Niektórzy twierdzą, że ich sposobem na udany tekst jest napisanie go jak gdyby był przeznaczony dla konkretnej osoby. Prosiłam Was niedawno o blogową pomoc (wielkie dzięki, Wasze wskazówki są świetne, keep them coming) i spora część z Was sugerowała, że interesują Was moje w miarę prywatne sprawy. Jedna Czytelniczka stwierdziła zaś bardzo konkretnie, że marzy by poznać historię, jak znalazłam się tam, gdzie jestem.
Na chwilę obecną znajduję się na kanapie z kubkiem zielonej herbaty i najnowszym numerem Vogue. Choć to straszny mózgotrzep, nigdy nie potrafię sobie odmówić September Issue. Prawdą jest jednak, że osiem lat temu siedziałam na innej kanapie, tysiąc trzysta kilometrów stąd. Siedem lat temu była to jeszcze inna kanapa, tym razem odległa stąd o niecałe sześćset kilometrów. Dwa lata temu urządzałam się sześćdziesiąt kilometrów od miejsca, z którego piszę teraz. W końcu od dziesięciu miesięcy jestem tu gdzie jestem. Jak do tego doszło?
Tę historię mogłabym zacząć od samego początku czyli w drugiej połowie lat osiemdziesiątych i ciągnąć przez dziewięć sezonów niczym How I Met Your Mother. Oczywiście daruję sobie, bo ten serial skończył się tak naprawdę gdzieś w okolicach piątego roku emisji, poza tym nie będę dzielić się za darmoszkę materiałem autobiograficznym, o który kiedyś będą się bić wydawcy. Zdradzę tylko, że w wieku dwunastu lat strzeliłam śpiącemu szczeniaczkowi w pupę z gumowej gumki. Do dzisiaj bardzo tego żałuję. Teraz sprawnie przejdźmy do czasów klasy maturalnej.
Jak zdecydowałam się wyjechać na studia
Siedziałam sobie na lekcji Wiedzy o Kulturze w I LO im. Mikołaja Kopernika w Gdańsku. Szkoła cudna, określiłabym ją jako coś pomiędzy stylowym barem, w którym z przyjaciółmi sączysz wino i piszesz wiersze na serwetkach, a przymusowym obozem pracy. Także siedzę sobie i nie wadzę nikomu, aż wchodzi mój były sąsiad, który rok wcześniej tę cudną szkołę ukończył. Siada i opowiada o Dublinie. Dublin to z balladami kram, niejedną tam się złowi. I jest to decydujący moment mojego życia, w którym stwierdzam, że skoro mój sąsiad może, to nie ma absolutnie żadnego powodu, dla którego ja nie mogę. Po czym wracam do domu, wchodzę do internetu i jednak okazuje się, że nie mogę, ponieważ na irlandzkiej uczelni musiałabym płacić czesne. Nie bierzcie sobie tego do serca, nie mam pojęcia jak jest teraz i czy wtedy na pewno tak było. Po prostu tak to zrozumiałam.
Po podzieleniu się wielkim planem z moim ówczesnym chłopakiem, który również dostał wścieklizny na myśl, że sąsiad może, a on niby miałby nie móc, rzucamy się wściekle na internet i już wkrótce odkrywamy, że w Szkocji, po dopełnieniu odpowiednich formalności, czesne nas nie dotyczy. Przy czym okazuje się, że jest idealny moment na aplikację, ponieważ w Wielkiej Brytanii nabór na dany rok akademicki odbywa się rok wcześniej.
Wiele miesięcy później zdajemy maturę, składamy aplikacje również na uczelnie w Polsce, rozstajemy się z pięć razy, bo nasz związek jest mniej więcej tak stabilny emocjonalnie jak związki w Gossip Girl, aż nadchodzi godzina zero. Dostajemy się wszędzie oprócz wymarzonego MISHu, w moim przypadku było to edytorstwo i filmoznawstwo na UJ, cośtam cośtam z kulturą śródziemnomorską na UW i archeologia na UG. Oraz literatura angielska z filmem w Glasgow i media studies na pomniejszej edynburskiej uczelni. Tak, University of Edinburgh nie chciało mnie jeszcze przed wynikami matury, o czym oczywiście wspomnę w mojej przyszłej autobiografii, o którą walczyć będą najwięksi wydawcy.
Jest to ten moment, w którym zdecydowałam jak dalej potoczy się moje życie. Babcia stwierdziła, że z głodu zostanę prostytutką. Mama stwierdziła, że nie poradzimy sobie finansowo i z oryginałem świadectwa maturalnego zaciągnęła mnie do Krakowa. Chłopak stwierdził, że cokolwiek się dzieje, on jedzie do Edynburga. A ja chodziłam do kościoła i paliłam świeczki przed Matką Boską Częstochowską, żeby mi ze wszystkim pomogła. I słuchałam dużo Currenta 93, który inspiracje czerpał wtedy z apokryfów, telemy, satanizmu, buddyzmu i innych. Zawsze byłam konsekwentna. Nie mogę kategorycznie zaprzeczyć, że miłość nie była jednym z głównych powodów decyzji. Ani że nigdy nie myślę co by było, gdybym pojechała do Krakowa. Ale osiem lat później wciąż jesteśmy razem, więc czasem głupie i niebezpieczne decyzje mają sens.
W ostatecznym rozrachunku decydujące słowo miał Oscar Wilde. Po przeczytaniu jego biografii w drodze na wakacje w Paryżu stwierdziłam, że nie mogę jechać do Edynburga i studiować na jakiejś pomniejszej uczelni, na której nie było żadnego noblisty, żadnego wybitnego naukowca, pisarza czy innego polityka. I tak oto dzięki Matce Boskiej Częstochowskiej, Oscarowi Wilde i trącącej satanizmem muzyce stwierdziłam, że pakuję się do Glasgow.
Studia w UK
Co było dalej? W dość dramatycznych okolicznościach nagle znalazłam się w posiadaniu środków na wyjazd. Dzięki wielkiej zaradności i poświęceniu mamy i babci przez całe pięć lat na uniwersytecie nie zostałam prostytutką. Nawet na chwilę, nawet podczas wakacji. Także tutaj miłość i wdzięczność.
Ciężko opisać pięć lat studiów w krótkim akapicie. Trochę tekstów na ten temat znajdziecie na blogu w kategorii studia w UK. Jeśli interesuje Was coś konkretnego (oprócz tego jak się dostać, w tym pomoże google i mnóstwo innych blogów czy portali), zawsze możecie dać znać (mail, komentarz, ask.fm) , postaram się odpowiedzieć albo zrobić wpis na ten temat.
Jeśli czytacie mojego bloga od dłuższego czasu i macie dobre oko do szczegółów, może się Wam nie zgadzać kierunek, na który się dostałam. Nigdy nie skończyłam Literatury Angielskiej, na którą aplikowałam. Jest to dość zabawna historia, chociaż początkowo nie było mi do śmiechu. Przy rejestracji na uczelni okazało się, że w papierach wystąpił jakiś mały, malusieńki błąd i nie są pewni czy jest dla mnie miejsce na wydziale Film and Television Studies. Co trochę mnie zdenerwowało, bo poświęciłam sporo czasu przekonując mamę, że studiowanie filmu i literatury naraz to największy czad na świecie i umrę bez tej możliwości. Za radą mojej doradczyni (każdy student ma przydzielonego opiekuna akademickiego, takiego profesora czy doktora, do którego może iść z problemem) na wszelki wypadek poszłam na wstępne zajęcia zarówno literatury jak i z filmu, ale i z dodatkowego przedmiotu, który byłby ubezpieczeniem w razie jeśli jednak się nie dostałam. Na chybił trafił wybrałam historię.
Finał opowieści? Dostałam się na film. Podczas pierwszego wykładu z historii od pierwszego wejrzenia zakochałam się w wykładowcach, dziwnych panach w sztruksach i w koszulach w kratę, w marynarkach z łatami na łokciach. Zakochałam się w spisie tematów. Na literaturze tych porywów serca nie doznałam, zatem szybko zmieniłam wydział. Cztery lata i jedną pracę licencjacką o Miyazakim później stwierdziłam, że ci panowie wciąż władają moją wyobraźnią i zdecydowałam się na magisterkę z historii i kultury średniowiecza i renesansu.
Pragnę jedynie uprzedzić każdego, kto chciałby studiować w Glasgow, żeby od razu wybił sobie z głowy zajęcia na głównym gmachu uczelni. To ściema, przynęta i pułapka. Tam się pisze egzaminy. Czasem, jak ma się farta. Dopiero na studiach magisterskich, kosztujących cztery tysiące funtów za rok, wpuszczono mnie do sal w tym budynku. Czy było fajnie? Szczerze? Było daleko do stołówki.
Co wydarzyło się potem
Wskutek wybitnych zdolności ukochany skończył studia rok wcześniej niż przewidywała ustawa i kilka miesięcy później dostał pracę w zawodzie. Na południu Anglii. Byłam na czwartym roku. Po dwóch latach wydawania siedemdziesięciu funtów za każdym razem kiedy chcielibyśmy się zobaczyć, oddałam skończoną magisterkę, rzuciłam szaloną karierę półetatowej ankieterki telefonicznej i wyjechałam do hrabstwa Surrey. Podobno to klejnot w koronie Królestwa i ogród Anglii. W moim miasteczku był jednak głównie kanał, widoczny na poniższym zdjęciu. Było jeszcze centrum handlowe, wszystkie fast foody świata, dziesięciu fryzjerów i trzy siłownie, ale kanał był niekwestionowanym władcą.
To były zwariowane czasy dziewięćdziesięciometrowego mieszkania, permanentnego braku kasy, depresji i Wojny Światów. Możecie to nawet pamiętać. Pracowałam przez dwa lata w pierwszej firmie, która zaoferowała mi posadę po studiach. Spędziłam tam mniej więcej półtora roku za długo, przez cały ten czas niezbyt efektywnie szukając innego zatrudnienia. Nie mogłam z nerwów spać, wracając z wakacji płakałam, że nazajutrz idę do biura, aż któregoś dnia obudziłam się i stwierdziłam, że albo koniec z tą firmą, albo ze mną. Tak dłużej być nie może, trzeba wziąć się w garść. Jakiś miesiąc później podpisywałam kontrakt z wydawnictwem w Londynie, w którym zajmuję się reklamą. Przeprowadziłam się do Angel w Islington, które chciałam zobaczyć od kiedy przeczytałam Nigdziebądź Gaimana i w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. No i teraz siedzę na kanapie w mieszkaniu naprzeciwko ławki ze zdjęcia zrobionego podczas pierwszej wizyty. Dwa dni temu dostałam awans.
Tak znalazłam się tu gdzie jestem.
43 thoughts on “Jak znalazłam się tam gdzie jestem”
wspaniałe zdjęcie w temacie STUDIA W UK ! i ogłaszam wszem wobec: chcę więcej
Wybornie się Ciebie czyta:)
Bardzo lubię odwiedzać Twojego bloga. Świetnie piszesz! Pozdrawiam serdecznie 🙂 Emilia
Moje pytanie: o jakiej pomniejszej uczelni w Edynburgu mówisz?
hezke1 a chytre1-nebezpečne1 kombinace!!:-0Měla bys s tedm Liško něco udělat.Buďto můžeš tote1lně zbbulont,nebo jedt na plastiku zeškaredit se.Jestli voledš blbost,protože je zadarmo,tak omyl.Je1 na to poře1de1m semine1ře a klienti mi za to,že je zblbnu plated ukrutnfd zlaťe1ky.No a ještě si můžeš změnit pohlaved.Potom bude kre1sa a chytrost zcela v souladu s předrodnedmi ze1kony.:-))
Hm, nie wiedziałam że MBCZ jest aż tak skuteczna. Ale w moim przypadku chyba świeczki by nie wystarczyły, raczej miotacze ognia 😉
Hi, Neil! I know you are a potential dinegser of fancy cars are you the PBJ artist? My favorite is the bird he bears a resemblance to you Maybe it’s the hat and the necklace? So now where are you two silly birds going with this? Happy landings!
Jealous as hell.
<3
Fajnie się dowiedzieć jak złożyły się ze sobą te wszystkie elementy Twojej biografii, które wyrywkowo kojarzę :). Trochę też zazdroszczę pracy w wydawnictwie. Mam poważne obawy, że ja w Polsce nie miałabym takiego szczęścia mimo tego, że nasze życia mają kilka punktów stycznych ^^.
Przytulam Rien z czasów, gdy trzeba było wydać 70 funciaków za każdym razem, gdy chciało się zobaczyć z ukochanym. Choć w nieco innej skali – jak ja to dobrze rozumiem!
A w ogóle to: świetna robota!
Świetna historia. Lubię Cię, Rien 🙂
Skoro i Ty, i Twój chłopak, i nawet Twój sąsiad mogliście tam studiować.. to ja też! Za trzy lata składam papiery. Trzymaj za mnie kciuki! Dzięki za motywację. 🙂
Wow. Jak to się mówi Do or Die, albo nigdzie nie dojdziesz, a już na pewno nie tam gdzie chcesz. Chciałabym studiować w UK, ale na to chyba już za późno, bo teraz szykuję się do obrony licencjatu. Ale poczytam jeszcze wspomniany przez Ciebie blog może jeszcze jest dla mnie nadzieja, na darmowe studia (albo chociaż takie przy których da się pracować) 🙂 Powodzenia!
Darmowa magisterka obawiam sie odpada, ale spokojnie da sie pracowac i studiowac jednoczesnie.
ad 33: Hmmmm.Je1 me1m napředklad milion neosttadků na kre1se. Ale co si pamatuji, že1dnfd chlap, co se do mě kdy zamiloval, si jich nikdy ani nevšiml. To znamene1, že když ty jich me1š mnohem me9ně, že si jich nevšimlou už vůbec. Teda pokud vyzařuješ pro ně předjemnou energii. Obecně, na te9 pohodičce a energii se vyplated pracovat vedc než na nějake9m faldedku, řekla bych. Jo a jinak, ty brfdle, co me1š na te9 fotce jsou velmi slušive9, jednak jemne9, takže člověk si mysled, že je to spedš ozdoba než pomůcka a pak ti zvětšujed oči, takže dobrfd. Fakt dobrfd.
Jak ty zręcznie władasz piórem! Zdecydowanie masz to we krwi, rewelacyjnie opowiadasz.
LOL You’re too much Neil?! You’ve kept us going for a long time! But then you knew we’d stay right here with you! Tomorrow it is! There’s nothing like your music. I’m lionokg forward to the ABC gigs in December. I’ve got my tickets in hand! Can’t wait!big HUGS!Janine
Dzięki wielkie za tę opowieść. <3
furt jsem premyslela proc se ti obilskto slovo FLEK na bradu, kde jsi ho mela napsane a proc. no a vidis. na ruce. me napadalo ze na stole a pak ti na nej spadla brada. Ale proc bys psala lflek na stul, ze?jinak me se to cte dobre protoze umim psat obema rukama zaroven a to zrcadlove. Proti sobe. Rukopis mam uplne stejny levou i pravou. akorat tou levou to musi ostatni cist v zrcadle.
„skoro sąsiad może, to ja też” – to chyba jeden z lepszych motywatorów: zobaczyć, że komuś w/o całkiem podobnych warunkach się udało, przeszkody od razu wydają się cokolwiek mniejsze 🙂
zazdraszczam bardzo, na 'skopiowanie’ sposobu już ciut za późno (*_^). Ale kilka wniosków z notki chyba jednak wyciągnę 😉
Angel w Islington… Czy jest piękniejsze miejsce w tym mieście?
Pozazdrościć tylko zaangażowania 🙂
Niby można byłoby powiedzieć, że to w sumie zupełnie zwykła historia – że po prostu studia i praca, tylko dalej od domu. A jednak po przeczytaniu westchnęłam takim westchnieniem, jak te towarzyszące skończeniu ostatniej strony książki.
že si to ty,chude1 Liška,tak ti přede1m na to zblbnuted sve9 know-how a to zcela gritas.Takovej předklad,přijde za mnou klient faplně blbej a ještě me1 nějakej proble9m.Tak vemu ze1lohu a jdem na to.”Geniem do třed dnů” se ty moje kurzy jmenujed.Na a je1 ho za ty tři dny přesvědčedm,že je opravdovej genius,že všechno může,všechny překe1žky zdole1,všemu rozumed a že je ředitelem vesmedru.A pokud to jeho okoled neche1pe,tak by je o tom měl poučit.Nevěřila bys,jak je snadnfd přesvědčit vola,že je genius.To člověk zvle1dne za pe1r minut,ale je1 to schve1lně natahuju,abych z toho měl poře1dnej vejvar.Na a hloupfd klient odche1zed vyprsenej a s hlavou hrdě vztyčenou se ujedme1 nějake9ho mesie1šske9ho fakolu hodne9ho sve9 geniality.Chytřed v něm sice vided ještě většedho blbce,než byl předtedm,ale protože jsou chytřed,tak mu to neřeknou.Ale chytrejch naštěsted moc po světě neběhe1,takže se najde dalšed sposta blbců,co me9mu klientovi tu genialtu uvěřed a chtějed ji taky.Takže se mně dveře netrhnou.Mladed,stařed,se školama i bez z každfdho uděle1m genia.Pokud teda na to me1 prachy samozřejmě.Tak teď vedš jak na to a věředm,že tvoje dalšed blogove1ned bude naprosto genie1lned:-000)))))
Czyli doszłaś do tego wszystkiego ciężką pracą i odwagą. Dużo ludzi mówi „zazdroszczę” i nie robią kompletnie nic. I wydaje im się, że inni mieli łatwiej. Nie mieli. Bardzo Cię podziwiam 🙂
Bardzo inspirująca Ta Twoja historia, żałuję że sama czegoś nie zrobiłam tuż po liceum, nie chodzi tylko o studia, marzył mi się zagraniczny wolontariat długoterminowy… Jednak nigdy nie jest za późno :))
I to Islington bardzo bym chciała zobaczyć, bo na Twoich zdjęciach wypada przecudnie!
Czym będziesz się zajmowała po awansie?
Jak mnie tu dawno nie było, powinnam odpokutować! Dzięki za ten tekst, za jakieś półtora miesiąca pakuję się na studia do Bath (architektura). Martwię się tym, że chłopak zostaje w Warszawie i rozpaczam nad biurokracją, którą muszę wypełnić żeby dostać pożyczkę, i nad tym, że mogę nie dostać akademika, i nad milionem innych rzeczy. Oby jakoś to było.
przecudowny blog, bardzo inspirujący i motywujący!
tekst trafił do mnie w 100%, właśnie jestem na etapie „za długo o 2 lata” i aktywnie szukam lepszego pracodawcy, bo na takiego zasłużyłam 🙂 optymistycznie wyczekuję dnia złożenia wypowiedzenia
Gdzieś między wierszami można wyczytać, że odwaga do podejmowania niełatwych decyzji i wyzwań, pracowitość i determinacja doprowadzą każdego w miejsce, w którym chce się być.
Nie chcę, żebyś pomyślała, że Ci kadzę, ale naprawdę ten wpis jest bardzo inspirujący.
Happy Anniversary Neil Pale blue Jak is Amazing and always the first I lsiten to. Your many talents are like no other can’t wait to hear more from you!! Been enjoying this game you’ve been playing with us and it has given me and my family many laughs throughout the months. Looking forward to all the answers being revealed. Truthfully, I’ll also be a little sad as this has been a lot of fun to play giving me something to look forward to, maybe you can come up with some new games to keep us guessing Keep up the Amazing job that you’re doing you’re the Best!!
Bardzo przypadkowo i dopiero wczoraj znalazłam Twojego bloga. Bardzo przyjemna historia rozwoju, życzę Ci, żeby zawsze było coraz lepiej i lepiej! <|;^*
Brawo dziewczyno! 🙂 Cieszę się bardzo, że znalazłam Twój blog i że jesteś tu gdzie jesteś choć rok później już pewnie w innym miejscu niż napisałaś 🙂
Hej, mam nadzieję, że będzie Ci się chciało to przeczytać.
W skutek dość poważnej choroby w 3 klasie liceum zawaliłam
maturę (może nie jakoś totalnie, ale jednak), wzięłam więc później rok przerwy,
żeby ją poprawić, bo zależało mi na dobrej uczelni i kierunku. Zdałam pięknie,
tak jak powinnam za pierwszym razem. Będąc na gap year złożyłam podanie na
kilka brytyjskich uczelni i ostatecznie dostałam się na moją pierwszego wyboru
(jedną z najlepszych w UK). Poświęciłam samemu procesowi aplikacji dużo czasu,
nie wspominając już o egzaminie językowym i tym, że sama za niego płaciłam. I
tu zaczyna się mój problem. Kiedy dostałam decyzję o przyjęciu na uniwersytet,
moi rodzice stwierdzili, że nie podoba im się mój pomysł wyjazdu, i że nie będą
mi płacić za mieszkanie i życie w Anglii (warto dodać, że nie są biednymi
ludźmi). Na nic zdały się błagania, prośby, mówienie, że przecież będę pracować
te 2 dni w tygodniu, chyba każdy nie-medyczny student łączy pracę ze
studiowaniem, chciałam, żeby tylko zapłacili mi za mieszkanie na ten rok.
Usłyszałam, że nie podoba im się ten pomysł i wolą, żebym została w Polsce, że
nie będą się poświęcać, żebym ja mogła studiować za granicą. Ponieważ
oczywiście nie posiadam takich środków, żeby móc samemu się utrzymać, poszłam
na studia w Polsce, nawet nie wyobrażasz sobie, z jak wielkim żalem. Ale na
moim uniwersytecie w Anglii poprosiłam o deferred entry (przełożenie rozpoczęcia
studiów o rok, pewnie wiesz co to). Tak więc na chwilę obecną jestem na I roku
w Polsce, a miejsce jeszcze przez ten rok mam zaklepane na uni w UK. Zaczęłam tutaj
równolegle ze studiami pracę, odkładam pieniądze, żeby za rok móc pójść na moją
wymarzoną uczelnię. Ale zaczynam się zastanawiać, rodzice pewnie powiedzą mi,
że nie chcą mnie więcej widzieć, jeśli za rok oznajmię, że wyjeżdżam.
Czy myślisz, że jest sens po roku tutaj iść na uniwersytet w
Anglii? Zależy mi później na pracy za granicą, a wiem, że po polskich
uczelniach, nawet tych najlepszych, sprawa ma się różnie. Mieszkanie w Szkocji jest moim
marzeniem, jestem absolutnie zakochana w tym kraju.
Nie mogę znieść tego, jak bardzo ingeruje się w moje życie i
ustawia je pod plany moich rodziców, a nie moje własne. Nie liczy się to, jakie ja mam
marzenia, ale co moi rodzice uważają za słuszne. Bardzo, bardzo jest to
dołujące.
Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie.
Jako czlowiek, ktory studiowal fizyke (wiec dosc wysokogodzinowy kierunek) w UK na uczelni, ktora sobie w nic nie dmucha i od pierwszego roku pracowal i sam na siebie placil (rodzice nie wyslali mi ani pol zlotowki odkad kupili mi bilet do UK), powiem tak – jak sie chce, to sie da, i nawet idzie nie oszalec 🙂
Ania, a nie pomyślałaś, że Twoi rodzice są po prostu… przerażeni? Że argument „nie będziesz miała za co żyć” był ich ostatnią deską ratunku, żeby im dziecko nie wyjechało na koniec świata, samo oraz na pewno, NA PEWNO, na zawsze?
Skoro odkładasz, odbierasz im ten argument. Skoro zrobiłaś wszystko żeby za rok pojechać – zrozumieją, że to nie fanaberia. A jak już się przyzwyczają do myśli, że nie ma innej opcji, zrobią wszystko, żebyś była w Anglii najszczęśliwsza na świecie.
Serio. Tylko udowodnij im, że masz plan – i to plan możliwy do zrealizowania.
A można wiedzieć, czym się zajmujesz po takich studiach? 🙂
Odpowiedź jest w tekście 🙂
Jejku przepraszam, nie zauważyłam 😉
Dobrze postawić na swoim 🙂 Chociaż zdaję sobie sprawę, że np. w przypadku pracy nie zawsze jest tak łatwo, przynajmniej ja mam takie doświadczenia ;/ Ale! Wystarczy, że zna się np. jezyki i już nie jest tak źle, ja tak zrobiłam! Jak ktoś nie wierzy – polecam rzucić okiem na linguajob.pl, bo tam mają właśnie oferty dla ludzi z językami 😉
Kazde miasteczko angielskie ma kanal, nie wiem, jak mozna w ogole zamieszkac daleko od jakiegokolwiek kanalu – to chyba niemozliwe. Ja mam pod oknem codziennie kaczki, wylaza z wody i budza nas wszystkich, chociaz w Oxfordzie to prawie cywilizacja.
Jak ostatnia sierota nie pojechalam do Szkocji, bo zimno, a tutaj tez mi bylo zimno, tylko za 4k rocznie. Chociaz teraz placa 10, wiec nie powinnam narzekac.
I tez siedze z Voguem, herbatka, ale wciaz niestety w biurze, ktorego nie znosze; tyle ze Anglia tez dla mnie za zimna, wiec pewnie za jakies pol roku ide dalej, nie ma co sie zasiadywac w jednym miejscu na za dlugo 🙂
Nie obawiałaś się przeprowadzki? Rozstania z rodziną, z domem? Już za moment przeprowadzam się z Warszawy do Gdańska na studia. Będę mieszkać sama w mieście którego niemalże nie znam. Zdecydowałam się ze względu na kierunek którego nie ma w stolicy ale ciągle mam ochotę nie wyjeżdżać, nie próbować, pójść na coś co mnie aż tak nie kręci ale za to zostać z rodziną, blisko przyjaciół i chłopaka który tutaj zostaje.. Co robić?
To trudna decyzja, ale po studiach zawsze przecież możesz wrócić do rodzinnego miasta, czyż nie? Rodzina nie ucieknie, przyjaciele, o ile będziecie w kontakcie i będziecie się co jakiś czas odwiedzać, też nie, a chłopaka przy okazji sprawdzisz, czy długo wytrzyma w związku, nie mając Cię przy sobie – i samą siebie też sprawdzisz, bo na miejscu zawrzesz nowe znajomości z osobami obu płci. 🙂