Marta Dziok-Kaczyńska

List do sąsiada

Picture of Marta Dziok-Kaczyńska

Marta Dziok-Kaczyńska

Drogi Sąsiedzie,

Na co dzień nie rozmawiamy, ale znamy się z widzenia. Nazywasz się James, Doris, Terence albo Martin. Moje DNA znajduje się czasem na Twoich listach, które podnoszę z podłogi i wkładam do przegródki z numerem Twojego mieszkania. Taka nasza intymność. Jedyne słowa, które do siebie mówimy to sporadyczne “hi”, ale to wcale nie znaczy, że nie zajmujesz specjalnego miejsca w moim sercu. Tak wiele dla mnie robisz.

Dziękuję za wspólne oglądanie seriali na Netflixie. Szczególnie Orange Is The New Black. Kiedy Piper przeżywająca ekstazę na moim ekranie synchronizuje się z orgazmicznymi dźwiękami z Twojego kina domowego, czuję, że wszechświat jest jednością. Przy czym to trochę nieładne, kiedy oglądasz beze mnie. Właśnie słyszę z Twojego piętra seks między parą heteroseksualną. Spoilery nie są fajne. Ale przynajmniej motywujesz mnie do nadrabiania sezonu.

Dziękuję Ci za remont. Dzięki niemu w sobotnie poranki mogę poznać egzotykę bułgarskiego radia. Rozwijam się językowo, ucząc się różnych piosenek słyszalnych na pół ulicy, a także przekleństw z ust robotników. Kiedy wiercenie staje się nie do wytrzymania, motywujesz mnie do ruszenia się z domu już około dziesiątej i zapoznania się z kulinarną ofertą okolicy. Bardzo polecam Gallipolli, ich tureckie śniadanko jest przepyszne, palce lizać.

Uczysz mnie dokładności. Zwłaszcza w zawiązywaniu worków na śmieci. Po tym razie, kiedy narzeczony doniósł mi wracając przed północą z biegania, że kręcisz się przy odpadkach wystawionych do odbioru następnego poranka, dokładam wszelkich starań, żeby nijak nie dało się do nich zajrzeć. Z pewnością robisz to z dbałości o okoliczne zwierzęta, żeby przypadkiem nie zatruły się czymś paskudnym. Masz takie dobre serce.

Chcesz, żebym miała wszystko co najlepsze. Podczas mojego urlopu dzwonisz do agencji, że w moim mieszkaniu puka rura. I robisz mi taką niespodziankę, kiedy wracam, a w moim mieszkaniu jest nowiutki, śliczniutki zamek, bo agencja wyłamała stary. I tylko zimna woda. Tak zdrowo! Taka niespodzianka! Ale Ty to zawsze umiesz mnie zaskoczyć.

W końcu najbardziej dziękuję Ci za te nieokreślone dźwięki, które przypominają ubijanie cielaka. Te wszystkie ŁUBUDU, jak gdyby przewróciły Ci się wszystkie szafy, te grzechoczące i posuwiste odgłosy, jak gdyby cielak jeździł na wrotkach. A potem tłuczenie, jak gdyby walczył o ostatnie chwile swego życia, jak gdyby próbował uczepić się go z całej siły małymi kopytkami. A potem piłowanie go na kawałki. Nie mam pojęcia co robisz tam na górze, ale opowieści o tym co przypominają te odgłosy stanowią popularne anegdoty w pracy i podczas wyjść ze znajomymi. Dbasz o moje powodzenie w towarzystwie i jestem Ci za to bardzo wdzięczna.

Sąsiedzie, kocham Cię. Tak dobrze, że jesteś.

Twoja na zawsze,
Marta

| zdjęcie: Katarzyna Terek |

Podoba Ci się? Udostępnij ten post

Riennahera

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska

Riennahera​

Prowadzę blog, podcast „Korespondencja z Londynu” oraz aktywnie działam w mediach społecznościowych. W Wielkiej Brytanii mieszkam od 2006 roku. Studiowałam historię i filmoznawstwo na Uniwersytecie w Glasgow. Przez wiele lat pracowałam w brytyjskiej prasie, obecnie jestem dziennikarką portalu polonijnego. Wydałam książki fantasy „Elfy Londynu” i „Podróżniczka” oraz non-fiction „Anglia. Czas na Herbatę” i e-book „Londyn z Riennaherą”. Mieszkam w Londynie z mężem i córkami.