i mam ochotę wymiotować. Ani nie cisną mi się na usta przekleństwa przy kolejnej nocnej pobudce. Ani nie boję się zostawać z dziećmi sama w domu. Ani nie czuję, że coś, cokolwiek, wszystko mnie przerasta. Wręcz przeciwnie. Czuję, że z większością spraw dam radę. Tak, będę zmęczona, tak, może kosztem innych rzeczy, ale wiem, że dam radę. No i wreszcie – jest cudowne częściej niż dawniej. Każdego dnia przynajmniej przez chwilę. Dzięki odarciu z lęków i emocji, które mi nie służyły, potrafię doceniać, kiedy jest dobrze. Kiedy wstaję rano i mam przed sobą cały dzień z dziećmi, myślę o tym, co fajnego będziemy razem robić, a nie tylko kiedy to się skończy i skąd mogę wyglądać pomocy.

Czuję, że dzięki lekom mogę wreszcie być prawdziwą sobą. Bo nie wierzę, że ja myśląca o tym, jak wspaniale byłoby nie być, dostająca nudności na dźwięk płaczu czy krzycząca w nocy przekleństwa z powodu kolejnej pobudki to prawdziwa ja. Wierzę, że prawdziwa ja to ta szukająca dla dzieci fajnych rozrywek, radzącą sobie z ich emocjami i kryzysami i ciesząca się z czasu z nimi. Nawet jeśli miewam ich dość.

Odkąd biorę leki jestem na pewno o wiele lepszą matką i o wiele lepszą osobą w ogóle. Bo mam na to siłę. Bo nie walczę od rana do wieczora z samą sobą i z własnymi emocjami. Bo nie dostaję codziennie bólu brzucha z nerwów i nie kulę się pod kołdrą w rozpaczy.

Moje dzieci zasługują na zdrową i silną matkę. Każde dziecko na taką zasługuje.

I nie, nie piszę tego, żeby powiedzieć Ci, że masz wziąć się w garść, zacisnąć zęby i dać radę. Czasami zadbanie o bliskich zaczyna się od leczenia siebie i zadbania o siebie. To nie jest coś, co można odłożyć na moment, kiedy będzie więcej czasu. To nie jest coś, na co trzeba zasłużyć. To nie jest rozrywka, nowy ciuszek albo nowe paznokcie. Nikt nie powiedziałby, że musi poczekać z wsadzeniem nogi w gips, bo musi mopować podłogę.

Żałuję, że sugestia leków pojawiła się w moim radzeniu sobie z depresją tak późno. Ale kiedy się w końcu pojawiła, wszystko zaskoczyło. Nie obiecam Ci, że wszystko będzie od razu lepiej. Miałam farta, przypisane tabletki mi podpasowały, a skutki uboczne po jakimś czasie minęły. Niektórym ta wychodzi, innym niekoniecznie i muszą poszukać dłużej. Mogę natomiast zdecydowanie namawiać, że warto szukać i próbować. Że może być lepiej.

I że jesteś tak samo ważna jak pozostali członkowie rodziny.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

4 thoughts on “Leki antydepresyjne a macierzyństwo”

  1. Dziękuje za ten post. Stoję teraz przed podobnym wyborem. 30 tydzień ciąży, głowa pełna lęków i stany depresyjne. Leków się boje, bo właśnie „JAK JUŻ ZACZNĘ TO WIESZ”. Konsultacja ze szpitalem jeszcze przede mną, ale Twoja notka daje mi nadzieje, ze się DA.
    Da chcieć żyć, da nie zamartwiać każdego dnia.
    Wiec może i ja dam radę.

  2. Bardzo ważny wpis. Ja musiałam po roku wrócić do farmakoterapii i bałam się, bo poprzednio miałam sporo skutków ubocznych pomimo próbowania innych leków. Przychodzi natomiast taki moment kiedy naprawdę nie daje się rady mimo całej pomocy i miłości wokół. Mam takie samo zdanie, że lepiej było nie czekać na ten totalnie zły moment (bo jak to dawałam radę bez i znowu muszę wrócić?) oszczędzając sobie i bliskim b trudnego czasu. Teraz próbuję kolejny lek, zobaczymy. Mam obawy czy będzie ok, ale wolę działanie niż czekanie na cud. I tak jest lepiej niż bez leków. Warto próbować i przypominać to innym. Podziwiam za bycie matką i podwójną walkę o swoją rodzinę i siebie. Mnie moja choroba powstrzymuje na razie przed decyzją powiększenia rodziny, ale zaczynam widzieć więcej walczących mam i tego że choć to zawsze ciężka praca (a nie rzyganie miłością) to da się i warto. Dzięki! Pozdrawiam ciepło.

  3. Bardzo, bardzo istotny artykuł. Mało kobiet ma odwagę, by o tym mówić. Wciąż uznawane jest to za stygmatyzujące i wstydliwe. Twoja decyzja jest wyrazem troski o siebie i swoją rodzinę. A w temacie wszelkich leków i ciąży/karmienia piersią jest zawsze jedna kwestia: bilans zysków i strat. W sytuacji depresji u przyszłej mamy często większą korzyść przynoszą leki. I warto o tym pamiętać. Pozdrawiam ciepło

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top