Od wczoraj na stronie Gazety Wyborczej toczy się „debata” na temat złej sytuacji młodych na rynku pracy. Debata nieco perfidna, bo wiadomo, że to taki temat, który wywoła emocje i w którym szybciutko zrobi się shitstorm. Temat idealny, będzie się klikał.
Bardzo nie lubię wymyślania bystrych określeń na luźno powiązane grupy społeczne. Bo do tych określeń łatwo dorobić ideologię. Łatwo jest hejtować „szafiarki” i przerabiać je na „szatniarki”, „szmaciarki” i inne wywłoki, a potem twierdzić, że sprzedają się za jeansy. Nawet jeśli za jeansy sprzedało się 10% ogółu. Łatwo też jadowicie atakować pokolenie 2 tys. brutto, że roszczeniowe, że złe, że co to za osiągnięcie mieć dyplom. I w końcu, co najgroźniejsze, łatwiej wtedy uwierzyć, że może rzeczywiście jest się z pokolenia, które jest na straconej pozycji, a skoro jest źle, bo „taka sytuacja”, no to co ja mogę. Gotowy przepis na utknięcie w marazmie i depresję. I do uznania, że coś mi się należy jak psu micha, a ktoś, jacyś Żydzi, pedały czy cykliści, winni są mej krzywdy. W ten sposób łatwo jest stracić nadzieję, a ludzi, którzy tracą nadzieję łatwo jest kontrolować.
Zgadza się, na rynku pracy nie jest przepięknie, powinno być lepiej. Rząd też na pewno mógłby robić wszystko lepiej. Studia mogłyby lepiej przygotowywać do pracy, a pracodawcy lepiej nas traktować. Z tym, że lepiej nie będzie. Nigdy nie będziemy mieć wszyscy równych szans, równego dostępu do pracy i gwarancji dostatniego życia z samego faktu urodzenia się. Ale wiesz co? Nikt nigdy tak nie miał.
Żyjemy w ciekawych czasach. Może to błogosławieństwo, a może wręcz przeciwnie. Mamy większe możliwości rozwoju niż wcześniejsze pokolenia. Ale zarazem konkurencja nigdy jeszcze nie była tak ostra. W tym wszystkim obserwujemy się nawzajem na facebooku i innych instagramach. Na pintereście i w amerykańskich serialach pokazywana jest nam pewna idealnie dopracowana wizja tego, o czym powinniśmy marzyć. Styl życia z Gossip Girl, iPhony i białe skandynawskie wnętrza. I rzeczywiście, za pensję z pierwszej pracy może być ciężko to wszystko osiągnąć. Tyle tylko, że ta wizja jest tylko wizją. Fatamorganą. Podobnie jak ta, że po studiach będzie się miało zapewnioną przyszłość.
Co zatem robić? Nie ufać nikomu. Nie liczyć na nikogo. Tylko na siebie. Nie ma żadnej drogi, która gwarantuje sukces i znakomita większość osób nigdy nie osiągnie sukcesu w łatwy sposób. Nielicznym się uda, jasne. Bo znajomości, bo rodzina, szczęście, bo cośtam i ktośtam. Ten ma więcej pieniędzy, tamta większe cycki. No i trudno. Oni to nie Ty. Wolisz im zazdrościć czy codziennie starać się być lepszą osobą? Niektórym uda się w Polsce, innym poza nią. Niektórzy nie będą chcieli wyjeżdżać, ale to zrobią. Inni nie będą chcieli wracać, ale to zrobią. W obecnym momencie w historii oczekiwania możemy sobie obić o kant pewnej części ciała. Nic nie jest pewne. Być może nigdy już nie będzie. Jedyne co możesz zrobić to ze wszystkich sił starać się zrobić coś ze swoim życiem. Idąc na studia lub nie idąc. Zostając w kraju albo wyjeżdżając. Robiąc to co uważasz za stosowne. I ponosząc konsekwencje decyzji.
I przede wszystkim, nie daj się zaszufladkować jako jakieśtam pokolenie. Możesz wszystko. Albo nic. Wybór należy do Ciebie.
30 thoughts on “Nie wierz w pokolenie 2 tys. brutto”
Uwielbiam to, że co trzecia osoba w tym kraju zwala winę za swoje nieudane życie na państwo… ughh.
Zrzucenie winny na drugą osobę jest łatwiejsze niż przełknięcie swojego ego i poprawa własnych niedoskonałości.
moja nauczycielka mówiła, żeby dalej zwalali i nic nie robili, to ci którzy chcą coś osiągnąć będą mieć mniejszą konkurencję;) trochę taki śmiech przez łzy.
Wiesz Ula, nie każdy chce żyć jak Ty. Są ludzie, którym wystarczy praca w sklepie czy fabryce a potem powrót do skromnego domu, ale własnego a nie z rodzicami i dziadkami bo o własnym lokum bez kredytu można co najwyżej pomarzyć. Powinni oni zarabiać tyle, żeby starczyło na godne życie, jakies mieszkanie i utrzymanie dzieci. I to wina państwa, że gospodarka wygląda jak wygląda, płacimy gigantyczne podatki żeby utrzymać ZUS i setki tysięcy urzędników, temat rzeka. Jakoś w krajach starej Unii tak nie jest.
W krajach starej Unii nie jest tak różowo. Hiszpania i Portugalia masowo przyjeżdża pracować w UK, sytuacja w Grecji jest jaka jest, a Francja i UK mają takie slumsy, o jakich w Polsce nie śni się w najgorszych snach. Nie wiem w jakim momencie historii i w jakim kraju było tak, że człowiek ze słabo płatnej pracy miał mieszkanie bez kredytu i spokojnie żył i utrzymywał dzieci.
Jak to gdzie? W PRL 😉 a tak serio, to może faktycznie napisałam w stylu „nie znam się, to się wypowiem”, opieram swoją wiedzę tylko na tym co czytam bo nie zwiedziłam w życiu zbyt wiele. Ale chyba nie zaprzeczysz, że Polska jest biednym krajem, i owszem, zamierzam winę za to zwalać na władzę a nie na siebie
Oczywiście, że Polska nie jest biednym krajem. Biedne to jest Kongo.
Tak jak napisała Riennahera, Polska absolutnie nie jest biednym krajem, dlatego chyba właśnie niektórym przydałyby się podróże, żeby zobaczyć ile mają w porównaniu do większości świata…
Zwalanie winy na państwo czy władzę to zwyczajnie droga na skróty. Bo w jaki sposób możesz wpłynąć na to bezpośrednio i zmienić coś z dnia na dzień? W żaden. Swoje życie możesz natomiast zmienić choćby jutro, zrobić pierwszy krok, a zanim kolejne. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Polska jest krajem gdzie typowy Kowalski ktory chce uczciwie pracowac i raz do roku wyjechac na wakacje jest osoba z ktorej panstwo robi sobie jaja od wielu lat. UK jest krajem gdzie Kowalski przy takiej pracy by jezdzil na wakacje do hiszpanii co roku i mieszkal we wlasnym domku z tarasem i ogrodkiem z przodu. nie ma co zrzucac winy na obywateli ktorych panstwo robi w konia coraz bardziej i bardziej a politycy sie bogaca i potrafia tylko obiecywac. obejrzyjcie sobie rozmowe z Tuskiem w ktorej odpowiada na pytanie dlaczego w Polsce nie chce wprowadzic latwiejszego procesu zakladania malych dzialalnosci gospodarczych i znizek na ZUS (odpowiedz tl;dr jest taka: bo mam ludzi w dupie i skads musze wziac kase, wole lizac tylki korporacjom i im dawac znizki). jasne ze jestesmy panami wlasnego losu ale tylko na tyle na ile panstwo nam zycia nie utrudni.
W UK 'Kowalski’, 'Smith’ czy inny 'Jones’, jak go zwal tak go zwal, nie jest takim krezusem jakim go tu opisujesz. Niektorzy bardzo sa, inni bardzo nie sa. Zgadnij, ktorzy przewazaja?
No i jednak w Polsce zdarzaja sie ludzie, ktorzy robia kariery, zakladaja wlasne firmy, dzialalnosci i jakos zyja. I serio, nie wszyscy z nich kradna i oszukuja. Wiec jakim cudem im sie udaje, a innym nie? Czy Tusk siedzi i bije ich palka po glowie?
jasne UK tez ma swoje problemy, ale jesli ktos chce uczciwie pracowac to ma dobry poziom zycia.
to ze innym sie udaje a innym nie, nie jest tylko zasluga jednostki ale rowniez systemu. w Polsce panstwo bardzo przeszkadza obywatelom dobrze zarabiac. uczciwa praca nie rowna sie ze spokojnym zyciem. prawo nie broni przedsieborcy tylko szczuje go ZUSem i skarbowka zanim jeszcze zarobi pierwsze pieniadze.
tylko o to mi chodzi. swiat nie jest taki bialo czarny jak go opisujesz. sytuacja spoleczna w jakiej sie znajdujesz jest wykladnikiem wielu zmiennych, jedna z nich jest twoj zapal i zaangazowanie a inna warunki ekonomiczne i prawne jakie stworzy panstwo. wiec nie, czasem chciec nie wystarczy. i tak, czasem mozna sie wkurzyc na system.
Tak się składa, że w krajach starej Unii podatki de facto są jeszcze wyższe niż u nas. Natomiast to nie jest tak, że bez podatków by się żyło lepiej. Trzeba by było opłacić szkoły, lekarzy, drogi – za wszystko by się płaciło osobno. Może by było trochę taniej, a może nie… Na pewno byłoby trochę osób, których by nie było stać nawet na takie podstawowe usługi jak wizyta u internisty czy szkoła podstawowa dla dzieci. Co wtedy by się stało z tymi ludźmi? Wolę płacić bardzo wysokie podatki niż skazywać najbiedniejszych na śmierć.
Polska nie jest biednym krajem. Tylko trzeba umieć docenić to, co się ma. Może nie stać nas, jako ogółu, na regularne wycieczki w tropiki i basen w ogródku, ale analfabetyzm właściwie nie istnieje, a dzieci, nawet jeśli niedożywione, to jednak nie umierają z głodu. Cieszmy się z tego, co mamy, bo kiedyś może być gorzej.
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by zwalać swoje niepowodzenia na kogokolwiek.
Macham łapką z pokolenia X. O nas też tak mówiono, że jesteśmy straceni, bo wyż demograficzny i nic nie osiągniemy. No faktoza, ludzie starsi o 10 lat robili dużo, żebyśmy nic nie osiągnęli. To się dawało czuć w ich słowach i czynach na każdym kroku. Widzieli, że jesteśmy inni, że mamy plany, że je realizujemy, że cieszymy się życiem. Że w ogóle potrafimy to robić! Dla nich było za późno. Oczywiście guzik mogli nam zrobić.
Osobiście uważam, że ludzie z pogranicza lat 70 i 80 mają nieszczęście na barkach – bagaż PRLu. Nauczono nas myśleć, że państwo nam da. A my mamy tylko się uczyć, uczyć, uczyć i co? No właśnie. Uczyć. To jedyne kłamstwo, że dzięki samej nauce i tytułom naukowym osiągnie się sukces. Tak nie było nigdy, papier bez protekcji w PRLu nigdy nie działał. Dlaczego miałby nagle zacząć na jego zgliszczach? Gdzieś tam, za wielką wodą owszem, ale nie tu. Dlatego zawsze powtarzam Ci – nie wracaj. Przywykłaś do stanu, gdy coś robisz i coś w zamian dostajesz. Tu, w Polsze, to niestety tak nie działa. Robi się coś tylko dla rywalizacji, a robi się pozorami, bo tym najłatwiej. Pozorami wykształcenia, pozorami bogactwa, pozorami urody (silny makijaż u kobiet, który zasłania im twarz). To się mści, bo nikt nie pracuje porządnie, nikt nie płaci porządnie, każdy tylko wszystko olewa, a jak przychodzi co do czego, to oczywiście winne jest otoczenie.
A co do mnie. Gdzieś po drodze w moim życiu zrezygnowałam z wyścigu szczurów. Mniejsza frustracja, większa radość z tego, co mam wokół siebie, mniejszy stres, coraz rzadsze nawroty depresji. Czasem warto w tym parciu do sukcesu się zatrzymać i zastanowić, o co w tym wyścigu tak naprawdę chodzi i w zasadzie po kiego diabła jest nam potrzebny. Bo oczywistym, że nie wyjadę, a tu na miejscu w typowej rywalizacji o wyższy kredyt hipoteczny nie mam szans i chyba nawet mi się do niego nie śpieszy. Musiałabym zacząć się ścigać, ale z dzieckiem na ręku i tak jestem na straconej pozycji. Zwłaszcza teraz, gdy kobiety masowo idą na roczne urlopy macierzyńskie. Będą się bali, że mając jedno zachce mi się drugiego. Ciebie to nie dotyczy, bo nikt Cię na rozmowie o pracę nie zapyta o to, czy planujesz dzieci w najbliższym czasie. Tu w Polsze już kobieta z obrączką na palcu jest na cenzurowanym. Dla jaj wyślij kilka cv do polskich rekruterów i zapytaj, jakie masz szanse ze swoim wykształceniem w Polsce (powiedz, że planujesz ślub). I jaką pensję Ci proponują. Możesz się zdziwić. Bo większość to nie żadne 2 tysiące brutto. Ale 800 zł na umowę zlecenie, bo tu nie działa „najniższa krajowa”. Albo po prostu faktura na działalność gospodarczą. Takie propozycje dziś dostają ludzie po studiach. Nie dziwię się ani trochę, że pakują walizki i uciekają. Bo to nie jest chęć osiągnięcia sukcesu. To ucieczka od bycia utrzymywanym przez emerytów, swoich rodziców. Uciekają przed wstydem, bo za 800 zł nie da się usamodzielnić. Z kolei pracodawcy płaczą, że nikt nie chce pracować za 800 zł. A oni nie mogą więcej zapłacić, bo przecież muszą kupić sobie nowy samochód w tym roku. I spłacić raty za dom z ogródkiem pod Warszawą. I kółko się zamyka. Trochę jak pętla wokół szyi.
Co z pokoleniem JP2? 😉
co z nim?
No, w sumie, gdzie jest dzisiaj?
troche pasuje jak piesc do oka do tego wpisu bo ludzie z JP2 sami sie takim mianem nazwali a nie zostali ochrzczeni tak przez media ktore lubia cale pokolenia do jednego wora wrzucac
Tu jest bardzo fajny tekst o tym dlaczego pokolenie Y jest nieszczesliwe. http://www.huffingtonpost.com/wait-but-why/generation-y-unhappy_b_3930620.html . prawda jest taka ze nasi rodzice dorastali w czasach kiedy ciezka praca powoli sie do czegos dochodzilo. mieli wiecej mozliwosci niz ich rodzice, ktorzy po wojnie klepali biede i robili wszystko zeby ich dzieciom bylo latwiej w zyciu. poniewaz naszym rodzicom sie udalo osiagnac to czego sami nie oczekilwali, zaszczepili w nas mysl ze mozemy wszystko, ze wystarczy ze bedziemy sie dobrze uczyc a swiat padnie nam do nog. uwierzylismy jestesmy szczegolni. chcemy sie dorobic szybko i sprawnie, nie tak jak pokolenie przed nami, przez 20 lat pracy. rzeczywistosc jest taka ze nie ma miejsca na miliony szczegolnych ludzi w gospodarce, musza byc tez ci ktorzy ciezko pracuja i placa podatki. tylko ze nikt nie chce byc tym szarakiem.
To właśnie ten wyimaginowany styl życia z amerykańskiego serialu. Wszyscy chcemy żyć jak czołowy 1% populacji.
A bezpłatne staże to nie tylko polska zmora.
Naprawdę nie wiem czy jestem taką szczęściarą, że bezpłatne staże zrewanżowały mi się ofertami pracy (tak, czasem nawet po trzech latach od zakończenia), czy może jednak zapierdalałam na nich, żeby pokazać, że warto o mnie pamiętać? Bezpłate staże to nie jest zmora, o ile ktoś nie tylko odbębnia godziny potrzebne do zaliczenia.
Jasne, nie zawsze jest możliwość zatrudnienia. Na rozmowę do mojej obecnej pracy poszłam dlatego, że ktoś, u kogo byłam na stażu (gdzie nie było opcji zatrudnienia, o czym wiedziałam od początku) mnie polecił. I firma do mnie zadzwoniła, nie odwrotnie.
Wcale nie jestem wybitna, nie znam 5 języków obcych, ani żadnego z rynków rozwijających się, żeby się o mnie z tego powodu mieli zabijać. Chce mi się, staram się zawsze w nowym miejscu jak najwięcej nauczyć i przydać się. To procentuje.
ja nie zmienie zdania i nadal uwazam ze praca za darmo to niewolnictwo. jesli wykonujesz prace ktora w inny przypadku musialby wykonac pracownik i trzeba bylo mu zato zaplacic – powinnas dostac za to zaplate. na staze stac tylko tych ktorzy albo maja rodzicow ktorzy zaplaca za ich utrzymanie, albo po godzinach zapieprzaja w barach a w ciagu dniarobia staz. oba scenariusze sa nie fair i nie powinny miec miejsca.
w pierwszej opcji, jest to dyskryminacja tych ktorych nie stac na prace za darmo. i kolko sie zamyka. mozliwosci takie jakie opisalas beda wtedy tylko dostepne tych ktorych bylo stac na prace za darmo.
W takim razie darmowe dzienne studia też są dyskryminacją, bo nie każdego na nie stać? Studiowałam dziennie, pracowałam i robiłam staże i praktyki. Większość za darmo. To jest część studiów, dlaczego ktoś ma mi płacić za to, że się uczę? Oczywiście staż też trzeba wybrać, nie brać jak leci i gdzie bądź. Ale naprawdę jest masa fajnych miejsc, które oferują faktyczną naukę i przećwiczenie się w obowiązkach pracownika.
Szkolenie nowego pracownika to zawsze koszt dla pracodawcy, ponosi go, bo ma perspektywe, że ta osobą swoją pracą przez najbliższe lata wypracuje to z nawiązką. Na staż idziesz najczęściej na miesiąc, max 3 miesiące, dlaczego właściciel przedsiębiorstwa ma ponosić dodatkowe koszty z tego tytułu, że raczyłaś się zjawić na chwilę i nic nie umiesz (i tak ponosi, bo masz opiekuna, który najczęściej dodatkowej kasy za to nie dostaje, ale wdraża Cię i poświęca swój czas pracy)? Naprawdę, zamiast krzyczeć jak to nam się należy, czasem się trzeba chwilę zastanowić.
Akurat zgadzam sie, ze nie kazdy moze sobie pozwolic na bezplatny staz. Osobiscie nie moglam na studiach przez miesiac nie pracowac zarobkowo, tylko siedziec full time za darmo w studio w TV. Mnostwo firm stac byloby chocby na minimalna place. Nie mam pretensji, pewnie jakbym mniej jadla w tym okresie to bym dala rade, kwestia priorytetow. Niemniej jednak na takim planie placi sie pracownikom fizycznym, wiec czemu nie placic tez stazystom?
Ale zgadzam sie tez z tym, ze same studia to zadna kwalifikacja do zawodu.
No pewnie, że nie każdego stać, ale też wiele staży wcale niekoniecznie jest full time. Staż w czasie studiów wymaga pewnego dopasowania się również do możliowści studenta. I pewnie, jak ktoś studiuje pożądany kierunek i jeszcze udało mu się podłapać pracę mniej więcej w zawodzie, to nie ma co sobie zawracać głowy stażami i to jeszcze bezpłatnymi.
Ale jest masa kierunków, jak chociażby moja polonistyka, która jest wspaniała do studiowania, ale wymaga zaangażowania, żeby w połączeniu z jakimś doświadczeniem można było się starać o pracę już po studiach.
Ale też po to, żeby zrobić staż w miejscu, na którym mi bardzo zależało, poszłam do pracy fizycznej na trzy zmiany, co dało mi kasę i umożliwiło realizację stażu. To prawda, było mega trudno czasami gdy po nocce jechałam na staż, albo prosto ze stażu na autobus do „fabryki”, ale opłaciło się bardzo. I oczywiście, że wybierając taką pracę i taki staż nie miałam żadnej gwarancji, że to się uda.
Wiem bardzo dobrze, że wielu pracodawców wykorzystuje możliwość stażu jako bezpłatną siłę roboczą. Tak samo wiele instytucji kultury nadużywa wolontariatu. Ale wybierajmy, bo tak jak nie wszyscy studenci są głupi, leniwi i rozczeniowi, tak nie wszyskie staże są wyzyskiem.
Kurde Riennahera… Przez rok nie obserwowałam i nie odwiedzałam bloga aż w końcu zatęskniłam znów jestem tu gościem. I wiesz co? Nie wiem czy inni to widzą i czy też to czujesz, ale jest mega postęp w jakości postów (nie żebyś nigdy nie miała lekkiego pióra, nie o to chodzi). Wow! Jestem pod wrażeniem. Z przyjemnością czytam twoje teksty, są naprawdę dobre, coraz lepsze!
Dzieki!
Trzeba życie brać w swoje własne łapki i nawet harować za dwóch czy za trzech. Los nie sypnął mi groszem na start, urodziłam się w mega przeciętnej finansowo rodzinie, a teraz jest nawet ciężej. Ale nie znaczy to, że mam usiąść i zapłakać nad losem. Studiuję, pracuję, uczę się rysunku i szykuję się do certyfikatu z języka. W przyszłym roku wybieram się na studia do UK. Te wymarzone. Da się? Da się! Może nie mam teraz czasu na imprezy, ale wiem, że to wszystko wróci kiedyś do mnie z kokardką.
Nie wiem kto i skąd przytargał do świadamości „opinii publicznej” oczekiwanie, że studia przygotowują do zawodu. Jak sama nazwa wskazuje, od tego są zawodówki. Dlatego na studiach są praktyki, staże itp., żeby na nich zdobywać doświadczenie. Oraz w miejscach, które „zatrudnią pracownika, osobę uczącą się”.
Jak się chce studiować, to po to, żeby człowiek poszerzał horyzonty, dostał wskazówki, nauczył sie analzować, krytycznie patrzeć na informacje, poszukiwać odpowiedzi na pytania, oraz SAM WYBRAŁ SOBIE DROGĘ. To, co zrobi z czasem, którego na studiach ma się po kokardę, to jego wybór.
I nie, medycyna nie jest przykładem studiów, które dają zawód. Po studiach dopiero robi się staż i specjalizację i nędznie w tym czasie zarabia.
Jeśli ktoś na studiach chce studiować, a potem zaczyna się zastanawiać nad pracą, to jak po medycynie, staż czas start…
Ciekawy temat, nawet bardzo ciekawy. Z swojego punktu widzenia i obserwacji mogę powiedzieć, że Polska jest piękna, urodziwa, ale trudna do życia. Niestety tak jest, mamy wiele niedociągnięć w naszej pięknej Ojczyźnie, która ma historie, piękna literaturę oraz wspaniałych naukowców oraz kompozytorów. Nie możemy jednak obwiniać jednego człowieka, ale cały system w którym żyjemy. Pamiętajmy historie w której nasz kraj uczestniczył i ile lat potrzebujemy na to, żeby dogonić zachód. Jestem z młodego pokolenia, ale uwielbiam słuchać osoby starsze, które jednak żyją dłużej niż My na tym świecie i mają coś do powiedzenia.
Jest jak jest teraz, ale ja cały czas wierzę że przyjdą takie czasy, że mieszkając w naszym państwie powiemy sobie, że warto było czekać tyle lat na to, żeby nasze dzieci miały lepiej niż My mamy teraz. Ale chciałbym, żeby nasza Polska mentalność była inna, żebyśmy nie byli sobie obcy, bo jak My jako naród nie będziemy się wspierać i szanować to ten kraj długo nie będzie istnieć i przyjdą dla nas czasy niemiłe, a nikt z nas na pewno nie chce żeby historia zatoczyła koło, a ma jakie. A niestety jest wiele przykładów gdzie jeden niszczy drugiego lub chce wykorzystać i wyjść na tym lepiej materialnie. Nie musimy dążyć do Utopii, bo jest to nie realne, ale dążmy do tego, żeby każdy z nas nie musiał wyjeżdżać za granicą lecz żyć godnie tu gdzie się urodziliśmy i tu gdzie na pewno każdy z nas będzie chciał być pochowany, bo tutaj jest nasza ukochana kraina.