Jest niedzielny wieczór i siedzę w domu z bólem brzucha. Rozbolał z nerwów. Chce mi się spać, czuję się jak porzucony szczeniaczek i przygniata mnie ciężar wszystkich smutków świata. To normalne, stwierdza mój mąż, odczuwasz po prostu naturalny lęk przed nadchodzącym poniedziałkiem. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że jutro mam urlop.
Czasami czuję lęk, że kiedy biorę wolne, nie robię z niego najlepszego na świecie użytku.
Kiedyś czułam lęk, że jeśli coś idzie dobrze, na pewno wydarzy się coś okropnego. Obecnie dużo bardziej boję się, że już nigdy nie wydarzy się nic dobrego. Dni zlewają mi się w jedną wielką słodko-kwaśną masę. Nie mam depresji. Nie mam problemu ze wstaniem z łóżka. Odczuwam przyjemność z pewnych rzeczy, choć przyznaję, tych rzeczy nie jest obecnie bardzo wiele. Śpię spokojnie. Nie jest mi nawet jakoś specjalnie smutno. Po prostu nie wierzę, że kiedykolwiek stanie się coś naprawdę dobrego, a z jakichkolwiek ambitnych założeń cokolwiek wyjdzie. Boję się, że nigdy się z tej masy nie uwolnię.
Mam pomysły na kilka ciekawszych tekstów niż ten. Tylko jakie to ma znaczenie? Tekst lub dziesięć wte czy wewte, nie spodziewam się po nich niczego. Większe plany? Nie, dziękuję. Nie zawieszam działania, nie odcinam się od świata. Po prostu w nic nie wierzę. A najmniej w siebie. Wiem, że będę jakoś dryfować, może i do przodu, ale bez specjalnych sukcesów. Nawet gdyby plany się powiodły, a marzenia w jakiś stopniu spełniły, nie zmienią przecież mojego życia. Nie sprawią, że przestanę być neurotyczką. Nie sprawię, że przestanę być sobą.
Ale i tak się nie spełnią.
| zdjęcie Kat Terek |
PS Istnieje spora szansa, że następny tekst będzie o czymś bardziej interesującym niż ja. Ale nie chcę obiecywać. Zazwyczaj, kiedy coś obiecuję, nic z tego nie wychodzi.
12 thoughts on “Dzień Lęku”
Mnie ostatnio z nerwów zaczęło kłuć koło serca. Tęsknię trochę za bólami brzucha, przy nich nie wkręcałam sobie takich filmów jak przy bólach klatki piersiowej (Internet radzi parzyć melisę, nienawidzę Internetu).
O matko, tak, miałam to samo, taki nerwoból w klatce piersiowej, na początku myślałam, że to zawał! Trzymał mnie z 1,5 tygodnia, a teraz też jeszcze się zdarza, że zakłuje… nie można wziąć oddechu po prostu… I tak,rada na to jest taka, że generalnie to najlepiej się NIE STRESOWAĆ…
Przybijcie piątkę, dziewczyny! 😉
P.S. Ale najgorsza jest gula w gardle. Mam alergię? Krztuszę się powietrzem? Stresuję się?
Dla mnie najbardziej interesującym temat jesteś właśnie Ty. Więc dobrze, że niczego nie obiecujesz.
Czuję, że grzebiesz mi w głowie, i układasz ciemną masę moich myśli w słowa. To zabawne uczucie.
Jestem młoda, i zdaje się że mam przed sobą całe życie, niezłe perspektywy. A czuję się jakbym wszystko już przeżyła, tak bardzo boję się że nie wykorzystam danej mi szansy i nie przeżyję wszystkiego jak powinnam. Zmagam się też z lękiem, że skoro wszystko idzie dobrze, to lada chwila się spierdzieli, o którym wspominałaś.
Jestem ciekawa jak to jest żyć bez tego lęku, nie rozkminiając i po prostu ciesząc się tym co jest obecnie, tu i teraz.
Życzyłabym sobie dowiedzieć się tego jak najszybciej, życzę tego również Tobie, droga Rienn 🙂
jeżeli czytam Ciebie i jestem w tym ja, zawartość słów których nigdy nie chciałam wypowiedzieć, bo boje sie ze na zawsze mnie określą i zamkną, to oznacza ze to jest cos więcej, nie tylko pisanie o sobie
Dopiero kiedy to napisałaś zdałam sobie sprawę, że przecież też tak miewam, miałam nawet zupełnie niedawno D: I w zasadzie powinnam Cię rozumieć, ale już nie rozumiem, bo już mam fazę bardziej depresyjną, bez spokojnego spania i tej słodko-kwaśności, i przez to jakimś cudem już nie pamiętam, jak to było jeszcze kilka miesięcy temu. Życie jest porypane D:
Musisz chyba zacząć od definicji „czegoś dobrego”. A marzenia to się ma inne co roku, więc jeszcze się naspełniasz.
Czuję się ostatnio bardzo podobnie, więc pamiętaj, nie jesteś sama… A takie teksty pomagają Twoim czytelnikom znacznie bardziej, niż myślisz… Więc nie ciśnieniu siebie samej jeszcze bardziej, to, co robisz, jest dobre… I jeszcze dużo dobrego się wydarzy, obiecuję Ci!
Ojej, jak ja to rozumiem! Dzisiaj doszłam do wniosku, że jest to naturalne zjawisko polegające na wypaleniu pokładów paliwa, które gromadzi się wraz z entuzjazmem wkraczania w Nowy Rok. Teraz już zostały opary albo i nic. Trzeba nam wiosny, pączków na drzewach, nowej miłości, nowych wydarzeń. A póki co ratować się rozpisaniem naszych nawet odległych celów na makuśeńkie kroczki i pełzanie do przodu z nadzueją, że gdzieś tam jeszcze zaświeci słońce i wiatr zadmie nam w żagle.
PS: mam nadzueję, że twoje nastroje nie są spowodowane naszymi ankietami, czy komentarzami. Wiem jak czasami pare słów potrafi spieprzyć nastrój na strasznie długo 🙁
Pamiętasz imiona swojej praprapraprapraprababci? Albo prapraprapraprapradziadka? OK. no są może rodziny, wywodzące swą linię niemalże od wojów samego Mieszka I (:) )…. Jakie ma znaczenie to, czy coś osiągniesz, czy gdzieś się zapiszesz, czy spełnią się Twoje marzenia, czy tylko w części, czy będziesz dryfować szczęśliwie, czy też nieszczęśliwie, kierunek dryfu jest nieustająco, nieuchronnie ten sam …. Porosną Cię niezapominajki i mech, a potem wybudują na Tobie osiedle, a potem ludzie z tego osiedla polecą na Marsa, a wszystko spali rozszalałe, gasnące Słońce. Hm. w sumie … nihilizm może napawać swoistym optymizmem. Zgrabne.
Pozdrawiam z drugiego brzegu tej samej wyspy. Wymyło mnie tu morze i tak od tej pory leżę.
nikt tak dobrze nie pisze o swoich problemach emocjonalnych 🙂