Czasami myślę, że jestem wielkim kulturalnym malkontentem, ponieważ naprawdę rzadko mnie coś zachwyca. Nawet nie do końca często coś mi się naprawdę podoba. Nawet niektóre (większość?) filmy i seriale, które lubię, uważam za słabe i tendencyjne. Okja jest kolejnym przypadkiem, kiedy obejrzałam film nie bez przyjemności. Ale im dłużej o nim myślę, tym gorszy mi się wydaje.
Jeśli poczytać o Okji w internecie, dowiemy się, że jest to film niezależny, dzięki sponsoringowi Netflixa może być dziwny i podejmować ryzyko. Bo reżyser z Korei, bo nie jest cały po angielsku, bo są w nim ryzykowne sceny. To wszystko się zgadza i film ma sporo zalet. Niestety z tego ryzyka zaskakująco mało wynika i mam wrażenie, że poszło w mocno nieciekawą stronę.
Zdecydowanie jest to film ładnie nakręcony. Sceny w Korei są przepiękne. I tyle. Nie ma w tym temacie jakichś przełomów, estetycznie jest po prostu porządnie. Osobiście jestem też wielką zwolenniczką kręcenia filmów, w których Koreańczycy mówią po koreańsku, Amerykanie po angielsku i nie mogą się zrozumieć bez tłumacza. Z tego względu jestem też pewnie jedyną na świecie fanką Apocalypto, ale to niepotrzebna dygresja…
Największą zaletą filmu jest aktorstwo. Ciężko na nie narzekać, jeśli w filmie pojawia się Tilda Swinton, Jake Gyllenhaal i Paul Dano. Dano jest zresztą tak dobry, że nawet zaczęłam go lubić, choć do tej pory mocno mnie drażnił. Jest bohaterem pozytywnym, ale jednocześnie przerażającym w niejednoznaczny, niesamowity sposób. Ma bardzo silny kręgosłup moralny, ale kiedy traci cierpliwość, robi się brutalny. Byłam pod sporym wrażeniem tego jak napisana i zagrana została jego postać. No właśnie. Dano był szczęściarzem. Bo choć aktorzy dają z siebie wszystko, problemem jest tylko, że poza nim, nie do końca mają nad czym pracować. Oprócz krótkiego momentu Swinton, wszyscy inni są dość przewidywalni i jednowymiarowi. W przypadku głównej bohaterki to nie razi, ma być dzielną dziewczynką, która zrobi wszystko dla ukochanego zwierzęcia. Gyllenhaal ma być udręczonym cwaniakiem, ale w żadnym momencie nie dał mi specjalnie do myślenia ani nie wywołał współczucia. Przez resztę czasu Swinton jest po prostu Swinton, którą znamy i kochamy, ale nie ma dużo pola do manewru.
Nawiązania do opowieści Miyazakiego, zwłaszcza do Mononoke Hime, są jasne i czytelne. Tyle, że postaci Miyazakiego są niejednoznaczne, skomplikowane i każda z nich ma trochę racji. Reprezentująca naturę San nie zawahałaby się rozszarpać Lady Eboshi na strzępy w imię swojej sprawy, jest agresywna jak dzikie rozsierdzone
zwierzę. Lady Eboshi jest jej przeciwniczką, ale nie czarnym charakterem, ponieważ postęp, który niesie, nie służy zaspokajaniu jej ambicji, a budowaniu sprawiedliwego społeczeństwa. Okja natomiast jest taką Mononoke Hime dla ubogich. Mija to bohaterka absolutnie niezłomna, która nie zawaha się przed niczym, żeby uratować Okję. Jej determinacja może być godna podziwu, ale koniec końców nie jest specjalnie ciekawa. Antagonistka Nancy Mirando nie ma natomiast żadnej z pozytywnych cech Eboshi, reprezentuje zakłamanie i neurotyczność współczesnego Zachodu. Jej siostra Lucy jest regularną bezwzględną psychopatką. Świat przedstawiony w tej historii jest bardzo czarno-biały. Jak dla mnie jest to synonim nudy.
Film jest dodatkowo emocjonalnym szantażem. Nie mamy prawa nie kochać Okji, więc musimy czuć się strasznie obserwując wszystkie okropne rzeczy, które ją spotykają. Nie ma wyboru. Są to rzeczy tak okropne, że zaczynam mieć wątpliwości dla kogo jest ten film. To nie do końca kino familijne (scena krycia nie jest czymś, co pokazałabym dziecku), ale jak na film dla dorosłych jest zbyt…cukierkowy, łopatologiczny i naiwny? Tekstualne nawiązanie do obozów koncentracyjnych uważam natomiast za chwyt poniżej pasa.
Rozczarowujące jest, że przy wszystkich tych brutalnych środkach i z ekologicznym przesłaniem podanym na talerzu (lub wbitym nam w głowę siłowo, szpadlem), bez cienia subtelności i dwuznaczności, koniec końców zakończenie jest eskapistyczne. To kolejny element, który mnie zadziwia. Rozumiałabym eko manifest reżysera, rozumiałabym wezwanie do aktywizmu, jednak zupełnie nie takie odczucia wywołuje we mnie zakończenie, UWAGA SPOILER, kiedy Mija i Okja wracają do Korei. Wszystko co mocne zostaje wymyte, wracamy do szczęśliwej krainy poza czasem, poranieni przez życie bezpiecznie chowamy się w lesie. Całe przesłanie antyprzemysłowe zostaje sprowadzone do jednostkowego doświadczenia. Mnie to mocno zgrzyta i przestaję rozumieć, po co to wszystko oglądałam.
Wracając do tego, że dzięki Netflixowi twórcy mogą się wykazać i robić filmy dziwne i ryzykowne, Okja jest za mało dziwna i ryzykowna. Odejmując kilka szokujących scen i mówienie po koreańsku, jest to straszna sztampa. Czarne charaktery są mniej więcej tak wysublimowane jak u Disneya. Od samego początku wiemy jak musi się skończyć ten film, co uważam za ogromną słabość.
Czy warto obejrzeć Okję? Zawsze raczej warto coś obejrzeć niż nie obejrzeć. Nie nudziłam się. Z pewnością jest to film, który wielu wzruszy i który niektórzy pokochają. Wygląda na to, że będzie dla Netflixa wielkim sukcesem. Jednak jako wymagający widz, czuję się trochę oszukana.
PS Nie nienawidzę WSZYSTKICH filmów. Niektóre kocham. Najlepszym filmem, który widziałam w tym roku, pozostaje dla mnie The Lost City of Z.
18 thoughts on “Okja – hit czy kit?”
Paul Dano dla mnie był zdecydowanie najlepszy. Za to w głowie mam dużo chaosu, jeśli chodzi o Okję (choć raczej jestem na tak).
Tak, Paul był świetny. No i jest w nim coś ujmującego, przynajmniej dla mnie 🙂 Jemu tak dobrze z oczu patrzy, czy to Bezuchow, czy ten koleś z „Młodości”, czy właśnie aktywista z „Okji”. Co do filmu – nie kupuję. Zaczyna się interesująco, ma potencjał, po czym równia pochyła w stronę banału…
Co do Dano, ja akurat uważam, że źle mu z oczu patrzy w wielu rolach, ale to akurat zaleta. Wygląda na psychola 😉 Chociaż Bezuchow jest milutki.
Z filmem – dokładnie. Koncept był dobry. Potem jakby poszli na łatwiznę.
„The Lost City of Z” ! ! ! A już się bałam, że jestem jedynym człowiekiem na planecie, który ten film obejrzał, na dodatek z bananem na paszczy! Dobrze, że jesteś ^^
Też miałam wrażenie, że widziała go garstka ludzi, a jeszcze mniej się zachwyca!
A gdzie można go obejrzeć?
Ja oglądałam na Off Camerze w kinie.
To chyba post Tattwy o tym filmie widziałam najpierw i obejrzałam trailer, ale już w trakcie oglądania tego filmu wiedziałam, że NA PEWNO nie chcę go obejrzeć. Wyglądał jak typowy film-dziecko opiekuje się niesamowitym zwierzątkiem, ktoś chce to zwierzątko skrzywdzić, dziecko ratuje zwierzątko i wszystko kończy się szczęśliwie. Nienawidzę takich filmów.
Cofam wszystko.
Wielu dorosłych lubi historie moralnie czarno-białe, moralizatorskie, z jasnym podziałem ról. Sądzę, że chodzi w tym o takie budujące utwierdzanie się w roli kogoś „dobrego” dzięki utożsamianiu się z bohaterem pozytywnym i równie budujące przesłanie, że skoro my jesteśmy dobrzy, to ludzie nam nieprzychylni są po prostu źli, bez racji i przyczyny, i że bardzo dobrze że nie chcemy im tej racji przyznać.
Patrz: sukces Katarzyny Michalak, w której powieściach źli bohaterowie dla zabawy zabijają małe kotki i sukces propagandy antymuzułmańskiej.
Ja tylko próbuję ocenić czy to jest „obiektywnie” dobry film. Kwestia jak określimy co jest dobre, jeśli jednak chodzi o finezję opowiadanej historii i jej oryginalność, to nie ma się czym chwalić. Jeśli chodzi o jakieś wybitne dzieło trzymające się kanonów…no cóż. To też nie „Okja”.
Zupełnie subiektywnie – ja nie lubię takich historii.
Ja też. Odnoszę się tylko do Twojego zastanawiania się, czy to dzieło dla dorosłych (zbyt płaskie moralnie), czy dla dzieci (zbyt drastyczne). Wg mnie chyba niestety miało być dla dorosłych 😛
Ała 😛
Zastanawia mnie to, że ludzie widzą odniesienie w filmie do obozów koncentracyjnych. Tak wyglądają fermy zwierząt, żaden chwyt poniżej pasa.
Od razu wyjaśnię, że to jest obserwacja reakcji innego widza. Nie ja odebrałam to jako nawiązanie, tylko moja mama (która z krytyką nie ma nic wspólnego). Wyrzucanie dziecka pod ogrodzeniem to jednak jest konkretniejsze nawiązanie.
mam bardzo podobne odczucia. oglądałam z 14-letnią siostrą i momentami bałam się o nią.
mam też 2 uwagi do fabuły: 1) kto promuje wyroby mięsne pokazami ŻYWYCH zwierząt? wydaje mi się, że współcześnie przemysł mięsny bazuje na jak największym rozdzielaniu skojarzeń – mięso to jest na tackach w supermarkecie, a świnki w agroturystyce. Sam pomysł Lucy, żeby jeszcze dziewczynka się witała ze swoją ukochaną świnką na oczach ludu zajadającego kiełbaski z tejże świnki to naprawdę dziwny pomysł marketingowy.
2) jest taka scena, że dziadek mówi: „nie chcę żebyś biegała po górach z tą świnią, powinnaś poszukać sobie chłopaka” – no i trochę tak jest, pozostawiła pewien niepokój we mnie ta wizja dziewczynki, która mieszka sama ze staruszkiem w górach i ma pod opieką dwie olbrzymie świnki.
Będę trochę bronić tej produkcji. Wydaje mi się, że Okja łączy w sobie kilka różnych gatunków. Mamy zlepek kina familijnego, czarnego humoru, dramatu, satyry. Dlatego niektórym wydaje się taki dziwny. Mimo wszystko Okja pozostaje tym manifestem przeciwko przemysłowi mięsnemu. Właśnie, przemysłowi mięsnemu. Nigdzie nie było pokazane, że główna bohaterka jest wegetarianką albo weganką. Jak dobrze pamiętam, łapała nawet rybki na obiad.
W sumie trudno powiedzieć, czy reżyserowi zależało na przekonaniu odbiorców do zaprzestania jedzenia mięsa czy chciał zwrócić uwagę na to, że zwierzęta to czujące stworzenia, a to jak są traktowane na fermach uwłaszcza wszelkiej etyce/moralności. Reżyser podobno przed zdjęciami do filmu odwiedzał tego rodzaju ubojnie.
Racja. Nie ma skomplikowanych, dwuznacznych bohaterów. Za to obnaża się hipokryzję i oportunizm. Obrywa się właścicielce koncernu, która na tle kolorowej reklamy obiecuje, że wykarmi cały świat, a która po cichu zaciera ręce na rosnące zyski. Może jestem wredna, ale nie sądzę, aby któremuś z realnych producentów mięsa krwawiło serce na myśl o setkach świnek i krówek, które najpierw męczą się w ciasnych klatkach, a potem masowo idą pod nóż. Nie chcieliby zabijać zwierzątek, ale muszą dla dobra ludzkości. To zło konieczne.
Mamy również telewizyjnego miłośnika zwierząt, który poza telewizyjnymi kamerami wcale nie jest takim miłośnikiem zwierząt, za jakiego chciałby uchodzić. Mamy także obrońców praw zwierząt. Teoretycznie to pozytywni bohaterowie, walczą w słusznej sprawie. Jednak noszą kominiarki, jak nie przymierzając się, bandyci i sięgają po przemoc. Najlepiej obrazuje to scenka, kiedy jeden z członków organizacji zapewnia otoczenie, że nie chcą niczyjej krzywdy, a jednocześnie celuje z broni w kierowcę ciężarówki. Myślę, że to prztyczek w nos samej PET-cie, która słynie z różnych kontrowersyjnych akcji.
Jest też konsumpcyjne społeczeństwo, dające się oczarować pięknym reklamom i kampaniom. Któryś z tych złych charakterów w pewnym momencie stwierdza, że nawet jeśli ludzie poznają brutalną prawdę o produkcji mięsa, to i tak szybko o niej zapomną, bo produkt będzie tani i wart kupienia. Dałoby się to odnieść i do innych produktów. Chociażby przedmioty z etykietą Made in China . Nie wiem, ile osób przestałoby je kupować, gdyby dowiedziało się, że ich produkcja odbywa się kosztem wyzysku ludzi, niemalże niewolniczej pracy.
Zakończenie? Jak dla mnie to zobrazowanie codzienności organizacji oraz ludzi walczących o prawa zwierząt. Można uratować 1 – 2 zwierzątka i zapewnić im spokojny dom, jednak nie wpłynie to na działalność koncernów. Uratuje się parę zwierzątek, a na ich miejscu pojawi się setka nowych potrzebujących pomocy.
Osobiście uważam Okję za dobry film. Nie zaliczyłabym go do grona szalenie ambitnych czy wybitnych, ale da się przyjemnie oglądać. Denerwuje mnie za to cała ta drama na tumblrze i przeróżnych portalach. Ludzie piszą ile to łez przelali w trakcie seansu. Teraz na pewno, na 100% zostaną weganami. Jasne, ciekawe, ilu z nich będzie trzymało się postanowienia, kiedy emocje już opadną.
Będę trochę bronić tej produkcji. Wydaje mi się, że Okja łączy w sobie kilka różnych gatunków. Mamy zlepek kina familijnego, czarnego humoru, dramatu, satyry. Dlatego niektórym wydaje się taki dziwny. Mimo wszystko Okja pozostaje tym manifestem przeciwko przemysłowi mięsnemu. Właśnie, przemysłowi mięsnemu. Nigdzie nie było pokazane, że główna bohaterka jest wegetarianką albo weganką. Jak dobrze pamiętam, łapała nawet rybki na obiad.
W sumie trudno powiedzieć, czy reżyserowi zależało na przekonaniu odbiorców do zaprzestania jedzenia mięsa czy chciał zwrócić uwagę na to, że zwierzęta to czujące stworzenia, a to jak są traktowane na fermach uwłaszcza wszelkiej etyce/moralności. Reżyser podobno przed zdjęciami do filmu odwiedzał tego rodzaju ubojnie.
Racja. Nie ma skomplikowanych, dwuznacznych bohaterów. Za to obnaża się hipokryzję i oportunizm. Obrywa się właścicielce koncernu, która na tle kolorowej reklamy obiecuje, że wykarmi cały świat, a która po cichu zaciera ręce na rosnące zyski. Może jestem wredna, ale nie sądzę, aby któremuś z realnych producentów mięsa krwawiło serce na myśl o setkach świnek i krówek, które najpierw męczą się w ciasnych klatkach, a potem masowo idą pod nóż. Nie chcieliby zabijać zwierzątek, ale muszą dla dobra ludzkości. To zło konieczne.
Mamy również telewizyjnego miłośnika zwierząt, który poza telewizyjnymi kamerami wcale nie jest takim miłośnikiem zwierząt, za jakiego chciałby uchodzić. Mamy także obrońców praw zwierząt. Teoretycznie to pozytywni bohaterowie, walczą w słusznej sprawie. Jednak noszą kominiarki, jak nie przymierzając się, bandyci i sięgają po przemoc. Najlepiej obrazuje to scenka, kiedy jeden z członków organizacji zapewnia otoczenie, że nie chcą niczyjej krzywdy, a jednocześnie celuje z broni w kierowcę ciężarówki. Myślę, że to prztyczek w nos samej PET-cie, która słynie z różnych kontrowersyjnych akcji.
Jest też konsumpcyjne społeczeństwo, dające się oczarować pięknym reklamom i kampaniom. Któryś z tych złych charakterów w pewnym momencie stwierdza, że nawet jeśli ludzie poznają brutalną prawdę o produkcji mięsa, to i tak szybko o niej zapomną, bo produkt będzie tani i wart kupienia. Dałoby się to odnieść i do innych produktów. Chociażby przedmioty z etykietą Made in China . Nie wiem, ile osób przestałoby je kupować, gdyby dowiedziało się, że ich produkcja odbywa się kosztem wyzysku ludzi, niemalże niewolniczej pracy.
Zakończenie? Jak dla mnie to zobrazowanie codzienności organizacji oraz ludzi walczących o prawa zwierząt. Można uratować 1 – 2 zwierzątka i zapewnić im spokojny dom, jednak nie wpłynie to na działalność koncernów. Uratuje się parę zwierzątek, a na ich miejscu pojawi się setka nowych potrzebujących pomocy.
Osobiście uważam Okję za dobry film. Nie zaliczyłabym go do grona szalenie ambitnych czy wybitnych, ale da się przyjemnie oglądać. Denerwuje mnie za to cała ta drama na tumblrze i przeróżnych portalach. Ludzie piszą ile to łez przelali w trakcie seansu. Teraz na pewno, na 100% zostaną weganami. Jasne, ciekawe, ilu z nich będzie trzymało się postanowienia, kiedy emocje już opadną.