Chorując na głęboko posunięty introwertyzm trzeba przyzwyczaić się do spędzania znacznej części życia we własnym świecie. Osobiście nigdy mi to do końca nie przeszkadzało, bo bogate życie wewnętrzne zapewnia sporą dozę emocji, które można sobie przeżywać w skrytości serca jadąc autobusem, siedząc na kanapie, między półkami w supermarkecie czy podczas nudnego spotkania/wykładu. Przeżywanie przygód we własnej głowie podczas nudnych codziennych czynności jest niezwykle ekonomicznym wykorzystaniem czasu.
Jestem zatem elfim wojownikiem, gwiazdą filmową, agentem CIA czy księżną burgundzką. Prowadzę podwójne, potrójne, poczwórne życie. Kręcę w głowie własne filmy, dobieram do nich ścieżkę dźwiękową. Dzielę, rządzę, zabijam, okazuję łaskę, wywołuję i wygrywam wojny, a wszystko to w bajecznych ciuchach, w towarzystwie niezliczonej ilości koni, braci, sióstr, elfów i innych gadów.
Do dzisiaj nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale obwiniam Opowieści z Narnii i Astrid Lindgren.
Czasami świat ewoluuje i rośnie we mnie powoli. Czasami przez czternaście lat. O inny świat potykam się idąc ulicą, wpadam w niego jak w kałużę albo wybucha nagle na widok osoby mijanej na ulicy lub przez smagnięcie ciepłego letniego wiatru. Wymyślam osoby dramatu od początku lub kradnę postaci z życia codziennego i przerabiam je na swoją modłę. Uważaj, bo może Ci się to zdarzyć i nagle bez Twojej wiedzy i zgody zmuszę Cię do przemierzania oceanów na kupieckim statku transportującym jedwab albo, co gorsza, do urządzenia świątecznego obiadu.
Te rzeczywistości dodają otuchy, kiedy nie umiem w codzienność. A kiedy umiem, mogę odłożyć je na półkę na dni, miesiące, nawet lata. I nic złego nikomu się nie dzieje. Potem wracam i rozumiem się ze światem niczym z najlepszym znajomym.
Najlepsze jest to, że o ile w moim własnym świecie trup ściele się gęsto, muszę stawiać czoła wrogom i innym wrednym kreaturom, to jednak wszyscy zachowują jakieś granice przyzwoitości. I nawet najbardziej wydumane i przesadzone scenariusze, które szokują moich wymyślonych przyjaciół (którzy w końcu swoje przeżyli i wiele widzieli), nie są tak horrendalne jak na przykład polska polityka albo niektóre pomysły mojego szefa. Mój okrutne, krwawe, własne światy są bezpieczne.
Kiedyś uważałam te światy za oznakę nieudacznictwa. Dzisiaj wyobrażam sobie, że życie bez nich, w tylko jednym, prawdziwym i namacalnym świecie, musi bywać smutne. I chyba bym tak nie umiała. Ty umiesz?
17 thoughts on “O posiadaniu własnego świata”
Kiedyś się zastanawiałam czy takie odpływanie do innego świata nie jest może oznaką jakiegoś ubytku psychicznego … taka myśl mnie naszła, gdy dowiedziałam się, że „nie każdy tak ma”. Ja bez nich żyć nie chcę. Lubię ten mój prywatny świat 🙂
Ja sobie nawet nie potrafię wyobrazić, że inni tego nie mają. To co oni robią przez całe życie?!?
Chyba wszystko to, co na stronach o coachingu i planowaniu kariery zawodowej nazywają produktywnością 😉 Tak czasem myślę, że fajnie było mieć jakieś szczebelki kariery, ale generalnie to nuda żyć tylko w jednym świecie.
Siedzą na facebooku i czytają blogi.
A wiesz że przez długi czas myślałam że te moje światy to efekt jakiegoś zaburzenia? Jakoś nie docierało do mnie że mogę tworzyć tyle scenariuszy, umieszczać akcję w tylu miejscach, a to wszystko w swojej głowie… zwłaszcza kiedy poszłam do liceum, potem na studia, a te historie nie tylko nie znikały, ale wręcz rozrastały się, doszłam do wniosku że coś ze mną jest nie tak.
Dziś uważam że mam naprawdę wielkie szczęście że moje historie nie zniknęły. Mam multum miejsc w które mogę się udać równocześnie jadąc tramwajem do pracy lub jadąc samochodem do domu rodzinnego. Mało tego, sięgam wyobraźnią tam, gdzie książki/filmy nie sięgają. Mam swoje opowieści z Narnii, swoje przygody w Hogwarcie, prywatny oddział S.H.I.E.L.D.. A ponadto ładne kilka historii rozgrywających się w naszej rzeczywistości… i kilka kolejnych z rzeczywistości znanych tylko mnie.
I wiesz, dzięki Tobie odkryłam że faktycznie, czego bym nie wymyśliła, jeszcze nigdy nie zdarzyło się żeby było bardziej szokujące czy niesmaczne niż to, co widzę w wiadomościach każdego dnia. To dość przykre podsumowanie otaczającej nas rzeczywistości…
Great minds think alike !
Ratując Śródziemie albo uciekając przed tymi złymi szpiegami łatwiej nabrać dystansu do polskiej polityki. Co ciekawe, niektóre wymyślone historie w głowie częściej pojawiają mi się w jednych miejscach i okolicznościach niż w innych. Na przykład jest jedno skrzyżowanie, przez które idąc do domu rodzinnego, wyobrażam sobie, kto by występował i co by mówił w filmie dokumentalnym o moim życiu. Tylko nie mam pojęcia, czego niby mogłabym dokonać, by powstał o mnie film dokumentalny.
A gdyby ktoś był ciekaw, czy z tworzenia światów i przygód w głowie podczas zakupów, przemieszczania się po mieście, obierania ziemniaków i mycia podłogi się wyrasta- to informuję, że raczej nie.
Ja to miałam jeszcze zanim nauczyłam się czytać. Rzeczywistość jest tylko jednym z wielu światów, w których się pojawiam. Bywały lata, że nawet nie potrzebowałam czytać książek, tyle historii rozwijało się równocześnie w mojej głowie. Narnia oczywiście wzbogaciła moją wyobraźnię, ale bez niej też dawałam sobie radę (i nadal daję). 🙂
Życie bez tych światów w mojej głowie było by strasznie nudne i niesprawiedliwe. Po co ograniczać się tylko do jednego świata skoro można mieć kilka żyć na raz. 🙂 Nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś nie ma w głowie swoich własnych światów.
Niby wiem, że nigdy nie jest tak, że tylko ja jedna „tak mam”, ale jak dobrze jest przeczytać wpis i komentarze ludzi, którzy mają tak samo.
Ja często światy łączę, mieszam swoje ulubione – biorę z różnych filmowych i książkowych światów to, co mnie najbardziej zafascynowało, wymyślam jak to logicznie połączyć, zabieram ze sobą swoich ulubionych bohaterów, rzeczywiste osoby i wyruszam na przygodę. Czasem są to jednorazowe wypady, a czasem długa historia.
Długo myślałam, że powinnam się tego pozbyć, w końcu jestem „dorosła” i powinnam się zajmować „dorosłymi rzeczami”. Ale potem dotarło to mnie, że ta ucieczka bardzo mi pomaga, gdy nie umiem w dorosłość. I mam nadzieję, że nigdy się tej mojej wyobraźni nie pozbędę.
Nie wyobrażam sobie jak miałoby wyglądać życie bez różnych fantastycznych scenariuszy tworzonych w międzyczasie w myślach, takich zupełnie niezwiązanych z listą zakupów, poglądami na temat uchodźców czy ostatnią wizytą u szefa na dywaniku. Dla mnie jest to zupełnie naturalne i odtruwające z toksyn codziennego życia 🙂
Jeden z moich światów trwa już kilkanaście lat i ciągle nie mam go dość…
Też kiedyś myślałam, że tylko ja puszczam sobie w głowie filmy. Nie – scenki, a całe długaśne historie w odcinkach. Od wielu lat nie potrafię usnąć bez takiej opowieści w głowie.
Jedyne, co mnie martwi, że nigdy, ale to NIGDY, ja w tych opowieściach nie występuję. Ba, nawet nie potrafię powiedzieć, która postać jest mi bliższa! Kradnę „ciała” na prawo i lewo: to aktorki, to kolegi z dzieciństwa, kogoś z rodziny, dziewczyny z plakatu, uczestnika talent show – kogo mi się tylko spodoba. Często podmieniam aktorów w ramach jednej historii – raz go gra Wojciech Amaro, a za kilka dni taki kanadyjski aktor, którego imienia nie pomnę 😛 Ale siebie obsadzić tam nie potrafię i już. Czułabym się schizofrenicznie oglądając sama siebie.
„Dzisiaj wyobrażam sobie, że życie bez nich, w tylko jednym, prawdziwym i namacalnym świecie, musi bywać smutne. I chyba bym tak nie umiała. Ty umiesz?”
Nie wiem, nie próbowałam
Nie mam tak rozbudowanych światów wewnętrznych (podziw i szacunek), ale czasem myślę o sobie jako o bohaterce filmu z ciekawą ścieżką dźwiękową (http://czeremchowa.pl/sciezka-dzwiekowa-do-zycia/).
Dobrze wiedzieć, że trochę nas jest. 😉 U mnie w sumie jest to jeden z elementów oceniania książek i filmów (oczywiście nie wszystkich i nie najważniejszym) – czy świat jest interesujący na tyle, by zacząć go po lekturze (a czasem i w trakcie) rozwijać we własnym zakresie i poczuć się w ten sposób jego częścią.
Mam dokładnie to samo.
Jeśli wieczorem nie stanę się czarodziejka bohaterka ratująca świat i poświęcająca się dla swojego królestwa to nie zasne! I tak jest od kiedy pamiętam. Dzień w dzień przed snem jestem w innym świecie.