10rzeczy
Riennahera

Riennahera

10 rzeczy, które doprowadzają mnie do szewskiej pasji

Siedzę sobie pod kocykiem i popijam dietetyczną Coca Colę. Jest w szklanej butelce, która przywodzi mi na myśl dzieciństwo we wczesnych latach dziewięćdziesiątych i Colę popijaną z butelki w mieszkaniu babci, w bloku na gdańskiej Oruni. Babcia kupowała takie butelki w sklepie spożywczym pod blokiem, który w całej swojej formie był cudownym reliktem minionej epoki, cudem koszmarkowej PRLowskiej architektury z blachą, z metalowymi poręczami, z jakąś taką cudowną formą z innych czasów. Do dziś mam słabość do takich klimatów. Do dziś pamiętam wafelku Kukuruku i jak stałam z babcią w kolejce do kasy. Oruńskie życie to było coś.

Kocyk jest dobry, nostalgiczne klimaty są dobre i miłe, życie jest piękne. Sięgam po telefon, żeby wysłać wiadomość do kolegi, z którym mąż i ja wybieramy się dzisiaj na drinki z palemką. Odpalam WhatsApp, a tam wiadomość, która za każdym razem jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. ZAKTUALIZUJ APLIKACJĘ. Cały mój magiczny Coca-Colowy nastrój runął. Ja wiem, że nie można przejmować się pierdołami, że trzeba umieć zachować spokój ducha i zen w przypadku takich małych, nieistotnych sytuacji, ale czasem nie umiem.

Siedząc sfochowana pod kocykiem, z pustą już butelką Coli (najgorzej!), dzielę się z Wami innymi sytuacjami, które niezawodnie potrafią zepsuć mi humor, w nadziei, że może nie tylko ja nie potrafię czasem być do końca zen.

Aktualizowanie aplikacji

Totalna strata mojego czasu. Czemu one nie mogą zaktualizować się same? Czy ja nie mam nic lepszego do roboty niż sprawdzanie co kilka dni czy przypadkiem nie ma nowego instagramu, twittera czy czego tam jeszcze? Powiadomienia wskazują mi potrzebę aktualizacji dwudziestu trzech aplikacji. Nawet telefoniczny kalendarzyk miesiączkowy zmusza mnie do apdejtu. NIENAWIDZĘ.

Kiedy coś mi zginie

Nie wiem czy wpadacie w podobne obsesje, ale nie umiem odpuścić. Jeśli chcę założyć bluzkę, a nie wiem gdzie jest, nie zaznam spokoju, dopóki nie przeszukam wszystkich szuflad, wieszaków i koszów z praniem. Może się okazać brudna, nie szkodzi, ale MUSZĘ wiedzieć gdzie jest. Pewnego razu zrobiłam koszmarną awanturę o getry sportowe, które rozpłynęły się w powietrzu. Wściekle rozrzucałam rzeczy, trzaskałam szufladami, wyszłam z domu w innych getrach z wielkim fochem. Znalazłam getry następnego dnia, w worku pod biurkiem w pracy…

Jak nie mogę znaleźć kabla do telefonu

To jest bardzo specyficzny przypadek odnoszący się do wcześniejszego punktu. Kabla używam bardzo często, za każdym razem obiecuję sobie, że odłożę go w jakieś rozsądne miejsce, za każdym razem znika.

Kiedy przyśni mi się, że coś kupiłam, a potem budzę się i tego nie mam

Na przykład piękna sukienka. Wstaję rano, cieszę się, że nie muszę się już martwić w co się dziś ubiorę i wtedy do mnie dochodzi. Ta sukienka nie istnieje. Nawet nie zdążyłam się nią porządnie nacieszyć, a już jej nie ma.

Kiedy ktoś tarasuje schody ruchome

Swego czasu napisałam o tym cały tekst.

Ludzie, którzy stoją na ruchomym chodniku

Rozumiem jeszcze osoby starsze, takie jak moja babcia, które mają problemy z chodzeniem. Ale travelator to nie jest kawiarenka, to nie jest wynalazek służący do ucinania sobie na nim pogawędek, ani do odpoczynku, ani do zwiększania rozmiarów pupy, poprzez zupełne odciążenie organizmu od poruszania się. Istnieje powód, dlaczego te chodniki montowane są w długich korytarzach, które ktoś może chcieć pokonać w SZYBKIM tempie.

Ludzie, którzy nie potrafią kupić biletu w automacie

Wiem, że to bardzo wredne i wskazuje na mój całkowity brak empatii. Usprawiedliwię się tym, że nie przeszkadza mi to zawsze, tylko kiedy się spieszę. Jakimś cudem nie napotykam tych ludzi na co dzień, tylko absolutnie wyłącznie wtedy, kiedy się spieszę. To ta osoba, która nie jest pewna, czy automat z biletami nie jest przypadkiem maszyną do gier, w których chodzi o to, żeby jak najdłużej odwlekać moment zapłaty za bilet. W tych momentach marzę o istnieniu specjalnych egzaminów państwowych z kupowania biletów, które upoważniałyby do korzystania ze specjalnych ekspresowych kas dla tych, którzy umieją to zrobić w mniej niż piętnaście sekund. Mam proste marzenia.

Dyskusje w internecie

Ludzie mają to do siebie, że niezależnie od poglądów, dostaję w internecie wścieklizny i generalnie nie da się o niczym rozmawiać, bo zaraz będziesz lewakiem, prawakiem, feministką, moherem, gwałcicielem, katolem, zboczeńcem czy kimkolwiek tam sobie jeszcze wymyślisz. Wszystko jest totalne, wszystko jest ambicjonalne, dyskusja nie może służyć zastanowieniu się tylko ma prowadzić do absolutnego zwycięstwa i zaorania przeciwnika.

Kiedy “muszę” się dobrze bawić

Na przykład na evencie socjalnym w pracy, na którym muszę być, bo odbywa się w normalnych w godzinach pracy. Albo kiedy jestem u kogoś gdzieś daleko i chociaż wszystko we mnie krzyczy, że chcę iść już spać, to nie mogę wrócić, bo narzucanie swojej woli gospodarzowi jest bardzo niegrzeczne. Są to zawsze bardzo stresujące mnie przypadki, bo nie umiem się bawić na akord, wcale nie chcę robić fochów, ale kiedy w środku w serduszku jest mi źle, to jest mi źle i nic z tym nie zrobię. Zamieniam się w kupkę rozpaczy.

Jak mąż zje wszystkie słodycze w domu

Czyli prawie zawsze. Mamy zupełnie inny światopogląd odnośnie czekolady i innych tego typu artefaktów. Ja potrafię jeść jedną tabliczkę tydzień i dłużej, mąż woli nie roztkliwiać się nad nią dłużej niż dziesięć minut. Ja kupuję sobie zapasy, które powinny starczyć na wiele tygodni, on je zjada i zapomina o ich istnieniu. Więc kiedy potrzebuję cukrowego pocieszenia, staję przed pustą szafką. To jedna z najistotniejszych przyczyn spięć w związku.

No. To się zdenerwowałam. Wychodzę na te drinki, teraz zdecydowanie ich już potrzebuję.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

15 thoughts on “10 rzeczy, które doprowadzają mnie do szewskiej pasji”

  1. Ciesz się, że nie jesteś kierowcą (bo chyba nie jesteś nim na co dzień?). Nie ma nic gorszego niż poranny wkurw, bo ktoś za wolno rusza spod świateł albo gdy wyprzedzasz kogoś na dwupasmówce, a jakiś kretyn w BMW (okropny sterotyp, ale 90% przypadków to BMW albo AUDI – sprawdzone info) jest za Tobą jeszcze z 1km, ale już Ci mryga długimi, że masz grzecznie spierdalać mu z drogi, bo on ma dłuższego („samochoda”, c’nie). To jest dopiero irytacja! Swojego czasu napisałam na ten temat cały tekst http://www.pineap.pl/2015/06/okiem-baby-zza-kierownicy-7-grzechow-glownych-kierowcow/, bo uważam, że jazda samochodem jest głównym źródłem frustracji w życiu człowieka. Szczęśliwi ci, którzy podróżują komunikacją miejską, choć jak pokazuje Twój przykład, oni z kolei mają inne powody do wkurzania się. Zawsze coś!

  2. Ile ja łez wylałam(dosłownie!), bo nie mogłam znaleźć tej jednej, niepowtarzalnej wśród 40 innych podkoszulki, którą miałam założyć pod sweter! Te śledztwa, oskarżanie każdego! Znam aż za dobrze problem zgubionych rzeczy…

  3. Ostatnio śniło mi się, że dostaliśmy w pracy podwyżkę (budżetówka, więc to działa zbiorczo). To była bardzo wyczekiwana, a przy tym bardzo duża podwyżka. Dopiero jak otworzyłam usta, żeby pogadać o tym z koleżankami i wspólnie się cieszyć, zdałam sobie sprawę, że nie. Nic z tego. Tyle pieniędzy straciłam w tej sekundzie!

  4. bilety w automacie… dodałabym tutaj jeszcze kasy samoobsługowe w sklepach, bankomaty, automaty na poczcie, self checking machines na lotniskach i generalnie odprawa na lotnisku. ja nie wiem jak to się dzieję, że w kolejce do takich ustrojstw zawsze mam przed sobą jakiegoś 'hakera’. kilkają, kasują, wkładają kartę, wyciągają kartę, szukają barkodu, wołają ochronę i co tam jeszcze można sobie wyobrazić. aaa, automatyczne bramki do skanowania paszportu na lotniskach to już zupełnie kosmos. popieram ideę z egzaminem.

  5. Ostatnie parę lat mieszkałam we Wrocławiu, przywykło mi się do biletomatów z ekranem dotykowym w komunikacji miejskiej. Niedawno chciałam kupić bilet w tramwaju krakowskim. Na pewno parę osób wokół miało ubaw (ataku złości chyba nie, bo nie było kolejki), gdy z zacięciem stukałam w nieczuły na dotyk ekran. A potem szukałam drobnych, bo z jakiegoś powodu automat przyswajał jedynie gotówkę.

    Aktualizacje. Nie znoszę. Tak jak „dobrej” zabawy.

  6. Nie znoszę zmiany kranów. Serio, w domu rodzinnym mam takie odkręcane, a na mieszkaniu studenckim mam takie, gdzie się podnosi wajchę do góry. Ogarnęłam maturę, a tego absolutnie nie potrafię pojąć i się przestawić. Poza tym nie jestem w stanie zapamiętać, w którą stronę przekręca się klucz w drzwiach, więc codziennie rano zaczynam od wkurzania się, że nie umiem zamknąć drzwi :DD O dziwo „poważne” sprawy mnie rzadko stresują, gdy już naprawdę mam nóż na gardle podchodzę do tego stoicko jak Horacy palący maryśkę.

  7. Sąsiedzi wyrzucający śmieci przez okno. I ci niesprzątający po swoich psach. W sumie w ogóle sąsiedzi, nie mam jakichś wybitnie niefajnych, ale są irytujący.

    Oprócz tego pan, który odśnieża nam schody wejściowe do bloku, ale z premedytacją omija podjazd dla wózków. Oraz znikający krem do rąk, nigdy nie wiem, gdzie się podział. I jak mi się śni, że sprawdziłam godzinę i jeszcze dużo czasu do budzika, po czym on dzwoni. I chorzy ludzie w tramwajach, którzy na mnie kaszlą. I szafy czarne w środku.

    A propos, gdzie moja bluzka, którą chciałam jutro założyć..?

  8. Ha ha, ostatnio odwołałam wielką spotkanio-imprezo-posiadówę z dawno niewidzianymi znajomymi tylko dlatego, że nie mogłam znaleźć bluzki i moje OCD kazało mi szukać jej tak długo, aż znajdę (znalazłam w kartonie z rzeczami na lato, pomiędzy podszewką a właściwą częścią długiej do ziemi kiecki…) – przybij piątkę!

  9. Tia, informacja o konieczności zaktualizowania WhatsAppa straszyła mnie kilka dni i po każdorazowym usunięciu, pojawiała się ponownie. Nie mogłam tego zrobić, bo miałam za mało miejsca w pamięci telefonu gdzie przecież absolutnie MUSI zapisywać się każda aplikacja, bo po co karta SD. Myślałam, że przechytrzę system i usunęłam starą wersję, żeby zainstalować nową. Myślałam, że to genialne w swej prostocie. Otóż nie. Brakowało mi wciąż tyle samo miejsca, co ze starym WhatsAppem zainstalowanym. To chyba szatan to wymyślił!
    Za to dziś znalazłam kombinezon, przez którego nieobecność tam, gdzie mi się wydawało, że powinien być, nie mogłam swego czasu zasnąć. Wciąż uważam, że szatan musi mieć tutaj coś do gadania.

  10. Też tak mam z tym szukaniem! To nic, że dana rzecz nie jest mi w danej chwili potrzebna i że być może nie będzie mi potrzebna przez następny kwartał. Nie uspokoję się, dopóki nie dowiem się, gdzie jest.

  11. Mam małe usprawiedliwienie na te automaty do biletów, BARDZO często są one tak nieintuicyjnie zaprojektowane, że wcale a wcale się ludziom nie dziwię. Byłam w wakacje w Porto i do tego stopnia automat był koszmarny, że zrezygnowaliśmy z kupna w nim biletu, bo nie wiedzieliśmy czy możemy go kupić (m.in. czy jest tylko na metro czy autobusy – PROSTA informacja). Obydwoje ogarniamy angielski (było tłumaczenie), ale nie było szans się w tym sprawnie połapać. Potem okazało się że sam system biletowy jest bardzo prosty i fajny, ale komunikacja – dramat.

  12. Hej, w kwestii słodyczy, polecam założenie sobie własnej „skrytki” na słodycze – mój chłop też żżera wszystko co leży w jego zasięgu, więc ja mam u siebie w szafie taką magiczną torebkę po jakimś prezencie, w której trzymam sobie zachomikowanie takie tylko moje czekoladki, żelki i inne cuda. Oczywiście „wspólne” słodycze leżą sobie na wierzchu i kończy się tak, że zjada je chłop, a ja później pytam się „A co się stało z tym Rafaello, które miesiąc temu dostaliśmy od mojej mamy?”, ale jeśli np. oboje dostajemy po czekoladzie, to ja sobie swoją chowam i wara mi od niej! o! W sumie to myślę, że on wie doskonale co jest w tej torbie, ale jednak wykazuje jakiś szacunek dla moich specjalnie zachomikowanych słodyczy 🙂 Szkoda tylko, że tego triku nie da się powtórzyć z rzeczami, które leżą w lodówce :< Ta super "niespodzianka" kiedy przez cały dzień marzę sobie o kanapce z szynką, a wieczorem okazuje się, że dziwnym trafem ta wymarzona szynka znikła…

  13. Problem ze słodyczami znam bardzo dobrze. Dopiero jak zaczęłam ukrywać słodycze po szafach i dziwnych miejscach w całym mieszkaniu to problem zniknął 😉 Mąż jak chce coś słodkiego to zaczyna szukać i zazwyczaj coś znajdzie, ale już przynajmniej nie zje wszystkiego 🙂 Najlepsze jest jednak to jak sama zapomnę gdzie co ukrywam i np. wyjmując hamak w zeszłym roku wypadło mi 5 czekolad. Dobry dzień gwarantowany 🙂

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top