Picture of Riennahera

Riennahera

Miłość do aktora i wszystkie jej odmiany – analiza dla draki i zabawy

Fangirlizm to ciężki kawałek chleba. Jednocześnie ma w sobie coś z religii i płomiennego romansu. Nie obiecuje jednak żadnego specjalnego zbawienia, ani nawet spełnienia. Ot, sztuka dla sztuki. Jak wiele innych rzeczy, na przykład granie na gitarze przy ognisku. Nie ma wielkiego znaczenia dla dziejów ludzkości ani nawet dla Twoich dziejów, ale na pewno jest przyjemne.

Pracowałam kiedyś z dziewczyną, która podczas luźnej biurowej rozmowy o celebryckich fascynacjach rzuciła z pogardą, że nigdy takiej nie miała, bo nie musiała, zawsze znajdowała prawdziwego chłopaka. Zrobiło mi się jej żal. Każdy może sobie żyć jak lubi, ale pogardzanie uczuciami i fantazjami, bo są nieprawdziwe i nie do końca rozsądne, wydaje mi się smutne. Bo fantazja jest od tego, żeby bawić się na całego.
(Nie muszę chyba dodawać, że nigdy się z koleżanką specjalnie nie polubiłam…)

Z tej chęci zabawy piszę zupełnie niepotrzebną i nierozsądną analizę miłości do aktora. Bo mogę i lubię i rety, jak bardzo mnie to bawi.

 

Grom z jasnego nieba

Przydarzyło mi się to w życiu nie tak znowu wiele razy i chyba raczej kiedy byłam dużo młodszą dziewczynką, niż jestem obecnie. Czujesz się nagle jak w piosence Just 5 (nie wiem ile moich Czytelniczek zrozumie to nawiązanie, podejrzewam, że możesz być za młoda), wiruje cały świat.
Sam Neil w Parku Jurajskim, David Duchovny jako Fox Mulder, Henry Ian Cusick jako Desmond David Hume, do nich wszystkich zapałałam podobnym uczuciem.

Nie do końca wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, może dlatego, że wielkie objawienia po chwili się wypalają. Żadna z takich miłości nie przetrwała próby lat i po jakimś czasie kiedy widzę ich na ekranie, uśmiecham się jedynie na wspomnienie dawnych czasów. Nie mamy już sobie zbyt wiele do powiedzenia, a dopóki nie zagrają w czymś naprawdę wybitnym, nie mam po co na nich patrzeć. Chociaż Sam Neil zawsze może na mnie liczyć, nie wyłączam jego produkcji. Ze względu na te stare dobre czasy.

 

 

Miłość od drugiego wejrzenia

Ten rodzaj zauroczenia przytrafia mi się najczęściej i z niego wynikają najdłuższe fascynacje, jak w przypadku Lee Pace’a i Jamesa Nortona. Poznałam ich po raz pierwszy w produkcjach, które były porządne, ale nie przedstawiały ich postaci w interesującym MNIE świetle (jak w “Dumie i Uprzedzeniu” – tolerable, but not handsome enough to tempt me). Fajtłapowaty piekarz w “Pushing Daisies” zdecydowanie nie był w moim typie. Norton ślizgał się natomiast po moim filmowych kręgu zainteresowań w epizodach, a to jako ładny, ale niespecjalnie porywający amant Georgiany Darcy w “Death Comes to Pemberley”, a to jako przykuty do wózka Clifford Chatterley w “Kochanku Lady Chatterley” (był tam co prawda najciekawszą i najlepiej zagraną postacią, ale niekoniecznie pociągającą).

 

 

Ten przypadek przypomina nieustanne wpadanie na siebie w różnych lokalizacjach w mieście, aby w końcu znaleźć się razem w odpowiednim miejscu i czasie na rozpoczęcie płomiennego romansu. Pierwszy raz Lee zafascynował mnie w “Lincolnie”, gdzie zagrał rasistowskiego kongresmana. Lee, jak przecież wiemy, sprawdza się najlepiej grając postaci kapryśne, wyniosłe i nieprzyjemne. Jamesa ciężko nie zauważyć w Wojnie i Pokoju, gdzie jest gwiazdą zaranną całej produkcji, pokonując urodą całą obsadę (może oprócz Heleny Kuraginy). James jak wiadomo najpiękniejszy jest w przyciemnionych włosach i loczkach oraz mundurze.

To dobry materiał na wieloletni wyimaginowany związek. Intensywność uczucia faluje, ale jesteśmy razem na dobre i na złe. No, dopóki mi się nie znudzą…

 

Miłość wyuczona przez lata

Trochę jak w zaaranżowanym małżeństwie. Oczywiście tym z happy endem. Wspólnie spędzone lata zmieniają się w uczucie. Po oglądaniu kogoś na ekranie przez wiele, wiele lat, możesz w końcu odkryć, że naprawdę świetnie czujesz się w jego obecności i nie umiesz sobie wyobrazić bez niego życia. Zaczynasz czuć, że jest to jednak coś więcej niż przyjaźń.

Ruperta Frienda lubiłam od zawsze. Chłopak ma tendencję do grania dobrze i w dobrych produkcjach. Jako Pan Wickham był dokładnie tak czarujący jak powinien. Jako Peter Quinn był moją ulubioną postacią w Homeland. Jego książę Albert w “Młodej Victorii” jest najlepszym księciem Albertem, jakiego znam, a Cheri z miejsca dołączył do filmów mojego życia. Ale Rupert jest utalentowany i przystojny bardzo nienachalnie, nie narzuca się z obecnością w mediach i nie robi z siebie ani gwiazdy, ani amanta. Przez długi czas myślałam, że to jest mój aktorski odpowiednik ulubionego kolegi, z którym nic mnie nie łączy. Aż ujrzałam go na plakacie promującym “Death of Stalin” i poczułam, że muszę, muszę, MUSZĘ iść na to do kina.

No więc może TROCHĘ kocham Ruperta, ale w sumie nie ma to do końca znaczenia. Nawet jeśli przestanę go kochać, pozostanie nam nasza wieloletnia przyjaźń, a on nigdy jeszcze nie zawiódł w tej kwestii.

 

Miłość niemożliwa

Nie ukrywam, taka miłość jest nieco bardziej ekscytująca niż inne. Od razu robi się bardziej melodramatycznie. Nie wiem czy Lee Pace wywoływałby we mnie aż tak gorące uczucia, gdyby mieszkał o wiele bliżej i gdyby istniał jakikolwiek procent szansy, że mógłby uznać mnie za obiekt zainteresowania. Nie jestem chłopcem, więc mi to nie grozi.

 

 

Miłość, której nie ma, ale jednak jest

Napisałam kiedyś cały tekst o tym jak odkochać się w aktorze, po tym jak zobaczyłam na scenie Jamesa Nortona. Moje życie nie zmieniło się od zobaczenia go na scenie, w sumie to jest zwykłym człowiekiem, to trochę bez sensu się tak w nim dalej kochać i tak dalej. To wszystko racja. Zupełnie nie kocham się w Jamesie Nortonie – facecie w moim wieku, który mieszka w dzielnicy Peckham i biega dla zdrowotności i co jakiś czas odwiedza rodziców na północy Anglii. Ale na Jamesa Nortona, zwierzę sceniczne i ekranowe, wciąż kupuję bilety i poświęcam czas. Ot, taki paradoks.

 

 

Czysta chemia

Mam w życiu miejsce na kilka ekranowych miłości, ale moje serce nie jest w stanie pomieścić nieskończonej ilości aktorów. Jest więc wielu panów, na widok których czuję przyjmność, ale nie mam ochoty na bliższą znajomość. Ot, przyjemnie się czasem zobaczyć. Liev Schreber, Edward Holcroft, Matthew Macfadyen, każdy przystojny aktor w kostiumie z epoki, to tylko kilka przykładów. Nie żebym od razu kupowała bilety do kina, bo widzę ich nazwisko na plakacie, ale z ekranu bym nie wyrzuciła.

 

To tylko objawy fascynacji typowo miłosnej i pisałam o mężczyznach, bo jestem heteroseksualna. Fascynacja ekranowymi kobietami to zupełnie inna para kaloszy…

Czekam na Wasze miłosne wyznania. Zawsze fajnie poplotkować!

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top