metro1
Picture of Riennahera

Riennahera

10 myśli o londyńskim metrze

Londyńskie metro. Krwioobieg dziesięciomilionowego miasta. Jego klątwa i przekleństwo. Jedyne, co trzyma je w ryzach. 

To nie jest pierwszy raz kiedy metro pojawia się na blogu, bo pisałam już o londyńskich bestiach, o tym czego nie lubią w Londynie, o ludziach, którzy się patrzą i o kuriozalnym tłumie w Waterloo and City. Bez metra Londyn nie istnieje. 

Zatem dzisiaj zbiór rozważań na jego temat. Zasługuje na nie. 

 

 

Fascynuje mnie, że w poniedziałki rano sceny rozgrywające się w metrze są wprost dantejskie. Z każdym kolejnym dniem tłum robi się coraz mniejszy. Im bliżej piątku, tym ludziom przestaje zależeć i jakby odpuszczali sobie podróż do pracy. 

 

 

Kiedy myślisz, że wagon jest tak zapchany, że absolutnie nikt już się nie zmieści, wciska się jeszcze jedna osoba. Jak tu nie wierzyć w magię? Te wagony są jak Tardis lub torebka Hermiony. 

 

 

Nigdy nie przestałam patrzeć na metro inaczej niż przez pryzmat “Nigdziebądź” Gaimana. Dlatego mieszkam na Angel, bo anioł Islington był moją ulubioną postacią z książki. Na myśl o strasznych siostrach ze stacji Seven Sisters cierpnie mi skóra i głęboko wierzę, że w Earl’s Court mieszka hrabia. 

 

 

Jedyny aspekt “Nigdziebądź”, który nigdy do mnie nie trafiał, to fakt, że Richard uważa metro za skomplikowane i gubi się w nim. Metro ma co prawda dużo stacji, ale mapy mają sens i wszystko jest na nich zrozumiałe. Mapa metra to jedna z nielicznych rzeczy w Londynie, które mają logiczny sens. 

 

 

Radość podpitej grupki panów spoza Londynu na nadawaną w głośnikach wiadomość, że ten pociąg jedzie do Cockfosters – bezcenna. Ale nie ukrywam, w środku, w serduszku, też śmieję się z tej nazwy. 

 

 

Chociaż linia metra to dość abstrakcyjna sprawa, nawet nie przedmiot, który można personifikować, zdecydowanie czuję z pewnymi liniami bliskość serca, a z innymi w ogóle nie chcę się kolegować. Northern Line to mój ziom, bo mieszka ze mną na tej samej dzielni i jeździ do miejsc, które lubię. Victoria, Waterloo and City – super koledzy. Z Piccadilly fajnie jest poimprezować albo iść do teatru, z Jubilee miło zobaczyć się raz na jakiś czas. Z innymi wcale nie mam ochoty się przyjaźnić i wręcz ich unikam. A DLR…DLR to straszny krejzol. 

 

 

Każda linia ma też swój tłum z indywidualnymi zachowaniami. I tak na przykład tłum o 7.30 rano na Piccadily jest równomiernie czarnoszary i nieco posępny, ale o 7.40 to już zupełnie inny tłum – całkiem kolorowy. Poranny tłum na Victorii chętnie się zgniata i zgniata, i stoi biodro w biodro, w ramię, na ramieniu, pod ramieniem – bez kwękania i zupełnie jakby zapominając o personal space na rzecz „move down inside the carriage”. Ale już tłum na Jubilee o podobnej porze jest bardzo “proper” i nie bardzo chce się ruszyć, jeżeli zagraża to zagięciem rożka na ich rozłożonej gazecie… znaczy się – ten człowiek+ ta rozłożona dosyć szeroko gazeta + jeszcze trochę dookoła = personal space.

 

 

Kiedy przykładam do czytnika Oysterkę, na której mam bilet okresowy, czuję się jak tajny agent mający nieograniczone wejście w ważne, zastrzeżone miejsca. A czasem jak krezus, człowiek z portfelem bez dna, którego nie obchodzi ile wydaje. Oczywiście mój bilet kosztuje 33 funty tygodniowo, 126 miesięcznie, taki bilet ma pewnie pół miasta. Ale dodaje mi animuszu jak złota karta kredytowa. 

 

 

Metro mroczne jest nie tylko dlatego, że jest pod ziemią. Kryje też całkiem sporo dramatycznych historii. Na Bethnal Green w trakcie ewakuacji do schronów podczas wojny, 173 osoby zostały zmiażdzone przez tłum. Podczas innego nalotu 66 osób na Balham utopiło się, gdy bomba uszkodziła ujście wody (ta scena znalazła się w filmie “Atonement” z Keirą Knightley). Niemal dokładnie trzydzieści lat temu wskutek pożary na Kings Cross St Pancras zginęło 31 osób. Metro to towarzysz codzienności, jest to jednak towarzysz ponury, któremu należy się szacunek. 

 

 

Na myśl o powstającej właśnie linii Elizabeth, czuję się jak w podstawówce na myśl o nowym dziecku w klasie. My już jesteśmy paczką i wcale nie potrzebujemy nikogo więcej!

Jeździsz metrem? Lubisz się z nim? Rozumiesz je? A może w ogóle się nie dogadujecie?

 

| zdjęcia Kat Terek |

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top