Mam dziesiątki pomysłów na wpisy. Spisuję je sobie w specjalnym folderze. Większość z nich na chwilę po spisaniu wydaje mi się nudna, a kiedy temat nie wywołuje u mnie wypieków z ekscytacji, to istnieje 95% szansy, że już nigdy do niego nie wrócę. Mam zatem na pęczki rozpoczętych plików o butach ślubnych, brytyjskich czasopismach, nauczycielach, emigracji, pracy, a nawet i piersiach. Może kiedyś. Pewnie nie.
Czasem szukam odrobiny ekscytacji u Czytelnika i pytam o czym chcesz poczytać. Czasem dostaję w prezencie pomysł na wagę złota, czasem dziwi mnie, że temat może w ogóle kogoś interesować. Odkrywanie co kogo interesuje i jak odmienne może to być od moich własnych zainteresowań jest fascynujące. Niesamowite. W dobrym znaczeniu!
Kilka (a może kilkanaście) dni temu szukałam wspomnianej ekscytacji i podsunęliście mi pomysł na wpis o ulubionych książkach. Do tworzenia takich list mam stosunek podobny jak Neil Gaiman, który stwierdził, że wybieranie pięciu ulubionych książek to jak wybieranie pięciu części ciała, które najmniej chcesz stracić. Mam tak właściwie ze wszystkimi tworami kultury. Takie definiowanie może służyć chęci zaimponowania komuś albo kreowania swojej postaci. Filmy, książki czy piosenki są jak ludzie. Różne okazje, różne nastroje wymagają odpowiedniego towarzystwa. Jednego dnia moje ulubione książki będą powieściami Jane Austen, a innego dnia baśniami Astrid Lindgren. Raz potrzebuję przeczytać Wielkie Dzieło Wielkiego Klasyka, a zaraz potem Sagę o Wiedźminie. Jedyne co mogę powiedzieć definitywnie, to że raczej (powtarzam RACZEJ) staram się nie czytać książek, które nie mają potencjału na bycie kolejną wielką miłością. Czasem się nie udaje.
W tekstach kultury, które podobają mi się najbardziej, przewodnim motywem jest chyba smutek. Kiedy Lee Pace (czy ten wpis mógł się obyć bez niego?) płacze w The Fall “there is no happy ending with me” to moje serce zamiera ze szczęścia. Z tego powodu uwielbiam XIX-wieczne powieści. Tyle w nich rozmyślań i nieszczęścia, że nie mogę wręcz wytrzymać z miłości. Wilde, Dostojewski, Balzac, Hugo, Dickens, Tołstoj, wszyscy oni tak się smutno wymądrzają, że nie mogę ich nie kochać. Tak jak nie mogę nie kochać Nicka Cave’a, zawodzenia progresywnych rockmanów i wszystkich smutnych folkowych pieśni.
W książce, filmie i muzyce szukam też czegoś dziwnego, magicznego, przejaskrawionego. Nawet jeśli opowiada o zbieraniu kartofli, to niechże opowiada o tym niczym o poszukiwaniu zaginionej Arki. Nigdy nie zapomnę tego utworu z lekcji muzyki, w którym nieszczęśliwe dziewczę rozpacza, bo cebula staniała i nie ma za co sobie sprawić korali. Ile w tym było frustracji i ekspresji! Najgorsze co mogę sobie wyobrazić to zwykłe historie opowiedziane w zwykły sposób. Oglądanie Klanu to jak wyrywanie paznokci. Oglądanie Mody na Sukces…tu już mamy do czynienia z kiczem posuniętym tak daleko, że staje się surrealizmem. Mam wiele szacunku do Mody na Sukces. Jest w niej coś z kubizmu, każdą postać widzieliśmy z tak wielu stron i w tak wielu funkcjach, że posiadają one jedynie zarys kształtów i cech.
Lubię kiedy postaci umierają. Lubię patos. Lubię kostiumy. Romantyzm i przesadę. Do pewnego momentu. Patetycznie nie znaczy ckliwie. Ani słodko. Komedie romantyczne wbrew pozorom nie mają w sobie zbyt wiele magii.
Jest coś o wiele gorszego niż twór zły. To twór poprawny. Koronnym przykładem tego okropnego gatunku jest dla mnie Argo Bena Afflecka, które jest tak bardzo spod linijki, że można zasnąć z nudów. Tylko w jednym przypadku nudny film z jedną dobrą sceną się broni i nie jest to Argo, ale Barry Lyndon Kubricka. Kubrick jest tylko jeden. Niestety. Na szczęście.
To, że film nam się podoba, nie znaczy wcale, że jest dobry. To, że film jest dobry, nie oznacza, że musi się nam podobać. Z całego serca kocham Bitwę Pięciu Armii, byłam na niej trzy razy w kinie i jedynym powodem, dla którego nie oglądam jej codziennie serwisach on demand jest obawa, że za bardzo się podekscytuję i nie będę mogła w nocy spać. Ten jeden raz, kiedy obejrzałam ją po raz czwarty płacą za to grube funty (aż trzy pięćdziesiąt!), z ekscytacji nie byłam w stanie składać dalej prania. Uwielbiam Żołnierzy Kosmosu. Dolina Lalek jest dla mnie kultowa. Jak ja na niej płaczę! Do miłości nie potrzeba dobrych recenzji.
Szczytem umiejętności artystycznych jest poruszenie bardzo głębokich i dramatycznych tematów w sposób tak lekki, że nawet nie wiesz, kiedy dają Ci w twarz. Do takich mistrzów należą na przykład Vonnegut i Camus. I twórca kreskówek Don Bluth.
To kilka moich prawd. Nie musisz się zgadzać. Lubię dyskutować o gustach.
7 thoughts on “Książki, filmy i muzyka – prawdy prawdziwe z mojego punktu widzenia”
Rzeczywiscie ograniczenie sie do wybrania ulubionej ksiazki moze sluzyc kreacji wlasnego wizerunku, ale mysle, ze zdecydowanie estetyka w ktorej zakochujemy sie bezpowrotnie w pewnym stopniu zaczyna byc czescia nas i naszej osobowosci i widac ja na wspak przy blizszym poznaniu osoby, badz spojrzeniu na ich lastfma, filmweba, czasami nawet sposob w jaki sie wypowiadaja, jak pisza, czy fotografuja. Niezwykle fascynuje mnie niekoniecznie uslyszenie od kogos co go inpiruje, ale zauwazenie tego w jej osobowosci. Swoja droga, ksiazka 'Into The Wild’, na postawie ktorej zostal pozniej nakrecony film, jest napisana w niesamowity sposob. Historia i osobowosc mlodego zaginionego chlopaka, jest odworzona na podstawie ksiazek jakimi sie inspirowal i rozmow z ludzmi, ktorych spotykal. Bardzo polecam.
„Mam wiele szacunku do Mody na Sukces. Jest w niej coś z kubizmu, każdą postać widzieliśmy z tak wielu stron i w tak wielu funkcjach, że posiadają one jedynie zarys kształtów i cech.”
Dlaczego sama na to nie wpadłam? Zawsze wiedziałam, że Moda na Sukces ma w sobie jakiś artyzm.
Jestem zachwycona cytatem Gainmana, muszę go sobie gdzies zapisać ❤️
O, a ja w książkach szukam czegoś innego – dla mnie najważniejszy jest oryginalny, niesamowity pomysł. Najcześciej jest to jakaś zaskakująca koncepcja świata i jego reguł w powieściachh fantasy, ale wtedy tez warunkiem koniecznym do zachwytu jest drugi aspekt – postacie musza byc jakieś, musza mieć charakter i byc nieszablonowe. Żeby nie było, ze po odjęciu magii i sciene-fiction nie okazało sie, ze już nic ciekawego nie zostało.
Lubię tez klasykę, ale nie czytam nic ciężkiego. Strasznie się tego wstydzę, ze sięgam tylko po czytadełka, ale po siedzeniu nad publikacjami naukowymi nie mam siły na nic, co nie jest pisane lekkim językiem.
Opanowała mnie tez mania na pozytywne życie i najlepsze dla mnie jest unikanie smutnych filmów, muzyki i tekstów. Raz na jakiś czas, gdy jestem w melancholijnym nastroju to owszem, ale rzadko. Fajnie widać przez to różnice w charakterze i upodobaniach 🙂
alealeale jak to, przecież Saga o Wiedźminie jest wielkim dziełem wielkiego klasyka! ;))
Sprawdż sobie ten serial, jest tam raczej wszystko co lubisz.. Choć nie tak dobry jak ” Poldark” http://www.imdb.com/title/tt3006802/?ref_=nv_sr_1
Ale wysmarowałaś posta! Już któryś raz czytam u Ciebie coś tak naturalnie napisanego, z tyloma smaczkami i prawdami, z którymi rzecz jasna totalnie się zgadzam. I któryś już raz (jeśli mnie pamięć nie myli) piszę głupi komentarz, bo nie mam nic więcej mądrego do dodania, poza prośbą, żebyś publikowała codziennie po 3 razy, na śniadanie, obiad i kolację.
Och, Rien, jakże ja Cię uwielbiam czytać! Kocham Vonneguta całym sercem, jest moim mistrzem. Specjalnie nie czytam za często jego książek, żeby na dłużej mi wystarczyły.