Tekst we współpracy z Wydawnictwem Jaguar
Dzisiaj ma miejsce premiera książki Erin Stewart, “To, czego nie mówię”, której mam zaszczyt być patronką.
Różne rzeczy przyciągają nas do książek. Jedni uwielbiają styl i szukają w literaturze wysublimowanych i oryginalnych form. Inni szukają nowości myślowych, innowacyjności, czegoś, czego jeszcze nikt nie stworzył.
Sama uwielbiam trzy aspekty. Pierwszy to mądrość powiązana ze zdrowym dystansem do siebie i czułością wobec świata. Paradoksalnie wydaje mi się, że znajduję to zarówno u Sapkowskiego jak i u Vonneguta, ale też…Jane Austen i Tołstoja. Drugi – postaci z krwi i kości, które mają mocne i unikatowe charaktery. Oraz trzeci – prawdziwe emocje. Jeśli opowieść jest psychologicznie wiarygodna i dostarcza emocjonalnych przeżyć, to dla mnie może się rozgrywać zarówno w kosmosie jak i pod wodą i wszędzie pomiędzy.
Powieść Erin Stewart spełnia na pewno dwa z trzech warunków. Postaci są naprawdę. Nie są wyciętymi z papieru osobami. Łatwo było mi je sobie wyobrazić. Myślę, że byłabym w stanie wiarygodnie narysować każdą z nich, z ich uroczymi dziwactwami. Ponieważ myślę wizualnie, bardzo lubię taką kreację. A emocje…o matko. Mam 36 lat. Bohaterka książki ma 16 lat. Ale doskonale pamiętam, jak to było czuć w sobie wszystko i nie móc, nie umieć powiedzieć nic.
![](https://www.riennahera.com/wp-content/uploads/2023/07/F54CF481-E07A-47D1-844A-F4917F1FD971-745x1024.jpg)
Książka opowiada o 16-letniej Lily, która jest w zasadzie zwykłą uczennicą. No, prymuską. I ma w zasadzie niemal zwykłe życie, które spędza w szkole i w domu, z tatą, macochą i dwiema siostrami. Ach, jest pewien szczegół. Jej starsza siostra Alice próbowała popełnić samobójstwo i Lily znalazła ją z podciętymi żyłami na podłodze w łazience. A teraz Alice wraca do domu po pobycie w ośrodku psychiatrycznym. I jeszcze jedno, mama Lily zmarła przy porodzie, ze szpitala wrócił tylko tata z noworodkiem – najmłodszą z sióstr, Margot. Lily nie ma jednak czasu zastanawiać się nad emocjami, bo ma tyle na głowie. Musi dostać się do zawodów stanowych w bieganiu, musi dostać stypendium na uczelnię, żeby tata nie brał dodatkowych prac w celu opłacenia jej studiów. Musi być dobra, miła, bezproblemowa. I tylko jakoś wszystko zaczyna się sypać i drapie sobie skórę do krwi. Ale to przecież nic…
Często w tekstach kultury mam problem z wczuciem się w problemy postaci, bo wynikają głównie z braku komunikacji. To nagminne w wielu książkach, filmach i serialach. Tutaj problemy wynikają z tego samego, zdradza nam to sam tytuł. Tylko, że jednak wypada to…inaczej. Z pewnością jestem bardziej w wieku rodziców bohaterki niż jej samej, ale łatwo mi się wczuć w jej postać. Jako 16-latka też byłam świetną uczennicą, biorącą udział w konkursach, borykająca się z problemami rodzinnymi (choć innego typu), które choć nie były moją winą, kształtowały moją codzienność. I również czułam, że muszę być grzeczna i bezproblemowa, bo tego się ode mnie wymaga. I to nic takiego, przecież ja nie mam problemów, to inni je mają, a ja jestem taka normalna i nic mi nie jest. Więc po co o tym mówić? Po co kogoś martwić? Po co pokazywać się jako nienormalna? Przecież dam radę…
![](https://www.riennahera.com/wp-content/uploads/2023/07/D74F709A-A2BC-42B9-AA32-7BBF3474D533-765x1024.jpg)
Po jakąkolwiek pomoc sięgnęłam dopiero lata później. Te dwadzieścia lat temu zresztą mieliśmy zupełnie inną świadomość problemów psychicznych. Wierzę, że poruszanie tego tematu w popkulturze, w sposób bez nadęcia, tylko opowiadając wciągające historie, jest jedną z cegiełek przyczyniających się do zmiany tego stanu. Pamiętam też, że gdy byłam nastolatką, nachalna dydaktyka wywoływała jedynie szyderstwo. Kiedy ktoś z pozycji autorytetu mówił, że narkotyki są złe, to spływało po mnie jak po kaczce. Ale przeczytałam “My Dzieci z Dworca Zoo” i całe życie trzymam się jak najdalej mogę od nielegalnych substancji. Uważam zatem, że mówienie o depresji i chorobie psychicznej w formie emocjonującej powieści, z postaciami, z którymi można się utożsamić, jest potencjalnie dużo bardziej pożyteczne niż “starzy” ludzie przekonujący, że możesz im powiedzieć co czujesz.
![](https://www.riennahera.com/wp-content/uploads/2023/07/F1CDAFD3-B7A3-41DA-B15C-0F773C0E07DA-765x1024.jpg)
Tak, to książka o nastolatkach i dla nastolatków przede wszystkim. Ale emocje są aktualne dla każdego, zwłaszcza, że całkiem dorosła autorka posiłkuje się własnym doświadczeniem. Poza tym odkrywcze może być spojrzenie z boku na postać ojca głównej bohaterki, dźwigającego na barkach zapewnienie córkom bezpieczeństwa. Widać, że jest osobą wrażliwą, kocha córki, chce jak najlepiej, w czym wspierany jest przez swoją drugą żonę, łamiącą stereotyp macochy. Ale jednak popełnia błędy, które z boku są widoczne jak na dłoni. Natomiast jako matka potrafię go zrozumieć.
Obok ważnych i przejmujących tematów, jest to po prostu sprawnie napisana książka obyczajowa, którą można zabrać na wakacje. Dla młodzieży i dla rodziców młodzieży. Nie jest to guilty pleasure, ale wciąga i czyta się gładko.
Książkę możecie od dziś kupić w księgarniach lub zamówić w Empiku.
PS Na zdjęciach mam tyle lat co bohaterka powieści.
![](https://www.riennahera.com/wp-content/uploads/2023/07/toczegoniemowie-1024x768.jpg)