Jedną z cech blogosfery są pojawiające się w niej fazy. Nagle ktoś zauważa, że coś jest trendi, seksi i fleksi i wszyscy się na to rzucamy. Więc w jednym miesiącu wszyscy jesteśmy szafiarkami, w drugim śmiejemy się z szafiarek, w trzecim stajemy się lajfstajlerami, w czwartym wszyscy nagle znamy się na bieganiu, po piątym miesiącu wiemy wszystko o zarabianiu na blogu, by pod koniec półrocza uznać, że najważniejsza jest jednak misja i poświęcenie dla wyższego dobra i bliźniego.
Nie jestem niewinna, przechodzę przez fazy, czasami nawet fajnie patrzeć jak w danej fazie radzi sobie bloger, którego się lubi, podziwia, na którym się wzoruje. Czasem fazy pozwalają przewartościować swoje podejście albo potwierdzić słuszność swoich racji. Teraz nadeszła jednak faza, która tak strasznie mnie irytuje, że mam ochotę ciskać książkami i innymi poręcznymi przedmiotami o ścianę. Może to super sprawa, bo wywołuje we mnie takie emocje? Faza polega na pisaniu tekstów na styl Wyborczej, żeby komentujący żarli się pod tekstem, rozkładali go na czynniki pierwsze i wracali do nas przez trzy kolejne dni, bo napisaliśmy coś KONTROWERSYJNEGO. Teksty, z których koniec końców nic nie wynika, a powstają tylko dla intelektualno-blogowej masturbacji autora i ogólnej buby.
I wiem, nie powinnam się wypowiadać, powinnam być tylko pozytywna i radosna, a w ogóle to zazdroszczę, bo sama tak nie umiem i w ogóle kalam własne gniazdo. Ale obiecałam sobie, że będę mniej się zastanawiać nad tym co wypada i na własnym blogu nie będę się niczego obawiać. Zatem się nie obawiam. Jako Czytelnik czuję się strasznie oszukana tym populistycznym podejściem. Bo w dobie serwisów typu Wyborcza od blogerów, bezkompromisowych i niezależnych od redaktora osób, oczekuję właśnie szczerości. A nie poczucia, że tak jak pod pyskówką na temat polityki nie ma co się męczyć nad refleksją, bo i tak nikogo, a zwłaszcza autora, nie obchodzi.
Tak, wiem, mogę po prostu nie wchodzić na bloga. Albo mogę napisać o tym tekst dla samej siebie i poczuć tę samą ulgę i głupią radość, co Peter Griffin, kiedy powiedział Ameryce, że może się ostro sama ze sobą kochać.
PS
Oglądam za dużo seriali i dzisiaj śniło mi się, że Tywin Lannister ukrywał kochanka karła, którego odnalazłam w jego sypialni, a zaraz potem, że trafiłam do więzienia za to, że w wieku trzynastu lat ukradłam coś ze sklepu (tak naprawdę nie ukradłam, ale lubię Orange Is The New Black). We śnie zastanawiałam się czy napisać o tym na blogu i jak wpłynie to na mój wizerunek. Tak, tworzenie spójnego wizerunku to też jedna z naszych blogowych faz. I want to break free.
19 thoughts on “Potrzebuję szczerości.”
Mi się wydaje, że są szczerzy blogerzy, tacy nie chodzący za trendami. Ja na swoim niekulturalny.com.pl żyje własnym życiem, dostaje tysiące rad o styl, o tematy – i nic z tego, co najwyżej poprawiłem szatę graficzną. Życie mamy jedno, szczerość powinna kreować nas, bo tacy jesteśmy najciekawsi. Pozdrawiam!
Jest ich wielu, tylko takie pisanie jest straszną pułapką i przytrafia się strasznie fajnym blogerom.
Za to faza na „zazdrościsz” nie mija od hohohoho kilku lat 😀
Czy pamiętasz scenę z Kronik portowych gdy uczył się pisać nagłówki? Zasada jest ta sama, gdy bloger pisze o kontrowersyjnych/popularnych/oczywistych tematach linki śmigają lajki lecą a wszyscy kiwają głowami. Tak to już jest w życiu .
Chyba nazwałaś coś, co mnie w jakiś sposób zdystansowało do blogosfery w ostatnim czasie. fakt, też jest to wynik pracy ponad normę. Ale zaczęłam unikać tytułów, które mogą sugerować „chodliwy, kontrowersyjny temat”, który jest na topie. Czasem mam jakąś czkawkę podszytą smutkiem, że kiedy piszesz szczerze to niestety ludzie tego nie kumają i nie czytają. Bo każdy chce dodać coś od siebie. A co dodać do wewnętrznej, prawdziwej treści autora? Nie za wiele. Na chodliwy temat każdy ma swoje zdanie, które aż drapie w palce, by się nim podzielić.
Tu nie chodzi o chodliwy temat, tylko pewien prowokacyjny sposób pisania, który jest obliczony na wywołanie emocji. Lekkie nawrzucanie jakiejś grupie, która na pewno się odezwie, zanegowanie jakichś norm moralnych, żeby ci co czują się moralnie mogli trochę popisać, a koniec końców z wpisu nic nie wynika.
Też mi się po trochę wydaje, że nie nawrzucasz komuś, że pogoda jest zła bo może się z Tobą zgodzić. Natomiast są tematy przy których retoryka buduje się poniekąd sama. Wystarczy powiedzieć, bo Ci prawicowcy to mają za krótkie spodnie. Chodzi mi o to, że są takie wątki (nie koniecznie bieżące), które są gwarantem generowania emocjonalnych dyskusji 🙂 I w tym kontekcie mówiłam o tematyce.
Uwaga, będzie krytyka. Jako że w polskiej blogosferze jestem od bardzo wielu lat, widziałam wiele mód i wiele tych samych schematów, myślę że mogę się trochę w temacie wypowiadać. Prócz wyżej wymienionych jest też faza kryzysu twórczego u blogera. Jedni przestają pisać, inni przeciwnie – zaczynają się czepiać ogółu. Że blogosfera ma niski poziom, że taka, że sraka, że owaka. To nie jest kontrowersyjne, ale jako tako trzyma blog na fali przez jakiś czas. Ale to zazwyczaj jego łabędzi śpiew. Lata w internecie nauczyły mnie jednego – pilnuj własnego ogródka i nie pisz u siebie o innych blogach, a jeśli już to nie na zasadzie „inni są be, bo mi się nie podobają”. Twórz coś własnego, nawet jeśli to jest mizeria. Ale to jest Twoja mizeria i innym nic do tego. Wystarczy. Czasem lepiej nie pisać nic przez miesiąc niż pisać codziennie byle co i wręcz zmuszać się do urodzenia nowego wpisu, bo poradniki popularnych blogerów mówią, że popularność zdobywa się codziennymi wpisami. Widywałam wiele nadambitnych blogów, które dobrze się zapowiadały, ale zeszły na psy, bo zaczęły się czepiać innych blogerów. Najmocniej widać do na blogach parentingowych, bo wiadomo – matka matce wilkiem. Ale w innych „dyscyplinach” bywa podobnie. Nie idź tą drogą, proszę.
Mam takie założenie, że piszę o wszystkim co mnie interesuje i wywołuje emocje. To wywołuje u mnie emocje. Z pisaniem jest jak z rysowaniem, im więcej piszesz tym lepiej idzie. Nie ma co siedzieć miesiącami dopieszczając zdanie o majowym poranku i wytwornej amazonce. Nie piszę do szuflady, publikuję znakomitą większość tutaj. O blogosferze pisałam i rok temu, i dwa lata temu, myślę że trzy i cztery lata temu też. Raz na jakiś czas. A potem piszę o wszystkim innym co mnie obchodzi. Także myślę, że przeżyję.
Ale krytyka zawsze jest mile widziana. Z mojego punktu widzenia jeśli ktoś nie ma na celu sprawienia mi przykrości, to może mi tylko pomóc.
Bardzo mocno utożsamiam się z tym co napisałaś. Dużo jest pozy i działania pod publiczkę, zwłaszcza u tych blogerów, którzy jako taką rozpoznawalność zyskali i chcą pójść za ciosem, by zyskać jeszcze więcej. Tyle, że ten cios może uderzyć ich samych, prosto między oczy. Oprócz tego o czym Ty piszesz, drażni mnie również takie infantylne, naiwne i podszyte fałszywym zainteresowaniem pytanie się czytelników „a co wy o tym sądzicie” nawet jeśli pytanie dotyczy tego, czy lepsze są lody truskawkowe czy malinowe. Rozumiem, trzeba czytelników angażować w dyskusje, żeby nie odpłynęli od bloga, ale zadawanie im sztucznie formułowanych pytań i gdzie ich odpowiedzi w ogóle autora nie interesują, jest dla mnie bardzo przejawem fałszu i działania pod publiczkę.
Widzisz, i tu się u mnie pojawia podział na blogi: 1) na które wchodzę zawsze przy nowym tekście bo po prostu jestem pewna jakości, którą dla mnie definiuje przede wszystkim to, że blog lawiruje sobie poza „głównym” nurtem a mimo to jest świetny. Bo jest JAKIŚ. Bo jest na prawdę odzwierciedleniem samego autora. dlatego jak dla mnie jest ich tylko kilka. zawsze zajrzę np do Ciebie i Venili. ale tych blogów jest na prawdę maks 5.
2) cała reszta, i choćby ogłaszana jako naj naj naj popularniejsza to z jakością treści coraz gorzej, a ja nie potrafię dostrzec szczerości, czegoś od serca, od siebie. a jak się zastanowię to chociaż wiele ich obserwuję np na FB to nieraz zajrzę raz na parę tygodni bo teksty o byle czym, mnie nie ciągną. bo zadziwia mnie wielokrotnie jak niektórzy blogerzy są w stanie pisać nieustannie O-BYLE-CZYM. dla mnie byle czym jest recenzja jadła w fastfoodzie czy nowy ajfon. nie obchodzi mnie nowy ajfon. nie chcę go na blogu. chcę świetnych tekstów. a ograniczenie „mojej blogosfery” na prawdę do kilku blogów powoduje, że nic nie zaśmieca mi umysłu, i moje własne są dla mnie wyjątkowe i niczego nie powielające. Nie gonią za trendami. Bo jak skoro tych trendów nie obserwuję. Prowadzę jeden handmadowo-lifestylowy. lifestyle stąd że nie chciałam by pojawiały się na nim tylko moje prace ale aby prezentował styl życia osoby kreatywnej. i jestem z niego dumna bo jest piękny i niepowtarzalny 😛 a na drugi wrzucam teksty które napisze ale jednak na pierwszy mi nie pasują. ćwiczę warsztat, bo od czasów studiów i pracy w redakcji minęło wiele czasu w ciągu którego w ogóle nie pisałam. i robię sobie na nim co chcę, jak chce, nie obchodzą mnie blogowe trendy, czasem mam 2 teksty na miesiąc ale co to kogo. Za niczym nie muszę gonić. Bo blog to JA. a dla wielu niestety blog to wyobrażenie tego jak chcą by inni ich postrzegali przez aifonki, torebusie, kawusie, i pseudopublicystyczne awantury bo jestem już tak wszechwiedzący że mogę wszystko. A szczególnie nie lubię gdy laik tyka politykę. Mówię to ja. Politolog.
🙂
Przy tekście o Polańskim miałam napisać, że jesteś „kontrowersyjna jak Kominek”. On właśnie pisze takie przewrotne i pokretne teksty tylko po to, żeby się w komentarzach jatka zrobiła i żeby miał satysfakcje pobanować pół publiczności i zwyzywać od kretynów.
No właśnie miałam, ale nie daje się wciągać w takie prowokacje, bo w końcu Wy blogerzy robicie to specjalnie;))
Z tym, ze to jest jakas jego jakosc i jakos mnie juz to nawet nie mierzi. Wiem, ze pewnie moj komentarz skwituje 'no i co?’, dlatego nawet nie komentuje. Taka jego uroda, akceptuje to. Tylko serio to okropnie dolujace, kiedy to sie staje jakims wzorem i standardem dla osob, ktore serio umieja same z siebie dobrze pisac.
A o Polanskim nawet nie chce mi sie juz wspominac, bo ten wpis wywolal wiecej zamieszania niz byl wart.
Jak zwykle trafiłaś w punkt! Te fazy są bardzo irytujące i czasami zdają się deprecjonować wartość blogów, które im nie ulegają. A faza na bycie jak w Wyborczej trwa od dawna i chyba nie zamierza mijać. Już mi się nawet nie chce wskazywać „winnych”…
a kto tam lubi, jak jest słodko cały czas… 😉
ciekawy sen 😉
Ostatni trend przegapiłam, ten, że trzeba pisać kontrowersyjnie. Dla mnie blog powinien być czymś, co powstaje z potrzeby snucia opowieści i/lub dzielenia się pasją. Opowieści o życiu. Chyba nawet, o ile dobrze pamiętam, czytałam u Ciebie lub w komentarzach ostatnio myśl, że blog jest jak opowiadanie czegoś znajomym w barze. czy coś podobnie w słowa ujęte. Tak samo mówiłam kilka dni wcześniej znajomemu, który chciał zdeklasować podlinkowany gdzieś blogowy wpis o czymś popularnonaukowym, bo nie miał przypisów. A czy opowiadając znajomym w knajpie o ciekawostkach, których ostatnio się dowiedzieliśmy, podajemy im spis tekstów źródłowych?
Mody u tych, którzy już blogują, może po prostu czasem muszą się pojawić, jak mody w życiu. Ale smuci mnie, kiedy nastolatka (najczęściej to właśnie one) zakłada bloga, który ma być o wszystkim, bo i o książkach, i o kosmetykach, i o ciuchach, i o muzyce, i o podróżach, i o filmach, a przede wszystkim już w pierwszym poście pyta i deklaruje, że będzie pisać o tym, o czym ludzie chcą, żeby napisała. Skąd miałabym wiedzieć, o czym mogłabym chcieć przeczytać u osoby, której nie znam, nie wiem, w czym jest dobra, na czym się zna, ani nawet jaki ma styl pisania? Np. u Ciebie wiem, że lubię, jak piszesz wpisy osobiste, wiem, że chętnie bym przeczytała o historii i ubraniach, więcej o średniowieczu, o Twoich ulubionych obrazach, ciekawa jestem, jakie fikcyjne bohaterki podziwiasz, w jakiej epoce historycznej chciałabyś żyć i jakie masz zdanie, czy doświadczenia, jeśli chodzi o przyjaźń i płeć. I oczywiście czy Twoim ulubionych dinozaurem w dzieciństwie był triceratops czy wolałaś pterozaury 😉 A to dlatego, że blog jest Twój i można trochę wyczuć przez jego pryzmat, w jakich sferach masz coś do powiedzenia.
a mnie oczywiście spodobała się twoja torebka 🙂
bo tu się pojawia, czy chcemy być 'fajni’ -> w domyśle popularni czy nie.
ja na karinaostapiuk.pl staram pisać głównie o tym, co sama chciałabym przeczytać i póki co podoba mi się to, jak na tym wychodzę.
święta prawda:-)Dopiero Cię odkrylam:-)