Przy każdym wpisie kosmetycznym podkreślam, że nie jestem żadną znawczynią i nawet niespecjalnie się kosmetykami interesuję. Służą mi do doprowadzenia twarzy do stanu używalności, aby nie straszyć ludzi na ulicy i nie płakać na własny widok w lustrze. Jestem najszczęśliwsza ze swoją rutyną, codziennie używam dokładnie tego samego, w tej samej kolejności i wyglądam mniej więcej tak samo. Chyba, że mam Dzień Mordy, ale na to nic nie poradzimy. Raz na jakiś czas zupełnie przypadkiem użyję Czegoś Innego. Czegoś Nowego. Zwykle nie dzieje się nic, kosmetyk nie jest ani lepszy, ani gorszy od tego co już używam i zapominam o nim. Zdarzy się jednak, że jest absolutnym olśnieniem i rozwiązuje moje największe życiowe problemy. Dzisiaj o dwóch takich cudach.
Mam z twarzą dwa wielkie problemy. Mówimy oczywiście o tych, na które kosmetyki są w stanie pomóc, bo z wielkim nosem, nieistniejącymi kośćmi policzkowymi czy malutkimi ustami bez pomocy chirurga nic nie zrobię. Problemem jest świecąca się strefa T oraz cienie pod oczami. Nie będąc w stanie znaleźć na to lekarstwa przez dwadzieścia dziewięć lat, przyzwyczaiłam się do mankamentów. Aż tu nagle w jednym miesiącu obie sprawy zostały rozwiązane.
Remedium na świetlistą autostradę na twarzy jest pudrowy primer Prime’n Set Gosh. Wypróbowałam go pierwszy raz podczas See Bloggers, kiedy wykonano na mnie makijaż na stoisku Gosh i od razu po powrocie do Londynu pobiegłam do drogerii. Primer nakładam pod podkład i na koniec zamiast pudru. Robię makijaż około 9 rano i pierwsze lekkie oznaki świecenia widzę obecnie między 13-14. Zazwyczaj już około jedenastej wyglądałam jak latarnia morska. Przy drobnych poprawkach zwykłym pudrem zachowuję twarz prawie do końca dnia. Mankamentem jest to, że jak przy większości primerów skóra robi się nieco sucha. Jestem w stanie z tym żyć.
Z drugim problemem borykam się od przedszkola. Wspominałam kiedyś, że istnieje zdjęcie, na którym mam pięć lat i wyglądam jak heroinistka. Do tej pory korektory nieco pomagały, jedne lepiej, jedne gorzej, ale nie znalazłam niczego co uznałabym za photoshop w płynie. Do teraz. Clearly Corrective™ Dark Circle Perfector SPF 30 od Kiehl sprawia, że moje selfie udają się już przy pierwszym zdjęciu. Nawet o godzinie 21 przy świetle żarówki. W pracy idę do toalety i nie poznaję się w lustrze, jest tam jakaś świeża, zdrowa młoda kobieta, żadne dziecko z Dworca Zoo. Nawet dawno niewidziany kolega spotkawszy mnie w pubie stwierdził, że wyglądam zupełnie inaczej niż kilka miesięcy temu. Promienniej. Jasne, możemy się oszukiwać, że to zasługa zmiany w pracy czy terapii, ale tak naprawdę wszyscy wiemy, że chodzi o cudowny korektor. Wady? Płaci się za niego jak za butelkę przyzwoitej whisky. Ale jest tego wart.
Więcej odkryć nie mam. Jeśli jednak znajdę coś na ten duży nos, to dam znać. Zawsze liczę na Wasze cudowne polecenia.
12 thoughts on “Kosmetyki do zadań specjalnych”
ja tam mam Dzień Mordy codziennie
Kiehl’s to w ogóle magiczna firma. Ja mam obsesje na punkcie składów (nadmiar biochemii na studiach i późniejsza potrzeba pogłębiania wiedzy odnośnie tego co kładę na paszczę) i nad tym co w kremach Kiehla siedzi nie mogę przestać się zachwycać. Wiec wierzę w ciemno, że ten korektor działa cuda, bo moje dotychczasowe doświadczenia z ich kremami sprawiają, że kupiłabym w ciemno ich każdy produkt, nawet bez czytania składu. Jakbyś szukała kremu na noc to zwłaszcza seria Midnight recovery jest absolutnie fantastyczna.
Ja nie wiedziałam, że moja mama ma duży nos, dopóki mi tego nie powiedziała. 25 lat w nieświadomości! Także może rozwiązaniem jest milczenie 😉
Ach, dlaczego nie mogę znaleźć tego korektora na polskiej stronie producenta?! Byłam gotowa nawet postawić ci tę butelkę przyzwoitej whisky, gdyby był uprzejmy zadziałać u mnie.
Czy ten Clearly Corrective™ Dark Circle Perfector pachnie lukrecją? Bo widzę, że ma ją w składzie.
Dla mnie nie pachnie niczym w ogóle.
namówiłaś mnie na ten korektor
A ja mam ten problem, że nie umiem się malować w ogóle. Tusz do rzęs i ta sama od 11 lat kreska pod oko (chyba, że rano mnie zaatkował szampon albo pianka do mycia twarzy i nie przestaję płakać lub jest weekend i nigdzie nie idę). I tyle, finito. Czasem walnę się jeszcze kremem BB, bo umiem zaaplikować.
Zaczynam się zastanawiać, czy nie zrobię się ładniejsza, jak się nauczę malować… Masz może jakieś porady dla podstawowego zestawu na dzień dobry? Tak, ja wiem, google, albo kanały na yt, mnóstwo ludzi o tym pisało. Ale jakoś tak… Ty jesteś z krwi i kości i rzeczywista i prawdziwa i szczera. Nie wciśniesz kitu. Rzucisz jakimiś nazwami? Pięknie proszę? *oczy… nieumalowanego kota ze Shreka*
Możesz zajrzeć tutaj: http://www.riennahera.com/2016/04/kosmetyki-ktorych-uzywam-na-co-dzien.html
A ja właśnie niedawno miałam do Ciebie pisać – jako, że mamy ten sam problem czyli wieczne zakupy z ziemniaków w błocie pod okiem – że znalałam jakiś cudowny klajster który to naprawdę niezwykle wygładza. Na dodatek nie kosztuje jak na whiskey tylko jak za dość niedrogie wino 😉
Wiec jakbys chciała przetesować tańszą wersję do polecam Liquid Camouflage High Coverage Concealer od Catrice. ja codziennie jak się widzę w lustrze to nie wierzę, że da się widzieć siebie bez obrazu tej nędzy i rozpaczy pod okiem :)))
Mi m.in. na cienie pod oczami pomogła zmiana diety. Zrobiłam testy na nietoleranvje pokarmowe i wyszło, że kilka moich ulubionych produktów trzeba wyeliminować. Pomogło na cienie, otyłość i brak energii. Dodatkowo okazało się, że mam duże niedobory witaminy B3, co było przyczyną depresji, z którą borykam się od kilku lat. Niepozorne zmiany, a jakość życia zmieniła się diametralnie. Szkoda tylko, że tyle życia zmarnowałam na niewłaściwych lekarzy. A wystarczyło kilka zmian.
Od niedawna obserwuje Pani bloga i czytam wpisy, ale już się od nich „uzależniłam” i każdego dnia z niecierpliwością czekam na kolejne.
Pozdrawiam
Napiszę Ci dosadnie, najwyżej mnie zbanujesz. Odwal się od nosa! Nos jest spoko. Nos na prezydenta!