Ten wpis to myśli o byciu blogerem. Nie o miłości do pisania, o trudach tworzenia tekstu, wenie, inspiracjach czy innych indywidualnych ekscesach, a o środowisku, percepcji i etykietce, jakiej człowiek dorabia się z samego faktu, że publikuje w sieci.
♦
Mam serdecznie dość dyskusji o tym czy blogowanie jest godnym sposobem na życie i czytania, że bloger X czy Y powinien brać się do PRAWDZIWEJ PRACY. Pracuję dorywczo lub na etacie od jakichś 10 lat. Pisanie tekstów, robienie zdjęć, prowadzenie kanałów w social mediach to moje hobby i to co na nim zarabiam nijak ma się do mojej pracy zawodowej, z której się utrzymuję, ALE…nie jest łatwiejsze niż inne rzeczy, które w życiu robiłam za pieniądze. Kiedy na studiach pracowałam w kawiarni czy sklepie, musiałam odpracować swoje godziny, ale sam rodzaj wykonywanej pracy był mniej wymagający. Fizycznie męczyłam się bardziej, przy czym nie musiałam specjalnie dużo myśleć, zadania były jasne. A już w ogóle niespecjalnie musiałam uczyć się, eksperymentować, wyciągać wnioski z reakcji na to co robię. Bynajmniej nie próbuję jakkolwiek hejtować tych prac, po prostu sprawiały mi o wiele mniej trudności niż regularne blogowanie. Pracując w dziale reklamy w wydawnictwie muszę tego robić dużo więcej niż kiedyś, ale też mam zespół i zaplecze firmy, na które składa się księgowość, dziennikarze, designerzy, marketing, grono kierowników, sekretarki i tak dalej. Bloger robi wszystko sam. Jest również wielu blogerów, które sami osiągają podobne wyniki jak strona mojej obecnej firmy, nad którą pracuje cały sztab. Uważam więc, że to bardzo konkretna praca. Każdemu kto chciałby polemizować proponuję stworzenie bloga, fanpage’a czy instagramu, który zdobędzie 50 tysięcy fanów/obserwatorów/użytkowników. Powodzenia.
♦
Nie da się wygrać w grze o postrzeganie własnej osoby. Czytałam opinie, że blogerzy są głupi, czytają głupie książki, a jak już jakieś pokazują, to zwykle takie, co reklamują. Na własny temat czytałam już również, że jestem pseudointelektualistką, albo (to w ramach żartu, ale jednak), że snobizuję się czytelniczo, bo czytam Machiavelliego.
Można oberwać za wszystko, za design bloga, za poruszenie jakiegoś tematu, za nieporuszanie go, za zmiany na blogu lub ich brak.
W ostatniej blogowej ankiecie przeważały głosy, że to super, że piszę o ciężkich i osobistych sprawach. Pojawiła się też jednak opinia, żeby tego kategorycznie zaprzestać.
Koniec końców trzeba wyrobić sobie grubą skórę i robić swoje.
Zupełnie nie rozumiem odżegnywania się, że ktoś bloguje, ale nie jest blogerem. Jakoś nie mamy tych samych problemów z tymi, co leczą, ale nie są lekarzami, piszą, ale nie są pisarzami, śpiewają, ale nie są piosenkarzami i tak dalej. Jest to dla mnie dorabianie ideologii do czegoś, w czym specjalnej ideologii nie ma. Takie zabiegi zaczęły pojawiać się (z tego co pamiętam) około roku 2010-11 i już wtedy były egzaltowaną dziecinadą, mającą pokazać, jaki ktoś jest fajniejszy od innych. Dla mnie forsowanie takiego wizerunku jest pierwszy powodem do uznania, że ktoś nie jest fajny.
♦
Kwestia krytyki to temat rzeka. Moje podejście do niej również zmieniło się z biegiem lat. Kiedyś publikowałam wszystkie komentarze typu “jesteś brzydka i śmierdzisz” i jeszcze z nimi dyskutowałam. Jeśli ktoś ich nie publikował, patrzyłam na niego krzywo. Im dłużej żyję, tym mniej mam ochoty na kopanie się z koniem. Jesli jestem brzydka i śmierdzę, to można mnie nie czytać, nie ma przymusu. Ja natomiast nie mam obowiązku żadnego samobiczowania się, publikowania podobnych opinii i raczenia ich moją uwagą.
Uwielbiam komentarze, które się ze mną nie zgadzają czy polemizują. To się nazywa dyskusja i jest budującym zjawiskiek. Niejednokrotnie jednak za takie opinie podszywa się napisany ładnym językiem hejt. Można komuś powiedzieć, że jest brzydki i śmierdzi używając najpiękniejszych słów.
Pamiętam przy tym, że słowo pisane ma to do siebie, że bez znajomości intencji czy stylu danej osoby, można wyciągnąć mylne wnioski co do treści. Niejednokrotnie zdarzyło mi się to i nie mam problemu, żeby przeprosić za nieporozumienia.
Za każdym razem, kiedy słyszę o bufoniastych blogerach, zastanawiam się o kogo dokładnie chodzi. Znam ich osobiście bardzo wielu i do tej pory z grupy, którą regularnie spotykam, bufoniastych w osobistym kontakcie było może, hm, nie wiem, 0,5-1% osób? A i to pewnie wynikło z moich osobistych preferencji co do zachowania innych. Nie z każdym się lubię, z niektórymi mam coś na kształt zatargów, ale to jednak przyjazne i otwarte środowisko.
Nauczyłam się dzięki niemu, żeby nie budować w sobie niechęci do danej osoby na podstawie jej wizerunku w sieci. Bo są internetowe przyjemniaczki, z którymi rozmawia mi się tak sobie oraz osoby, które mnie wizerunkowo irytują, a z którymi rozmawiać uwielbiam. Ktoś, z kogo się śmiejesz, może okazać się cudowną osobą. Lepiej po prostu z nikogo się nie śmiej. Przynajmniej do momentu, kiedy NAPRAWDĘ na to nie zasłuży.
♦
Przez dziesięć lat przebywania na obrzeżach tej branży, nie spotkałam jeszcze osoby, która zapytana o radę powiedziała “spadaj”. No, może ktoś (no, Jason Hunt) odpisał na maila hasłem “przeczytaj moją książkę”, ale miał w tym trochę racji. Zawsze jednak będę wdzięczna za czas spędzony na rozmowach z m.in. Zwierzem Popkulturalnym, Pawłem Opydo (który powiedział mi LATA TEMU, że nie powinnam być szafiarką), Andrzejem Tucholskim, Janem Favre, Konradem Kruczkowskim, Magdą Kostyszyn, Joanną Pachlą czy Moniką Kamińską. Mam nadzieję, że nikogo z zasłużonych nie zapomniałam.
Blogerzy bynajmniej nie głaszczą się nawzajem o główkach i w środowisku niejednokrotnie wychodzą różne napięcia, osobiste animozje i inne niemiłe sprawy. Jak w każdym środowisku. Co więcej, czasami osoby, które całkiem się lubi, ba, nawet trochę przyjaźni, robią rzeczy, z którymi się nie zgadzam, albo skręcają w kierunek, który mi w jakiś sposób nie odpowiada. Nawet, nie bójmy się tego powiedzieć, piszą rzeczy, których nie lubię czytać. I to jest okej. Tyle, że zachowuję takie opinie dla siebie. Tak jak zachowuję dla siebie opinie o zachowaniach ludzi w biurze czy że nie lubię takich lub innych klientów. To się nazywa profesjonalizm.
♦
Martwi mnie, kiedy ktoś pisze “nie jesteś taka, jak sobie wyobrażałam” czy jakieś odmiany tego stwierdzenia. Takie wyobrażanie, jeśli wiążę się z oczekiwaniami, uważam za nieco krzywdzące dla obiektu wyobrażeń, który jest prawdziwym człowiekiem z krwi i kości. Mam swoje życie, rodzinę, znajomych, pracę, blogowanie zajmuje mi jakiś tam procent mojego czasu i fakt, że ktoś wyobraża sobie mnie jakoś inaczej i może mieć jakikolwiek żal, że jestem inna…To jest nieco, hm, creepy. Naprawdę nie żyję po to, żeby ktoś z internetu był mną usatysfakcjonowany.
♦
Zawsze denerwuję się przed spotkaniem z Czytelnikami, jak by nie patrzeć, jest to swoisty występ przed osobami, których nie znam, a które jakoś znają mnie. Z tego względu raczej unikam spotkań typu indywidualne wyjście na kawę, bo wywołują jeszcze większą presję zadbania o samopoczucie drugiej osoby. O wiele łatwiej jest w nawet małej grupie.
♦
Kiedy ktoś podchodzi do mnie na ulicy czy w innym miejscu publicznym (a zdarza się to wcale nierzadko) i mówi, że lubi mnie czytać, to nigdy, przenigdy nie myślę, że się ośmiesza, że jest jakiś niefajny albo dziwny. Stresuję się się tylko, że już nie będzie mnie lubił, bo pewnie okazałam się na żywo niezbyt fajna. Co być może stoi w sprzeczności z tym, że napisałam, że nie żyję po to, żeby ktoś obcy był zadowolony. Uczucia jednak bywają czasem sprzeczne.
Ale tak naprawdę za każdym razem, kiedy mi się to zdarza i ktoś mówi, że mnie czyta , jest mi przemiło.
| zdjęcia Kat Terek |
28 thoughts on “10 myśli o byciu blogerem”
Też nie rozumiem zasadności dyskusji o tym, czy blogowanie może być pracą. Pewnie, że są zawody cięższe, ale przecież sens pracy nie opiera się na proporcji przyjemności, jaką się z niej czerpie.
Jeśli chodzi o krytykę, to też kiedyś sądziłam, że powinnam publikować wszystkie komentarze, jeśli nie przekraczają granicy tak zwanej kultury słowa. Teraz trzymam się zasady, którą zaproponował ktoś kiedyś na własnym blogu (niestety za nic nie mogę sobie przypomnieć, u kogo o tym czytałam), żeby traktować swoją stronę jak swój wirtualny dom. Czyli jest w porządku, jeśli ktoś chce ze mną podyskutować, ale jeśli w tej dyskusji mnie obraża lub stara się okazać wyższość czy mnie ośmieszyć, to nie mam obowiązku takiej osoby tolerować, bo to trochę jakby pozwolić komuś, żeby wlazł Ci do chaty w brudnych butach, nabrudził, obraził i jeszcze wygodnie się rozgościł.
Tak, dokładnie. Jeśli ktoś na ulicy Cię wyzywa, to przecież idziesz dalej zamiast polemizować.
Blogerzy zapytani o radę nie powiedzą „spadaj”, bo mam wrażenie, że spora część blogerów bardzo lubi właśnie to, że ludzie się do nich o rady zwracają 🙂 Z gromady podlinkowanej wyżej, jeden bloger raz, pardon, podpierdolił mi kontent, a potem – obraził i zbanował na swoim fanpage’u. Drugi napisał post o tym, że nigdy nie chciałby się wiązać z niepełnosprawną kobietą, bo taka – pardon – gorzej by mu ciągnęła. Kolejnego kojarzę jedynie z bardzo złej powieści (aczkolwiek pisanie złych powieści to zdecydowanie mniejszy grzech i zdarza się nawet dobrym pisarzom).
Ludzie są mniej bufoniaści z reguły w osobistych kontaktach, bo mniejsza liczba ludzi ma odwagę być bufoniasta w osobistych kontaktach. W internecie łatwiej być bufonem, dlatego tak dobrze widać, kto skrycie bardzo chciałby tymże bufonem być, ale irl mu się nie udaje, nie ma odwagi lub po prostu mu się to nie opłaca.
Nie mam nic do „środowiska” blogerskiego, zawsze byłam jednak zdania, że to, że sama prowadzę bloga, nie sprawia, że czuję przynależność do jakiejkolwiek grupy, przynajmniej nie bardziej niż jedzenie owsianki definiuje przynależność do jakiejś „grupy ludzi, którzy jedzą owsiankę”. Jasne, jest to jeden punkt wspólny, na który można porozmawiać (o technikaliach pisania bloga lub przepisach na owsiankę z bananem). Na tym się w sumie kończą punkty zbieżne.
W każdym razie – to mój chyba pierwszy komentarz na blogu i wyszedł dość negatywnie, ale nie to było moim zamiarem. Po prostu częściowo się zgadzam, a częściowo niezbyt. Osobiście uważam, że poprzez obserwację tego „internetowego wizerunku” można się sporo dowiedzieć o danej osobie, aczkolwiek tak, uważanie, że to wyczerpuje sprawę jest naiwne.
Nie jesteś taka, jak sobie wyobrażałam zanim Cię poznałam, ale jakoś to przełknęłam i toleruję. Dobrze, że poza blogowaniem masz przynajmniej normalną pracę.
Niespecjalnie widzę co jest bardziej wartościowego w tej pracy niż w blogowaniu za pieniądze.
Ja widzę dużo w mojej, ale to kwestia, jaką się ma pracę i jak wiele ma ona wspólnego z tym, co się uwielbia robić.
W ogóle to to był joke, myślałam, że się skapniesz, ale chyba w internetach nie wyszło 🙂
W internetach jak napiszesz, że porwały Cię kosmiczne morsy, a nie dasz emota na końcu, to znaczy, że porwały.
Z emotem by było zbyt oczywiste! :]
(kosmiczne morsy <3 )
bardzo ładne zdjęcia. bede nudna i powiem ze zgadzam się ze wszystkim co napisalas. blogowanie to jest normalna praca w dzisiejszych czasach.
Kiedyś było inne spojrzenie na blogerów, dziś każdy zagląda do portfela. Moim zdaniem to nie fair, bo można pisać i na tym zarabiać. Uwielbiam Cię czytać 🙂
Miło mi!
Od czasu do czasu podczytuję Twojego bloga, niesamowicie lubię też zdjęcia – mają swój klimat, bardzo w moim guście zresztą. Może się nie znamy, ale jakoś tak budzisz moją sympatię i nie musisz się uśmiechać specjalnie żeby tak było ? to w zasadzie mój pierwszy komentarz na blogu. Pomyślałam sobie, że może uśmiechniesz się w duchu czytając dobre słowo. Wiadomo, że nie ma człowieka, który sprosta wszystkiemu. Wg mnie blogowanie nie jest niczym gorszym od zwykłej pracy, bo jednak wymaga dużo zaangażowania, samozaparcia i odporności. Bo w internecie łatwiej komuś napisać, że jest nic nie wartą kupą g… niż docenić, pochwalić. No bo przecież teksty same się piszą, pomysły sypią z rękawa, a do klimatycznych zdjęć wcale nie trzeba fotografa z „dobrym okiem”. No fajnie się na to wszystko patrzy, ale odnieść jakiś tam sukces też trzeba umieć. Podziwiam kreatywne osoby ? trzymaj tak dalej, bo robisz to dobrze!
<3
PS. Mnie Tomek zawsze odpisuje, ale też piszę z bardzo konkretnymi sprawami, na które nie da się odpisać "weź przeczytaj książkę". Chociaż boję się, że kiedyś odpisze "weź spadaj" 😉
Oj tak, tak .niby to wszystko proste, niby łatwiej niż w wielu kwestiach, ale nie. Bo jest się jakoś zależnym od postrzegania, bo tworzy się często także pod to jakie będą reakcje – bardzo się tego wystrzegam, ale to trochę nieuniknione .Bo trzeba podtrzymywać zainteresowanie sobą. I właśnie zastanawiać się czy jest się intelektualnie, czy contentowo atrakcyjnym. I ta łatka „bloger”. No cóż 🙂
Myślę, że takie postrzeganie blogerów to trochę też wina mediów i portali plotkarskich, które wygrzebia jakąś Deynn i jej podobnych ludzi, to się klika, a potem ludzie myślą, że te wyimki to obraz środowiska. No i w internetach łatwiej jednak coś
Świat coraz bardziej przenosi się do rzeczywistości cyfrowej, być może niedługo blogerzy zastąpią dzienniki i tygodniki? Mam nadzieję, że nie, ale chyba ku temu wszystko zmierza.
Nie jestem pewna, czy ignorowanie czyichś niechcianych zachowań to zawsze „profesjonalizm”. Jeśli np. dziennikarz publicznie powie coś niedopuszczalnego, to czy powściągliwe milczenie jego kolegów po fachu będzie „profesjonalne”?
Profesja blogera jest w gruncie rzeczy bardzo podobna do dziennikarskiej, bo jej istotą jest kształtowanie określonej wizji świata i wpływanie na opinię odbiorcy. W tej sytuacji nie byłoby od rzeczy brać odpowiedzialność za swoje słowa, a także wymagać jej od innych.
Oczywiście można przyjąć strategię „zawsze żyję dobrze ze wszystkimi”, ale to nie jest profesjonalizm tylko konformizm.
Umówmy się, że 'X pokazuje jak znęca się nad kotkami’ to jednak inna sytuacja niż ’ X pisze głupie teksty’. Kiedy ktoś publicznie mówi coś niedopuszczalnego, środowisko jest bardzo cięte. Niekoniecznie Czytelnicy wszystko widzą.
No i właśnie na tym polega problem. Ktoś publicznie pisze coś niedopuszczalnego, środowisko nie pochwala, ale tylko ono o tym wie. Czytelnik tego nie widzi i dostaje przekaz, że takie zachowanie jest akceptowalne.
No i akurat była jedna popularna blogerka pokazująca, jak znęca się nad zwierzątkami. Ktoś się oburzył? Nikt się nie oburzył. Choć pewnie był na nią bardzo cięty.
Jeden z Twoich ulubionych kolegów po fachu popełnił swego czasu cały wpis o szkodliwości odzieżowych stereotypów („pedały w rurkach”). Spuentował go bon motem „ja w różowym swetrze nadal jestem mężczyzną, a pizda ze złotą ketą nadal jest pizdą”. To zapewne tak w ramach poszanowania człowieka i nieprzypisywania krzywdzących uogólnień żadnej płci. ;> Ktoś miał z tym problem? Na pewno nie w komentarzach.
Jego blog, jego prawo i takie tam. Gdyby jednak jakiś dziennikarz popisał się podobną ELOkwencją w publicznej przestrzeni, środowisko musiałoby zająć stanowisko.
Może się czepiam, ale dla mnie akurat ten punkt z Twojego wpisu jest zachęcaniem do bierności.
To ja dodam ze czytam Cie od niedawna i nic nie zmieniaj, widac dziewczyno ze masz silny charakter i to sie po prostu podoba. Jestes JAKAS a nie nijaka, no i czytam dlatego ze dobrze piszesz po polsku ale to akurat nie dziwi skoro piszesz tez powiesc. Powodzenia we wszystkim! A wrzucanie wszystkich blogerow do jednego worka ma taki sam sens jak porownywanie powiesci Danielle Steel z Proustem – i jedno i drugie jest pisarzem… 🙂
a ja mam właśnie wrażenie, że blogerzy to jednak hermetyczne środowisko. miałam też takie wrażenie, jak byłam jeszcze blogerką. wierzę, że w tym środowisku jest jednak mnóstwo świetnych, wartościowych ludzi. nie mam też nic przeciwko zarabianiu na blogu, nawet cieszę się, kiedy blogi, które czytam, przynoszą autorom profit. ale niestety wciąż są blogi, na których wpisy sponsorowane nie są oznaczone jako reklama, są blogerzy, którzy pójdą w każdą współpracę, byle hajs się zgadzał, którzy tak zachwalają reklamowane produkty, że aż odrzuca… no i oni niestety też pracują na opinię o środowisku. pod tym względem uwielbiam Asię Glogazę czy Marię z Ubieraj się klasycznie – zawsze fajnie dobierają współprace, potrafią je też ciekawie i sensownie na blogu zaprezentować. natomiast kompletnie nie rozumiem, jak można komuś napisać „nie jesteś taka jak sobie wyobrażałem”. to już jest dla mnie jakiś wyższy level niezrozumienia świata i odrębności ludzi 😉
Mnie – czytelnika bardzo ucieszył ten ostatni punkt. Bo jak bym w ogóle miała okazję, a następnie odwagę, by podejść do Ciebie gdzieś „w realu”, to i tak w głębi duszy czułabym się jak jakiś freek – stalker 😉
Pozdrawiam ciepło i dziękuję za te przemyślenia, również jako blogerka. Cudne foty.
póki co ciągne dwa etaty, blog + praca w social media ale myślę o pozostawieniu jednego etatu, oczwiście tylko bloga 🙂
_____________
♥ Blog dla kobiet daria-porcelain.pl ♥
Bloguję od 2013 roku, ale jak żyję nie czułam się częścią żadnej zbiorowości ani jej reprezentantką. Możliwe, że tę grupę tworzą blogerzy znani, czyli ci, których ja nie znam. 😀
Wydajesz się być osobą, dla której dyplomacja ma prymat nad wywalaniem kawy na ławę – to pewnie ułatwia całą sprawę.
Kurczę, twoje wpisy dotyczące blogosfery są zazwyczaj podszyte taką goryczą. Nie znam tematu, środowiska, ale widać, że lekko nie jest. Ciśnienie idzie ze wszystkich stron – od odbiorców, przez kolegów po fachu, po media. Ja, szarak z nieuaktualnianym od kilku lat blogiem o ogrodach, mogę powiedzieć: DZIĘKUJĘ. Za twoją niesamowicie wartościową pracę. Twoje wpisy, zdjęcia, działania na fb i insta są na takim poziomie, że ja się dziwię, że jeszcze nie zarabiasz na tym milionów monet. Może czas opatentować „elfa pogardy” i wypuścić serię produktów fizycznych? 😀
PS: Zdjęcia boskie, bardzo lubię ciebie w okolicznościach przyrody, a dokładnie flory 🙂
Koc Pogardy, Whisky Pogardy, Papucie Pogardy.
I kulki do kąpieli pogardy.
Blogowanie jest wbrew pozorom trudnym wyzwaniem, bo niby te social media nas codziennie otaczają, niby każdy z nas korzysta z portali społecznościowych, ale tak naprawdę rozkręcenie czegoś, co będzie ciekawe dla innych i zachęci do regularnego odwiedzania jest rzeczą niesamowicie skomplikowaną. Zwłaszcza, że dziennie powstaje mnóstwo nowych blogów, konkurencja rośnie. I jest to na pewno zajęcie bez swoistej stabilności, którą może zapewnić stała praca. Wiadomo, dziś o stabilność coraz trudniej, ale jednak – praca 24h. Piękne zdjęcia 🙂