Zupełnie nie wiem czy wpisy o mechanizmach i naturze blogowania obchodzą kogokolwiek poza blogerami, ale czasami trzeba napisać coś co interesuje tylko garstkę osób z autorem na czele. Mnie obchodzą i część moich znajomych obchodzą i na tym poprzestańmy.
Pierwszym, co trzeba sobie wyrobić, aby mieć szansę egzystować w blogosferze jest gruba skóra. Wszyscy wiemy jaką opinią cieszą się blogerzy. Darmozjady. Puste panny. Wzięliby się do porządnej pracy. Osobiście zajmuję się blogiem i porządną pracą i czuję się jakbym pracowała na dwóch etatach. Przy czym i tak czuję, że na każdym pracuję za mało. Odbywa się to jak najbardziej kosztem mojego prywatnego życia. Nie do końca wiem, co to relaks. Mam z tego pewne (niewielkie) profity, w ogromnej większości niematerialne. Tak więc przyznaję bez bicia, jestem zmęczona. Zawsze mogłabym zrobić więcej. Lepiej. Mądrzej. Mogłabym być w kolejnym miejscu. Poznać więcej osób. Napisać lepszy tekst. Czasami nie mogę. Czasami musisz odpuścić nieustanne wybieranie priorytetów i trochę pożyć. Ale i tak czujesz się z tym źle. Ale spróbuj to rzucić w cholerę. Nie da rady. To nałóg. Nawyk. Pasja. Na pytanie, co robię dziś wieczorem w 80% wieczorów odpowiadam, że nic. Ale to kłamstwo. Najczęściej piszę. Nie jestem pełnoetatową profesjonalną blogerką, więc podejrzewam, że może niektórzy pełnoetatowi profesjonalni blogerzy mają więcej czasu niż ja. Wielu pewnie wcale nie.
Kiedy nie idziesz na piwo i nie oglądasz serialu i nie idziesz do kina i nie spędzasz dnia w łóżku, bo próbujesz rozwijać swój projekt, robi Ci się czasem po ludzku przykro czytając o porządnej pracy, pseudointelekcie i pustych lalkach. Zwłaszcza ze strony osób, których publiczna działalność ogranicza się do facebooka. Co jest ok, Twoja sprawa co robisz z własnym czasem, jeśli żyjesz i dajesz żyć innym. Ale każda jedna osoba robiąca osobiste wycieczki do twórców treści powinna zadać sobie pytanie, z jaką krytyką sama spotyka się na co dzień. Czy dostaje maile, że jest chujowa, brzydka, żałosna. Tak? Przybij piątkę. Nie? Dawaj maila. Przez tydzień będę wysyłać Ci krytykę każdego aspektu Twojego życia i ciała. Potem wymieńmy się odczuciami. Sam fakt, że potrzebujesz pisać nie oznacza, że prosisz się o analizę swojej egzystencji. Możesz prosić się o analizę i walory tekstu. Który jak najbardziej może być zły. Zaakceptujesz to. Przyjmiesz to na klatę. Ale nie zasługujesz, aby być kloaką świata.
Krytycy Twojej osoby nie są jednak najgorszymi wrogami. Najgorszym wrogiem jesteś sobie sam. Nie wiem, czy mają tak wszyscy blogerzy, wiem, że niektórzy mają. Blogowanie wiąże się dla mnie z nieustannym uczuciem, że się skończyłam i nie mam nic więcej do powiedzenia. Po tygodniu czy dwóch to uczucie mija i znów się ekscytuję. A potem wraca. I mija. I wraca.
Napisanie dobrego tekstu, który podoba się Czytelnikowi to większy problem niż napisanie czegoś średniego. Bo dzisiaj mamy sukces, wejścia, komentarze i pochlebstwa. A jutro zaczynamy od nowa. Nie jesteś w stanie pisać tylko dobrych tekstów. Zaakceptować gorsze dni też nie jest łatwo. Zgadnij, których jest więcej.
Nie znoszę opinii osób, które twierdzą, że wolą czytać lub napisać jeden dobry tekst na miesiąc niż średni wpis codziennie lub co kilka dni. Cudownie podsumowała to Kasia Czajka, zauważając, że pisząc raz na miesiąc możesz stworzyć jeden dobry tekst w miesiącu. Pisząc codziennie też stworzysz jeden dobry tekst w miesiącu. Przy czym pisząc codziennie na pewno się uda. Nie masz gwarancji, że Twój jeden, jedyny, starannie wychuchany i wyhodowany wpis jest dobry. Bo to nie jest tak, że jako twórca wiesz czym jest dobry tekst. Moje najpopularniejsze wpisy (między innymi te o depresji, o kostiumach na halloween, o wynajmowaniu mieszkania, strachu przed lataniem, kompleksach czy związkach) to nie są szczyty moich twórczych możliwości. Zdecydowana większość z nich powstała z kaprysu, napisana właściwie na odwal, bo źle się czułam, albo czułam się dobrze. Te teksty klikają się najlepiej. Teksty, nad którymi siedzę długo, staram się, robię research i czytam je pięć razy (a więc na przykład wpisy historyczne czy o filmach) co prawda podobają się jakiejś grupie osób, ale nigdy nie są szczególnie popularne. I teraz odwieczne pytanie – które z tych tekstów określamy jako dobre?
Niewdzięcznym aspektem tej działalności jest brak kontroli nad efektami pracy. Jedyne czym rządzisz jest tak naprawdę Twój wysiłek. I oczywiście, pisząc codziennie do pewnego momentu przyciągać będziesz więcej osób. Do pewnego momentu. Ale i tak nie zmusisz nikogo do lubienia, komentowania i dzielenia się tekstem. Możesz pisać tylko na popularne tematy, czym możesz zwiększyć zainteresowanie, ale i tak po stworzeniu dwóch podobnych merytorycznie tekstów może się okazać, że jeden się podoba, a drugi to klapa. Albo, że tekst o skarpetkach przemawia do większej ilości osób niż ten o Ludwiku XIV. A na koniec i tak ktoś napisze, że pisanie o skarpetkach jest żenujące. Ktoś inny doda, że nienawidzi Ludwika.
Bynajmniej nie szukam współczucia. Kocham pisać, jestem od tego uzależniona. Po prostu dzielę się tymi słynnymi brudami, których nie widać na starannie edytowanym zdjęciu. Brudami istotniejszymi, niż porozrzucane skarpetki usunięte z kadru w instagramie. Tworząc bloga przeżywam przynajmniej tyle samo frustracji co na moim etacie. Ale nie przestanę, bo związane z nim ekscytacje są o wiele silniejsze niż największy sukces w sprzedaży reklam w wydawnictwie, w którym pracuję.
Po prostu piszę jak jest.
29 thoughts on “Cierpienia Młodego Blogera”
Fajny tekst, taki od siebie. Aż nie chce mi się wierzyć, że dostajesz hejtowe mejle. Rozumiem te wszystkie laski obwieszające się torbami od Chanel i sztucznymi rzęsami, wiedzące wszystko lepiej, ale w Tobie jest tak zajebista skromność, że nie kumam, dlaczego ludzie mieliby z Tobą walczyć. Przykro mi i jedyne, co mogę dodać, to kciuki w górę i keep it up.
W tej chwili maili nie dostaję, ale kiedyś dostawałam, obrywałam też na forach etc. Fora wciąż się zdarzają od czasu do czasu, ale nauczyłam się nie czytać. Wciąż jednak dostaję komentarze (np. na starych wpisach), pt. „żenujący nos” etc.
Ja jestem zakochana w twoim nosie!
Jest rewelacyjny, uważam tak odkąd trafiłam na twój blog.
Głupio mi było wyrażać moją opinię tak bezpośrednio i bez powiązania z tematem, ogólnie mało komentując, ale teraz masz. Nos jest genialny.
A to jeden z moich trzech największych kompleksów! Może w sumie absolutnie największy nawet.
Bezpodstawny.
Jest cechą decydującą o twoim uroku.
Jak usta u Audrey Tautou, jak ząbek u Kirsten Dunst, mini piersi u Keiry Knightley i brwi u Lee Pace’a 🙂 Charakterystyczny i idealny.
Brwi Lee!!! <3
Hihihi 😉
Dobrej nocy!
Też mi się zdarzyło dostawać porąbane maile pełne jadu oraz komentarze, w których kipiało hejtem. Na szczęście to za mną. A co do samego pisania pisząc raz w miesiącu nie napisałabym niczego dobrego ani nawet niczego średniego bo praktyka jest praktyką. Poza tym pisząc częściej masz okazję sprawdzić co działa, a co nie. Moje najchętniej czytane teksty (tudzież najchętniej komentowanie w prywatnych wiadomościach) powstały w większości pod wpływem impulsu/sprzeciwu wobec rzeczywistości itd. Często bywa, że teksty, do których siadam po kilka razy zostają bez echa, a te napisane za pierwszym podejściem w pół godziny są popularne i można się głowić, które są „dobre”. A co ogólnej opinii o blogerach to trzeba mieć w istocie grubą skórę i twardy tyłek, żeby nie bolało.
Nałóg to dobre słowo.
Gdy czytam o pełnych złośliwości e-mailach to człowiek się cieszy, że jego blog czyta tylko kilkanaście osób.
Aż przykro czytać, że naprawdę istnieją ludzie, którzy chcą poświęcać czas na napisanie maila pełnego hejtu. To aspekt Internetu, którego nigdy nie zrozumiem.
Pamiętaj, że jest też sporo takich jak ja, co czytają Cię w całości, bo masz świetne pióro, a nigdy nie komentują, bo nie mają w zwyczaju 🙂
No hej 🙂
Dzięki za ten wpis. Może nie dodaje otuchy w takim potocznym znaczeniu, ale pewne rzeczy mi uświadamia. Przede wszystkim to, że zawsze trzeba dawać z siebie nieco więcej. Bardzo chciałabym wyrobić nawyk codziennego pisania. Ale mam mnóstwo zahamowań. Największą zmorą jest przekonanie, że to co chcesz powiedzieć nikogo w gruncie rzeczy nie obchodzi.
Bo nie obchodzi. Ale zacznie. Im więcej będziesz pisać tym prędzej.
Sądzę, że każdy twórca w jakimś sensie identyfikuje się z tym co napisałaś. Nie tylko bloger. Jeśli poza 'przyzwoitą pracą’, robisz coś co uznawane jest za artystyczną fanaberię (jak w moim przypadku) i stratę czasu. Może nie dostaję niemiłych maili, ale często spotykam się z krytyką ze strony osób mi bliskich. Kiedy oni idą na piwo, a ja zostaję w domu szlifować moje umiejętności- słyszę, że jestem dziwna. Kiedy pokazuję efekty swojej pracy, to największym uznaniem cieszą się rzeczy zbliżone do aktualnej mody, a nie te, nad którymi ciężko pracowałam. Analizowałam nadchodzące trendy, możliwości itp. Także, dzięki, że czasem piszesz taki tekst jak ten. To motywuje do pracy! Myślę sobie wtedy 'jestem biednym małym, zapracowanym skrzatem, ale jest gdzieś równie zapracowany elf pogardy.’. 😉
Mam chyba szczęście do otoczenia, bo oprócz szefa, który marudzi, że jestem zmęczona ciągle, mam raczej wsparcie i zainteresowanie od wszystkich. A często i pomoc.
A „przyzwoita praca” to bujda. Mało kto przechodzi do historii bo był porządnym księgowym, kierownikiem, maszynistą, ekspedientem.
Bardzo często odnajduję siebie w Twoich wpisach. 🙂
Krytyka to generalnie problem internetu, bo często jest zwykłym hejtem lub formą leczenia kompleksów, a jeśli jest konstruktywna – bywa, że druga strona nie potrafi jej przyjąć. A Żeromski pisał przecież, że krytyka to dziesiąta muza. 🙂 Masz rację, że po świetnym tekście najtrudniej usiąść i pisać ponownie, bo to najczęściej upadek z wysokiego konia i twarde zderzenie z rzeczywistością. Też często mam tak, że napiszę słabszą notkę, a jest bardziej poczytna niż coś, z czego się cieszyłam, że jest świetne, a ma raptem kilka polubień.
Jaki font jest zastosowany we wpisie? Bardzo mi odpowiada.
Font to noto serif.
Spojrzałam na informację o Tobie u Ciebie na blogu. Gdzie studiujesz?
Na UMK w Toruniu. 🙂
Sowa uwielbia każdy Twój tekst, i te wystudiowane i te spontaniczne:)
ja też!
Apropo tego stwierdzenia, że lepiej napisać jeden dobry test w miesiącu niż pisać słabe codziennie – zgadzam się i się nie zgadzam. Bo uważam, że warto jest sobie rozróżnić „pisanie” od „publikowania”. Pisać należy codziennie, publikować już niekoniecznie. Inna sprawa, że jak się człowiek przyzwyczaja i zaczyna sobie stawiać pewne wymagania, to sam na siebie zastawia pułapkę i robi wszystko by nie spaść z wyrobionej normy 2 tekstów na tydzień… co nie zawsze wychodzi nam na dobre, ale jakoś trudno to sobie wytłumaczyć… 😛
Rozumiem te wszystkie rozterki.
Tylko to nie jest tak, ze tekst, na ktory nie poswiecasz zbyt wiele czasu i nie jest niezwykle dopracowany jest zly. Tak jak napisalam, czesto sa to najlepsze teksty. Nigdy nie siadasz przed ekranem zakladajac, ze piszesz wlasnie slaby tekst. A po kilky tygodniach absolutnie kazdy moj tekst wydaje mi sie zenujacy.
Co to w ogole jest 'dobry’ tekst?
Mam dokładnie tak samo! Ze wszystkim! Z tym wyjątkiem, że ja chyba naprawdę się skończyłam bo jakoś tak brakuje mi pomysłów, motywacji, czasu… ech…
A Twoje teksty so zawsze na wysokim poziomie!
Pozdrawiam
Ostatnio straciłem zapał do pisania i… Ktoś polecił mojego bloga, pisząc, że jest fajny i pozytywny. Chęci do tworzenia wróciły. I przy okazji zachciało mi się reaktywować moją działalność ślubną. Takie kombo 🙂
Wiesz, że często mam poczucie, że siedzisz w mojej głowie? 😉
Bardzo lubię te twoje teksty o blogowaniu – pisz dalej, będziesz miała przynajmniej jedną wierną czytelniczkę 😉
Co do dobrych tekstów, to ja już niemal z góry wiem, że tekst się nie rozejdzie, za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że nic lepszego do tej pory nie napisałam 😉 Internet jest dziwny 😛