Moje relacje z ojcem są tak skomplikowane, że naprawdę nie ma się czym chwalić. Powiedzmy w telegraficznym skrócie, że nie znamy swoich numerów telefonów, nie widzieliśmy się od mniej więcej dekady i chyba raczej się to nie zmieni. Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, w każdej sytuacji trzeba dostrzegać pozytywny aspekt. Z okazji Dnia Ojca myślę sobie, że jest jak jest i trzeba to docenić. Bo serio, zawsze mogłoby być gorzej. Bo Twoim tatą mógłby być…
Darth Vader
To jest ten typ ojca, do którego wyciągniesz rękę, a on Ci ją odetnie. Obiecuje Ci fuchę po znajomości, ale to taka fucha, że skończyłoby się to przed Międzygwiezdnym Trybunałem Sprawiedliwości za zbrodnie wojenne. Albo po poznaniu Twojego chłopaka zamraża go i wysyła w prezencie wielkiej międzygwiezdnej żabie. W sumie dużo można zrzucić na karb stresu w pracy, bo naprawdę otaczają go sami idioci. Albo nie wierzą w Moc, albo strzelają na boki, chociaż są klonami wyprodukowanymi by walczyć, albo doradzają, że sposobem na uratowanie bliskich jest…wyrżnięcie w pień wszystkich kolegów z poprzedniej pracy. Ciężko się potem dziwić, że nikt go nie lubi.
Thranduil
Po pierwsze, będąc dzieckiem Thranduila jesteś trochę…no, w dupie. Bo najprawdopodobniej nie będziesz nigdy tak piękny jak on, nie będziesz tak wysoki jak on, no i nie zostaniesz taką gwiazdą fandomu jak on. I to tak serio nigdy, no bo wiesz, jest nieśmiertelny. I chociaż po Twoim rozwydrzonym zachowaniu widać, że ewidentnie od dziecka Cię rozpuszczał, ma problemy z wyrażaniem emocji innych niż pogarda. Lepiej zabierać się z tego królestwa i szukać szczęścia gdzie indziej. Ale spoko, przynajmniej mama Cię kochała.
Denethor
Mam wrażenie, że ojcowie w Śródziemiu, nawet jeśli to bardzo przyzwoici faceci, mają ze swoimi dziećmi dość skomplikowane relacje. Jednak Denethor nawet nie udaje przyzwoitego faceta i powiedzieć, że lekko przegina, to nie powiedzieć nic. Faworyzowanie jednego z dwóch synów nie jest ekstra, próba spalenia żywcem drugiego jest bardzo nie halo, ale najgorsze jest to jak on je. O rany, jak Denethor paskudnie je! Boromir i Faramir musieli palić się (he he) ze wstydu u cioci na imieninach.
Abraham
Tutaj fikcyjność zależy oczywiście od poglądu na kwestie religijne. Nie ma natomiast wątpliwości, że to nie jest tatuś, z którym bezpiecznie zostawić dziecko wychodząc na kawę z koleżanką. Przez tysiąclecia zmieniła się nam nieco mentalność i zabicie dziecka “bo Bóg tak chce” nie byłoby odebrane za cnotę nawet przez gorliwie wierzących. A Abraham istotnie złapał Pana Boga za nogi, bo zamiast jako Ojciec Narodów mógłby skończyć niczym jakiś Stannis Baratheon.
Stannis Baratheon
Stannis to przykład ojca, jakim byłby Abraham, gdyby Bóg nie powiedział mu “ej, stary, luzuj, to był tylko dżołk”. Jedyny Prawdziwy Król Westeros zajarał się prawdami objawionymi przez rudego koczkodana, a potem zajarała mu się flota i córka. W ogóle ci ojcowie, którzy uważają, że to spoko pomysł, żeby zabić własne dziecko w imię jakiejś idei, są jacyś strasznie niedoedukowani. Znacie jakikolwiek utwór, w którym to by się skończyło dobrze? Jakikolwiek przykład z historii?
Gendo Ikari
Evangelion to moje ukochane anime na wieki wieków i nawet Miyazaki tego nie zmieni. Kocham je właśnie ze względu na bardzo skomplikowane i poranione psychiczne postaci, a Gendo Ikari jest ich niekwestionowanym królem. Albo przynajmniej komandorem. Dosłownie i w przenośni. Po śmierci żony wysłać swego jedynaka na wychowanie do dalekich krewnych? Świetny pomysł. Dziesięć lat poźniej ściągnąć go z powrotem, ale tylko dlatego, że jego DNA czyni z niego idealnego pilota mega robota? Super, dzieci operujące na ciężkich maszynach to przyszłość. Nie przejmować się takimi detalami jak rozmowa lub mieszkanie z nim, wskutek czego trafia pod opiekę długonogiej i skrajnie nieodpowiedzialnej pani kapitan, która w lodówce trzyma piwo i pingwina, a o życiu dzieciak uczy się głównie od jej dawnego kochanka, który jest przy okazji szpiegiem trzech wywiadów na raz? Brzmi doskonale. Ja nie wiem gdzie w tym Tokio przyszłości jest opieka społeczna, ani ile Gendo Ikari płaci jej, żeby zostawiła go w spokoju.
Jack Torrance
Taki tatuś, że jak się szczerze uśmiecha i głaszcze Cię po głowie mówiąc, że Cię kocha, to już wiesz, że będziesz mieć koszmary. Za żadne skarby świata nie jedź z nim na narty. Ani w ogóle nigdzie. Lepiej się po prostu nie zbliżaj.
Don Vito Corleone
O Ojcu Chrzestnym nie można powiedzieć, że nie wyznaje rodzinnych wartości. Nie można też powiedzieć, że chce dla swoich dzieci źle. Wręcz przeciwnie, kocha je i szanuje. Tyle tylko, że kiedy cztery inne rodziny mafijne mają ochotę wpakować Twemu Ojcu kulkę w każdą możliwą część ciała, Twoje życie z miejsca staje się dość niebezpiecznym przedsięwzięciem. No i ścieżki kariery stają się dość ograniczone. A kiedy w końcu Ty zostajesz Ojcem Chrzestnym, to nie można powiedzieć, że nie wyznajesz rodzinnych wartości, ale kiedy cztery mafijne rodziny marzą o Twojej śmierci, życie Twoich ukochanych dzieci staje się…rozumiesz o co chodzi.
Nicholas Brody
Z wszelką religią i polityką jest tak, że zanim zdecydujesz się na jakiś mega wystrzałowy sposób na zamanifestowanie swoich racji, warto odpowiedzieć sobie na jedno pytanie. Czy ten czyn byłby w stanie pchnąć moje dziecko do próby samobójczej? To takie naprawdę podstawowe pytanie, znacznie łatwiejsze niż jednoznaczne stwierdzenie jak bardzo w porządku jest samobójczy zamach bombowy. Ja wiem, że Brody tak naprawdę tego nie zrobił i że to wszystko jest skomplikowane, niemniej jednak był przecież moment, że naprawdę było blisko. Jeśli odpowiedź brzmi tak, to dalsze rozważania nad danym pomysłem są bezsensowne.
John Milton
Nie dogadujesz się z ojcem? Wydaje Ci się, że nie wszystko co robi jest wobec Ciebie w porządku? Na pewno masz lepiej niż Keanu Reeves, kiedy w “Adwokacie Diabła” dowiaduje się, że jego ojcem jest Szatan. I na dodatek, że przeleciał mu żonę.
No, od razu jakoś raźniej, nie? Jeśli w przeciwieństwie do mnie rozmawiasz z tatą, to biegnij go ukochać.
27 thoughts on “10 fikcyjnych ojców, których nie ma co zazdrościć”
Bardzo ciekawy wpis. Świetnie równoważy tą dzisiejszą irracjonalną ilość lukru na temat tacierzyństwa. Mam wrażenie, że w tym roku Dzień Ojca przebił, Dzień Dziecka i Dzień Matki razem wzięte.
dzięki za polecenie świetnego (jak wynika z Twojego opisu) anime. Abstrahując od głównego przekazu tego wpisu, to najlepsza rzecz jaką z niego wyciągnęłam ^^
Neon Genesis Evangelion jest dla anime tym, czym Twin Peaks był dla seriali. Od tego momentu zaczynają się rewelacyjne telewizyjne animacje.
No moim zdaniem co najmniej połowa tych ojców jest godna pozazdroszczenia. Kwestia percepcji.
W przypadku trzech można moim zdaniem się spierać. Gdzie tu widzisz połowę? 🙂
Darth Vader, Thranduil, Abraham, Don Vito Corleone, John Milton.
John Milton jest dla mnie postacią jednoznacznie negatywną i toksyczną, Vader (nie Anakin!) ma kilka minut, podczas których nie jest lordem zła.
Pozostałe trzy postaci są oczywiście niejednoznaczne lub pozytywne, a piszę o nich bardziej w kontekście rozrywkowym. Nie oszukujmy się, cały temat wziął się z miłości do Thranduila. Jak wszystko.
W kontekście czysto rozrywkowym propozycja wspólnego władania wszechświatem padająca z ust ojca nie jest taka zła.
Przy Vaderze można się nad tym zastanawiać. Milton jest Szatanem, ogólnie zabawy z Szatanem to jest najczęściej średni pomysł.
Jeszcze można by dorzucić Franka z Shameless.
Wreszcie ktoś kto podziela moje uczucia do Denethora w kontekście estetyki przy stole. Spożywanie posiłku było najbardziej odrażającym z jego postępków. Brr.
A do głowy przychodzi mi jeszcze Hobbs z serialowego „Hannibala”.
hahahaha!
Absolutnie kocham Cię czytać.
p.s. Nie ukocham taty bo moje konatky z nim są mniej więcej dwukrotnie bardziej zarośnięte, że tak powiem niż Twoje.
Haha, jak tylko zobaczyłam tytuł wpisu pomyślałam: Jack Torrance! I zobaczyłam TEN uśmiech 😀
Świetny pomysł! Podejście do tematu Dnia Ojca z całkiem innej strony niż wszyscy 🙂
Pozdrawiam,
VANILLAMADNESS.com
A jednak 1:0 dla Abrahama, bo jednak nie dziabnął syna 😉
Tekst o jedzącym Denethorze <3 zawsze jak oglądam tę scenę to mnie bierze obrzydzenie ^^
a co z samym chrześcijańskim bogiem i jego synem? 😀 też powiedziałbym, że skomplikowana relacja :X
Rzecz w tym, że to jedna i ta sama osoba tak naprawdę. No wiesz, Bóg w trzech osobach: Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty.
Na szczęście Stannis ma aż takiego świra tylko w filmie, w książce
[spoiler alert]
księżniczka żyje i ma się dobrze.
[/spoiler alert]
I faktycznie, brakuje Franka z Shameless.
Nigdy w ten sposób się nie pocieszałam, ale w sumie już nie muszę. Mój tato od dawna nie żyje, wiem że umierał w męczarniach i jestem z tego nawet zadowolona. Jak się mieszka na tym samym osiedlu co dziecko, wypada powiedzieć „cześć”, gdy się je przypadkiem zobaczy, a nie odwracać się tyłem i uciekać. 😉
rudy koczkodan <3 Brakowało mi takiego określenia na tą wywłokę
Ej, ale Melissandre to ty szanuj 😉
No dobra, ale Darth Vader to przynajmniej obiad w rękach podgrzeje, jak się zepsuje mikrofalówka
No właśnie, ile ja razy na spacerze z dzieckiem nie miałam gdzie podgrzać „słoiczka”.
Bardzo fajny tekst, uśmiechnęłam się nawet 😉 ale muszę powiedzieć, że Stannis to absolutnie ojciec roku, który nie dość, że nie spalił swojej córki to w ogóle zakazał paleń i powtarzał ludziom, żeby modlili się mocniej. Rozkazał też swojemu rycerzowi, aby w razie jego śmierci posadził Shireen na tronie. Przykro patrzeć jak marnie skończył w bardzo popularnym niestety fanfiction hbo. Książki najlepsze i tak btw Thranduil też najlepszy 😉
Taty nie ukocham, bo daleko, ale wysłałam mu laurkę 🙂
Tekst cudowny <3
Dzięki za ten wpis – takiego tekstu bardzo dzisiaj potrzebowałam. I może przy okazji się przywitam – cześć :), bo czytam od pewnego czasu i tak się złożyło, że do tej pory nie miałam śmiałości się odezwać. Za wiele innych również mocno dziękuję.