Zawsze zastanawia mnie, skąd się biorą kobiety, które bez wstydu mówią głośno, że nie są feministkami. W swojej najbardziej podstawowej formie i definicji feminizm jest po prostu dążeniem do równouprawnienia. Osobiście uważam się za stuprocentową feministkę, chociaż nienawidzę nosić siatek i oddaję je swojemu mężczyźnie, lubię moje staniki i trzymam je z daleka od ognia i to ja smażę naleśniki na śniadanie, obiad czy kolację. Swoją drogą faceci w moim życiu zawsze mieli problem z naleśnikami. Kiedy Mamy nie było w domu nie było szans na naleśnika czy nawet omleta. Horror.
Rozumiem oczywiście, że ktoś marzy o życiu pełnoetatowej gospodyni domowej wśród gromadki dzieci z Panem Mężem jako głową rodziny. Ma do tego pełne prawo. Tak samo jak inna kobieta ma pełne prawo, żeby stać na czele międzynarodowej korporacji i dzieci oglądać tylko w telewizji. Żadna opcja nie czyni z nas lepszego czy gorszego człowieka ani lepszej czy gorszej kobiety. Kluczowym jest natomiast, aby w wyborze opcji nikt nam nie przeszkadzał i nie przymuszał do rodzenia czy do rządzenia.
Jestem święcie przekonana, że każdy ma prawo do decydowania co go uszczęśliwia i dorośli, zdrowi na umyśle ludzie mogą podjąć te decyzje bez względu na organ płciowy. A jeśli ktoś uważa, że jest inaczej, to ja uważam, że to obciach.
Z okazji dzisiejszego Dnia Kobiet najlepsze życzenia dla wszystkich Pań. I dla Panów też. Żebyśmy wszyscy byli feministkami i feministami i żeby nigdy nie zabrakło nikomu naleśników.

62 thoughts on “To obciach nie być feministką”
miau!
Świetne zdjęcie :). Drapieżna jesteś na nim 🙂
Zapraszam do siebie 🙂
http://www.nataliefashionplace.blogspot.com
Wreszcie ktoś napisał logiczny post na ten temat! W swoim środowisku często się czuję osamotniona z poglądem, że w sumie feminizm powinien być czymś oczywistym… A zdjęcie bardzo ładne 🙂
z okazji postu o feminizmie ogłaszam, że oficjalnie Twój blog jest lepszą lekturą do śniadania niż wszystkie polskie strony z wiadomościami razem wzięte. Tam nogi posłanek i bulwers na słowo ministra – tutaj „obciach nie być feministką”. Go, you!
e tam, a ja się nie zgadzam, nie czuję się feministką. jako kobieta nie czuję się uciemiężona, w związku z czym nie widzę powodów do dążenia do równouprawnienia, no.
W zeszłym roku w maju podczas blokady sejmu posłanka Pomaska próbowała przedostać się przez barierkę, żeby wracać do domu do kilkutygodniowego niemowlęcia. Została poturbowana przez blokujących. Najlepsze jednak były komentarze odnoszące się do wydarzenia, że matka karmiąca powinna siedzieć w domu z dzieckiem, a nie jeździć po sejmach. Posłanka, wybrana w wolnych wyborach właśnie do reprezentowania wyborców w sejmie.
Także uważam, że dyskryminacja jest jednak realna.
Pamiętam, pamiętam, bo ją to konkretnie generalnie krytykowano za to, że „z sejmu żłobek zrobiła” etc. Ach, silna babka, w końcu też z ILO!!!
@riennahera – a powiedz mi, czy Ty jesteś maskulistką? W razie czego wyjaśniam. Maskulizm jest to męski odpowiednim feminizmu. Feminizm się skupia na kobiecej dyskryminacji, natomiast maskulizm na męskiej. Bo tu szok: mężczyźni też są dyskryminowani. Tylko 3% mężczyzn w Polsce dostaje prawo do opieki nad dzieckiem. Nie tak dawno pewien ojciec popełnił samobójstwo ponieważ sąd ograniczył jego prawa rodzicielskie. Tylko 1% mężczyzn dostaje pracę w przedszkolu. Mężczyźni są często molestowani. W Petersburgu taksówkarze połączyli swe siły przeciw molestowaniu, bo nagminnie czyniły to ich pasażerki. Mężczyźni są surowiej karani za te same wykroczenia co kobiety i rzadziej dostają „zawiasy”. Nie mówiąc już o stereotypach dotyczących mężczyzn i silnej presji narzucanej przez kobiece społeczeństwo na nich, co skutkuje tym, że mężczyźni 5 razy częściej popełniają samobójstwa, częściej mają zawały serca i żyją krócej o 7 lat. Jeśli się nie określasz jako maskulistka, to czyżbyś nie uważała, że mężczyźni są dyskryminowani? Albo że to mało znaczący problem? Ja jako facet jestem tego świadom, a jednak nie jestem maskulistą. Nie mam potrzeby takiego określania siebie. Kobiety tak samo – są czasem dyskryminowane, choć ta skala jest wyolbrzymiana. Po co się ciągle etykietować.
Trochę głupie pytanie, na zasadzie czy uważam, że ludzie powinno być równi wobec prawa. Tak, uważam, że powinni. Ale jakoś mężczyźni nie ględzą w mediach 'nie jestem maskulistą’ żeby zdobyć program kulinarny i nie są z siebie potem dumni. A kobiety tak. Na Pudelku – 'nie jestem feministką’, w artykule o edukacji i kwestii seksizmu – 'nie jestem jakąśtam feministką’ itd. I tak, uważam, że jest to problem.
No bo widzisz, to też wina kolejnego stereotypu jaki dotyka mężczyzn. A mianowicie, że facet nie może się skarżyć i lamentować nad swym biednym losem. Taki facet jest niemęski, a społeczeństwo – głównie kobiety – narzucają nam pewien etos męskości, że trzeba być twardym, odważnym, nie użalającym się, niezniewieściałym itd. Tak jak to pisał Tomasz Lis w jednym ze swoich felietonów – taki facet byłby kompletnie niereprezenatywny dla całego ogółu mężczyzn. Natomiast kobieta, która się nad sobą użala, robi z siebie uciemiężoną ofiarę, walczy o swoje…? To już prędzej przejdzie. Ty poza tym czegoś nie rozumiesz. To, że ktoś nie utożsamia się z feminizmem, wcale nie oznacza, że nie uznaje równouprawnienia i uważa, iż kobiety są w jakimś stopniu gorsze czy coś. Według badań CBOS-u, 97% Polaków i Polek uważa, iż kobiety i mężczyźni powinni mieć równe prawa i powinni być jednakowo traktowani. Źródło: http://rownetraktowanie.gov.pl/sites/default/files/rownouprawnienie_plci.pdf Ale jednocześnie mało osób utożsamia się z feminizmem, wręcz przeciwnie, dla większości ten termin to obelga. Dlaczego? A dlatego, że feminizm przede wszystkim chroni interesy kobiet, ale tylko tych liberalnych i głównie kobiet sukcesu. Feminizm został totalnie zawładnięty przez lewicę. Niby są różne odłamy feminizmu, jest chociażby feminizm chrześcijański, ale jednak większość ludzi identyfikuje go z liberalnością, a kobiety w Polsce w swej większości nie są liberalne. Feministki chcą prawa do powszechnej aborcji. Przeciętna Polka jest przeciwna aborcji. Feminizm walczy z Kościołem. Wiele kobiet to zadeklarowane katoliczki. Feministki chcą parytetów. Kobiety mają to w dupie. Feministki w Polsce chcą zalegalizować prostytucję. Polki są na to zbyt konserwatywne. Zewsząd można odebrać jasny obraz, że feminizm jest przeciwny konserwatywności. Jeżeli kobieta chce siedzieć w domu i niańczyć dzieci, to feministki niby powiedzą ci: ok, jeżeli to tylko twoja wola, to cudownie. Ale z drugiej strony na wszelki sposób próbują wszystkim wmówić, iż kobieta pozbawiona ambicji do samorealizacji została zindoktrynowana przez społeczeństwo, edukację, mężczyzn, Kościół, którzy wmawiają kobietom, że one są gorsze i że ich rolą jest gotowanie i rodzenie.
Dokończenie: Polki nawet wbrew pozorom nie są uprzedzone do feministek. Dwa lata temu Aneta Kapelusz (socjolożka i feministka) przeprowadziła badania dotyczące postrzegania feministek przez polską prowincję. A konkretnie w Skierniewicach. Okazało się, że tylko około dwóch procent respondentów podkreśliło zdanie, iż feministka to „kobieta, której nie udało się życie osobiste”, a 5,8 proc. że to „kobieta z kompleksami”. – Bardzo ciekawe wyniki uzyskałam na pytania dotyczące cech fizycznych – relacjonuje Kapelusz. Prawie 82 proc. badanych wskazało, że feministka to kobieta ładna. Ale tylko co trzecia ankietowana stwierdziła, że feministki robią coś dobrego dla kobiet. Jak zresztą myśleć inaczej, skoro bodaj w 2004 roku Jolanta Banach, szefowa Parlamentarnej Grupy Kobiet postanowiła zamknąć fundusz alimentacyjny, z którego utrzymuje się wiele kobiet. Samotne matki wyszły w proteście na ulice i liczyły na wsparcie feministek. Czy doczekały się pomocy? „Feministki nam nie pomogły. Dla nich ważniejsze są prawa gejów i lesbijek – zarzuciły działaczkom Daria Cieplik i Renata Iwaniec. Feminizm to także ruch, który jest wrogo nastawiony do mężczyzn. Mogę Ci podać 100 cytatów feministek, od których wieje mizoandrią. Przykładowo: “all men are rapists and that’s all they are” ~ Marilyn French. “And if the professional rapist is to be separated from the average dominant heterosexual [male], it may be mainly a quantitative difference.” ~ Susan Griffin. “Men’s sexuality is mean and violent, and men so powerful that they can ‘reach WITHIN women to fuck/construct us from the inside out” ~ Judith Levine. W Polsce nie lepiej. Sylwia Chutnik: „dziecko jest przecież najstraszniejszym wynalazkiem patriarchatu, opresją kierowaną na aktywne politycznie kobiety w celu osłabienia ich zaangażowania”. To wszystko współczesne feministki. Kobiety to widzą i im się to nie podoba. W ankiecie sporządzonej na angielskim portalu dla kobiet, 29% pań uznało, że nie identyfikuje się z feminizmem, bo jest zbyt agresywnie nastawiony do mężczyzn. Drugie tyle uznało, że feminizm przestał być pozytywnym terminem. Teraz już wiesz dlaczego kobiety mają w dupie ten wasz feminizm? Nie trzeba być feministką, żeby być zwolennikiem równouprawnienia (o ile zdroworozsądkowego). Utożsamianie z feminizmem to po prostu poza byciem zwolennikiem równouprawnienia, także karta członkowska do klubu lewicowości. A z lewicą kobiety nie chcą mieć wiele wspólnego. Wierzysz w to, że Ziemia krąży wokół słońca? A czy określasz się jako „heliocentryczka”? Nie, bo to oczywiste, nie wymagające takiego określania.
No i właśnie tu jest pies pogrzebany. Co to znaczy 'wasz’ feminizm? Kim są te mityczne feministki o których piszesz? Nie jestem aktywistką, nie byłam i nie zamierzam być na żadnej manifestacji, nie jestem członkiem ruchu politycznego. To jest sztuczny podział na 'my i one’. Feministką może być tak samo zakonnica walcząca przeciw aborcji jak i Manuela Gretkowska. Bo bycie za równouprawnieniem to właśnie feminizm. I o tej bardzo prostej sprawie był mój tekst.
No to proszę, pisz, że to obciach nie być za równouprawnieniem. A nie za byciem feministką. Jedno od drugiego się różni, ale Ty tego nie dostrzegasz, albo nie chcesz dostrzegać. Feminizm to pewna ideologia. Wiedziałabyś o tym, gdybyś się interesowała tematyką, a nie łykała same suche hasła, że feministki tylko chcą równego prawa kobiet do samostanowienia. Samo równouprawnienie to tylko odruch ludzki, do którego nie trzeba przypisywać żadnych ideologii. Ja i wiele kobiet nie chciałoby na pewno utożsamiać się z takim ruchem, który głosi rzeczy sprzeczne z prywatnymi ludzkimi światopoglądami. W Szwecji sprawa feminizmu zabrnęła tak daleko, że nawet mężczyźni muszą się nazywać feministami. A czemu kobiety nie nazywają się maskulistkami? To próbuję właśnie wytłumaczyć: nie trzeba być ani jednym, ani drugim, aby być za równouprawnieniem. Tak samo jak nie trzeba być katolikiem, żeby hołdować tradycyjne wartości.
Racja! Po drugie… zaniemówiłam z wrażenia, gdy zobaczyłam dzisiejsze zdjęcie – jesteś PIĘKNA!!! ho ho ho!
Amen!
wyglądasz genialnie!
Problem polega na tym, że dzisiaj feminizm nie jest już tym, czym był dawniej. Bo i czym zajmują się na przykład nasze polskie feministki? Propagowaniem aborcji i walką z Kościołem. Ewentualnie sejmowymi parytetami. Uważam, że kobiety w Polsce mają o wiele większe i ważniejsze problemy niż wyżej wymienione. Większość kobiet nie poczuwa się do takiego „równouprawnienia” i raczej nie chce być kojarzona dajmy na to z panią Szczuką. Dla mnie współczesny „feminizm”, przynajmniej w Polsce, nie ma nic do zaoferowania i jedynie ośmiesza kobiecość. Równouprawnienie w pierwotnym znaczeniu tego słowa – równy dostęp do nauki, kariery, pełne prawa obywatelskie itd. – powinno być oczywistością dla każdej kobiety. Niestety w naszych czasach wszystkie te pojęcia zostały poprzekręcane, stąd i ja pod takim „feminizmem” i „równouprawnieniem” nie chcę się podpisywać.
A w tej panterce wyglądasz fantastycznie 🙂
Ale dostęp do aborcji, czy upominanie o respektowanie istniejących zapisów prawnych w tym zakresie, to jeszcze nie „promocja” aborcji. A feminizm, również w Polsce, ma naprawdę jeszcze wiele do zrobienia i zaoferowania. Dyskryminacja – czy to mentalna(głupie komentarze o „prawdziwej” roli kobiet), finansowa(realnie niższe prace, gorsze możliwości w uzyskaniu awansu zawodowego, częstsze problemy ze znalezieniem pracy) jak najbardziej istnieje.
Wiesz, zależy co się przez feminizm rozumie. Jako równouprawnienie – jak najbardziej. Niestety dziś feminizm jest często postrzegany jako niezdrowa rywalizacja płci i to jest chore. Mówię o sobie, że nie jestem feministką, bo nie potrzebuje nią być. Dla mnie nie bycie feministką nie oznacza bycia antyfeministką i zwolenniczką patriarchatu. Feminizm skręcił na drogę fanatyzmu, a tego nie znoszę. Pierwsze feministki walczyły z aborcją na życzenie, bo zdejmowała ona odpowiedzialność z mężczyzn. W tym kontekście bliżej mi do prafeministek niż do obecnej fali neopseudofeminizmu, który jest dziś tak naprawdę żeńskim socjalizmem, który sobie uzurpował prawo do nazywania swoich poglądów feministycznymi. Socjalizm już przerabialiśmy, dziękuję bardzo załapałam się na ostatnie 12 lat i nie mam ochoty na kolejne.
Zgadzam się z opiniami wyżej. Generalnie rzecz biorąc uważam, że dzisiaj feministki nie tyle dążą do równouprawnienia, co starają się wmówić kobietom, że ich rola uległa zmianie, a przecież chyba nie o to chodziło, abyśmy nagle przestały rodzić dzieci i zaczęły chodzić z aktówkami, tylko abyśmy miały swobodę wyboru i ani jedna, ani druga droga nie była w jakikolwiek sposób krytykowana.
Nie krytykuję żadnego modelu rodziny, ale bez bicia przyznaję się, że osobiście chciałabym kiedyś urodzić sporo dzieci, gotować obiady i piec ciasta, co nie zmienia faktu, że liczę na to, że do tego czasu moja organizacja ulegnie zmianie o sto osiemdziesiąt stopni i nie będzie mi to w żaden sposób przeszkadzało w pracy. Rzadko spotykam się z feministkami, których poglądy faktycznie polegają na czymś innym niż obalaniu każdego dotychczasowego stereotypu, zakładając z góry, że wszystkie są złe i przenoszą to na absolutnie każdy horyzont życia. Może to kwestia tych, które są najbardziej promowane w polskich mediach [Szczuka, Gretkowska]. Ostatnio oglądałam w TVP wywiad z tą pierwszą, która mówiła, że powinno się wykreślić Dziady z listy lektur w szkołach, bo to jest absolutnie niewspółczesne, niezrozumiałe i bezsensowne, aby młodzież czytała coś z czym w XXI wieku nie ma styczności nie stanowi to realnego problemu. To już chyba bardziej bunt dla buntu niż dla idei.
Wara od Dziadów! Dziady są super, tam się umiera na barykadach.
Ja też wyznaję taki feminizm 😉
Naleśniki muszą być!
Ale to, jak postrzegane są feministki w Polsce zależy od nas samych. Ja głośno mówię wszystkim któ¶zy pytają że tak, jestem feministką. Bo wiem, że jak zwykłe dziewczyny mające na myśli po prostu RÓWNOUPRAWNIENIE będą mówiły „to jest mój feminizm” a nie z pewnym zażenowaniem „ja? feministką? no co Wy… Jeszcze jakiś facet mnie nie będzie lubił” to oblicze feminizmu się zmieni. Bo jest on taki, jak ludzie którzy go głoszą. Dlatego chcę więcej postów takich jak ten. Żeby stwierdzenie „jestem feministką” było czymś naturalnym. Normalnym. Żeby nie kojarzyło się od razu z lewicą (której nie cierpię alergicznie) i nie było zarezerwowane dla WALKI o równouprawnienie. Bo czasem nie trzeba walczyć o coś co się ma (czy naprawdę? różnice w zarobkach na to nie wskazują, nawet jeżeli żadna z Was nie czuje się dyskryminowana to te setki tysięcy gorzej zarabiających kobiet powinny dawać do myślenia).
Ja jestem feministką i jestem z tego dumna. I jeżeli będzie więcej takich jak Riennahera to nikt z K. Szczuką kojarzyć nas nie będzie.
Kaśka
Jaka Ty jesteś piękna!
Niestety, feministki, przynajmniej w Polsce, zajmują się pierdoletami, zamiast powaznymi rzeczami. Kij z równymi płacami, kij z seksizmem na uczelniach, nieważne jest to, ze nie ma dla dzieci miejsc w żłobkach [bo i to niestety winno być polem walki feministek]. Teraz dla feministek – a może obrazu feministek kreowanego przez media? – najwazniejsze są żeńskie końcówki przy zawodach. A szkoda. Nie jestem feministką bo nie utożsamiam się z tymi głupawymi paniami, które wojują o rzeczy nieistotne. Jestem mądrą kobietą, która chce równej płacy, partnerstwa przy jednoczesnym zachowaniu podziału ról społecznych. Nie mam ambicji zostać górnikiem – ale też nie chcę być redaktorką, wydawczynią, graficzką. Nie. Jestem redaktorem, wydawcą, grafikiem. Amen.
Sory, ale według wszelkich definicji to z takimi poglądami jesteś feministką. I powinnaś być z tego dumna. A to że w gazetach głośno jest o paru babach co zajmują się pierdołami a nie rzeczami ważnymi to trzeba po prostu zmienić.
Kaśka
Podpisuję się pod Kaśką. Jak ktoś zwęża fiminizm tylko do Szczuki czy Gretkowskiej to powinien poszerzyć swój obraz, może poczytać coś zagranicznego, bo to tak jakby powiedzieć „nie jestem katolikiem, bo nie lubię proboszcza w mojej parafii”.
Już pisałam na FB, ale jeszcze raz podkręślę jak bardzo mi się podobasz na tej focie, ach!
ale jak myslicie dlaczego media kreuja taki obraz feminizmu i feministki?
wlasnie dlatego, zeby fajne, madre kobiety mowily: ja nie jestem feministka, feministki sa fanatyczne i przeginaja i nie gola nog i nienawidza mezczyzn
mm nie czuje sie uciemiezona
fajnie, ciesze sie, ze jej nie dotknelo typowe w polsce seksistowskie traktowanie w pracy, ale moja przjaciolke, ktora mieszka w Bialymstoku i owszem-na kazdym kroku, i nie ja jedna
problem lezy w mentalnosci-rowniez waszej tutaj dziewczyny z komentarzy, ktore polykacie zgrabnie, to co media serwuja wam jako feminizm
w kazdym ruchu/filozofii/reliii sa ekstremisci i tych wlasnie beda wykorzystywac media, bo to podnosi sprzedaz/ogladalnosc a wy dziewczyny reagujecie DOKLADNIE tak jak politycy i media tego oczekuja
przykro
poza tym mm co? po mnie i potop?
nie watpie, ze kiedy pierwsze feministki walczyly o prawo do glosu, o prawo do wlasnego majatku, do edukacji, do kierowania wlasnym zyciem byly kobiety, ktore mowily: ja sie nie czuje upokarzana jako kobieta, mi jest dobrze, nie widze sensu w dazeniu do rownouprawnienia
a moze by tak oczy otworzyc i wyjrzec poza wlasny ogrodek ????
ehhh
swietny post Rienna!
No właśnie o to chodzi, że kobiety mają DUŻO problemów na każdym kroku. A to, że feminizm źle się kojarzy, nie jest tylko sprawą polską (chociaż wydaje mi się, że na zachodzie jednak zdarzają się ogarnięte feministki). Feminizm, o którym pisze Riennahera jest oczywisty, jednak dzisiaj mało kto tak rozumie to słowo. Jest to wina mediów, ale jeszcze bardziej samych pań działaczek, które się do tych mediów ze swoimi mądrościami pchają ośmieszając całą ideę równouprawnienia. Doszło do sytuacji, w której organizacje nazywające się feministycznymi realne problemy kobiet olewają, a zajmują się robieniem kasy na współpracy z przemysłem antykoncepcyjnym/aborcyjnym. Moim zdaniem skoro dawne pojęcia straciły swoje znaczenie, to nie warto ich używać. Ja na przykład nie mam ochoty co chwilę tłumaczyć się ludziom, że owszem jestem feministką, ale nie mam nic wspólnego ze Szczuką. Szkoda na to czasu i energii, a negatywnych skojarzeń i tak się nie uniknie. Na rzecz kobiet można działać bez łatki „FEMINIZM”. Amen.
jak nie Ty! 😉 świetnie Ci w takim wydaniu. 🙂
Dla mnie feminizm to możliwość wyboru- być kobietą „domową” lub jakąkolwiek inną. I nie sądzę , by feminizm wymyśliły kobiety- zmusiła je do tego niestety sytuacja.Ale to jest inny temat, jak się dobrze rozejrzę po męskim świecie. Rozwija się coraz bardziej taki obraz kobiety, która rodzinę zorganizuje, połączy, dokarmi, oprasuje, utrzyma. Feministki – te walczące- powinny się skupić bardziej na walce o to, by kobiety w tym całym nawale wszystkiego mogły być kobietami. Ja siebie nazwałabym zdrową feministką – lubię o sobie decydować, być aktywną zawodowo, zarabiać własne pieniądze,jeździć 300kilowym motorem, ale siatki nosi i żarówki wymienia mój Mąż, on też organizuje biurowe sprawy domowe – w końcu z jakiegoś powodu należy do płci silnej. Niezdrowe jest dążenie przez feministki do sfeminizowania wszystkiego- bo to tylko dokładanie sobie pracy i zajęć – skoro taka kobieta głośno krzyczy, że ona, feministka, wszystko sama, to po co mężczyzna ma się wysilać? Niech się powysilają dla niego….Na takim feminiźmie wygodę kobiety tracą ,a mężczyźni zyskują ;)I nie dziwię się im, bo ja też bym na miejscu mężczyzn nie miała nic przeciwko komuś, kto chce wszystko za mnie zrobić 😉
feminizm, o którym piszesz jest dla mnie tak naturalny, że przestałam go uważać za feminizm… chciałabym, żeby był tak samo naturalny dla tych medialnych feministek. żeby nie wyrażały się negatywnie o kobietach, które czują potrzebę znalezienia oparcia w mężczyźnie, rodzenia dzieci i gotowania. i życzę nam wszystkim, żeby w stosunkach damsko-damskich było mniej jadu.
Dziękuję za ten post – rządzisz!
Fajnie, że są dziewczyny, które otwarcie przyznają, że feministkami. Niestety lektura komentarzy nie jest budująca, zgadzam się z tym co pisze ognik – feminizm w Polsce ma mocny czarny pr, tworzony przez konserwatywne media i polityków. I straszne, jak wiele fajnych dziewczyn to kupiło :/
„Czarny pr” jest tworzony nie przez konserwatywne media, ale przez same feministyczne aktywistki
I ten czarny pr niestety tu też się uaktywnia – mam rozumieć, że takie anonimowe komentarze również piszą „feministyczne aktywistki”…
Feminizm, o którym piszesz, to feminizm, który powinien funkcjonować. Jednak czy to tv czy w internecie, czy na przeróżnych forach internetowych kobiety krzyczą o wielu rzeczach, mimo, nie zdają sobie sprawy z tego, z czym one się wiążą.
Są kobiety feministki, chociaż może być i po prostu „kobiety”, które są prezesami, takie, które chcą być, takie które mają dość tego, że przyszły pracodawca przekreśla je głowie dlatego, że mają męża (bo skoro mają męża to za chwilę będą miały dziecko, więc urlopy macierzyńskie, a więc i wypłaty za nic) albo innych równie głupich powodów lub też takie, które chcą zarabiać tyle ile ich koledzy na tym samym stanowisku, z tym samym doświadczeniem.
Jednak są niestety takie feministki hetery, które starają się upodlić mężczyzn i pokazać, że jedyne słuszne miejsce dla nich to pradawne drzewo, z którego kiedyś zeszli.
Są i zdecydowane nie-feministki, które starają się upodlić mężczyzn i uważają ich za gorszy, niższy gatunek. Z moich jednostkowych obserwacji wynika, że nawet częściej są to nie-feministki. To od nich częściej słyszę o „facetach świniach”, „wszystkich facetach, którym tylko jedno w głowie”, „facetach, którzy nie są zdolni, żeby kiedykolwiek dorosnąć”, srsly.
to się nazywa inaczej – mizoandria (gr. misos – nienawiść, andros – mężczyzna) mówi się o niej, że jest nie tyle wrogością wobec mężczyzn (tak jak mizoginia jest wrogością wobec kobiet), co niechęcią wobec ról płci, zachowań i wartości tradycyjnie rozumianych jako „męskie” i przez mężczyzn odgrywanych, niechęć wobec „kultury macho”.
O rajuniu ależ temat 😀 [aż rączki się zatarły]
Mnie z pro feminizmu wyleczyła, w moim wieku młodzieńczym, pewna dama opierdzielając mnie na czym świat stoi że śmiałem jej drzwi przytrzymać. Obraz od tamtej pory mam jasny i mało poprawny politycznie. Choć drzwi dalej przytrzymuje wciąż czekam aż jakiejś zadeklarowanej feministce, która mi podpadnie, będę mógł posłać mknącą szybę drzwi wprost na spotkanie (takie marzenie którego pewnikiem się nie odważy zrealizować 🙁 ale wyobrażać sobie minę można).
„Walczące” feministki dawno przestały walczyć o równouprawnienie, one walczą o przywileje. Wystarczy zadać pytanie czemu walczą o parytety kierowniczych stanowisk albo stołków w rządzie/sejmie a nie walczą o połowę etatów w kopalni. Przecież panie uwielbiają wychodzić na mróz i rąbać drewno do pieca, i jakże wielka przyjemność im sprawia jeśli ich facet pozwala im po równo zajmować się podobnymi zajęciami. Zmywanie, opieka dziećmi – trza się dzielić obowiązkami! Naprawić samochód, skosić trawę … słodkie oczęta „przecież to męskie zajęcia”. Cholera, czemu nikt nie przeprowadził badań dla czego kobiety płacą mniejsze mandaty za te same wykroczenia?
Dzięki takiemu pieprzeniu same sobie wychowacie facetów którym bliżej będzie do rozlazłej ropuchy z nieżelowanymi włoskami niż do prawdziwego faceta. Chcecie w domu ciot, bądźcie feministkami. Zamiast silnych ramion niedługo będziecie dostawać papier do podpisania od gogusia chcącego was pocałować stwierdzający że czyn jego nie uznacie za gwałt.
Dodać można jeszcze kilka idiotyzmów współczesnego świata, wszelka „poprawność polityczna” i wszelkie próby regulowania spowodują że heteroseksualny biały mężczyzna będzie musiał szukać azylu na Antarktydzie a jego miejsce po równo zajmą przedstawiciele „innych” ras, wyznań oraz opcji seksualnych. I ani jednego dżentelmena / faceta.
Nie popieram parytetów, uważam, że stanowiska powinny być obsadzane według zasług i kompetencji, a nie płci.
Natomiast co do obowiązków domowych, to jeśli mężczyzna jest jedyną osobą pracującą byłoby dziwnym wymagać, żeby dom utrzymywał i jeszcze z radością o niego dbał w równym stopniu co kobieta, która nie pracuje. Natomiast jeśli oboje pracują to nie widzę powodu, dla którego nie mieliby się dzielić obowiązkami po równo.
Silny facet nie boi się kobiety, która wie czego chce i to realizuje. Mam w domu takiego i nie uwłacza mu rozwieszenie prania ani zrobienie obiadu, tym bardziej, że gotuje świetnie.
Uważam też, że heteroseksualny biały mężczyzna nie potrzebuje w swej retoryce poniżać kobiety, osoby o innym kolorze skóry czy homoseksualisty, żeby czuć się męskim. Zwłaszcza dżentelmen.
Rienna! wlasnie tak!!!!i wlasnie z takim traktowaniem feministki sie nie zgadzaja! i oby takich „dzentelmenow” ubywalo
Michał Galubiński – nie chce mi się nawet logować żeby Ci odpisywać, ale powiem, że śmiać mi się chce, czytając takie komentarze jak Twoje.
Riennahara ma rację – dla normalnego faceta to żaden wstyd podzielić się częścią obowiązków ze swoją kobietą. I ten Twój żałosny tekst 'wychowujecie sobie w domu cioty’. Cóż, mizoginizm znamy nie od dziś, więc bardzo mi przykro, że przenosisz swoje własne nieudane sytuacje w obszarze damsko-męskim na ogół kobiet i mężczyzn i zwykłego faceta, który pewnie ma dużo bardziej udane życie osobiste nazywasz CIOTĄ. U mnie w pracy chociażby mam przykład – jeden z szefów, feminista jest szczęśliwym ojcem 2 dzieci w długoletnim związku, natomiast jego niewiele młodsi koledzy z syndromem 'jakie te baby feministki są głupie’ są kawalerami, którzy umawiają się z coraz młodszymi dziewczynami, bo te powyżej 20 roku życia nie chcą nawet na nich patrzeć z ich podejściem 😉 Gdybym była złośliwa, napisałabym coś o freudowskich przeniesieniach, ale się wstrzymam, żeby nie zaogniać dyskusji 😉
K
się ja zgadzam w stu procentach z Tobą! W dodatku to zdjęcie jest świetnym przykładem na to, że pani „kura domowa” też może być szekszi
Miłej lektury. Feministki… hahaha
https://www.facebook.com/PoradnikDobregoChlopaka/posts/562197773799267
Riennahera, piątka! Dziękuję za ten tekst. W Polsce (chociaż pewnie nie tylko) feminizm ma okropną prasę i z bólem patrzę na to, jak część moich znajomych, inteligentnych dziewczyn, w dodatku robiących w mediach, zapiera się jak tylko może feminizmu. Prędzej dadzą się pokroić niż powiedzą tak o sobie. Bo przecież ludzie jak ognia boją się wojujących feministek. Normalnie jakby te żywiły się krwią i flakami niemowląt. Jesteś feministką? To pewnie jesteś po aborcji i sypiasz z Kazimierą Szczuką (a co najmniej masz wspólnego fryzjera z Sylwią Chutnik, która w dodatku jest brzydka:D). No i oczywiście feministki są same sobie winne, że tak ludzie o nich źle gadają, bo żądają by chłopy szły do garów i jeszcze bratają się z pedałami. Absurd. (chyba rozwinę temat na blogu, właśnie zobaczyłam w TV antymanifę).
liga rządzi, liga radzi, liga nigdy was nie zdradzi:)
Hmmmm, dopiero dziś odkryliśmy Twojego bloga z A., ale już nas zachwyciłaś! A za ten tekst pokochaliśmy Cie po prostu straszliwie. Jeśli masz ochotę, przeczytaj o feminizmie z naszej perspektywy! http://dzejmsdelfin.blogspot.com/2013/03/od-poniedziaku-z-grubej-rury-opowiesc-o.html
Pozdrawiamy, będziemy zaglądać!
marzę o zostaniu pełnoetatową kurą domową, ale ze mną jako głową rodziny. jestem urodzonym koordynatorem, więc czemu nie zarządzać gospodarstwem domowym, zwłaszcza jeśli marzy mi się gromadka dzieci, więc może nie być czasu na korporacje. sprawia mi ogromną przyjemność jak w mieszkaniu jest czysto, roślinki rosną pięknie na parapecie, facet szczęśliwy po pysznym obiedzie. raz już zostałam z tego powodu wyśmiana, więc nie wiem czy się do tego jeszcze przyznawać.
Ja bym tam się śmiała z osób, które mają problem, że ktoś może mieć inne życiowe wybory niż one.
Nie wiem, czemu nie bycie feministką jest obciachem? Mnie to uraziło. Zamiast głośnego uświadamiania ” Jestem feministką” wystarczy to, że wiem ile jestem warta i cenię siebie. Myślę, że zaszła tu pewna niejasność w tekście. Czy to, że nie jestem feministką, w Twoim mniemaniu, ja nie mam prawa głosu? Nie muszę być feministką, żeby dowartościowywać siebie, że jako kobieta mam prawo do wszystkiego. Niektórym też wystarczy zwykła wiara w siebie, by dbać o swoje interesy. pozdrawiam
Jeżeli uważasz, że jako kobieta masz prawo do wszystkiego, to jesteś feministką. Feminizm to pogląd według którego kobiety i mężczyźni mają równe prawa, więc owszem, Riennahera ma rację, twierdzenie, że wartość człowieka zależy od jego płci, jest obciachem. A to i tak delikatne określenie.
Ech, feminizm dla wielu jest obciachem, ale to wina skutecznych ideologicznych mechanizmów. Jeśli jakaś kobieta mówi, że feminizm jest głupi i niepotrzebny, to może powinno się jej zabrać prawo do edukacji, prawo głosu albo chodzenia w portkach, jeśli chcemy sprowadzić sprawę do banału, do jakiego i tak została już dawno sprowadzona (casus płonących staników). Na tym polega wolność i równość, że możemy decydować o społecznych rolach, a nie – nie mieć wyjścia. Niestety, jest bardzo wiele osób, które nawet jak już zdecydujesz się na bycie matką i tak uznają, że nie jesteś „właściwą”…
Zajebista Ruda! : )
ciekawy wpis
zapraszam do mnie u mnie nowe notki http://iamemilias.tumblr.com/
Oby naleśników nigdy nie zabrakło!
Bardzo dobry wpis, zgadzam się w 100 procentach. Akurat walczę o prawo do decydowania w kwestii ubioru. Bo jestem kobietą i mam się ubierać w określony sposób. A ja lubię oglądać kiecki, ale nosić dżinsy. Bo tak i już 🙂 i tak mam dobrze ze mój mąż jest faministą i mnie wspiera
Świetna sesja z praniem! Boskie sukienki 😉
U mnie naleśniki smaży ON. Jestem w tej kategorii na przegranej pozycji, nie wiem dlaczego bo potrafię różne kulinarne cuda, ale naleśniki mi zwyczajnie nie wychodzą. Dodam, że w życiu zawsze trafiałam na mężczyzn, którzy byli naleśnikowymi mistrzami. Nie trzeba głośno krzyczeć „jestem feministką”, ważne by utożsamiać się z innymi kobietami, byśmy się wspierały i stały po tej samej stronie barykady.
Krótko i mądrze. Osobiście gdy słyszę czy czytam, że jakaś kobieta krytykuje feminizm to pierwsze co mi przychodzi na myśl – ma znikomą świadomość historyczną i społeczną.
Zgoda. Ale jakbyś się uśmiechnęła, to byłoby miłe 🙂
To nie obciach, to zupełna głupota 🙂
Często uważa się, że feministki to kobiety z wąsem i takie, które nienawidzą facetów, co jest totalną nieprawdą. My kochamy mężczyzn, jeżeli nas szanują i możemy z nimi rozmawiać jak z równym. Świetny tekst.