dobryfilm
Riennahera

Riennahera

Film dobry i film fajny czyli niekoniecznie to dobre co nam się podoba

Jaki jest Twój ulubiony film? 

Sama odpowiadam zazwyczaj, że „Mulholland Drive” Lyncha. Albo „Odyseja Kosmiczna 2001” Kubricka. Albo „Zwierciadło” Tarkovsky’ego. I nie są to kłamstwa, bo uważam, że to filmy artystycznie na całkiem wysokim poziomie, a analiza każdej sceny sprawia mi dużo satysfakcji. To ten rodzaj filmów, w których w sumie nic się nie dzieje, a jak się dzieje, to nie wiadomo co. Lubię ten styl.

Chociaż każdy z nich oglądałam wiele razy, to jeszcze więcej razy obejrzałam na przykład “Jak poślubić milionera” czy “Dolinę Lalek”. Kocham “Dolinę Lalek”. Płaczę za każdym razem kiedy ją oglądam. Ma wszystko niemal wszystko co „najlepsze”: lata sześćdziesiąte, super ubrania, skomplikowane uczucia i przybijające dramaty. Nie boję się jednak stwierdzić, że jest to totalna szmira. Śliczny ckliwy obrazek podlany seksistowskim sosem. Innym przykładem jest “Duma i Uprzedzenie” z Keirą Knightley. Zgrabna, przyjemna adaptacja, żadne arcydzieło. A swego czasu oglądałam go codziennie przed snem. Takich ukochanych filmowych kotletów mam więcej. Nie mogę nie wspomnieć  o “Diunie” (która robi się tym lepsza, im więcej alkoholu ma w sobie widz) oraz “The Fall” Tarsema, z jedną z najlepszych ról w karierze Lee Pace’a. Pozostając przy Lee, kocham “Bitwę Pięciu Armii”. Sprawia mi olbrzymią przyjemność, ale zdaję sobie sprawę, że to nie jest szczytowe osiągnięcie kinematografii. Może nawet nie przyzwoite osiągnięcie. I nie musi nim być. 

 

 

Raczej nie powiedziałabym znajomym “ej chodźcie na wino i na Zwierciadło Tarkovsky’ego”. Ale już “laski, oglądamy dzisiaj Dolinę Lalek?” – czemu nie. Z tego drugiego filmu mam o wiele więcej prostej przyjemności, porównywalnej do jedzenia czekolady, podczas gdy pierwszy doceniłam dopiero przy trzecim podejściu, jak dobre whisky.

Inspiracją do tego tekstu była pewna internetowa dyskusja o tym, co się komu podoba. Jednej osobie serial „The Suits” podobał się jako serial bardziej od „Mad Men”. Skoro podobał się bardziej, to jest lepszy, prawda? W tej samej dyskusji porównałam fajnych przecież „Guardians of the Galaxy” do „Odysei Kosmicznej”. Usłyszałam, że Guardiansi są super i lepsi od Odysei, bo ktoś lubił ich bardziej. No i wiecie, to jest ten moment, kiedy zabieram zabawki i idę do domu, bo inaczej poleje się krew. Twierdzenie, że blockbuster dla masowej widowni jest LEPSZY od jednego z czołowych filmów jednego z czołowych światowych reżyserów jest dyskusją ponad moje siły. Jest to ten moment w internecie, kiedy trafia mnie szlag, a lata spędzone na studiowaniu Film and Television Studies nie pomagają (te lata w ogóle niespecjalnie w czymkolwiek w życiu pomagają, ale to już inna historia).

 

 

Totalnie rozumiem, czemu komuś nie podobają się Mad Meni. Jest to serial dość monotonny, bez ekscytującej fabuły, opierający się na metaforach i nawiązaniach, skupiający na psychologii postaci, w którym fabuła jest wartka niczym dzień spędzony w biurze. Totalnie rozumiem dlaczego komuś podobają się Suitsy, opierające się na zwrotach akcji, charakternych (choć jednowymiarowych) postaciach, krzyczeniu na siebie i kolejnych zwrotach akcji. Totalnie czuję urok Guardians of the Galaxy, który sama widziałam kilka razy i czuję, czemu Odyseja może być nieznośna. Tyle, że radość z oglądania zupełnie nie jest tożsama z wartością artystyczną produkcji. To, że podoba się nam Blade Runner 2049 nie znaczy jeszcze, że jest wybitny…( 😉 )

Podobno Darren Aronofsky jest dobrym reżyserem, przyjmuję argumenty dlaczego może tak być, ale serdecznie nienawidzę jego filmów. Nie kręci mnie oglądanie na ekranie Meryl Streep, ani wielu innych wspaniałych utalentowanych. Wyłączyłam ostatnio Dereka Jacobi, bo w starej ekranizacji „Małej Dorrit” był mniej przystojny niż Matthew Macfadyen. Bardzo mi przykro, ale nie po to oglądam kostiumowy film, żeby nie patrzeć na ładnych mężczyzn. Jest pewien poziom artyzmu filmu, przy którym wolałabym zmywać okna niż dalej patrzeć na wizję twórców. To jest okej. Nie wszystko jest dla wszystkich. Istnieją pewne formalne aspekty tekstów kultury i przyglądając się im jesteśmy w stanie mniej więcej ocenić czy film, sztuka, książka, utwór muzyczny są bardziej sztuką czy może jedynie rozrywką. Arcydziełem czy dobrym produktem. Nie da się oglądać tylko arcydzieł. Dobry produkt jest dobry sam w sobie, bez pretendowania do bycia czymś więcej.

Czemu ciężko czasem uznać, że lubimy rzeczy proste? I nie czujemy z tego powodu wstydu? 

 

 

Na każdy z tych seriali i filmów jest w kulturze miejsce, tak jak mamy na świecie miejsce na drogie single maltowe whisky pite z kostką lodu oraz Jacka Danielsa z colą. Inny odbiorca, inny gust. Nie ma co się napuszać, że Jack Daniels jest lepszy od single malta, bo komuś pije się go łatwiej. Lubimy dania z McDonalds’a, bo są wymyślone po to, żebyśmy je lubili. Proste masowe przyjemności. Ja wiem, mnóstwo osób uniesie się i powie, że nigdy nawet nie przechodziło obok McDonalds’a i specjalnie nadrabia w drodze do pracy 5 km, żeby tylko nie zobaczyć z oddali złotego logo. Że je tylko domowe jedzenie albo tylko jarmuż z awokado albo tradycyjna kuchnię maoryską przyrządzaną na morskiej fali. Sama uważam, że jest czas na Maka i czas na restauracje z gwiazdkami Michelin. Kocham zestaw dwudziestu chicken nuggetsów z sosem słodko-kwaśnym i nie, talerz świeżych ostryg nie zastąpi mi nigdy tej przyjemności. Chociaż dobra ostryga jest kulinarnym arcydziełem. 

Może to specyfika internetu, ale fajnie byłoby nie wstydzić się tego, że podobają nam się rzeczy nie tylko niewybitne, ale nawet niedobre. Albo nie podobają dobre. Że nie każda nasza preferencja musi z nas czynić arbitra elegancji. 

A teraz marsz, oglądamy wszyscy „Dolinę Lalek”.

 

Podoba Ci się? Podaj dalej »

61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

24 thoughts on “Film dobry i film fajny czyli niekoniecznie to dobre co nam się podoba”

  1. Zawsze się na tym zastanawiałam, czemu ciężko czasem przyznać, że lubimy coś, co nie jest uważane za na przykład wybitne kino, często wtedy wspomina się o „guilty pleasure”. A każdy z nas ma coś co lubi, bo po prostu sprawia mu przyjemność. Chyba wpływ ma na to, że nikt nie lubi być oceniany.
    Domu Lalek nie oglądałam, ale skuszę się w najbliższy weekend. A Dume z 2005, uwielbiam.

  2. Właśnie dlatego mam zawsze problem z ocenianiem książek, filmów itp. na portalach typu goodreads. Bo jeśli coś sprawiło mi przyjemność i jest dobre w swojej klasie (np. porządny kryminał) to zasługuje na niezłą ocenę, nieraz taką samą jaką dałam arcydziełu światowej literatury. Z drugiej strony często wiem, że coś jest arcydziełem, ale jest dla mnie kompletnie niestrawne, więc jak mogę dać temu dobrą notę? ?

    1. Magdalena Jawor

      A czy dobrym rozwiązaniem tego problemu nie jest po prostu napisanie, co ci się w tym „arcydziele” nie podobało? Goodreads służą do tego, by ludzie mogli poznać wady i zalety danych książek. Jeśli są jakies aspekty książki, z powodów których nie podobała się ona tobie, prawdopodobnie będą to też błędy dla pewnej grupy innych ludzi (a jeszcze inni nie zwrócą na nie uwagi, a książka im się spodoba).

      1. Tak też robię, ale jakoś zawsze mam mieszane uczucia dając tyle samo gwiazdek dziełom z zupełnie innej ligi 😉 Często mam też tak, że czytając/oglądając coś mam poczucie, że to jest wybitne, a jednak mnie osobiście nie porywa. Jako historyk sztuki mogę jasno określić i długo (i szczerze!) mówić o tym dlaczego jakiś obraz jest niezwykle ważny, nowatorski, jak wiele treści zawiera, mimo że prywatnie absolutnie mi się nie podoba. To uczucie mniej więcej w tym stylu.

    2. Mi się wydaje, że tak właśnie powinno się to oceniać. Kryminał X to piątka wśród kryminałów, ale nie równa się to z top literatury światowej.

  3. Jednym słowem – wszystko jest dla ludzi, z takiego założenia wychodzę od zawsze. Uwielbiam filmy Kubricka, ale „Odysei…” jeszcze nigdy w całości nie obejrzałam, może to nie ten czas. Co nie znaczy, że uważam ją za nudziarstwo (jak można oceniać film, jeśli w ogóle nie widziało się go).

    Jeśli coś mi się podoba, nieważne, czy to wybitne kino/serial/książka/etc., to mówię o tym głośno (jeśli oczywiście trwa dyskusja, bo inaczej trochę wstyd nagle wyskoczyć z monologiem), jeśli coś mi się nie podoba, tym bardziej mówię.

  4. Magdalena Jawor

    Mi się mimo wszystko wydaje, że jeśli oglądanie filmu to cierpienie i walka ze snem, to to raczej nie jest dobrze zrobiony film. Jasne, film może być z założenia kierowany do wąskiego grona odbiorców, którzy muszą od początku znać dany kontekst, by film zrozumieć. Jednak dla mnie, jesli film nie opowiada o niczym, jest niewiarygodny psychologicznie (te wszystkie bezsensowne tajemnice i przemilczenia, istniejące tylko po to, żeby stworzyć punkt zaczepienia dla fabuły) a 99% jego czasu zajmują milczące spojrzenia w pustkę/ przez okno, to to są normalne błędy i taki film nie jest ciężki, tylko słaby, tak samo jak Suicide Squad, ale w inny sposób.

    1. Zgadzam się i z Ojcem Chrzestnym i Starship Troopers, który kocham i widziałam chyba z dziesięć razy.
      Ale serio są osoby, które cisną opinię, że „Odyseja Kosmiczna” to nie jest dobry film.

  5. Mój najulubieńszy film to „Dracula” FF Coppoli, oraz „Cztery miesiące, trzy tygodnie i dwa dni”i jeszcze Niebo z Cate Blanchet. Ale lubię też typowe „rąbanki” typu x-men, czy avengersi – te o superbohaterach. Jak czytam jakąś recenzję i tam w przypadku komedii romantycznej ktoś rozważa jakiś wątek transcendentalny, to trochę mnie to bawi. Skoro ja miałam rozrywkę na filmie, to rola tego obrazu została spełniona. Nie każdy film musi być arcydziełem X muzy, by podobał się widzom. I każdy z nas tak naprawdę czegoś innego szuka w filmach – śmiechu, akcji, wzruszenia i to jest fajne, nie ma nudy.

    1. Przecież niektóre filmy są robione dla sukcesu kasowego w np. Walentynki. No i niech będą. Mleczna czekolada nie jest moralnie gorsza od gorzkiej 90-procentowej.

  6. W zasadzie po raz kolejny wszystko rozbija się o to, żeby jednak za szybko ludzi nie oceniać. Bo dlaczego Jaś boi się przyznać, że lubi Kac Vegas? Bo zaraz połowa towarzystwa go zaszufladkuje. A przecież to jasne, że są chwile gdy oglądamy arcydzieła i takie, gdy laureaci złotych malin wiodą prym.

  7. To ja się przyznam, że lubię prequele Star Wars 😀 Oczywiście, nie bezkrytycznie.
    Sama czuję stanowczo za dużo presji, żeby jednocześnie być i snobem z wysublimowanym gustem, i wpasować się w to, co lubią wszyscy (bądź czego nie lubią). Jednocześnie w dobrym tonie jest być freak’iem interesującym innych odmiennością listy obejrzanych na filmwebie. A może by tak każdy lubił to, co lubi? :>

  8. kamila wozniak

    skoro o serialach to ja dodam tylko dziewczyny obejrzyjcie sobie mini serial Olive Kitteridge z Frances Mcdormand kurde ta kobieta to mistrzostwo swiata jak dla mnie. Tak malo znany jest a taki dobry, no musze mu tu zrobic reklame:)

  9. Problemem niektórych ludzi jest próba oceniania filmów jak krytycy, czyli obiektywnie. Ale filmów nie można oceniać obiektywnie (o ile nie robi się tego profesjonalnie), bo filmy są robione po to, żeby wywoływać emocje. A emocje są zawsze subiektywne, stąd taka też powinna być ocena.
    Mulholland Drive – mój top of the top 🙂

    1. Myślę, że to sedno. Jak robisz to profesjonalnie, albo jesteś wielkim pasjonatem dziedziny i znasz ją niemal jak profesjonalista, to opinia obiektywna ma sens. Totalnie jak w przypadku niedawno zajmujących Polskę dyskusji..

  10. A żebyś wiedziała! Jestem na chorobowym i obejrzę Dolinę Lalek. 😉 Chociaż uwielbiam te klimaty to nie miałam jeszcze okazji obejrzeć tego filmu, chociaż był na mojej liście od dawna. Dziekuje za artykuł i bloga. Czytam Cie od dawna, ale to moj pierwszy komentarz. Przy okazji mam pytanie, jezeli juz kiedyś na nie odpowiadałaś to przepraszam. Czy im wiecej piszesz tym bardziej analizujesz postacie filmowe podczas oglądania filmow? Czy zdarza Ci sie być w takim narratorskim trybie ze skupiasz sie na bohaterach i na tym jak Ty byś ich poprowadziła? Nie wiem czy sie dobrze wyraziłam, ale mam nadzieje ze mnie zrozumiesz. Keep up the good work! Pozdrawiam 🙂

  11. A ja jednak dorzucę łyżkę dziegciu do dyskusji. Warto bowiem ustalić kryteria definicji przywołanych w Twoim felietonie – czyli „wartości artystycznych” (i zastanowić się również, czy i na ile jest to „wartość dynamiczna”, zmieniająca się w czasie, historii). Daleka jestem od uproszczeń, które „wpuszczają” w ten obszar – jako pewnego rodzaju dominantę – „szerszy odbiór”, ale przyznasz, że niektóre dzieła z tzw. „wielkiej setki” były (nie są) arcydziełami w JAKIMŚ momencie historii kina (a – uczciwie rzecz biorąc – wcale na dzień dzisiejszy nimi nie są). Oczywiście, że w pewnych kręgach nie uchodzi nie znać „Złodziei rowerów” czy „Obywatela Kane’a” – ale, gdyby odrzucić ich „pionierski” charakter (nie tylko od strony technicznej, ale też dostrzeżenia konieczności interakcji z odbiorcą, a nie wyłącznie: opowiedzenia historii odbiorcy) – to na dzień dzisiejszy, żadne z nich arcydzieła.

    1. Film zmienia się tak jak zmienia się sztuka i literatura. Dzisiaj nikt nie pisze wierszy trzynastozgłoskowcem, co nie ujmuje dawnemu dziełu na wartości.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top