Jednym z najdziwniejszych zjawisk w życiu jest dopadający znienacka smutek. Wstajesz sobie rano z uśmiechem na ustach po porządnych ośmiu godzinach snu. Stosunkowo szybko dajesz radę uporać się z prysznicem, suszeniem włosów i makijażem. Chwilę potem napatoczy mi się nawet jakieś śniadanie, poranny pocałunek i pierwsza tego dnia kawa. Wychodzisz z domu i wszystko wskazuje na to, że to będzie udany dzień.
I wtedy Cię to dopada.
Może wziąć początek od powiewu wiatru. Albo od ujrzanego kątem oka rozbłysku słońca w oknie mijanego budynku. Dziwny ptak, złamany kwiat, brudne okno, krzywo zaparkowany samochód. To może być cokolwiek. Wszystko naraz albo nic.
Nagle Ci smutno.
Nie żeby bardzo. Wcale nie przejmująco. Ale zupełnie bez żadnego powodu czujesz delikatny ból istnienia. Ogrzewające Cię słońce jest smutne. Pociąg, w którym właśnie siedzisz jest melancholijny. Kwiaty pachną tak nieszczęśnie. A Ty mrużysz tylko oczy, czując smętny spokój oblewający Twoje ciało. To wszystko jest tak subtelne, że chwilami wręcz przyjemne. Podobnie jak delikatne nuty żałosnych pieśni. Nagle wszystkie mają sens. Nagle wszystkie są dla Ciebie.
Świat jest obleczony delikatną rzewną mgłą, a jednocześnie dostrzegasz szczegóły, oczywiście smutne szczegóły, o wiele łatwiej. Masz ochotę zamknąć oczy i opatulić się tą melancholią. To ten rodzaj smutku, od którego można się uzależnić. Wieczorem w pościeli może nawet uronisz łzę. Poczujesz ciężar w żołądku, który wydaje się nawet nieco ekscytujący.
Nazajutrz wszystko mija.
| zdjęcia: Katarzyna Terek |
15 thoughts on “O smutku”
Znam. Znam dobrze. I bardzo lubię.
Doskonale znany mi stan. Pamiętam, że zwykle dopadał mnie w słoneczne niedziele, kiedy wiedziałam, że muszę wracać z domu do miasta, w którym pomieszkuję. Ale oczywiście nie tylko wtedy. Zresztą Weltschmerz 24/7.
Piękne fotografie… i stan umysłu.
Lepiej powiedz, skąd masz tę spódnicę… Jest boska.
Dzisiaj własnie tak mi jest…smutno:(
A ja Smutku nie lubię. Często powtarza, że przejeżdżał obok i wpadnie tylko na chwilkę. Później trudno pozbyć się natręta, bo napiłby się jeszcze kawki i tak przeciąga się wizyta w nieskończoność. A tak poważnie, świetny tekst i cudne zdjęcia : ) Nieziemską masz tę sukienkę : ) !
odłamki szkła
A ja taki czasami mam dzień, gdzie hasłem przewodnim nie jest „smutek” tylko „frustracja”. I wyobrażam sobie wtedy, że to klątwa, bo to taki dzień, gdzie nic mi nie wychodzi, a pod koniec już tylko czekam aż w końcu zajdzie słońce i się to wszystko skończy. Czasami próbuje sobie z tym jakoś poradzić i np. idę pobiegać, ale klątwa i tak mnie dosięgnie – zacznie padać deszcz. Albo włączę sobie jakiś przyjemny film – klątwa tylko szczerzy kły i odłącza prą w moim mieszkaniu. Następnie próbuje wziąć magnez (ponoć pomaga na stany niepokoju), ale klątwa znów mi nie daje dojść do słowa i tabletki do rozpuszczania zaklinowują się w tubce – żadna nie ma zamiaru wylecieć. Ostatecznym ratunkiem jest wino. I tu już moja klątwa nigdy nie ma nic do gadania.
Dokładnie tak samo czułam się wczoraj. Zaczęło się od dziwnej melancholii, robiłam wszystko jak zawsze ale jednak coś było nie tak. Przyjemny wieczór nie był dla mnie taki przyjemny, nie odczuwałam żadnej radości, po prostu byłam. Zanim się położyłam było juz mi tak ciężko, tak źle i smutno, nie wiedziałam dlaczego ale tak było, chciałam schować się pod kołdrą na tydzień. Na szczęście dzisiaj jest juz lepiej:)
Oj tak. Zdarza się. Byleby nie za często, bo na dłuższą metę to niezdrowe 🙂
Wiem doskonale o czym piszesz. Wystarczy moment. Przychodzi tak niespodziewanie jak odchodzi.
Takie chwile są potrzebne. Wzbogacają nas w jakiś sposób. W nadmiernej ilości mogą być niezdrowe, więc trzeba się mieć na baczności. A ja Ci zostawię jeszcze taki tekst ze znakomitego Brainpickings, o którym od razu pomyślałam jak tylko zobaczyłam ten wpis: http://www.brainpickings.org/2014/11/28/against-happiness-melancholy-wilson/
Mija albo i nie mija – gorzej, jak to drugie. 🙁
Czasem mija, czasem nie 🙂
Miałam tak dzisiaj. Ale nie wiem, czy to była tylko chwila. I skąd. I dlaczego.
Dziękuję Ci za ten tekst.