Thranduil
Picture of Riennahera

Riennahera

Networking dla introwertyków, elfów i innych nieogarów

Kiedy dostałam pracę w Londynie i zmuszona byłam dzwonić do klientów, dużą część dnia spędzałam na wymyślaniu obowiązków, które zajęłyby mi czas potrzebny na wykonanie telefonu. Nie mam czasu – nie mam problemu. Każda rozmowa sprawiała mi niemal fizyczny ból i bardzo ją przeżywałam. Z każdym dniem jednak bolało coraz mniej, czułam się coraz pewniej i zaczęło mi iść całkiem nieźle. W końcu co takiego może się wydarzyć podczas rozmowy telefonicznej? Nikt mnie nie zabije, najwyżej odłoży słuchawkę, a jak raz mi nie wyjdzie, to zadzwonię znowu. Nie ma czego się bać, no nie?

I tak mijały wieczory i poranki. I było dobrze. Aż zostałam awansowana. Do moich obowiązków wciąż należały rozmowy z klientami, przy czym zmienił się diametralnie kaliber klientów. Znowu się ich bałam, bo fakt bycia zatrudnionym na stosunkowo wysokim stanowisku w brytyjskim oddziale znanej światowej marki czynił z nich nagle nadludzi. Gdzie mi, takiej niedojdzie, z nimi rozmawiać. Do telefonu można się jeszcze jakoś od nowa przyzwyczaić. Najgorszą, absolutnie najgorszą częścią pracy były jednak spotkania i imprezy branżowe.

Jestem jedynaczką i introwertyczką. Powiedzmy sobie szczerze, że życie nie wyposażyło mnie w charyzmę. Nie jestem otwarta, nie mam gładkiej gadki, nie nawiązuję łatwo kontaktów. Nie umiem się nawet kłócić. Nie znosiłam wycieczek szkolnych, bo musiałam non-stop przebywać z klasą. W końcu przestałam na nie jeździć. Na koloniach najbardziej lubiłam siedzieć w pokoju i wymyślać historie z tą jedną koleżanką, z którą razem przyjechałam. Nie narzekałam na kontakty z rówieśnikami, bo ze wszystkimi miałam przynajmniej przyzwoite relacje i w moje urodziny nie siedziałam sama płacząc nad tortem, ale też przez większość życia w dowolnej chwili oprócz jednej czy dwóch osób specjalnie na nikim mi nie zależało. Nie przypomnę też sobie ile spraw musiała załatwiać za mnie mama, bo ja się wstydziłam.

I oto jestem w tej przeklętej pracy i siedzi przede mną człowiek X, którego mam nakłonić do wydania pieniędzy. Albo jeszcze gorzej – X, Y i Z stoją razem w grupce i muszę coś do nich powiedzieć, żeby kiedyś jeszcze zechcieli się ze mną spotkać i wydać u mnie niemałe pieniądze. Staję zatem przed prawdziwymi ludźmi z głową pełną elfów, wiedźminów i innych dinozaurów i umieram ze strachu. Nie mam im nic do powiedzenia, nie wiem o co pytać i mam jedynie ochotę uciec i schować się w toalecie. Może dam radę przeczekać. Ale nie mogę uciec, bo w okolicy krąży mój szef. Jeśli zatem palnę jakieś głupstwo i wszyscy mnie wyśmieją, to zauważy.

I co teraz?

Podobnie jak w przypadku lotu samolotem, z tą stresującą sytuacją, jaką są spotkania czy networking, zaczęłam sobie radzić pewnymi schematami. Tak, żeby w kryzysowej sytuacji nie zastanawiać się co robić, tylko działać automatycznie.

Pytania

Metodą, która sprawdza się wyśmienicie, jest zadawanie pytań. Pisał o tym kiedyś Stayfly. Wydaje się to tak oczywiste jak i przerażające, bo jeśli jest się osobą dość nieśmiałą i na dodatek wolno reagującą (jak ja), wymyślanie odpowiednich pytań do zadania obcej osobie, z którą nic Cię nie łączy, może sprawiać trudność. Ale i na to można opracować własny sposób. Przez pewien czas radziłam sobie z tym zadając pytania, na które odpowiedzi najmniej mnie interesowały. Rozmówca wspomniał na przykład o dziecku? Och! Ile ma lat? Lubi chodzić do szkoły? Gdzie jedziecie na wakacje? I tak dalej. Znakomita większość ludzi lubi mówić o sobie. A pytania, które mnie wcale nie interesują przychodzą do głowy o wiele łatwiej, niż te interesujące. Ale to tylko taka moja metoda.

Najmniejszy wspólny mianownik

W mojej interpretacji – temat, na który każdy ma coś do powiedzenia. Wspomniane już dzieci. Koty. Psy. Seriale. WSZYSCY. LUBIĄ. SERIALE. Serio. Każdy coś ogląda. To jest cudowny temat na przełamanie pierwszych lodów. Bo nawet jak oglądacie co innego, to coś oglądacie. I wszyscy lubią o swoim serialu mówić. Marudzić. Zachwycać się. Jeśli trafisz na „swojego” człowieka od słowa do słowa znajdziecie o wiele więcej wspólnych tematów i od serialu przejdziecie do produkcji Studia Ghibli. Mam takiego klienta, pana w wieku mojej mamy, z którym doskonale rozmawia mi się o Miyazakim. Trzeba było tylko odkryć wspólny temat.

W tym przypadku nie mówimy o polityce ani religii, ani czymkolwiek, co mogłoby kogoś obrazić. Dziecko, kot czy serial nie obrażają nikogo, można co najwyżej „pokłócić się” o Starków i Lannisterów. Kwestie stosunków ukraińsko-rosyjskich na przykład radziłabym zostawić na kiedy indziej.

Dziwactwa i niezdarność

Z byciem trochę dziwnym, obciachowym czy nieco niezdarnym jest tak, że jeśli staramy się to ukryć, to robi się z tego większy problem. Dlatego też ja się z tym specjalnie nie ukrywam i swoje dziwactwa i niezdarność otwarcie prezentuję światu.

Podczas spotkania z klientem pracującym dla jednego z największych przedsiębiorstw świata zaciął się mój laptop i zamiast prezentacji na wielkim ekranie w sali konferencyjnej przez dobre kilka minut widniała moja tapeta…twarz Lee Pace’a w kostiumie Thranduila. O, takie:

Thranduil

Pan D. siedział chwilę w milczeniu, kiedy ja w pocie czoła walczyłam z maszyną, aż w końcu stwierdził, że to piękne zdjęcie, ale nie rozumie metafory. Zaśmiałam się tylko nerwowo i powiedziałam, że to tapeta, prezentacja rusza za chwilę. I ruszyła. Świat się nie zawalił. Pan D. mnie nie znienawidził. Życie toczy się dalej.

Przed kolejnym spotkaniem z inną firmą uprzedziłam od razu, że mój komputer lubi mnie upokarzać. Zaintrygowani panowie pytają o co chodzi, więc opowiadam o sytuacji z Panem D. Po chwili niemal tarzają się ze śmiechu i wymyślają sami w jaki sposób Hobbit może być metaforą branży, w której pracujemy. Mam z nimi do dzisiaj bardzo przyjacielskie relacje.

Ostatnio podczas imprezy z jedną z agencji PR bardzo długo rozmawiałam o uwielbieniu dla Lee Pace’a. Innym razem na wielkiej imprezie opowiadałam zespołowi czołowej marki piwa o dinozaurach. Po kilku drinkach dinozaury bawią absolutnie wszystkich. A ja wolę być postrzegana jak ta dziwaczna laska niż jak ta laska co nic nie powiedziała.

Tak jak z telefonem, po wielu mniej lub bardziej udanych próbach w końcu idzie coraz lepiej. I nagle okazuje się, że niektóre z tych przerażających osób, za którymi stoją duże marki i budżety, lubią z Tobą rozmawiać. Pamiętają Cię. Nie masz pojęcia czemu na to zasługujesz, ale chwalą Cię w rozmowie z Twoim szefem. I nagle okazuje się, że jesteś jakby trochę mniej obciachową osobą. A może nawet jesteś, nawet jeśli tylko trochę, nawet jeśli malutkim, to jednak…zwycięzcą.

Nie zrozum mnie źle, nie przekonasz do siebie wszystkich. Niektóre osoby dopiero po dwóch latach relacji zaczynają być dla mnie miłe. Niektóre nigdy nie będą. Co jest w porządku, bo ważne, że przynajmniej próbujesz i nie chowasz się po kątach. W końcu to wszystko to tylko ludzie i znaczna część z nich jest jak pająki. Boją się Ciebie przynajmniej tak samo jak Ty ich.

A w głowie dalej mam elfy, wiedźminów i inne dinozaury. I jest nam razem coraz lepiej.

Epilog

Na ostatnim Blog Forum Gdańsk, ośmielona sukcesami z życia zawodowego, zagadałam do Austina Kleona. Kilka miesięcy wcześniej czytałam jego książkę i bardzo mi się spodobała. Sęk w tym, że kiedy zaczęłam mówić, jak bardzo mi się spodobała, zapomniałam tytułu. Obciach, mogiła, ale co robić? Wyśmiałam się zatem sama i rozmowa potoczyła się dalej. Kilkanaście minut później Austin zacytował jej fragment ze sceny. I wcale nie ten o zapomnianym tytule.
Osoby, z którymi warto rozmawiać naprawdę nie czekają tylko na Twoje potknięcie, a jeśli się już zdarzy, to go nie rozpamiętują.

W tweecie napisałam do Austina, że w końcu przypomniałam sobie tytuł jego książki.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top