Pytanie postawione w tytule jest oczywiście przewrotne i od razu odpowiem, że mieć. Po stokroć mieć. Kocham i uwielbiam psy, wszystkie, co do jednego. Od czihuahy rozmiarów szczura po dogi niemieckie wielkości krów. Śmierć mojego psa wywołała we mnie jednak taką traumę, że do dzisiaj mam przez nią koszmary.

Pamiętnego dnia dwa lata temu, kiedy dowiedziałam się, że mój pies umarł, przepłakałam w pracy cały dzień. I następny. I kolejny. Płakałam aż do końca tygodnia, w pociągu, w toalecie, w sklepie, wszędzie. Dla porównania kiedy umarł mój pradziadek, przez cały jeden dzień czułam się…melancholijnie. I to przy głębokim szacunku dla jego osoby. Być może jestem potworem. Ale też pradziadek miał prawo umrzeć, był doświadczonym przez życie panem w dziewiątej dekadzie życia i za każdym razem kiedy go widziałam oznajmiał, że to z pewnością już jego ostatnia wizyta. Moja kiziata kulka, którą swego czasu nosiłam pod pachą, mój Pułkownik Łyżkow, który w pierwszych miesiącach życia zasypiał chowając się w w moim kapciu, wykarmiony na kolanach twarożkiem nie miał do śmierci najmniejszego prawa. Właściwie to nie wiem, co sobie wyobrażał.

Psy są kochane chociaż czasami robią kupę na dywan i zjadają tapetę. Z moją głupkowatą Whisky mam całą masę cudownych wspomnień, więcej nawet niż z naprawdę bliskimi mi przyjaciółmi. Przekleństwem jest to, że one mają te kilkanaście lat zabawy z nami, a potem za każdy rzucony patyk to nam przychodzi drogo zapłacić, bo po ich krótkiej egzystencji musimy pamiętać o nich do końca życia. O terierze mojej babci, który jak się urodziłam spał pod moim łóżeczkiem i nie pozwalał nikomu się do mnie zbliżyć. O jamniku, którego jako pięciolatka wyprosiłam od rodziców codziennymi pytaniami 'jedziemy po pieska?’ i który był najbardziej obrażalskim salcesonem świata. No i w końcu o mojej wypieszczonej i wytulonej kulce o małym rozumku, przez którą budzę się w środku nocy, bo śni mi się, że znowu jest chora i nie da się jej pomóc.

No i się popłakałam.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

36 thoughts on “Mieć czy nie mieć psa”

  1. Mam wrażenie, że zwierzęta kocha się tak mocno dlatego, że wiemy, że one kochają nas zupełnie bezinteresownie i absolutnie szczerze. Ta miłość jest prosta, pierwotna, prawdziwa. I nawet nie chodzi mi o to, że człowieka nie można pokochać tak samo bezinteresownie, pewnie można ale to jednak jest coś zupełnie innego. Można się całe życie bać, że człowiek zrobi nam krzywdę, zdradzi, Zwierzak największą krzywdę robi wtedy kiedy odchodzi.

  2. Wczoraj płakałam siedząc na środku alejki w parku w beżowym płaszczu, bo będąc na spacerze z jednym psem, chciałam zawołać drugiego, którego pochowałam go w wakacje…

  3. Uważaj, bo się zaraz zaroi od „kociarzy”, którzy z oburzeniem będą wymieniać, dlaczego psy są „be”, a dlaczego wolą mieć koty i czemu koty są lepsze. 😉

    1. Myślałam, że tak robią tylko 12-latki. Kociarze naprawdę nie muszą być od razu psimi hejterami. Ba, moim zdaniem jak ktoś siebie określa miłośnikiem zwierząt, to nawet jeśli kocha przede wszystkim koty, to na żadne inne zwierze nie powie, że jest „be”.

  4. Mój pies to pierwszy prawdziwie mój pies. Ze schroniska, po przejściach, ale kochany i najsłodszy. Czasami mnie denerwuje, czasami staje się nieznośny, ale to moje czarne słoneczko. Pewnie, że kiedyś umrze, ale nie mogę żyć bez niego. Nie mogę żyć ze świadomością, że jest gdzieś pies, który mnie potrzebuje, a ja nie przygarniam. Nie mam dla siebie usprawiedliwienia. Pies żyje za krótko, żeby siedzieć w schroniskowym więzieniu za grzechy swojego nieudolnego właściciela. Nie uratuję wszystkich zwierząt świata, ale jednego psa mogę mieć.
    Na filmie „Mój przyjaciel Hachiko” płakałam bardziej niż na wszystkich wzruszających „ludzkich” opowieściach.

  5. Oczywiście, mieć! Pies to wspaniały towarzysz, którego obecność przewraca życie do góry nogami – w ten jak najlepszy sposób. Wybaczyłam T. każdą zjedzoną ksiązkę, wybaczę kolejne. Jest przecież chodzącą rudą doskonałością.

  6. Lepiej bym tego nie ujęła. Rozumiem Cię po stokroć – tak samo się czułam kiedy zdechła moja ruda cockerka. I chociaż nie jestem jeszcze gotowa na nowego psiaka, to tęsknota za zwierzakiem udzieliła mi się do tego stopnia, że w końcu dostałam na Walentynki małego królika (też rudego). I powiem Ci że dla tego uszastego kicajka też mam dużo miłości, a przecież króliczki miniaturki żyją o wiele krócej niż psy… ale staram się o tym nie myśleć.

  7. Ja płakałam nawet, kiedy umarł mój szynszyl, kiedy umarła papużka, którą miałam tylko parę miesięcy (po papużce nawet tata płakał, bo zmarła w jego dłoniach). Ba! Płakałam nawet po rybce, którą cieszyłam się dwie doby. Dlatego nawet nie chcę sobie wyobrażać, co będzie za kilka(-naście – mam nadzieję) lat, kiedy umrze mój pies. Na razie cały czas wydaje mi się, że jest szczeniakiem, choć mam go już z 5 lat…

  8. ja tak samo śmierć mojego każdego zwierzęcia przeżywam bardziej niż śmierć mojego dziadka. a trochę tych zwierząt miałam. swego czasu hodowałam szczurki, ale one to dopiero krótko żyją (max 3 lata)… trochę ich miałam i po śmierci ostatniego postanowiłam, że koniec z tym, bo za bardzo przeżywam, i wywaliłam klatkę na śmietnik, żeby mnie nie kusiło. teraz mam 2 koty, ale to typowe kanapowce, nie wypuszczamy ich na dwór, więc, na szczęście, pewnie długo jeszcze pożyją…

  9. Świetny tekst. To, co jest wadą, jest jednocześnie zaletą posiadania w domu jakichkolwiek zwierząt. Myślę, że obecność zwierzęcia uczy dzieci o życiu i śmierci. Dla wielu z nas jest to naprawdę pierwsze doświadczenie przemijania – babcia jest w świadomości dziecka „wiecznie stara”, od zawsze i na zawsze, a jej śmierć dla większości dzieci jest czymś jeszcze zupełnie niepojętym. Co innego zwierzę: pamiętamy je, od kiedy było małą kuleczką, mieszczącą nam się w dłoni, potem rosnącą na naszych oczach. Mamy z nim mnóstwo wspomnień, pewnie, że więcej, niż z przyjaciółmi, bo pies czy kot są zawsze z nami, kręcą nam się pod nogami, spędzają z nami całe dnie. I gdy na naszych oczach się starzeją, a potem odchodzą, to stajemy nadzy przed majestatem życia i śmierci i może po raz pierwszy zaczynamy rozumieć.
    I to jest straszne i piękne, i dlatego, jeśli będę miała dzieci, chciałabym, żeby miały zwierzęta. Bo ja nie miałam.

  10. Ja uważam, że są dwa typy ludzi – tacy, którzy MUSZĄ mieć psa i powinien on być nieodłącznym elementem ich życia, aby było ono spełnione oraz tacy, dla których pies to tylko kłopot, bałagan, porysowane parkiety i pogryzione (drogie) meble. I, o matko, nie rozumiem tych drugich!

  11. Mam suczkę od niedawna. Wczoraj skończyła równo 4 miesiące i dwa tygodnie. Jest z nami od 5-tego tygodnia życia.
    Powiem tak… wcześniej nie rozumiałam ludzi, którzy wariują z nerwów, bo piesek nie chce jeść, albo robi dziwną kupkę i tak dalej. Heloł! To w końcu tylko pies!
    Teraz skoczyłabym za moją Effi w ogień. Nie miałam pojęcia, że tak można przywiązać się do zwierzaka. Jest kundelkiem, który trafił się suczce kolegi i miał oddać ją do schroniska, ale jak ją zobaczyliśmy z moim chłopakiem to się na śmierć w niej zakochaliśmy i teraz mieszka z nami.
    Tak wyglądała pierwszego dnia poznania -> https://lh4.googleusercontent.com/-3djMpaczgec/UnY2VgqiS2I/AAAAAAAAAmE/1cMpfdPz1M8/w640-h480-no/03.11.2013+-+1 🙂
    Teraz jest oczywiście dużo większa, ale kochana i naprawdę nie wiem, jak moje życie wyglądało bez psa????

    Dobra podzieliłam się swoją historią. Morał z tego jest taki, że jak masz wybór: przygarnąć psa lub nie to zawsze wybierz pierwszą opcję! 🙂

  12. hmmm ja z psami niestety mam złe doświadczenia, znaczy się jedno w sumie złe, jak byłam mała owczarek podhalański mojej babci bardzo mnie pokiereszował szczęką większą niż moja głowa, musiałam kolana mieć , że tak powiem rehabilitowane, a dokładnie jedno pogryzione kolano….ale jeśli przenieść to o czym piszesz na konia, którego kiedyś będę mieć 🙂 to zupełnie się zgadzam z Tobą 🙂

  13. O tak. Do tej pory śni mi się moja suczka, którą przyniosła mi babcia tuż po utracie pierwszego psiaka. Z którym nie zdążyłam się zżyć na szczęście, był z nami tylko parę miesięcy i zszedł na nosówkę. Od jej śmierci minęło już z siedem lat, a ona co jakiś czas do mnie wraca. Chyba nie da się od tego uciec 🙁

  14. Mam podobnie. Czasem sie zastanawiam czy nie jestem jakimś bezdusznym potworem, bo kiedy widzę (najczęściej na facebooku) zdjęcia chorych czy głodnych dzieci, to owszem jest to przykre i niesprawiedliwe ale jakoś bardzo mnie nie rusza. A kiedy patrzę na chore, zaniedbane i porzucone kotki czy pieski to od razu chce mi się wyć. Mam cudem odratowanego kotka, znalezionego na parkingu. Teraz jest szalonym rozbójnikiem ale kiedy wspominam jak wyglądał na początku to też mam łzy w oczach. A podczas jego operacji płakałam jak bóbr ze strachu, gdyby się nie powiodła to nie wiem jak poszłabym do pracy. Być może tak ciężko patrzeć nam na cierpienie zwierzą, bo one są takie niewinne i bezbronne…

  15. Nie zgadzam się na ten post! W czerwcu pochowaliśmy naszą sunię, moją pierwsza córeczkę. Do dzisiaj nie mogę oglądać jej zdjęć i omijam miejsce, w którym leży. A kiedy latem moja córka kładła tam kwiatki, to jawnie wyłam. U mnie rodzina zastosowala trik klin-klinem i na drugi dzień po śmierci Kiki wiozlam juz na kolanach „synusia”. Ale… to nie to samo :((((((((((

  16. Ja płakałam nawet po myszoskoczku, ku wielkiemu rozbawieniu rodziny. Jedyna dopuszczalną obecnością zwierzęcia dla mojej rodzicielki jest… talerz.O psie, którego nie mam już od pół roku staram się nie myśleć, ale czasem się nie da, szczególnie w długie noce. Oczywiście tutaj też nie było żadnego zrozumienia. Co to za bliscy, którzy są tacy dalecy…

  17. Nareszcie ktoś, kto miał tak samo! Wyobraź sobie, że kiedy zmarł mój chomik (miałam wtedy 11 lat) wyłam po nim cały tydzień! Wyłam tak okrutnie, że na drugi dzień musiałam go odkopać, żeby jeszcze raz się z nim pożegnać. Ale w zasadzie chciałam pisać o tym, że w tym czasie zmarła również moja prababcia, po której nie uroniłam ani jednej łzy. Mama mówiła mi, że jestem potworem. Teraz widzę, że nie jedynym 🙂
    Tak przy okazji – obecnie potrafię wyć patrząc na moje świnki morskie i rozmyślając co będzie gdy…

  18. aż się popłakałam, sama nie zapomnę widoku mojego taty każdego ranka w kuchni przy kawie kiedy odszedł po 13 latach nasz kot…

  19. I się popłakałam. Sama mam swojego małego kochanego wariata, który choć często denerwuje, nie daje się nie kochać. I nie chcę nawet myśleć, że może go kiedyś nie być. 🙁
    Zwierzęta odgrywają ważną rolę w życiu (przynajmniej moim) i nigdy nie zapomnę tych, których już nie ma. Nawet tylko takich epizodycznych jak pies, którego przez jakiś czas dokarmiałam albo koty na działce (te bardziej oswojone, które gościły dość często).

  20. babcia mojego męża która mieszka na wsi miała dużo psów i każdy nazywał się tak samo – nie ważne że był innym psem, innej rasy, miał swoją osobowość – dla niej to był jeden pies ciągnący się przez całe jej życie.

  21. A najgorsze jest to, kiedy przypomnę sobie, że kiedyś na nią nakrzyczałam, albo nie miałam cierpliwości i ciągnęłam na smyczy i teraz tak BARDZO tego żałuję… To jest najgorsze ;(
    Taka strata bardzo boli, ale to nie zmienia faktu, że te 10 lat było wspaniałym okresem w moim życiu 😉

  22. Ja tez… ja też tak mam. Moja kotka odeszła przed samymi świetami w 2009 roku… do tej pory budzę się w nocy kiedy śni mi się, że jest chora lub ode mnie ucieka…
    A kiedy co miesiąc są te ciężkie „kobiece sprawy” zawsze przynajmniej jednego dnia tak mnie łapie tęsknota, że wyję w poduszkę. Nie umiem zapomnieć. Nie umiem zapomnieć tych 14 lat. Człowiek nigdy nie jest gotowy na śmierć zwierzęcia, które rosło na jego oczach. Wydaje mi się, że to dlatego z ludźmi jest inaczej – jeśli nie znamy ich od małego, głównie patrzymy jak się starzeją, w pewien sposób jesteśmy przygotowani.

  23. Ja, parafrazując Broniewskiego, sama sobie mówię: „Anka, to już cztery i pół roku długo ogromnie,a nie ma takiego dnia, takiego kroku, żebyś nie wspomniała o sobie… sobie, osieroconej przez czterołapną przyjaciółkę”.
    Często rozpływałam się w swoim żalu. Wystarczy zanurzyć dłoń w czarnej sierści albo usłyszeć podobne szczekanie. Wystarczy widok starszego psa wolno człapiącego za nieznanym mi człowiekiem. A czasem nie potrzeba nic. Po prostu trzeba usiąść i płakać, bo inaczej tęsknota rozerwie na drobne kawałki.
    To nie mija.

    Wciąż jeszcze śnię, że zapomniałam nas zapisać do weterynarza. Wciąż jeszcze zdarza mi się pomyśleć, że muszę wrócić do domu, bo trzeba iść na spacer. Uparcie zostawiam na brzegu talerza kawałeczek kotleta. I ciągle szukam odpowiedzi na pytanie czy coś jeszcze mogłam zrobić.

    Żadna śmierć tak mnie nie zmieniła. Widać ludzie, których pożegnałam nie byli mi tak bliscy jak mój pies. Na koniec jeszcze krótki wiersz Masłowskiego:

    Lepszeigorsze

    Wszystko się odmieniło na lepszeigorsze
    lepsze, bo już nie cierpisz, gorsze, bo mnie boli
    lepsze, bo dałem radę dojść z tobą do kresu
    gorsze, bo wracam stamtąd wolniej niż powoli

    Lepsze, bo może jesteś gdzieś w lepszych wszechświatach
    gorsze, bo coraz częściej jednak w to nie wierzę
    lepsze, bo po raz drugi już stąd nie odejdziesz
    gorsze, bo gdzie nie spojrzę jeszcze widzę ciebie.

  24. Wiem, znam to, najbardziej na świecie. Sama pożegnałam w sierpniu mojego Aresa. moje największe spełnione marzenie, z którym spędziłam połowę mojego życia. Płaczę do dziś, mam napady histerii i wiem, że ten ból nie minie nigdy. Staram się zachować po prostu najpiękniejsze wspomnienia, ale ta przerażająca pustka po utracie kogoś, kto kochał nas tak bardzo bezwarunkowo, dopada mnie w najróżniejszych momentach. I tak bardzo boję się tych Świąt…

  25. Ja mam mojego małego białego szaleńca od prawie 4 lat. To była najlepsza decyzja mojego życia – wzięcie go ze schroniska i podarowanie domku. Serio, serio. Zawsze chciałam mieć psa, ale mój „dom” był mało wrażliwy na zwierzęta, swoją drogą na ludzi również. Ale wyjeżdżając na studia obiecałam sobie, że będę go miała, a on mnie. Ślę serduszka!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top