Pamiętam dokładnie jak po szkole z wypiekami na twarzy czekałam na każdy odcinek. Jak pod koniec trzeciej klasy po raz pierwszy znalazłam w osiedlowym spożywczaku Kawaii, z NIĄ na okładce. Od tego czasu kieszonkowe rozchodziło się na mangach i gadżetach z szemranych pokątnych sklepów i jak głupia cieszyłam się, kiedy wydałam już wszystko co miałam i dostałam gratis ołówek z postaciami z kreskówki. W szkole bawiłyśmy się z dziewczynami w Czarodziejki, najbardziej lubiłam być tymi złymi, Rybim Okiem, Kaolinite czy którąś z sióstr z Klanu Czarnego Księżyca. Tak, znałam na pamięć imiona sióstr z Klanu Czarnego Księżyca, a także Pięciu Wiedźm czy czterech generałów królowej Beryl. Obudzona w nocy recytowałabym kolejność serii (Sailor Moon, Sailor Moon R, Sailor Moon S, Sailor Moon Super S, Sailor Moon Stars…), w którym sezonie z kim walczą i tak dalej. Nie znając japońskiego mogłam śpiewać piosenkę z czołówki. W końcu zaczęłam też chodzić na lekcje japońskiego.
Można powiedzieć, że przez pewien okres Czarodziejka z Księżyca była moim życiem. Wiele lat później trafiła nawet do mojego licencjatu z filmoznawstwa („Czy Hayao Miyazaki to feministyczny reżyser?”). Wtedy też widziałam się z nią po raz ostatni. A teraz powraca.
W przyszłym miesiącu startuje nowa seria, Sailor Moon Crystal. Nie jest to niestety kontynuacja, tylko odświeżenie historii. I nie, to już nie będzie to samo, po ponad piętnastu latach nie będzie wypieków na twarzy i nagrywania odcinków na VHS, ale co mi tam. Będę oglądać!
Z tej okazji sięgnęłam pamięcią w odmenty dzieciństwa i przypomniałam sobie niezwykle cenne życiowe lekcje, które wyciągnęłam z Czarodziejki z Księżyca.
1. Związki
Nie ma niczego złego w tym, że student uwodzi czternastolatkę i zamaskowany rzuca w nią i w demony różami, jeśli są przeznaczonymi sobie przedwiecznymi kochankami z kosmosu. Jak sprawdzić czy są? Można spytać kota.
I nie, nie ma niczego dziwnego w byciu zamaskowaną postacią rzucającą różami. Taki stajl.
2. Sens życia
Bycie magiczną wojowniczką i czarowną kosmiczną księżniczką to straszna tragedia dla nastoletniej dziewczynki, bo przeszkadza to w jedzeniu lodów, graniu w gry telewizyjne i spaniu. Straszna, straszna tragedia. Nikt przecież nie chce być wyjątkowy i ratować świata.
3. Girl Power
Do walki z kradnącymi duszę demonami i innymi kreaturami zła potrzebny jest oczywiście makijaż. Kosmiczny makijaż, ma się rozumieć. To on zamienia pożerającą lody gimnazjalną niezgułę w pakerkę nie z tej Ziemi.
4. Najprostsza strategia jest najlepsza.
Demon? Potwór? Czarownica? Jeb w nie z diademiku i po krzyku. Co odcinek tak samo, bo te małpy nie przejawiają oznak inteligencji i nie uczą się. A kiedy zaczynają się schody, to oznacza, że najwyższy czas na magiczny apgrejd diademika. Straszna szkoda, że Czarodziejki z Księżyca nie było, kiedy Obama był mały. Usagi rozwaliłaby Bin Ladena w sekundę i jeszcze w tym samym odcinku zdążyła chapnąć jakieś lody.
5. Mniejsze zło
Istnieje zło złe oraz zło jeszcze gorsze. Zło złe to wtedy, kiedy jakiś mutant na usługach transwestytów z odległej galaktyki wysysa energię życiową z mieszkańców Twojego miasta. Ale takie aferki się zdarzają. Na to jest, wiecie, diademik. Zło jeszcze gorsze to jak ktoś Ci wyrywa chłopaka. Najgorszym wrogiem nie jest ten zaśliniony zębaty demon, ale odstrzelona lafirynda, która przymila się do Mamoru.
6. I znowu związki.
Swojego przedwiecznego kochanka z kosmosu poznasz po tym, że jest od Ciebie mniej więcej dziesięć lat starszy, a także nie ma nic przeciwko pokazywaniu się na mieście w otoczeniu kosmicznego orszaku Twoich koleżanek. Ponieważ niewielu normalnych mężczyzn wytrzymałoby popołudnie ze stadem czternastek to wiedz, że coś się dzieje. To z pewnością książe Endymion.
Niestety, mój chłopak nie chce chodzić ze mną i z koleżankami na zakupy. Sami widzicie, nic z tego nie będzie.
7. Cechy przywódcy
Jeśli w tłumie dziewczynek w mundurkach szukasz tej najważniejszej, to jest to najpewniej ta największa gapa i niezguła z idiotycznymi włosami. Z drugiej strony, jeśli jesteś największą gapą i niezgułą w klasie, a na dodatek masz kretyńskie włosy, to gratulacje! Jesteś księżycową księżniczką!
Jak słusznie zauważył dzisiaj w rozmowie Andrzej Tucholski, lata temu Czarodziejka oglądana na Polsacie stanowiła całkowicie nową jakość i naprawdę głupkowate i komediowe motywy łączyła z ciężkimi i dramatycznymi wątkami. No i co jakiś czas wszyscy tam umierali. Dzięki niej zaczęłam się interesować Miyazakim i to Czarodziejka wprowadziła mnie w świat animacji jeszcze bardziej dramatycznych, jeszcze cięższych i gdzie jeszcze bardziej umierano. Na Dniu z Sailor Moon w Gdyni, na który zaciągnęłam siłą mamę, zdobyłam autograf kupiłam pluszowego kotulika z Tenchi Muyo oraz moją pierwszą kasetę VHS z serialem, który do dzisiaj uważam za jedną z najlepszych rzeczy, jakie oglądałam – Neon Genesis Evangelion. Ale to już zupełnie inna historia.
Dzięki Usagi i do zobaczenia wkrótce!
13 thoughts on “Rzeczy, których nauczyła nas Czarodziejka z Księżyca”
Jeju jak ja Cię kocham. Jesteś moją Księżycową Księżniczką 😀
„Jeb w nie z diademiku i po krzyku.” Nawet dzieci swoje tego nauczę, że gdy im smutno i źle, to niech sobie to powiedzą 😀 i siupa dalej.
Hej 🙂
czytam od dłuższego czasu, ale do tej pory nie komentowałam. Dzisiejszy wpis rozwalił mnie totalnie, bo ja KOCHAŁAM Czarodziejkę z Księżyca. Oglądałam wprawdzie jakoś później, pamiętam pierwsze odcinki około ’96 (nie powinnam podkreślać, jak dawno to było, prawda? :P). W jednej serii na koniec odcinka zawsze pojawiały się puzzle i po kolei układały w taki piękny obraz głównej bohaterki, pamiętasz? 😉
Poza tym chciałam przypomnieć jeszcze jeden ważny aspekt w temacie „czego nauczyła nas Czarodziejka z Księżyca”, że z takiej niezdary może wyrosnąć przepiękna kobieta – jejku, jak ja się zachwycałam nią w białej sukience przy boku ukochanego <3 <3 (sorry, za "<3" ale normalnie miałam wtedy aż zimne dłonie z emocji 😉 )
W tych klimatach pojawiło się później "Slayers – magiczni wojownicy", ale z już dojrzalszą, rudą i przemądrzałą czarodziejką 😀 i ona to umiała zabijać potwory, o tak 😉
ale spaczenie japońskim poczuciem humoru pozostaje na całe życie 😛
Pozdrawiam serdecznie
A.
Czarodziejkę pokochałam mając lat 5, w 1995 roku, i miałam nią naznaczone całe dzieciństwo. Do tej pory mam wielkie pudło z milionem numerów Kawaii (niestety nigdy nie udało mi się zdobyć pierwszego), magazynów, fanbooków, kolorowanek, albumów z naklejkami itp. itd. Miałam nawet 2 plecaki i kilkanaście figurek plus jedną pseudo-barbie – Czarodziejkę z Merkurego. Większość moich zabaw w dzieciństwie z siostrą (5 lat starszą) było z „Czarodziejką” w tle, miałyśmy nawet podział na „swoje” czarodziejki. Jak miałam 8 lat to nawet udało mi się wyciągnąć rodziców na pierwszy „Dzień z Sailor Moon” , na którym latałam w stroju Super Sailor Moon uszytym przez babcię. Pamiętam, że ryczałam jak bóbr, kiedy Michiru umarła w serii S. A jakieś 2-3 lata temu obejrzałam całą serię po raz ostatni.
Nie wiem, po co to piszę, ale to super, że jedna z ulubionych blogerek jarała się tym co ja 😀 btw. widziałaś Pretty Guardian Sailor Moon, live action? Szczerze mówiąc na początku jest dosyć, a nawet dosyć bardzo creepy, ale polecam, bo fabuła jest naprawdę ciekawa. Nawiązuje do znanych wątków, ale je w różny dziwny sposób „przerabia”.
Oglądać na 100% będę, jako fanka!
pozdrowienia
Cześć!wiedziałam,ze coś się święci jak zobaczyłam u Ciebie zdjęcie fryzury na Sailor Pluton!Też byłam wielką fanką Sailor Moon,seria ta miała bardzo duży wpływ na moje dziecięco-nastoletnie życie.Niestety rodzice zabraniali mi ją oglądać i musiałam to robić w tajemnicy-co potrafi zrobić dziesięciolatka żeby obejrzeć odcinek o czarodziejkach,wiem tylko ja!;)
Ale czemu zabraniali? Przeciez to Yataman byl zboczony.
Podobno strasznie ryje banie…patrząc z perspektywy wielu lat,może coś w tym jest?;)
Oglądałam Sailor Moon od pierwszej klasy podstawowki do konca i jeszcze powtórki,, zdobywałam pierwsze komiksy kawaii itd. itp. to było moje życie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ano wlasnie jesli chodzi o nowa serie sailor moon, to wystarczył mi trailer żeby tego nie chciec obejrzec,,,,
Niewiem czemu ale uznalabym ta serie gdyby to byla kontynuacja. Prawdziwa sailor moon to ta wczesniejsza jak dla mnie.
Przyjaciolka mi sie dziwi i stwierdzila ze jestem uparta….
Ale ja mowie stanowcze nie :<
„Bycie magiczną wojowniczką i czarowną kosmiczną księżniczką to straszna tragedia dla nastoletniej dziewczynki, bo przeszkadza to w jedzeniu lodów, graniu w gry telewizyjne i spaniu. Straszna, straszna tragedia. Nikt przecież nie chce być wyjątkowy i ratować świata.” – No przecież. Jakbym miała wybrać jedzenie lodów i spanie albo ratowanie świata, to przecież nie to ostatnie 😉 A gimnazjalistką w życiu nie byłam, nie załapałam się na żadne rządowe eksperymenty.
Nie wkręciłam się w mangę i anime, oglądałam „Czarodziejkę..”, ale nie trafiłam na znajomych, którzy by wiedzieli o tych gatunkach cokolwiek. Na podwórku i w klasie nie było takich, a zbyt nieśmiałym dziecięciem byłam, by poza podwórko i klasę wyjść. Teraz czasem coś obejrzę, jeśli ma nie więcej niż 26 odcinków, fajną fabułę i realistyczną kreskę, ale ze znajomych się śmieję, że „chińskie bajki” (uroczy rudzielec na konwencie mangowym poprawił mnie, że „chińskie porno bajki”, jeśli już :)). Ale na nową wersję Sailor Moon czekam z niecierpliwością, lubię gadające koty, gdziekolwiek się pojawią, uwielbiam zwłaszcza pierwsze dwa punkty z tego wpisu. I kiedyś sobie obejrzałam na youtube parę pierwszych odcinków w wolnej chwili. Gdybym miała jakieś 10-12 lat, to by były dla mnie prawdziwe życiowe mądrości. Na przykład trafiłam na odcinek o manii odchudzania – dla gimnazjalistek dzisiejszych, a może i końca podstawówki to pewnie faktycznie jest czasem poważny problem, że nie mają powodów, ale wszyscy dokoła się odchudzają, to widocznie trzeba. W dzieciństwie, z tego, co pamiętam, wzruszyło mnie, gdy Chibiusa pojawiła się pod postacią dorosłą i złą, miała żal do Usagi (wówczas w polskiej wersji tłumaczonej z innego przekładu zwanej Bunny) i Tuxedo, a oni jej tłumaczyli, że kiedy była mała i się przewróciła, nie pomogli jej wstać, bo nie chcieli, żeby wyrosła na mazgaja. Będzie okazja wiele rzeczy sobie przypomnieć, czy też zobaczyć to, czego nie znałam tylko oglądając 🙂
taak, śpieszenie się ze szkoły na odcinek (bo powtórki porannej się nie obejrzy, bo już zahacza o szkołę) 😉
jestem akurat z tej grupy, która będzie oglądać remake, nowa kreska zupełnie mi nie przeszkadza 🙂 Miło będzie odświeżyć serię, zobaczyć, czy będzie bliższa mandze, nie tylko w kresce 🙂
Przez jakiś czas byłam moderatorką na gronie grupy „Sailor Moon”, więc przewijały się m.in. tematy „czego BSSM mnie nauczyło” i czasem coś ściskało w gardle czytając niektóre zwierzenia 🙂 Wraz z odświeżeniem serii, już jako nie dziecko, można dostrzec właśnie te ciężkie, trudne wątki, czy podejście do nich. A dawniej się tym „nasiąkało”, nie do końca świadomie 😉
A odnośnie związków – część osób (m.in. na gronie) miała/ ma trochę za złe scenarzystom anime, że niemal każda z senshi musiała mieć, choćby na chwilę jakiegoś 'love interest’. W mandze jest wyraźniej zaznaczone, że one czuły się zupełnie dobrze ze swoją misją bycia senshi i nie potrzebowały faceta do bycia szczęśliwą 😉 I to też była (akurat z mangi) taka dobra lekcja do „nasiąknięcia” 😉
Ej no, w mandze, pamiętam bardzo dobrze, była scena z Sailorkami w objęciach generałów Beryl 😉 Bardzo ładna w sumie.
Ale ta scena, to parowanie, dotyczyło jednak czasu Kryształowego Królestwa 🙂 i z tego co pamiętam nie było jakoś szczególnie szczegółowo opisywane 😉 W samej fabule mangi nie ma też położonego nacisku na 'parowanie’ bohaterek – głównym romansem jest love story Usagi i Mamoru. Mi wątki romansowe w anime nie przeszkadzały – a nawet przeciwnie, czyniło to bohaterki bardziej normalne, łatwiejsze do utożsamiania się (szczególnie te do końca udane próby związkowe :)) Plus pokazywało, że choć nie każdej się trafia taki Książę Endymion, to może da się znaleźć w swoim otoczeniu takiego Yuichiro? 😉
* szczególnie te do nie końca udane próby związkowe :))
Lubiłam bardzo. Zwłaszcza perypetie związkowe i relacje z koleżankami. Bardzo podobał mi się charakter Rei, zachwycałam się tajemniczością Mamoru i czasem, gdy Usagi zrobiła czy powiedziała coś głupiego, opadały mi ręce 🙂 Jak pojechałam na kolonie, mój brat zadzwonił do mnie i streszczał mi odcinki – gdy wymieniał imiona czwórki nowych wrogów, którzy się (w czasie mojej nieobecności!!!) pojawili, cała rodzina zwijała się ze śmiechu 😀
Teraz boję się oglądać – boję się rozczarowania, że to wszystko było infantylne i że to już zamknięty rozdział, do którego lepiej nie wracać. Mimo że Sailor Moon jest dla mnie kawałkiem sentymentalnej młodości i tak już zostanie.