Nie znoszę fryzjerów. Niezależnie od tego czy jest tani, drogi, polski, brytyjski, osiedlowy czy wielkomiejski, w najlepszym wypadku i przy dużej dozie szczęścia wyglądam prawie tak samo jak przed wizytą. Zazwyczaj jednak wyglądam jakbym właśnie wróciła wehikułem czasu z lat osiemdziesiątych i postanowiła przy okazji obskoczyć imieniny cioci. Dochodzę do siebie dopiero po wytarzaniu się...