Zaczęło się od maila od mojej Czytelniczki, w którym prosiła mnie o opinię na temat swego tekstu dotyczącego okrucieństwa w bajkach. Jako porąbana baba, która czepia się bajek, nie przepuszczam okazji do dorobienia ideologii tam, gdzie jej nie ma i ochoczo rzucam się na podobne zagadnienia. Wybaczysz mi mam nadzieję tę toporną ironię, ale myśl o tym, że ludzie wierzą w niewinność tekstów kulturowych i karcą innych za brak tejże wiary bawi mnie niczym skecze Monty Pythona.
Co robi porąbana baba dysponująca wolnym wieczorem i odrobiną zachęty? Konsultuje swoje światłe opinie z inną porąbaną babą, która teksty o bajkach, filmach i serialach pisze dniami, nocami, przed pracą, po pracy i w ogóle zawsze. Codziennie. O ile nie mówi o nich akurat w radiu albo w telewizji. Tak, mowa tu o Zwierzu Popkulturalnym.
W ten oto sposób między jednym a drugim serialem wymieniamy ze sobą ponad tysiąc słów o dzieciach, śmierci i Disneyu. Naprawdę nie mogę doczekać się kiedy przyjdzie nam spędzić ze sobą popkulturalny weekend na żywo. Zamówiłam już dwadzieścia butelek wina.
Ten weekend będzie zapewne wyglądał tak…
Generalnie w społeczeństwie „zachodnim” jest tendencja do trzymania dzieci pod kloszem w każdym możliwym sensie. Narzekamy, że siedzą przed komputerem, a nie na podwórku, ale na podwórku muszą być pod nieustanną obserwacją, bo a nuż upadnie, wpadnie pod samochód, albo pedofil. Z baśni usuwamy brutalne motywy i zamieniamy w śpiewającą papkę.
Brutalne motywy w baśniach są po coś. Mają znaczenie dydaktyczne i można by się spierać czy nie są najważniejszym elementem baśni. W wybielonych baśniach i znakomitej części nowoczesnych kreskówek nie ma konsekwencji. W przypadku sceny z Gastonem, tutaj jest realne ryzyko śmierci. I komunikat – ludzie bywają mordercami. W klasycznej wersji Kopciuszka siostry ucinają sobie fragmenty stopy. To ukazuje prawdziwą psychozę, desperację i zepsucie. Mała Syrenka nie tylko traci głos, ale bardzo cierpi chodząc, komunikat – zmienienie całej swojej natury dla ukochanej osoby jest niebezpieczne i na dłuższą metę nigdzie nie prowadzi. Są to nieco bardziej edukujące dziecko komunikaty niż śpiewający zabijacy w „Tangled”.
Łagodzenie obyczajów jest skutkiem procesu cywilizacyjnego (polecam w tym temacie tomiszcza Norberta Eliasa). Obecnie w ogóle nie wypada stosować przemocy i ten kto to robi jest z góry uważany za margines. Być może nowe animacje próbują odwzorować naszą nową moralność i dlatego usuwają to co jakkolwiek realnie brutalne. To naturalny proces, ale niepojąco zbliża nas do postawy Ostatniego Człowieka Nietschego.
Ja bym jeszcze zwróciła uwage, na to że w ogóle w naszym życiu jest co raz mniej okrucieństwa. Dla dziecka dziecka XIX/ XX wiecznego ( z początku wieku) śmierć stanowiła element dnia codziennego – choroby, rodzeństwo które umierało, krótsze życie. Do tego dochodziło jeszcze okrucieństwo wobec zwierząt (popularne dręcznie kota) a w przypadku dzieciaków wiejskich czy nawet miejskich – pełna świadomość o co chodzi z seksem. Ale tych elementów jest co raz mniej. Ogólnie nasza kultura łagodnieje. Jednocześnie warto zdać sobie pytanie czy nie popełniamy podstawowego błędu biorąc Baśnie Braci Grimm za dzieła przeznaczone dla dzieci. Bo to jednak było coś raczej przeznaczonego dla wszystkich a nie produkt kierowany bezpośrednio do dziecka.
Tak, mamy do czynienia ze sterylnością życia, śmierć jest zepchnięta na margines, mówi o tym ciekawie youtuberka order of the good death. Kiedyś śmierć była naturalnym elementem życia, była celebrowana, spędzało się czas nad zwłokami. Teraz widok zwłok to coś nie do pomyślenia.
Ale nie tylko zepchnięcie śmierci na margines, jej jest po prostu mniej. Plus wszystko zależy od kultury. W Polsce ciał się prawie nie ogląda w US ludzie chodzą do domów pogrzebowych zwłoki oglądać.
R:
Oczywiście to wspaniale, że nie umieramy w takich ilościach i okolicznościach jak kiedyś. Ale jest coś w tym, że to się odbija na psychice. Usuwanie brutalnych motywów z bajek to następstwo naszego stylu życia, przy czym z mojej perspektywy nie jest to aż tak potrzebne. Jako dziecko rozumiałam okrucieństwo baśni i disneyowskie wersje wydawały mi się mało atrakcyjne. Bardzo się zawiodłam na Małej Syrence czy Kopciuszku, do tego stopnia, że właściwie nigdy nie wróciłam do tych tytułów będąc starszą.
Ja nie mam wrażenia by od naszego dzieciństwa aż tak wiele się zmieniło – ja np. poznałam Disneya najpierw potem Andersena w oryginale potem Grimmów, których moi rodzice dali mi jak byłam starsza. Nie mam wrażenia bym była chowana pod kloszem ani by okrucieństwo zupełnie mnie nie dotykało. Dla mnie śmierć czy przemoc nie były w filmach czy w innych produkcjach dotkliwe. Zdecydowanie bardziej jako dziecko dotykały mnie takie kwestie emocjonalne jak brak zrozumienia bohatera czy nieliczenia się z nim. A te elemety nadal są dostępne. Zresztą współcześnie pisze się dużo mroczniejsze książki dla dzieci niż wtedy kiedy myśmy byli mali. Książeczki o tym że dziadek ma alzhaimera. Albo o tym że babcia umarła.
A mnie się wydaje, że jednak popkultura się zmieniła. Nie ma już takich filmów jak robił Don Bluth. Pamiętam sporo innych mrocznych kreskówek.
Z:
Moim zdaniem między „nami” a „nimi” nie ma takiej drastycznej różnicy. Serio Tagled ma cholernie toksyczną matkę głównej bohaterki, Frozen taki przykład izolacji dziecka że aż serce pęka. A mroczne kreskówki są i teraz tylko po pierwsze – pamiętaj że nie wszystkie dzieciaki je oglądają. Myśmy się załapali na troche produkcji których nawet teraz nikt by nam nie pokazywał. Disney nie jest probieżem wszystkiego.
Jest dominującą stylistyką.
Ale w tej stylistyce naprawdę nie zaszły tak drastyczne zmiany. To myśmy stali się dorośli i nasza emocjonalnośc się przesunęła. Ogólnie zgodzę się z tym że istnieje trend do łagodzenia bajek rozciągnięty na cały dwudziesty wiek.
Chyba nie o to mi chodzi, bo ja jestem teraz mniej zawiedziona Disneyem niż jako dziecko.
Nie zgodzę się z tym że istnieje tu drastyczna różnica między nami a dzieciakami współczesnymi.
Nie między dzieciakami, ale między tym jak traktują je rodzice.
Zgadzam się. Dzieciaki żyją dziś pod kloszem (bardziej ze względu na strach przed pedofilią) ale jakby nie da się ukryć że i za naszych czasów było mnóstwo rodziców którzy się tak zachowywali. Plus też nie zapominajmy, że istnieją olbrzymie grupy społeczne, które swoje dzieciaki nadal traktują tak jak kiedyś czyli wypuszczają na miasto i nie zastanawiają się gdzie są. W istocie mówimy o prolemie pewnej wąskie grupy w społeczeństwie zachodnim absolutnie przekonanej że ich dzieci są na wszystko za małe.
Ciekawi mnie podwórko polskie, nie widzę go na co dzień, więc nie wiem jak podobne jest do tego kiedy ja się na nim bawiłam. Ale w okolicy w Londynie nie widzę dzieci biegających samopas. A jak już, to są to dzieci z konkretnych środowisk. „Porządne” dzieci mają zorganizowane rozrywki. Co jest dość straszne.
Tak zgadzam się, całkowite zorganizowanie życia dzieciakom jest straszne. Zwłaszcza, że z braku zajęć bierze się kreatywność. Ale jak dziś nie zorganizujesz dziecku całego życia jesteś złym rodzicem. To ogólnie ciekawy jest temat – jedno to jak łagodzimy kulturę, a drugie jak totalnie organizuje się dzieciom czas – co przeraża wszystkich. Ja mam teorię, że te dzieciaki jak tylko sie wydostaną spod opieki rodziców zaczną robić straszne głupstwa.
To jest związane ze sobą myślę. Kultura jest zapisem tego jak żyjemy oraz opisem tego jak mamy żyć, za jednym zamachem.
Tak, takie zamknięte koło – naśladuje życie, ale naśladuje je tak, że wyznacza wzory.
To cudowne, że możemy wyjść na plażę w bikini i to jest akceptowane społecznie i nikt się nie rzuci z pożądania. Ale z drugiej strony, długoterminowo, jest w tym coś z dążenia do ostatniego człowieka. Jeśli społeczeństwo z sukcesem eksterminuje całe zło, a na świecie zapanuje pokój to co nam pozostanie do roboty?
Ale myślisz że da się wyeliminować zło? Bo ja nie mam wątpliwości że absolutnie nie i że to raczej takie pozory.
Nie myślę. Jestem cyniczna i uważam, że go potrzebujemy.
Mamy tą zblazowaną postawę kultury Zachodu, wydaje się nam że wszystko załatwione. A tymczasem nic nie jest załatwione. Rzeczywście mam wrażenie że działamy na własną niekorzyść.
Wracając do bajek, wszystkie treści tworzone dla dzieci są tworzone przez dorosłych i przeraża mnie wizja sadzania dziecka przed ekranem, by bez nadzoru chłonęło czyjeś wizje świata, a kreowanie tej wizji wydaje mi się bardzo ekscytującym aspektem rodzicielstwa. Przy czym nie mam ani dzieci, ani instynktów macierzyńskich, więc to wszystko pozostaje w sferze intelektualnych zabaw.
Ja powiem tak – uważam, że czasem mamy niekoniecznie dobry pogląd psychiki dziecka. Ogradzamy je od przemocy fizycznej ale nie cenzurujemy tego gdy ogląda wiadomości. Ale przede wszystkim nie przyglądamy sie temu co rozgrywa się w warstwie psychologicznej. Dla mnie dużo bardziej niebezpieczne od przemocy fizcznej jest pewne okrucieństwo psychologiczne, które wcale często się dopuszcza w bajkach. Ale wszystko co się dziecku pokazuje czy daje do przeczytania – powinno się nie tyle cenzurować co omawiać. Chociażby ucząc podchodzenia do tego co się zobaczyło. Jednocześnie jestem przekonana, że dziecko jest narażone na dużo większe niebezpieczeństwo jeśli w dzieciństwie nie ma czasu się nudzić czy zrobić głupstwa. Bo potem w dorosłym życiu jest na to za późno. Ogólnie jestem zdania, że istnieje trzecia droga – pomiędzy olewaniem a nadmierną troską i tam wychowuje się ogarniętego człowieka. A i jeszcze jedno – nie można bać się że dziecko będzie smutne czy przestraszone. Dzieciństwo to dobry wiek by odkrywać calą gamę uczuć.
Wszelkie próby spuentowania tej rozmowy kończą się kolejnymi paragrafami wystukiwanymi na naszych klawiaturach i nie zbliżamy się do niestety do końca. Dyskusja trwa. Puenta należy do Ciebie.
|zdjęcie w nagłówku: Joe Penniston |
11 thoughts on “Zgorzkniałe baby czepiają się bajek”
A ja szukam wciąż oryginału „Czerwonego Kapturka”, ale podobno jest tam tyle krwi i przemocy seksualnej, że „oryginalnego” tekstu się nie upublicznia. Prawda to?
http://www.pitt.edu/~dash/type0333.html
Tu jest parę różnych wersji. „Oryginalnego” tekstu się nie upublicznia, bo go nie ma, bajka jest stara jak świat i występuje w masie wersji o różnym stopniu przemocy.
Mnie fascynuje baśniowy motyw kobiety obcinającej sobie ręce, bo przysparzają jej nieproszonych adoratorów. To zdaje się występuje też w żywotach świętych?
Nie kojarzę obcinania rąk, ale św.Łucja z Syrakuz po zmuszeniu jej do prostytucji za to, że nie chciała wyrzec się swojej wiary, wydłubała sobie oczy żeby się oszpecić.
Inna wymodliła sobie brodę.
(A w wersji Pratchetta nieustanne gadulstwo.)
Myślę, że jest tyle tekstów o wiele bardziej brutalnych od bajek, które są powszechnie dostępne, że nie wierzyłabym w takie opowieści.
Ogólnie warto dodać że rozmawiając wychodziłyśmy od baśni w interpretacji Disneya. Co w pewien sposób daje kontekst do dyskusji 🙂
I JA TU DOPIERO TERAZ?
odnośnie zła – byłabym spokojna, zło nie zniknie, ponieważ tego chcemy.
odnośnie bajek – Zwierz ma rację pisząc, że to my się zmieniliśmy i odbieramy, to, co widzimy nieco inaczej, ale też mam wrażenie, a Zaplątani to idealny przykład, że trochę na siłę, chcemy, żeby nasze dzieci oglądały tylko „miłe” rzeczy. To zresztą nie tylko o bajki chodzi, uczy się dzieci, żeby się dzieliły i były grzeczne, a zupełnie nie myśli się o tym, że młodego człowieka spotka wiele niemiłych sytuacji, w których będzie musiał myśleć wyłącznie o sobie i nie koniecznie będzie musiał być uprzejmy, aby wyjść z nich cało. I to bynajmniej nie jest problem naszych czasów. sama wolałabym, żeby rodzice wychowując mnie uczyli przede wszystkim walki o siebie, zamiast bycia „grzeczną”. Ci śpiewający mordercy w Zaplątanych, to jest jakiś wychowawczy dramat, w zamyśle uczący, że każdy jest wewnątrz dobrym człowiekiem i nie wolno nikogo oceniać po pozorach, dawać szansę, itp, ale w realnym życiu lepiej sie z mordercami nie zadawać, a mamy, trzeba słuchać, bo nie jest wiedźmą, która ci nie pozwala iść na imprezę, bo…jest wiedźmą, tylko, się o ciebie troszczy (Wam też się wydawało, że NA STÓWĘ podmienili Was w szpitalu, kiedy rodzice Wam na coś nie pozwalali?)
Dzieki, że rozebrałyście to na czynniki pierwsze. Czułam się zbyt onieśmielona, żeby uderzać z tym tematem do Zwierza, więc super, że Ty to zrobiłaś. Nadal czuję, że wiele można by w temacie dodać i zahaczyć o jakiś milion wątków, ale super, że temat wzbudził Twoją ciekawość na tyle, aby wrzucić tu tekst na ten temat. Dzięki
Za dziecięcia uwielbiałam te najbardziej mroczne bajki, w których działy się złe rzeczy, fascynowały mnie. Wydaje mi się, że to dlatego, iż pokazywały coś, z czym nie spotykałam się na codzień. Chojrak tchórzliwy pies pozwalał bać się bezpiecznie, w przeciwieństwie do gęsiej skórki, która zawsze pozostawiała nutę niepokoju. „Wszystkie psy idą do nieba” pokazywała i oswajała śmierć. No i „Powrót Króla Rock&rolla”, która pokazywała jak łatwo wpaść w straszne tarapaty. Zaczytywałam się w bajki i baśnie w tej bardziej oryginalnej wersji – Mała syrenka, która na koniec zmienia się w pianę morską, Sinobrody, który morduje swoje kolejne żony i wiesza je w specjalnym pokoju, czy wspomniane siostry Kopciuszka obcinające sobie to i owo, a sam Kopciuszek nie rozmawiał z żadną wróżką, tylko z grobem matki. A Pan Kleks? Przecież Pan Kleks przegrywa ze złem i odchodzi. Moim zdaniem, pokazują one rzeczywistość, w której żyjemy (też w trochę ugłaskany sposób, bo z happy endem), ale przynajmniej zagnieżdżają w umyśle dziecka informację o istnieniu niebezpieczeństw. A to moim zdaniem dobrze.
Ocenzurowałabym za to bajki po prostu głupie, które uczą stereotypów, wyśmiewania się z innych dlatego, że są „inni” czy też uczące cwaniactwa jak „Tom i Jerry”. Często pokazują niskie poczucie humoru, np. śmianie się z bąków itp., co wzmaga wewnętrzny wstyd, uczy reagować na tematy tabu nerwowym śmiechem. Nienawidziłam tych bajek w dzieciństwie, bo ich głównym motywem była niesprawiedliwość i właśnie to ucinanie tematów tabu. Owszem niesprawiedliwość istnieje w świecie, ale nie permanentnie, a w tego typu bajkach nie było odcinków, które by dawały cień nadziei, że czasem jest sprawiedliwie.
Wiesz, to jest samonakręcające. Kiedyś spokojnie można było na podwórko puścić samopas pięciolatka, bo zawsze było jakieś starsze dziecko, które je pilnowało. Dziś nie ma na placach zabaw starszych dzieci. W efekcie ktoś musi na maluchy patrzeć, obowiązek spada na rodziców. Naprawdę nie pamiętam, kiedy widziałam na placu zabaw dziecko starsze niż 7-9 letnie. Po prostu ich nie_ma. Mam dwulatkę na stanie i robię wszystko, by nie być rodzicem helikopterem, ale to walka z koniem. A raczej z osłem. Czy równie upartym zwierzęciem. Przez pół roku plac zabaw jest pusty, bo jest zimno (jak jest +10, to nadal jest za zimno wg rodziców). Ostatnio szłam z dzieckiem na dworzec, dziecko z gołą głową i w sukience z długim rękawem, w słońcu 20 stopni, pół drogi miałam moralniaka, że ją za ciepło ubrałam. I wtem zobaczyłam dziecko w zimowej czapce i puchowej kurtce… Wiesz, że oficjalnie nie wolno dziecka wpuszczać do lasu? Bo tam są bakterie, pasożyty i kleszcze? Serio, rodzice się boją robaków, więc jest cała masa dzieci w wieku dochodzącym do gimnazjum, które nigdy nie biegały luzem po lesie, niektóre może były na spacerze po leśnej drodze, ale nie było im wolno z niej schodzić. Ten klosz to nie tylko bajki. Cała masa ludzi wozi dzieci samochodami bez wystawiania ich na powietrze. Wyjeżdżają z parkingu podziemnego na osiedlu, jadą do centrum handlowego, tam znów są na zamkniętym parkingu. Dzieci w wieku gimnazjalnym nie wiedzą, jak korzystać z komunikacji publicznej, zero samodzielności, przy czym nie są świadome zagrożeń, bo bajki znają idylliczne, bez żadnego zła. I rosną takie ameby, które potrzebują rodziców do załatwiania dupereli jeszcze na studiach. Bajki to wierzchołek góry lodowej, problem jest poważny.
Ogólnie w pewnym momencie (tak od czasów „Shreka”) kreskówki (mówie tu o trójcy Disney/Pixar/Dreamworks) przestały być baśniami, a zaczęły być komediami pełnymi aluzji zrozumiałych tylko dla rodziców. Dopieszczając rodziców, twórcy zapomnieli trochę o dzieciach, bajki straciły funkcję edukacyjną, miały tylko bawić. Dla dzieci były zabawne kochane zwierzaczki (zauważyliście że tak mniej więcej w latach 2001-2008 z animacji niemal zupełnie zniknęli… ludzie? ciekawy temat do analizy 😉 I właśnie w kwestiach marketingowych widziałabym to wymazanie śmierci, okrucieństwa (i smutku w ogóle!) z filmów animowanych. Oczywiście mody się zmieniają i w pewnym momencie zaczęło być na odwrót – „Wall-E”, „Odlot” czy „Toy Story 3” zawierają sceny tak smutne, że serce krwawi, późniejsze „Kraina lodu” i „Wielka szóstka” biorą na warsztat żałobę i radzenie sobie z traumą. Gdzieś po drodze mignęło też kilka animacji nawiązujących do horrorów („Hotel Transylwania”, „Paranorman”, „Frankenweenie”). Mieliśmy więc po okresie komediowym smutek, strach i żałobę – kto wie, czy teraz nie kolej np. na przemoc.