kovacs
Riennahera

Riennahera

Altered Carbon czyli kiedy świat przedstawiony wciąga bardziej niż fabuła

Moje nawyki serialowe zmieniły się istotnie w ciągu ostatniej dekady. Mimo, że (rzekomo) świetnych seriali mamy coraz więcej, sama coraz rzadziej daję się wciągnąć i oddawać beztroskiemu binge’owaniu. Z jednej strony – uważam to za marnowanie swojego czasu, mogę zamiast tego na przykład pisać. Z drugiej – naprawdę rzadko trafiam na tytuły, które mnie wciągają i zachwycają na tyle, żeby pochłaniać odcinek za odcinkiem, z przerwą na toaletę i zrobienie herbaty. Ostatnie kilka dni spędziłam jednak w łóżku z duszącym kaszlem i umiarkowaną gorączką, o pisaniu nie było mowy, warunki do oglądania zastały mnie zatem idealne. No i dałam się. 

Czy Altered Carbon jest dobre? I tak i nie. Zupełnie szczerze – fabuła jest sztampowa i nie zaskakuje. W sumie to kiedy wszystko się rozwiązało, niezupełnie mnie obchodziło. Postaci też nie przejawiają specjalnej oryginalności, poza kilkoma wyjątkami. Ciekawy jest Pan Hotel (aka Edgar Allan Poe), pewną sympatię czuję do Lizzie, ale reszta postaci to znane archetypy. Smutny mroczny protagonista z przeszłością, jego kolega do osłaniania, zakręceni bogacze, dzielna i prawa policjantka walcząca z własnymi demonami, dobrzy gliniarze, źli gliniarze, dobrzy hakerzy, wredna siostra, pogardliwa prawniczka, nadopiekuńcza mama, zmarła ukochana, prostytutki o złotym sercu i tak dalej i tak dalej. Klasyka noir i kryminału jako takiego. 

 

 

Od raz wiadomo kto z kim będzie spał i mniej więcej jak skończy się całość. Znajduję też zupełnie nierealistyczne psychologicznie relacje, w którym chyba domyślam się o co mogłoby chodzić, ale twórcy tak jakby boją się pociągnąć to dalej. Czego konkretnie chce od Takeshiego Rei? Jak według niej ma się zachowywać, żeby była zadowolona? Skoro próbuje zniszczyć wszystkie kobiety, z którymi się zbliżył, to czy chce go jako mężczyzny, nie brata? Taką motywację bym zrozumiała. Rozumiem, że może być dziedzicznie skrzywiona po ojcu, a czas spędzony z yakuzą nie pomaga, ale brak zdefiniowania o co jej chodzi sprawia, że jest dla mnie po prostu irytująca zamiast przerażająca czy godna współczucia. 

Ale marudzę i marudzę, a przecież wciągnęłam 10 godzin produkcji w niecałe 1,5 dnia. I wciąż czuję niedosyt. Bynajmniej nie dlatego, że zżyłam się z bohaterami. Zżyłam się ze światem. A ten jest fascynujący. Monumentalny. Skomplikowany. Skłaniający do myślenia. 

 

 

Świat, w którym można żyć wiecznie, jeśli ma się pieniądze. Gdzie “dusza” kryje się w czymś na kształt metalowego krążka wszczepionego w kark i można ją przeszczepiać w różne ciała. Neokatolicy, który programują swoje “czipy”, żeby nie dało się ich ożywić w innych ciałach. Gdzie można trzymać babcię w pudełku i wyciągać ją na święta. To rzeczywistość, w której prostytutki dają się zabijać, a ich klienci uważani są za “porządnych ludzi”, jeśli zafundują dziewczynie nowe, lepszej jakości ciało. Do tego napięcia między mieszkającymi w chmurach bogaczami, a naziemnym plebsem. Torturowanie w świecie wirtualnym, aż ból i cierpienie nie doprowadzą ofiary do szaleństwa. Pary, które są ze sobą od wieku i mają dwadzieścioro dzieci. Awanse społeczne, korupcja, sekty, konflikty na tle religijnym, archeologia duszy i możliwość ożywienia kogoś po paru wiekach. Walki na “śmierć”, w których gladiatorzy walczą o lepszej jakości ciało. Sztuczna inteligencja, która ma uczucia i osobowość. A i to pewnie nie wszystko co ma miejsce w tym świecie. 

 

 

Uwiera mnie nieco motyw rebelii, w której brał udział główny bohater na 250 lat przed akcją w serialu. Uwiera na zasadzie, że nie umiem jednoznacznie opowiedzieć się po żadnej ze stron. Zgadzam się co prawda, że życie nie powinno zależeć od pieniędzy i w potencjalnie wiecznym bogactwie wybranej kasty tkwi niebezpieczeństwo dla społeczeństwa. Totalnie jednak nie kupuję egzaltowanych haseł, że człowieczeństwo tkwi w nieuchronnym końcu ludzkiego życia itd. Z zupełnie pragmatycznego punktu widzenia – jako gatunek nie mieliśmy okazji tego sprawdzić, a sama wolałabym, żeby moje ukochane osoby żyły na zawsze. 

Co w tej rebelii fascynuje, od początku ukazywana jest jako coś wielkiego, legendarnego i przerażającego, a kiedy przychodzi co do czego, na ekranie widzimy małą i sprawnie stłumioną partyzantkę leśną. Pokazuje to cudownie mechanizmy tworzenia wrogów i przerażania nimi społeczeństwa, budowania legendy na wyolbrzymionej grozie. To jest bardzo ładna metafora współczesności. 

 

 

Nie rozumiem zupełnie pogardy okazywanej hotelom AI, bo jeden z tych hoteli w zasadzie kradnie show. Jeśli zachowywały się tak jak Poe, dbając o bezpieczeństwo i interesy swoich gości, to…what’s not to like? Ich rzekome stalkerstwo w ogóle nie wychodzi na światło dzienne. Mieć taki hotel po swojej stronie to jak wygrać życie. Dosłownie i w przenośni. 

Z tego co widzę, ogólny odbiór tej produkcji wywołał mieszane reakcje w sieci, z pewną przewagą tych zawiedzionych. Weszłam w świat Altered Carbon bez oczekiwań i nie wyszłam do ostatniego odcinka. Dla mnie ta prowizoryczna niemal fabuła jest niemalże zaletą, ponieważ nie przeszkadza w podziwianiu wielopoziomowej konstrukcji rzeczywistości, w której rozgrywa się opowieść. Jest w niej coś, co przypomina nieco pierwszego Blade Runnera. To opowieść o everymanach, którzy tak naprawdę nie maja wielkiego znaczenia w kontekście tego fikcyjnego świata. W porządku, rząd przyjął ważną ustawę, która poprawi los wielu osób, ale nasze postaci nie zmieniły biegu historii. Mogą sobie być wykoksowanymi wojownikami z przeszłości albo bardzo dzielnymi glinami, ale koniec końców to wciąż małe płotki w tym bajorze. 

Takie światy to ja lubię. Poproszę następny sezon. 

 

PS  Tak, wiem, że to na podstawie książek 😉

Podoba Ci się? Podaj dalej »

61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

17 thoughts on “Altered Carbon czyli kiedy świat przedstawiony wciąga bardziej niż fabuła”

  1. A ja to męczę już tydzień.
    Że tak się zapytam – jak dużo czytałaś/oglądałaś w klimatach cyberpunkowych? Bo ja, zainteresowana ogólnie tą stylistyką, uważam sam potencjał świata za niewiarygodnie wręcz niewykorzystany, a gdy wykorzystywany – sztampowo i do tego typu zagrań, które wywołują lekkie zażenowanie (vide motyw przeseksualizowanej Żony Bogacza, proponującej Cynicznemu Zbawcy Świata wielokącik ze kilkorgiem swoich klonów). Chyba podstawowe pytanie przy tego typu zagraniach – a mianowicie, czy świadomość jest naprawdę przenoszona z ciała do ciała, czy mamy do czynienia z klonem o wspomnieniach świadomości, która ginie wraz ze śmiercią „powłoki” – dla mnie to ciekawsze zagadnienie, niż niewiarygodnie mętne rozważania o podejściu religii do tego wszystkiego.

    1. Nie wiem jak odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Mam wymieniać wszystko co oglądałam? Nie jest to obcy mi klimat, nie jest to też klimat, którego jestem olbrzymią pasjonatką, ale orientuję się w klasykach.
      Dla mnie odpowiedź na pytanie o świadomość jest absolutnie jasna w serialu.
      Tak, jest tam dużo sztampy, napisałam dokładnie o tym w przypadku postaci, które pokazano na ekranie. To jest jakiś wycinek świata.

      1. Nie wymieniać wszystko, co oglądałaś (chociaż cyberpunk filmowy raczej nie jest specjalnie rozległym terenem), pytałam raczej o ogólne zorientowanie. Po prostu obserwuje trend, że generalnie im mniej ktoś orientuje się w podobnych klimatach, tym bardziej mu się podobało.
        Co do odpowiedzi na pytanie – nie zgadzam się. Znaczy tak, serial traktuje za oczywiste, że świadomość jest przenoszona na sztos i potem może być wgrana do innego ciała, ale… w sumie nie ma żadnego powodu, aby uznawać to za pewnik. Nie ma żadnego powodu, aby nie zakładać, że na „dysk twardy” jest zgrywana po prostu kopia, a pierwotna świadomość tkwi nadal w mózgu jak panbóg przykazał i ginie razem z ciałem, pozostawiając jedynie klona, którego dalej można wgrać w inną „powłokę”.
        Dla mnie z AC jest taki problem, że to serial, który niby porusza kwestię przesyłu i kopiowania ludzkiej świadomości, jednocześnie wygodnie ignorując większość zagadnień chociaż trochę mniej sztampowych niż „zdegenerowani bogacze mogą wszystko, a biedota dupy cicho”.
        Nie mówię, że komuś nie mógł się ten serial podobać i niby widzę, czemu się podobał, ale… jejku, jak on mnie zawiódł, a podjarana byłam strasznie.

        1. ,,Po prostu obserwuje trend, że generalnie im mniej ktoś orientuje się w podobnych klimatach, tym bardziej mu się podobało.” Dokładnie.

        2. Widzisz, może z kolei znasz temat zbyt dogłębnie i szukasz filozofii w miejscu, gdzie jej nie ma. Serial założył sobie, że osobowość się prosto zgrywa i to jest ok, jeśli są w tym konsekwentni. Ten serial to żadna sztuka, ale nawet nie aspiruje. Natomiast jako rozrywka był wysokiej jakości burgerem.

  2. „Mam tak samo, ja ty…” :’D Nowa czytelniczka bloga się kłania, dobry wieczór!
    Obejrzałam AC bodajże w tydzień, po dwa-trzy odcinki. Nie wiedziałam za dużo o serialu, tyle co widziałam fotosów. I te fotosy straszliwie mi się spodobały. To była dla mnie główna zaleta serialu do samego końca – to, jaki on był piękny i ogromny, kolorowy i mokry i z klimatem i z tym wiecznym tłumem. I „virtualem” w którym obraz zmieniał jakby fakturę. Do trzeciego odcinka podobała mi się fabuła. Potem to już z górki na pazurki: wyciągnęli przeszłość, spłycili i rozmemłali Rebelię (malutka komórka leśna, oczywiście romans między „głównymi” postaciami), Ortega zrobiła się jakaś straszliwie rozhisteryzowana (miała powody ale jakoś… nie wiem, nie kupiłam tego). Ogólnie – klisze, klisze i klisze które strasznie mi się gryzły z tym świetnym wizualnie światem.
    Z innych rzeczy, komu jeszcze spodobał się głos Takeshiego? Fajnie chłopaczyna mruczał :’D I Abuela w postaci recydywisty była urocza (chociaż, sprytny sposób na niepokazywanie aktorek kobiecych w serialu przy jednoczesnym „są postaci kobiet, tylko w innych ciałach!”). I Poe też. Simply the best.
    Teraz powolutku sobie poczytuję książkę.

  3. Kusiło mnie, ale świat to chyba dla mnie za mało… A na pewno sztampowość reszty mi psuła odbiór, bo nie lubię zagadek kryminalnych samych w sobie, a co dopiero schematycznych. Obawiam się, że bym nie wysiedziała, bo nie mam cierpliwości do seriali, więc ostatecznie włączyłam „Archera”, do którego cierpliwość mam. Ale może kiedyś, kiedyś.

    1. „Archer” to klasyk. Kłócę się z mężem, które z nas jest Archerem, a które Laną w związku. Chociaż tak naprawdę jestem zupełną Cheryl Tunt.

  4. Wiedzma Jesienna

    To jest najlepszy serial s-f jaki kiedykolwiek widzialam. Swiat przedstawiony jest niesamowity, daje tyle mozliwosci, porusza tyle ciekawych kwestii i nie jest przy tym nadety.

    Nie podobal mi sie Blade Runner. Przyznam sie ze obejrzalam go nie dawno (obie czesci) i wydawaly mi sie nudne. Bohaterowie mnie nie porwali, nie obchodzilo mnie co sie z nimi stanie i kim sa. Kwestie poruszane w nim, widzialam lepiej i ciekawiej opisane w nie jednej ksiazce.

    Za to Altered Carbon… Swiat logiczny, wykorzystujacy w pelni schematy ludzkiego postepowania. Poe jest absolutnie cudowny i chcialabym sie wiecej dowiedziec o AI i co sie z nimi stalo. To chyba pierwszy film, ktory pieknie przedstawil problem duszy, bez probowania wcisnac przez gardlo informacji ze oto jestem FILMEM GLEBOKIM.

    Pewnie po ksiazkie siegne, ale ogladalo mi sie ten serial tak jak czytalo Pandora Star. Czysta przyjemnosc i rozmowy na dlugie wieczory z mezem i znajomymi. Dawno tak zaden serial mi sie nie podobal.

      1. Wiedzma Jesienna

        Nie jest na sile gleboki. Przedstawia pewien swiat, spojny swiat, ktory jest interesujacy. Gleboka moze byc za to dyskusja na jego temat. Od tego czy taka technologia przyjela by sie we wspolczesnym swiecie, czy sama instalacja tego chipu zabija czlowieka i wprowadza w ludzie cialo AI, czy mozna edytowac wspomnienia jak w Pandora Star, czy mozna ukrasc osobowosc tak samo jak zczytuje sie rfid etc etc.

        Wiem ze jest to ksiazka tak poza tym, tylko ze nie czytalam jej jeszcze wiec ciezko mi sie do niej odniesc.

  5. Dosyć często mam podobne odczucia względem filmów, seriali czy książek – bardziej od samej historii fascynuje mnie świat przedstawiony. Chociaż to niepopularna opinia, sądzę, że sama akcja we „Władcy pierścieni” nie jest szczególnie porywająca, ale za to krainy i ludy, które stworzył Tolkien, sprawiają, że chce się jak najdłużej pozostawać z tą historią.

    Co do „Altered Carbon” – przed przeczytaniem Twojego wpisu w ogóle nie słyszałam o tym serialu, ale teraz zaczęłam googlować i rzeczywiście opinie na jego temat są bardzo rozbieżne. Myślę, że jednak spróbuję go obejrzeć.

  6. Po obejrzeniu 2 odcinków stwierdzam, że warto. Postaci niezbyt ciekawe (zwłaszcza główny bohater), ale świat fajny i sama przyjemność z oglądania jest duża.

  7. Sprobuj obejrzec Girlboss. Moim zdaniem bardzo przyjemny i lekki serial, ale dajacy dobrego kopa, pozytywnej energii 😉

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top