Trwa właśnie ten cudowny okres w roku, kiedy w dzień można się jeszcze opalić, ale wieczorem marzną stopy. Jest coś przyjemnego w umierającym lecie i wdzierającym się przez okno chłodzie. W romansie swetra z gołymi nogami. W płaszczu na nagich ramionach. Nonszalancja przeplata się z pierwotną prostotą.
W tych pięknych okolicznościach przyrody znajduję się nagle w stanie obcym i przerażającym. Nie mam lęków, kompleksów, niepowodzeń. Jest dobrze. Tak dobrze, że aż dostaję dreszczy na samą myśl co zwiastuje takie nagromadzenie szczęścia i dobra. I z jakiego dna będzie trzeba się podnosić, kiedy to coś już nadejdzie.
Sprowadzam się na ziemię stertami nieuporządkowanego prania, suchą skórą i nieukładającymi się włosami. I ta niedobra skóra i krnąbrne pranie pozwalają mi spać w nocy. Przy czym ostatnimi czasy nie bardzo mam się w co ubrać, bo wszystko trafia na tę stertę bezpieczeństwa na kanapie. Znacznie wygodniejsza byłaby po prostu zmiana myślenia. Tym bardziej, że wkrótce przyjeżdżają goście.
Jutro obudzę się gotowa zaakceptować, że zasługuję na to co dobre. Potem zdobędę szczyt tekstylnego Everestu, którego zbocza pachną polnymi kwiatami zakwitającymi w zakrętce płynu do płukania. Dzisiaj dokończę herbatę.
Szczęśliwej jesieni.
9 thoughts on “lato umiera w płaszczu”
Szukając bursztynowych cudów, znalazłam dinozaura i od razu pomyślałam o Tobie : )
http://allegro.pl/broszka-srebro-z-bursztynem-hand-made-unikat-i4580523532.html
Jestem prawie pewna, że się uśmiechniesz!
Bardzo chciałabym spotkać kogoś z taką broszką! Na przykład jakąś wytworną starszą panią.
Dzisiaj znalazłam jeszcze jedną (przypadkowo, przysięgam).
https://www.etsy.com/listing/168943282/magic-in-a-pond?ref=shop_home_active_12
Ładnie napisałaś o tej porze w roku… i że romans swetra z bosymi stopami. Zdecydowanie lubię ten czas… chyba najbardziej ze wszystkich pór roku lubię „umieranie lata” 😉
Herbata ważna rzecz. Ta z ostatniego akapitu. Bez herbaty nie da się ogarnąć prania ani życia. Zdjęcia, takie lekko wypłowiałe, pasują do nastroju tej pory. Takie jeszcze lato, jeszcze słońce, a już nostalgia i senność inna niż ta spowodowana upałem.
Zawsze o tej porze zbieram kasztany. Nie masowo, ale jeden, dwa, kiedy przechodzę obok, muszę podnieść. I mam w każdej kurtce, płaszczu i torbie.
Bez herbaty nie da się ogarnąć prania ani życia [2]. Zaiste to jedyna odpowiedź na każdą katastrofę. Ewentualnie jeszcze kakao.
Zręcznie napisany post. Wyobraziłam sobie Ciebie w tym przyodziewku dzisiaj w Łodzi, kiedy było tak zimno i zadrżałam. Dobrze, że w Londynie jest zawsze dużo cieplej ;).
Och, przestań sie rozczulać, tylko napisz opowiadanie pod takim tytułem, z paroma tymi smacznymi zdaniami. Pasowałoby cos w stylu pani Dalloway 🙂
Dla mnie niezawodną oznaką przyjścia jesieni jest to, że po całym lecie picia wody, mam w końcu ochotę na herbatę. Najlepiej z rumem. Marznące stopy towarzyszą mi przez cały okrągły rok…
Poza tym, ta sukienka jest intrygująca. W zestawieniu z płaszczem wygląda to trochę w stylu parkowego ekshibicjonisty w wersji soft 🙂
Brawo Rhien!! Jesteś na głównej;)
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,16689030,Ziemkiewicz_usprawiedliwia_gwalt__Oburzajace_wyznania.html#BoxSlotI3img