Czasami myślę sobie, że to bez sensu chcieć mieszkać gdziekolwiek indziej niż w Londynie. Bo mamy tu wszystko. Idealną mieszankę starego z nowym, sielskiego z miejskim, bezpiecznego z ekscytującym i bajkowego z drapieżnym. W takich chwilach jak te uwiecznione na zdjęciach nucę sobie Pidżamę, że szczęście polega na tym, by z prostych rzeczy nie tworzyć intelektualnych labiryntów.
I tylko kiedy wierzchowce tej majestatycznej, romantycznej konnej policji zostawiają wonną niespodziankę pod wejściem do mojego budynku, w którym mieszkam sobie w maluśkim mieszkanku, za które płacę jak za zboże, bajka trochę rozchodzi się w szwach.
(we wpisie występuje gościnnie Szafa Madziary i Fatilicious)
12 thoughts on “Piknik w Hyde Park”
Gdy widzę Hyde Park na Twoim blogu, lubię to w ciemno. Taka świetna blogerka i takie bajkowe miejsce. To nie może się nie udać.
Przede wszystkim w Londynie są gliny na koniach 😀
Findnig this post has solved my problem
Haha, ja to samo myślę sobie o Warszawie. 🙂
ja rf3wnież. Ale od strony bioeeszwnj Miley jest godna uwagi.@Michał ja wiem, po co tam zajrzałem. O Miley aż tyle nie słyszałem ale przyznać trzeba, że wylansowała się naprawdę nieźle :).
Ale mimo tych koni, mimo zgiełku w Londynie są populane pikniki i jest mnóstwo miejsca na zrobienie ich!
W sumie w Gdyni tez kilka można znaleźć, tylko czemu nigdy nie wpadłam na pomysł pikniku?! muszę dopisać do mojej plisty planów 🙂
Pozdrowienia!
Patrycja, http://enjoy-life-project.blogspot.com/
Cudne piknikowe koce, stworzyłyście klimat 🙂
Ahah, I’ve had a problem using my smart phone to make a cmemont and ended up posting it on the wrong blog post. It was supposed to go with the homeopathy cartoon, but I’m sure you get the idea. 🙂
Szliko-pledo-koc <3
Coś za coś. Mieszkam kątem u kogoś za darmo, choć mogłabym wynajmować mieszkanie w drogiej Warszawie i mieć bliżej i wygodniej i ładniej zapewne (mieszkanie w wielkiej płycie z podłoga pvc i 30 letnią meblościanką to nie to co tygryski kochają najbardziej). Wybrałam tańszą prowincję, ale pomału zaczynam tęsknić za zapachem dużego miasta. Jestem rozdarta, bo kocham klimat prowincjonalnego miasteczka, ale też jestem urodzonym mieszczuchem przyzwyczajonym do wielkomiejskich wygód i atrakcji. Trochę jak płakanie nad zjedzonym ciasteczkiem. Tak to się ma chyba zawsze. Nie było Cię w Londynie, marudziłaś, że chciałabyś tam mieszkać. Jesteś w Londynie – nadal nie jest idealnie. Zazdroszczę ludziom, którzy znają swoje miejsce w świecie. Ja się zawsze miotam podobnie do Ciebie. Szukam bajki, znajduję ją… a potem ta symboliczna „kupa” i robi się mniej bajkowo. Nie znam na to recepty, ale jak znajdę, to Ci podrzucę 😉
Piękne zdjęcia. Klimat Londynu – coś nieopisanego. I klimat bloga, na który zaglądam od niedawna. Rzadko trafiam na blogi, na których autor tak świetnie pokazuje swoją wrażliwość i nie wstydzi się jej. Albo może źle szukam… Mam wrażenie, że tu nie ma tabu. Chętnie wrócę jeszcze nie raz. Pozdrowienia dla dinozaurów.
A plngeisaly rational answer. Good to hear from you.