Staram się nie kupować zbędnych rzeczy. Czy mi wychodzi? Bywa różnie. Bo przecież cokolwiek kupuję, jest mi tak naprawdę potrzebne, nie? Niemniej, staram się. Z bólem serca zamiast papierowych książek sięgam po ebooki, nie sprowadzam do domu pamiątek z wakacji, każdy przedmiot przemyślę kilka razy. Najciężej bywa z ubraniami, ale w przypadku innych rzeczy idzie mi dużo lepiej.
Czasem jednak kupi się coś, co zmienia jakość życia na lepszą. Przedmiot, który staje się nieodłącznym elementem codzienności. Oto moja lista.
Nie ma tu żadnego motywu przewodniego poza tym, że moje najlepsze zakupy to przedmioty, które realnie mi w czymś pomagają i faktycznie zmieniły moje życie na lepsze.
Dorzucę linki, niektóre nawet afiliacyjne.
Fitbit
Zdecydowałam się na Fitbita po tym jak wychwalała go koleżanka. Wcześniej nie widziałam sensu w posiadaniu smartwatcha do mierzenia “różnych bzdur”.
Myślę, że nie ma żadnego znaczenia czy to będzie Apple Watch, Galaxy Watch, Fitbit czy cokolwiek innego.
Myślę, że nie każdego zmotywuje to do czegokolwiek. Mojego męża w ogóle nie motywuje. Mnie też nie wszystkie funkcje się podobają (przypominanie mi, że mam zrobić 250 kroków na godzinę w dzień, kiedy zrobiłam 10 tysięcy już do południa tylko mnie irytuje), ale ogólnie sam fakt, że widzę co i jak, popycha mnie do ruszania się. Robię dodatkowe kroki, żeby nabić sobie licznik. Więcej się wysilam, żeby zrobić aktywne minuty. Ba, po to zrezygnowałam z usług pani sprzątającej…Serio.
Członkostwo w Tate
Jest to z pewnością zakup, który sprawił mi najwięcej radości. Jednocześnie wyciągał mnie z domu podobnie jak Fitbit. Obejrzałam wystawy, na które normalnie bym nie poszła, bo przecież już „zapłacone”, więc trzeba korzystać. Byłam cztery razy na Yayoi Kusamie, na którą bardzo ciężko dostać bilety. Wchodziłam sobie do Tate od tak, czasem, żeby się ogrzać i posiedzieć, bo byłam w okolicy.
Takie członkostwa ma mnóstwo brytyjskich instytucji, warto poszukać i znaleźć odpowiednią dla siebie.
Rozpiska dzienna rzeczy do zrobienia
Tak, można zrobić taką rozpiskę samej i wydać nic. Ja wydałam właśnie dlatego, że zaczęłam robić takie rozpiski sama i działały, a chciałam mieć coś co nie będzie kartką z nabazgranymi kwadratami. Kupiłam zatem pierwszy z brzegu bloczek, który wydawał się mi odpowiadać. I odpowiada.
Z grubsza trzymam się planu. Nie prokrastynuję zbyt dużo.
Obecnie się kończy i kupiłam tańszą wersję. Sądzę, że sprawdzi się tak samo.
Planer Inspired Stories
Powstał o nim kiedyś cały tekst. Trzeci rok z rzędu kupiłam taki sam. W przyszłym roku zamierzam kupić kolejny. Jest planerem mojego życia.
Dzięki niemu właściwie nie zapominam już rzeczy, nie zawalam dedlajnów, płacę na czas rachunki. Jestem, nie bójmy się tego powiedzieć, zorganizowana. Poza tym jest pioruńsko ładny. Spełnia wszystkie warunki mojego idealnego planera.
Naprawdę dobra rozpinana bluza
Moja naprawdę dobra bluza pochodzi ze sklepu Marsala i zainfluencowała mnie Szafa Sztywniary. Bo uważam, że mi ładnie w brązowym, a brązowe bluzy to wcale nie jest łatwo dostępny produkt.
To oczywiście nie musi być droga bluza, bo będąc u mamy podkradłam jej bluzę z Biedronki za 35 zł. Bo też jest dobra.
Bluza musi być miła, być z dobrej jakości grubej i miłej w dotyku bawełny, musi mieć kaptur i być rozpinana. Moja jest do tego przyjemnie nonszalancka i ma kaptur wielki jak dla Jedi. Oraz jeszcze większe kieszenie, mieści się w nich wszystko i nie wypada. Uwielbiam zakładać ją z płaszczem. Mogłabym nosić ją prawie codziennie, całymi tygodniami.
Odżywka Anwen Liczi
To połowicznie był zakup, ponieważ do wypróbowania dała mi ją koleżanka. Ale od tego czasu kupiłam sobie kolejną butelkę, jedną kupiłam dla mamy i jest to obowiązkowa butelka na półce i w mojej kosmetyczce podczas wyjazdów.
Jej siła polega na tym, że wydobywa skręt bez konieczności kręcenia włosów. Ba, bez konieczności suszenia ich. Zwłaszcza latem, kiedy w ogóle nie ma się ochoty na sterczenie przed lustra z suszarką. Albo na wakacjach, kiedy w ogóle nie ma się ochoty na spędzanie czasu na myśleniu o włosach.
Buty trekingowe
ZA MOICH CZASÓW buty w góry były ciężkie, wielkie, koniecznie za kostkę i trzeba je było roznosić, zanim ruszyło się w nich na szlak. Pierwszy raz pojechałam na kolonie w górach mając 9 lub 10 lat. Przekonanie o tym jakie mają być buty towarzyszyło mi długo.
W świecie, z którego się wywodziło, pójście w góry w adidasach było szczytem głupoty i nieodpowiedzialności. Kiedyś, jako osoba już dorosła, acz lekkomyślna, poszłam. I poza tym, że wróciły całe w błocie i nieco zmokły mi nogi, było mi w nich…cudownie.
Przenosimy się teraz do lat dwudziestych dwudziestego pierwszego wieku. Istnieją buty do chodzenia w górach, które jednocześnie są wodoodporne i mają lekkość adidasów. POSTĘP. A ja zastanawiam się gdzie te buty były całe moje życie.
Moje to takie tanioszki na wakacje, na pewno są lepsze i fajniejsze.
Foremki do lodów
Moja starsza córka chce codziennie jeść lody. Bez wyjątku. Czy jest zimno czy jest ciepło, słonecznie czy pada deszcz.
“Mamo, mogę lody?”, “Mamo, kupisz mi te lody?”
Słucha piosenek o lodach. Ma zabawkę lodziarnię.
Lody, lody, lody, lody.
Spełnienie jej marzenia byłoby wielce nieodpowiedzialne. Chyba, że…Co gdyby te lody były na przykład ze zmielonych owoców pomieszanych z jogurtem? Albo z rozgniecionego banana z łyżką masła orzechowego? Bez dodatku cukru, za to z witaminami i białeczkiem?
To byłby akceptowalny deser, dozwolony nawet codziennie, nieprawdaż?
Muahahahahaha…
Oczywiście foremek na lody jest mnóstwo. Ja mam te i bardzo dobrze się spisują. Sama też czasem dziobnę domowe lodziki. Ponieważ to naturalny jogurt z owocem, dziobię bez żadnych wyrzutów sumienia.
Szerokie spodnie z H&M
Raz na jakiś czas znajdzie się w sieciówce ubranie życia. Dobrej jakości, idealnie dopasowane do sylwetki, po prostu świetne. Takie są właśnie moje spodnie.
Chodzę w nich prawie cały czas, bo są nie tylko krzykiem mody, ale i tworzą fajną nonszalancką sylwetkę. Wszystko to za niecałe trzydzieści funtów.
Są tak dobre, że kupiłam drugą parę w innym kolorze.
Biżuteria Hey Harper
Na moim instagramie dość agresywnie się reklamują. Denerwowali mnie, dopóki moja koleżanka i trenerka zarazem nie poleciła łańcuszka i wisiorka u siebie. I kurczę, kupiłam i kocham je. Uważam, że są urocze i wyglądają jeśli nie drogo, to nie tanio/kiczowato. Noszę codziennie.
Tak, to zbytek. Tak, to tylko ozdoba i zasadniczo nic nie robi. Poza sprawianiem mi przyjemności.
Płaszcz Stutterheim
Jesienno-zimową porą okrycie wierzchnie robi nam wizualnie za większość ubrania/looki/stylizacji/outfitu/jakkolwiek to zwać. No za większość stylu, no. Dlatego uważam, że ważne jest wybrać takie okrycia, w których człowiek czuje się fabjuluśny. Lepszy jeden zajecudny płaszcz niż pięć takich “tylko ok”.
Ponieważ jesienią i zimą pada, uznaję płaszcz deszczowy za musthave dla osoby, która nie jeździ samochodem i mieszka w Wielkiej Brytanii.
Długo zastanawiałam się nad płaszczem Stutterheim, bo chociaż wizualnie wyglądał na stronie pięknie, to jednak cena nieco przygniata. Radziłam się kto go ma, pytałam o opinie. W końcu w okresie przecen skusiłam się. I teraz ja mogę być tą osobą, która wyraża opinię i namawia. To jest wspaniały płaszcz przeciwdeszczowy.
Model Moseback jest lekko rozszerzany i wygląda naprawdę filmowo, stylowo epicko. Jest to gumiak, ale ta guma jest taka jakościowa, stosunkowo ciężka, nie gniecie się. No modowa guma.
Tanie kalosze
Pozostając w tematach deszczowych. Posiadam kalosze Hunter i…żałuję. Są wielkie, ciężkie i założenie ich trwa dłużej niż bym chciała. To znaczy stawiają jakikolwiek opór, a ja nie chcę. Gdybym mieszkała na wsi albo chodziła codziennie na długie spacery z psem po błotnistym parku, być może byłyby idealne. Ale mieszkam w mieście.
Hunterów nie chciało mi się zakładać do pracy, bo musiałabym brać buty na zmianę. Nie są wygodne na wyjście z dziećmi na grupę zabaw. Na podróż też średnio, bo są diablo ciężkie.
Nie to co gumiaki z Amazona za 16 funtów. Które są leciutkie, mięciutkie, a na dodatek wyglądają jak sztyblety. SZESNAŚCIE FUNTÓW. Nie wiem z jakiego zła są zrobione i w jakich warunkach, ale każdy krok sprawia, że kocham je i coraz bardziej zatapiam się w tym źle i staję się z nim jednością. A mój mąż bardzo mi zazdrości gumiaków, bo w jego rozmiarze takich nie ma. A pasują naprawdę do wszystkiego.
Wszystkie najlepsze zakupy kupiłam za własne pieniążki i widzę, że są dobre. Bierzcie i kupujcie, jeśli potrzebujecie, bo polecam. Poza tym kalendarze zaraz się wyprzedadzą…Co roku wyprzedają się w początkach grudnia.