Marzec to taki dziwny miesiąc. Po najgorszym miesiącu roku jakim jest luty nadchodzi nieśmiało, nie bardzo wiedząc co z sobą począć. Nikt go specjalnie nie czeka, jest taką szarą myszą, która tylko przedłuża czas, który został nam do Prawdziwej Wiosny.
Działam na autopilocie. Suszę włosy na autopilocie, zawsze tak samo. Makijaż robię z rozpędu. Ubieram się automatycznie, codziennie otulając się na koniec tym samym płaszczem, zakładając tą samą czapkę, te same buty. W lutym poukładałam skarpetki, żeby zawsze znajdować je w tym samym miejscu. Codziennie w myślach wychwalam moje lutowe wcielenie pod niebiosa.
Aktywność fizyczna pomaga mi poczuć endorfiny, które przez następne dwa dni ciężko odchorowuję dogorywając na kanapie. Wzloty i upadki stają się niezwykle przewidywalne. Mogę według nich nastawiać zegarek. Urodziłam się w marcu i z pewnością umrę też w marcu.
W pracy nie mam już nawet siły się denerwować. Szkoda energii, albo stracę ją na focha, albo na dojście do czajnika z kawą. Wybór jest oczywisty więc większość czasu jestem w stanie, który w jakiś sposób przypomina pozytywność.
Kupuję kolorowe magazyny w nadziei na kolorowe inspiracje do życia w kolorze. Odkładam je zaraz na równy stosik, usypując papierowy kopiec kreta za kanapą. Codziennie przyrzekam sobie, że dzisiaj na pewno wezmę ciepłą kąpiel i wszystkie je przeczytam. Przyrzeczenia złożone samej sobie łamie mi się najłatwiej.
Jestem tak bardzo gotowa, żeby odżyć.
21 thoughts on “Mózg marcowy”
Ostatnio się zastanawiałam jaki jest mój najgorszy miesiąc i uznałam, że świadomie listopad a podświadomie marzec. Kryzysy pojawiają się rok rocznie, objawiają nieraz powrotami do ostrzejszej muzyki. Jest to tak regularne i czasowe, że nazywam to już wiosennymi porządkami.
Niedługo jasne dni. Niedługo może być normalnie.
Wszystkiego najlepszego! 🙂
Moim zdaniem najgorszy jest listopad, a luty zajmuje zaszczytne drugie miejsce. Marzec jest dobry, bo cztery najbliższe osoby obchodzą urodziny, więc zawsze jest szansa na jakąś imprezę, a poza tym pozwala mi uwierzyć, że zima wreszcie się skończy.
Listopad jest w porzadku. W listopadzie jest czas imprez branzowych. Wiekszosc miesiaca jestem w dobrym nastroju.
Również nie znoszę listopada, ale nie mam na to żadnego sensownego argumentu. Nie lubię i tyle. A urodziłam się również w marcu, jak duża część moich znajomych, więc miesiąc obfituje w imprezy i spotkania. Marzec lubię chyba najbardziej, od razu po czerwcu. 😉
No widzisz, a ja urodziłam się w czerwcu 🙂
Wszystkie miesiące na „L” są fatalne. Listopad, bo odbiera nadzieję, luty bo jest najmroczniejszy z mrocznych, a listopad bo jest tak bardzo bardzo gorąco. Miłe miesiące to czerwiec, sierpień i maj 🙂
Co z lipcem? :p
Poprawiłam, lipiec jest taki przegiety 🙂 to taka drama queen z ogromną amplituda. Ale w sumie lipcowe wieczory są super. Więc najgorszy jest luty i listopad.
O, przyłączam się do osób „chorujących” na wiosnę, a raczej przedwiośnie, bo to szarobure coś trudno nazwać wiosną. Zmęczenie, bóle głowy, wieczne niedospanie. Urodziłam się na początku kwietnia, ale to mniej więcej ten sam rejon, choć bywają w kwietniu piękne wiosny, jak i w marcu, ale nie tego roku. Ten rok jest mocno zachmurzony, podobnie jak początek 2013. Zazdroszczę autopilota, dla mnie każdy poranek to walka.
U mnie kryzys skończył się wraz z lutym, jak nożem uciął. Dostałam zastrzyk energii i leciałam na niej przez prawie dwa tygodnie, ale każdy zapał może przegrać z szarością i pluchą kolejny dzień z rzędu… Przyznaję, że pierwsze, co dzisiaj powiedziałam po wstaniu z łóżka, to „no k…a, gdzie to słońce?!”. Jeśli w najbliższym czasie nic się nie zmieni, to też będę potrzebowała autopilota.
A czy to nie melancholijne rybie nastroje marcowa kobieto? 🙂
Jestem melancholijna ryba caly rok.
Otóż to. Wiem bo swietuje w lutym.
Na szczęście partner Strzelec i jakoś to wszystko się kręci. Pozdrawiam ciepło
Czuję się tak samo:(
Ja też już mam dosyć tego wszechobecnego paskudztwa, które ciągnie się od listopada. W pracy mam zimno, więc od 4 miesięcy chodzę na zmianę w dwóch swetrach, bo tylko one są w stanie mnie ogrzać. Na zewnątrz zimno, więc od 4 miesięcy na rower zakładam tę samą kurtkę, bo mam tylko jedną ciepłą przeciwwietrzną. Ciągle jem te same warzywa, bo wybór żaden, skoro większość zimą smakuje paskudnie. Cały czas chodzę w związanych włosach, bo tak wygodniej pod czapkę. Chcę się już wyrwać z tego wszystkiego, znowu mieć wybór, różnorodność i ciepło nie z grzejnika.
Marzec to też mój miesiąc urodzinowy, więc zahartowana od pierwszych dni, jakoś w nim nie cierpię, a nawet lubię 🙂 Za to luty często wydaje mi się najdłuższym miesiącem w roku, a listopad sprawia, że mam ochotę się schować przed światem i poczekać na grudzień.
Znam dwoje ludzi urodzonych w marcu i obydwoje twierdzą, że to bardzo niefajna okoliczność, bo w swoje urodziny są zawsze chorzy, plus trwa wielki post, więc nawet osiemnastki nie mieli jak urządzić. Marzec mimo wszystko lubię, lubię to oczekiwanie na wiosnę i szukanie jej w każdej najdrobniejszej poprawie pogody. Ale w tym roku piszę maturę, więc marca nie znoszę, nie chcę żadnej wiosny i chyba lepiej mi było w zimie, bo świadomość, że czas biegnie nieodwracalnie odbiera mi apetyt i sens życia…
Ja lubię marzec, bo na jego początku mam urodziny. Tylko co roku sie dziwię, że moje urodziny nie są na wiosnę, bo zapamietałam ten jeden raz, gdy już bylo cieplo.
Najukochańsze miesiące to czerwiec i wrzesień.
kiedyś koleżanka mi powiedziała, że według medycyny chińskiej luty to już wiosna. „odkąd to wiem – mówi – to już czuję, że w lutym jest inna energia”. przyswoiłam sobie tą informację i jej się trzymam kurczowo. chociaż z doświadczenia pracy w przychodni luty i marzec to najgorsza infekcyjna sieka, jest nawet powiedzenie „szczęśliwy starzec, który przeżył marzec” – i rzeczywiście strasznie dużo staruszków umiera na początku roku.
ostatnie zdanie :*