Miłość i związki to temat, na który każdy ma coś do powiedzenia, mówię i ja. Poza tym cóż innego rozpala wyobraźnię w ten sam sposób? Chyba tylko pieniądze i czekolada. Jest wieczór, rozsiądźmy się zatem wygodnie i porozmawiajmy o jednej z trzech najważniejszych w życiu rzeczy. No, czterech. Nie zapominajmy o wannie. Dobra, pięciu, bo jeszcze wino…
♥
Warto znaleźć mężczyznę, który mniej więcej odpowiada Ci gabarytowo. Jasne, wygląd nie ma znaczenia, liczy się wnętrze, bla, bla, bla. Ale potem spróbuj pożyczyć koszulę, spodnie, sweter, żeby mieć “boyfriend” stajl, kiedy Twój facet ma prawie dwa metry, a Ty jesteś trzydzieści centymetrów niższa. I dwa razy lżejsza. Będziesz patrzeć z zazdrością na wszystkie te zdjęcia “ja w bluzie mojego misia”. Po kilkunastu latach po raz pierwszy znalazłam coś w szafie męża, co mogę bez większego obciachu podkraść. Kilkanaście lat. Nie idźcie w to.
♥
Może Wam się wydawać, że jak już kogoś sobie wybierzecie i posiada takie cechy, jakie lubicie, to oznacza, że będziecie żyli długo i szczęśliwie. No więc nie. Ludzie się zmieniają. Kiedy ja wybierałam sobie mężczyznę, dobre kilkanaście lat temu, słuchał metalu i celtyckiej muzyki. Wiele lat później obudziłam się w namiocie na polu pod Bristolem, w otoczeniu kilku tysięcy ludzi słuchających post-rocka. Albo zasypiałam pod ścianą na koncercie tego czy innego zespołu. Wybacz, jeśli lubisz post-rock, ale to jest muzyka dobra na ścieżki dźwiękowe w filmach o zasypiających metropoliach. “Zasypiających” jest tu słowem kluczem.
Serio, nic nie trwa wiecznie. Już wolę jak słucha Taylor Swift. Taylor jest spoko.
♥
Jedną z najważniejszych cech udanego związku jest umiejętność wyłączenia się, kiedy partner zachowuje się wyjątkowo irytująco. Jak na przykład miesiące, kiedy mój mąż wyłączał się, podczas gdy przeżywałam miłość do Thranduila/Lee Pace’a. Albo długie lata, kiedy ja wyłączałam się słuchając o taktykach w takiej czy innej grze. Bywało ciężko, jechaliśmy autobusem z wrednymi koleżankami ze szkoły i musiałam jednocześnie być wyłączoną i wyglądać na zasłuchaną. Miłość to nie jest bułka z masłem.
Wszyscy wiemy, że na dłuższą metę związek to dwoje ludzi pytających się nawzajem co na obiad, aż jedno umrze. Niezbędnym elementem związku jest dla mnie jednak umiejętność wplecenia między smsy o jedzeniu takiej wiadomości, żeby druga osoba uśmiechała się i czuła motyle w brzuchu czytając ją. Cokolwiek w niej jest, nie da się żyć bez śmiania się w ekranik jak głupi do sera, aż ludzie w kawiarni czy autobusie zastanawiają się, jakie bierzesz narkotyki.
♥
Szczęśliwy związek to taki,kiedy wspólne siedzenie na kanapie z pizzą i winem wydaje się tak samo wartościowe jak wspólna wyprawa dookoła świata. Jedne z najszczęśliwszych momentów w moim życiu miały miejsce podczas leżenia na kanapie i robienia niczego.
♥
Nie ma sensu odbywać poważnych rozmów ani poruszać delikatnych tematów:
– po dużej ilości alkoholu
– zaraz przed snem
– przed wyjściem do pracy
♥
Kiedy oglądam seriale, w których mają miejsce miłosne dramy, nigdy nie potrafię ogarnąć rozumem, co dzieje się na ekranie. 95% z tych problemów nie zaistniałoby, gdyby osoby dramatu w ogóle się nawzajem obchodziły, ale przede wszystkim, gdyby szczerze ze sobą rozmawiały. Tymczasem scenariusze zakładają wychodzenie, trzaskanie drzwiami i ciche dni. WTF?
♥
Jest niewiele lepszych komplementów niż “he he, a taka jedna mnie podrywała, jaka niemądra, co mi po takiej jak ja mam taką żonę”.
♥
Moją absolutnie ulubioną sceną ze wszystkich filmów Disneya jest ta, gdy Elsa mówi Annie we Frozen, że nie może wyjść za kogoś, kogo zna jeden dzień. Sama uważam, że równie nierozsądnie jest wyjść za kogoś, kogo nie widziało się w żadnych kryzysowych sytuacjach oraz za kogoś z kim się nie spało.
♥
O wiele bardziej ekscytujące od wielkich i drogich prezentów są soczki, batony i inne burgery. Kiedy nadchodzą urodziny, Boże Narodzenie czy inna okazja, spodziewasz się mniej lub bardziej przemyślanego prezentu. Nie spodziewasz się ulubionej czekolady wyskakującej z kieszeni znienacka. Albo wiadomości “burgery są w drodze” po ciężkim dniu. Na specjalne okazje niejako musisz myśleć o sprawieniu przyjemności. Małe niewymuszone myśli sprawiają większą radość. Nie tylko w związkach romantycznych. We wszystkich relacjach między ludźmi.
(Ten punkt wymyślił mój mąż, bardzo proszę o oklaski)
Życzę Wam mnóstwa burgerów i batonów i miłości.
28 thoughts on “Miłość i batony czyli 10 myśli o związkach”
rozkwitłaś. i zdajesz się być szczęśliwsza. bardzo się cieszę. a co do niespodziewanego to ja czasem dostaję lizaki. ostatnio taki co mogłam nim gwizdać. pech chciał, że czekaliśmy na seans pod kinem w grupie wielu ludzi. on przewracał oczami, ale ciut się uśmiechał, a ja próbowałam gwizdać coś co nie przypominało niczego.
masz rację, że najwspanialsze rzeczy przeżywa się nie robiąc nic szczególnego.
Odnośnie pierwszego zdania – widocznie nieźle gram 😉
Nie ma większej miłości niż ta, kiedy ja wymęczona i wygłodzona po całym dniu ogólnopojętego ogarniania, po drugim piwie błagam w smsie do absztyfikanta o dostawę z McDonalda i dostaję dokładnie to, co kocham najbardziej. I sos blue cheese. No, ideał po prostu. Tylko czasem muszę zbierać jego skarpetki spod kanapy. I znosić jego chrapanie. I stopy w rozmiarze 46 na mojej połowie łóżka. Ale hej, kupił mi Telecastera. Dla mnie nie ma lepszego na całej planecie. A do tego sama go sobie wykrakałam, w wieku 15 lat mówiąc mojej mamie, że jeśli mój „mężczyzna ostateczny” nie będzie muzykiem, to gdzie popełniłam błąd. I mam, basistę do tego. Basiści są najlepsi. Basiści powyżej 190cm wzrostu. Z brodą i kręconymi włosami. Zmierźli, męczący, wiecznie brzdękający basiści, którzy śpiewają z Tobą „Kolorowy wiatr” na balkonie o pierwszej w nocy.
To ja też chcę „wykrakać” 😀 Naturalnie jestem takim złym i wiecznie zestresowanym człowiekiem, ale jak ktoś mi zagra na gitarze to wpadam w błogostan albo zasypiam (zalety wychowywania się w domu pełnym gitar 😀 )
U mnie to wygląda następująco: od dwóch tygodni siedzę przed komputerem i na ostatnią chwilę piszę pracę magisterską (nie róbcie tak dzieci, uczcie się na cudzych błędach!). Załamuję ręce, wyrywam sobie włosy z głowy, przeklinam więcej niż w trakcie całego roku. A co robi mój chłopak? Gotuje obiadki, przynosi babeczki i ciasteczka prosto pod pyszczek, ciągle dba o to, czy mam soczek do picia. Nie wspomnę o tym, że gdy kładziemy się spać to pozwala mi „wysysać ciepło”, czyli przykładać moje zimne nogi do jego ciepłych. Czyż to nie jest prawdziwa miłość?
Od dwóch miesięcy siedzę przed komputerem i na ostatnią chwilę piszę pracę doktorską. Mój narzeczony robi dokładnie to co opisałaś, tylko zamiast słodyczy, których nie jem, przynosi mi owoce i mięso <3
Szczęściary z nas 😀
Ja też mogę tak bezkarnie wysysać ciepło jak już zdecyduję się w spaniu dołączyć po 2-3h sesji pisania na bloga/w notesie po nocy. Trzymajcie się w pisaniu, bo mieć to za sobą jest b. fajnie.
Mój mężczyzna jest ode mnie o 30 cm wyższy i 2 razy cięższy. Moim ulubionym strojem jest jego bluza od dresów. Już nigdy mu jej nie oddam 😛 W zamian za to od czasu do czasu robię mu śniadanko do łóżka. Win-Win ?
Bardzo uśmiechałam się czytając ten tekst 🙂
Uroczy wpis, szczególnie w dobie social mediów gdzie dla ludzi ważniejsze jest żeby „wyglądało” niż „działało.” Ja zdałam sobie sprawę, że nasz związek dobrze funkcjonuję gdy właśnie wieczory z winkiem przy telewizorze czy z książką stały się dla mnie najlepszą perspektywą na weekend. Po prosty bycie razem. No piękne to jest.
Jak najbardziej zgadzam się z ostatnim punktem. Wielkie brawa dla męża!
Czasami niczego więcej nie potrzeba niż ulubionej czekolady w gorszy dzień i przytulenia.
brawa za wszystkie podpunkty, bardzo przyjemny, fajnie napisany post
(czy tylko ja mam wrażenie, że odkrywanie świata jest trochę przereklamowane? – to tak a propos komentarzy na facebooku. Kiedy odkrywam świat nie odkrywam siebie/ drugiej osoby, kiedy odkrywam – niczego nie tworzę , a dla mnie tworzenie jest ważniejsze niż odkrywanie)
Odkrywanie świata jest super jako ELEMENT, nie sens życia.
właśnie, dobrze ujęte 🙂
Kilka lat temu poznałam ziomka, który słuchał post-rocka. Cały rok śmieszkowałam z niego, że na koncerty pewnie jeździ z karimatą i kocykiem, żeby się wygodniej spało. Noo, a teraz niedługo jadę z nim na koncert post-rockowy i już nigdy nie powiedziałabym, że ta muzyka jest spokojna… Ona udaje spokojną, a tak naprawdę chce pożreć twoją duszę, przewrócić emocje na drugą stronę i ogólnie zrobić burdel wewnętrzny i cię tak zostawić – jeżeli tylko dasz się złapać w sidła. Post-rock jest zdradliwy.
Mam totalnie nieromantyczne podejście do miłości i uważam, że piszesz o niej bardzo dobre rzeczy, i stanowczo powinnaś kręcić filmy romantyczne. Bo potem taka mała dziewoja ogląda komedie romantyczne i tworzy sobie fałszywy obraz, że tak musi być – z tym trzaskaniem drzwiami i cichymi dniami. I potem tak się w życiu zachowuje. To jest straszne. Sama musiałam latami walczyć z tymi stereotypowymi zachowaniami.
Teraz uważam, że związki są ogólnie po to, żeby mieć dobrego przyjaciela, który jednocześnie się będzie dorzucał do rachunku za wodę, i będzie miał fajnego peceta na którym pójdą twoje programy graficzne, a po połączeniu swoich kolekcji płyt będziecie mieli czego słuchać do końca życia. Że nie wspomnę o zaletach wspólnego konta na Netflixie.
Ja wiem, że fani post-rocka uważają, że to ciekawa i skomplikowana muzyka. Nie jestem członkiem tej grupy 😉
Bardzo lubię te Twoje 10 myśli na różne tematy. 🙂 Mam podobne podejście do miłosnych problemów bohaterów seriali. Zawsze zastanawiam się, czemu po prostu ze sobą nie pogadają.
Te drobne niespodzianki, które pokazują, jak bardzo druga strona nas zna i słucha są najlepsze. <3
Najbardziej niedorzeczną dramą serialową była Magda M. i Piotr grany przez Małaszyńskiego. Do dziś przechodzą mnie ciary, jak myślę o tym idiotyzmie 🙂
A czytając Twoje 10 (genialnych) myśli, dochodzę do wniosku, że to trochę o nas, więc chyba nie jest źle. A nawet jest bardzo dobrze <3
Najbardziej podoba mi się punkt o smsach obiadowych i ostatni:)
Dla mnie ostatnio najlepszym wyznaniem miłosnym jest „daj, ja go uśpię”. Albo „pójdę z nimi na dłużej na plac zabaw”
Moi rodzice znali się 4 miesiące, pobrali się – bez przymusu – i sa razem 42 lata. Są szczęsliwi i nigdy nie żałowali tej decyzji. Ja też podjełam decyzję o zmianie związku w ciągu 20 minut i jestesmy razem 11 lat i nigdy nie żałowałam tej decyzji. Więc czas nie ma znaczenia.. ważne, że w kapciach, bez makijażu mozesz się wtulić i jeść popcorn.. i się śmiać z głupot.. to jest Miłość.. według mnie ahhaha, a ja jednej Alfą i Omegą to raczej nie jestem, ale swoje zdanie mam tup tup..
P.S. Prosze się nie sugerować latami pozycia moich rodziców, ja mam duzo mniej lat niz oni sa razem.. tak przynajmniej sobie wmawiam buuuu
Pozdrawiam serdecznie
Kasia
https://happydayshandmade.co.uk/pl/happy-club/
W życiu fajne jest to, że są dobre zasady i równie dobre wyjątki od nich 🙂
„Szczęśliwy związek to taki,kiedy wspólne siedzenie na kanapie z pizzą i winem wydaje się tak samo wartościowe jak wspólna wyprawa dookoła świata. Jedne z najszczęśliwszych momentów w moim życiu miały miejsce podczas leżenia na kanapie i robienia niczego.”
Tak, tak i jeszcze raz tak.
Oklaski! I dla Szanownego Małżonka i dla Ciebie. Co do pierwszej myśli- są dwa pulsy męża 30 cm wyższego i (u mnie) o 1/3 cięższego. Po pierwsze – ile byś nie utyła, w jego ciuchach zawsze czujesz się jak drobniutka elfka. Po drugie- jego bluzy, koszulki i swetry są idealne gdy się jest w zaawansowanej ciąży albo nosi się dziecko w chuście.
Punkt 1. #mamgorzej. Mój jest mojego wzrostu i 3 rozmiary chudszy. Cokolwiek mu zabiorę jest skiny slim.
Podbijam, jestem grubsza i wyższa. Musimy zabawnie razem wyglądać, ale #nikogo.
Różnica we wzroście (30 cm) nie ma znaczenia jeśli mamy tyle samo w pasie. A przynajmniej w obwodzie spodni. Podwinę 😅
Różnica we wzroście (30 cm) nie ma znaczenia jeśli mamy tyle samo w pasie. A przynajmniej w obwodzie spodni. Podwinę 😅