lala
Riennahera

Riennahera

Aktorzy, na których nie mogę patrzeć

To nie jest wpis hejterski. Będę pierwszą osobą, która przyzna, że osoby pojawiające się w tym wpisie to utalentowani aktorzy z wartościowym dorobkiem artystycznym. 

Czasami trafia w nas grom z jasnego nieba. Jak to zwać tak to zwać, może miłość, może potężna chemia, która sprawia, że jakaś osoba jest dla nas pociągająca. Niekoniecznie fizycznie, może to być zachwyt platoniczny jak i mniej niewinny. Dla Lee Pace’a obejrzałam filmy, których nigdy nie chciałam widzieć. Keira Knightley sprzedałaby mi wszystko. Rupert Friend wywołuje w moim sercu taką tkliwość, że cały świat wydaje mi się pluszowy, nawet jeśli akurat zabija kogoś na ekranie. Amy Adams w ogóle wygląda jak moja mama, więc w jej filmach czuję się jak w domu. I tak dalej. 

Jest też cały zakres osobowości świata filmu, muzyki i innych mediów, które mniej lub bardziej szanuję i lubię oglądać ich produkcje, jeśli akurat dotyczą interesującego mnie tematu lub mają pozytywne recenzje. Oraz osobowości, których wcale nie szanuję, bo na to niespecjalnie zasługują (życzę wszystkim dobrze, ale sami wiecie, nie da się wszystkich lubić i szanować) ze względu na, no cóż, nikły ślad talentu i/lub nieprzyjemną osobowość medialną. To nie jest wpis o nich.

To jest wpis o aktorach, którzy wydają się całkiem miłymi osobami i którzy niezaprzeczalnie grywają przynajmniej nieźle, w porywach nawet bardzo dobrze. Po angielsku jest idealnie pasujące do nich określenie “good on paper”. Co więcej, mają duże grono wielbicieli. Nawet bardzo duże. W zasadzie wszystko w nich jest przyzwoite, poza pracą również są przyzwoici, jest co lubić i podziwiać. Jednak kiedy oglądam ich na ekranie, zupełnie nie klikamy. Chemia nie istnieje. Nie wierzę im, nie chcę na nich patrzeć i omijam filmy z ich udziałem szerokim łukiem. Chyba, że nie mam wyjścia, bo sparują się z kimś, kogo uwielbiam, albo zagrają w tytule, którego nie można nie obejrzeć. Wtedy cierpię. 

Te osoby są dla mnie po prostu jak papryka. Wiem, że są w porządku, ale zupełnie irracjonalnie nie mogę ich znieść. Jestem przekonana, że moje typy spotkają się ze sprzeciwem mnóstwa osób, które okażą się fanami mojej “Parszywej Siódemki”. 

 

 

Emma Watson

Tak, wiem. To niezrozumiałe. Przecież Emma jest bardzo zdolną, rozsądną, sympatyczną dziewczyną, która ma sporo mądrego do powiedzenia. Ba, dobrze byłoby, żeby więcej osób publicznych było równie skromnych i miało równie mądre przemyślenia. Niestety. Jako Hermiona wydaje mi się zupełnie w porządku, na myśl o oglądaniu jej w czymkolwiek innym, od razu czuję się jakbym gryzła paprykę. Reakcja to mocne NIE. Wydaje mi się sztuczna, zmanierowana i pretensjonalna, chociaż wiem, że obiektywnie radzi sobie nieźle. Po prostu do siebie nie pasujemy.

PS Kiedy szukałam zdjęcia Emmy do wpisu, zdałam sobie sprawę, że ma identyczną twarz jak mój dobry kolega ze studiów. Może stąd niechęć – oczywiście, że damska wersja kolegi wyda mi się sztuczna.

 

Emma Stone

Całkiem podobała mi się w “The Help”. Od tego czasu jakoś nie mogę się do niej przekonać. Nie tyle, że jest w niej coś złego, co nie czuję niczego dobrego na tyle, żeby poświęcać jej czas i patrzeć w ekran. Emma strasznie mnie nudzi. W tym samym czasie mogłabym oglądać na przykład Evę Green. Wybór wydaje się oczywisty. 

 

Emilia Clarke 

Ewidentnie muszę mieć problem z aktorkami na E. Nie lubię postaci Daenerys Targaryen, przy czym ma to związek z tym jak jest napisana, nie jak gra ją Emilia. W tej roli jest zresztą w porządku i mam wobec niej neutralne uczucia. Samej Emilii nie mam za to oglądać w czymkolwiek innym. Sam jej uśmiech wywołuje u mnie agresję. Jak kiedyś taki jeden kolega z pracy, który był dla mnie miły, ale jak tylko się odezwał, miałam ochotę w niego czymś rzucić. Zapanowałam nad tym uczuciem dopiero po wyznaniu wstydliwego odruchu ówczesnej terapeutce. 

Emilia tak mnie denerwuje, że z jej przyczyny nie zamierzam iść na film o Hanie Solo. Będzie to pierwszy film ze stajni Gwiezdnych Wojen (które przecież kocham od dziecka), na który nie pójdę, ale ponad dwie godziny w jednym pomieszczeniu z Emilią to stanowczo ponad moje siły.

 

 

Hayley Atwell

Zabawna historia. Podejrzewałam, że moja niechęć wzięła się z serialu “The Paradise”, w którym Hayley grała sztywną i (początkowo) bardzo nieprzyjemną arystokratkę i od tego czasu w mojej głowie pozostaje sztywna i nieprzyjemna. Tyle, że przed publikacją wpisu sprawdziłam i Hayley wcale nie grała w tym serialu. Była to Elaine Cassidy, która mogłaby być zresztą jej siostrą bliźniaczką. Nie wiem co z tym fantem zrobić, bo ewidentnie aktorkę skrzywdziłam, jednak jakoś nie umiem jej polubić, nawet mimo ładnego uśmiechu i całkiem pokaźnego dorobku w kostiumach z różnych epok. Chociaż akurat nie w „The Paradise” 😉

Ryan Gosling

Moje pierwsze zdanie po wyjściu z kina po Blade Runner 2054 brzmiało: “spoko się oglądało, nawet Gosling nie przeszkadzał”. Rozumiem, że to jest obiektywnie atrakcyjny mężczyzna. Rozumiem, że dobrze dobiera role. Przyjemność z patrzenia na niego – okrągłe 0. Kiedy patrzy z ekranu, mam wrażenie, że się mną nudzi. A ja nim. Kiedy oglądałam “La La Land” z Ryanem i wspomnianą wcześniej Emmą Stone, czułam się jakbym jadła karton zapiekany z papryką. 

 

Leonardo Di Caprio

Leonardo to jest dopiero przypadek. On naprawdę gra w świetnych filmach. Gwiazda wielkiego formatu, utalentowany jak diabli, na topie odkąd tylko pamiętam. Jest to też osoba, która chyba najskuteczniej zabija we mnie chęć do obejrzenia filmu. Jeśli już film obejrzę, to zwykle mi się podoba, a jego rola jest zagrana śpiewająco (przede wszystkim Departed uważam za arcydzieło). Naprawdę nie zliczę ile razy nie zdecydowałam się pójść do kina, bo “DIKARPIO?! Ee, nie chce mi się”. Wybacz Leo, to silniejsze ode mnie. 

 

Joseph Gordon-Levitt

Podejrzewam, że również w tym przypadku rola zbyt mocno zgrała mi się z aktorem. Nie cierpię filmu “500 Days of Summer”, główny bohater nie zdobył krztyny mej sympatii i chyba w każdym innym wcieleniu Joseph pozostaje dla mnie tą samą postacią. Gdy krążyły pogłoski o jego roli w Sandmanie, chciało mi się płakać. A przecież to facet z solidnym dorobkiem i przyzwoitą filmografią. 

 

Wiecie o co mi chodzi? Macie takie odczucia wobec jakichś artystów? Może aktorów, a może wcale nie aktorów. Napiszcie!

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

50 thoughts on “Aktorzy, na których nie mogę patrzeć”

  1. Ojej, myślałam, że jestem jedyna! Od lat skrywam swoją niewytłumaczoną niechęć do Johnny’ego Deppa przed znajomymi – ale jakoś, po prostu, nie mogę go zdzierżyć do tego stopnia, że jeśli zobaczę go w jakiejś produkcji to na kolejną wybiorę się najszybciej rok, może dwa lata później. I za nic ma się tu logika, bo nawet ja muszę przyznać, że dobry z niego aktor, no ale nie. Po prostu, nie. Jeden film z nim na rok to moje maksimum, a najchętniej to w ogóle bym go nie oglądała, a przecież tyle z nim przyzwoitych (podobno) produkcji! Na całe szczęście u mnie tylko jeden aktor banuje część filmów, współczuję, skoro u Ciebie jest ich więcej…

  2. Z Twojej listy zdecydowanie Emilia, Ryan, Gordon-Levitt i boski Leo. Ale też Tom Hardy (nic na to nie poradzę), Amy Adams (dla mnie jest niemozebnie sztuczna), Ryan Reynolds (nie widziałam Deadpoola, bo on gra główna rolę) i Ben Afleck, nawet nie za Batmana. I Chris Pratt, który mnie irytuje w każdej roli. I Bradley Cooper (casus Ryana Goslinga), chyba że gra szopa. I Jennifer Aniston z Reese Whiterspoon, które zwykle grają bardzo irytujące bohaterki.

      1. Amy to piękna kobieta, zazdroszczę jej włosów, nosi ładne sukienki, tylko jak coś mówi, magia pryska. Ale wyglądać jak ona bym mogla 🙂

  3. Ojej, Emma Watson i Stone to jedyne aktorki, które potrafię poznać po twarzy, więc tym samym jedyne, których nazwiska pamiętam. Nie poznaję twarzy niektórych znajomych, a co dopiero ucharakteryzowanych aktorów, więc lubię wszystkich tych, którzy mają coś charakterystycznego albo są brzydcy. Bo mimo wszystko głupio mi, gdy wszyscy rzucają nazwiskami aktorów, a ja żadnego nie umiem przypasować do filmu i twarzy.
    Nie lubię chyba tylko Goslinga, bo niestety ma mimikę trochę jak mój nauczyciel matematyki z liceum, a matematyka w liceum to w ogóle nie jest moment życia, do którego chce się wracać. Ale poza tym aktorzy są mi zawsze i wszędzie obojętni. Jakiś rodzaj sympatii (i niechęci) mam tylko do aktorów grających w jednym z poznańskich teatrów, ale trochę bez sensu jest komentowanie aktorów, którzy grają w jednym małym poznańskim teatrze…

    1. Aczkolwiek gra w nim człowiek o prawdopodobnie najcudowniejszym głosie na świecie i bardzo żałuję, że świat nie wie, jaki wspaniały głos przechodzi mu koło nosa.

  4. Hugh Jackman. W każdym filmie wygląda dla mnie jak doklejony 🙂 Nie wiem czemu, ale po prostu nie jestem w stanie uwierzyć w żadną graną przez niego postać.

  5. Reese Witherspoon oraz Laura Dern. Mają jakiś taki wyraz twarzy, który wywołuje u mnie zdenerwowanie na sam widok. Nieco przekonałam się do Reese podczas oglądania serialu „Big little lies”, a na Laurę dalej nie mogę patrzeć.

  6. Oj, jak ja Cię rozumiem z tą Emmą Stone 😀 do Goslinga też nie żywię specjalnie ciepłych uczuć, więc nie pomogli podnieść oceny La La Landowi. :/

  7. Ja czuję jakąś niewytłumaczalną niechęć do Colina Farrella – serio nie wiem dlaczego, ale on jest dla mnie jak te dzieciaki z innej piaskownicy, z którymi nigdy nie miałam ochoty się bawić.

  8. Zgadzam się szczególnie co do Emmy Watson. Smutno, ze na liście jest Leo, ale bywa!
    Jeszcze nikt nie napisał o Jennifer Lawrence? 😉

  9. Karolina Terlecka

    Edward Norton. Generalnie wiem, że spoko aktor, ale jak widzę nazwisko w obsadzie, to się cofam. Nie do końca sama rozumiem dlaczego.
    Do Jennifer Lawrence też nie podchodzę.

  10. “Spoko się oglądało, nawet Gosling nie przeszkadzał” – miałam w głowie dokładnie to samo po obejrzeniu nowego Blade Runnera 😉 Nie lubię Goslinga, irytuje mnie i nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć. Podobnie mam z Benem Affleckiem, jakoś nie mam ochoty na niego patrzeć.

  11. Ewa Serenity Iwaniec

    Eva Green (mimo niechęci obejrzałam wszystkie sezony Penny Dreadful), Ryan Gosling, Natalie Portman (strasznie mnie irytuje jej sposób grania), Jennifer Lawerence (och jakże nie mogę na nią patrzeć, a jej tak pełno w kinach), Hayden Christensen

  12. Jennifer Lawrence, kompletnie. Po prostu nie. Mam to samo z Emmami i Emilią, pan Cage do mnie nie przemawia i Ryan Gosling też, no i Brad Pitt, a z polskiego podwórka Adamczyk i jeszcze dużo innych by się znalazło.

  13. Totalnie wiem o czym mówisz, chociaż moje typy są kompletnie inne (oprócz di Caprio, chociaż to pewnie wina Titanica). W czołówce na pewno znajduje się John Cho, i naprawdę nie mogę wytłumaczyć dlaczego go tak nie lubię oglądać.

  14. Cofa mnie na widok Michelle Williams i Carey Mulligan. Wszystko mi się podnosi. BTW, ktoś je w ogóle odróżnia? To nie są bliźniaczki? Podobnie mam z Shailene Woodley – NOPE NOPE NOPE. Nie mam żadnego uzasadnienia dla swojej odrazy, nie znam w realu nikogo podobnego do nich, więc nie to, że ktoś mi się naraził, albo skrzywdził.

    Z Goslingiem też nie mam chemii, ale w sumie jest sporo aktorów, co mnie ani grzębią, ani zieją, a do powyższych mam regularną awersję.

  15. Totalnie wiem o czym mówisz, chociaż moje typy są kompletnie inne (oprócz di Caprio, ale to pewnie wina Titanica). Wiem że to bardziej serialowo ale czołówce na pewno znajduje się John Cho, i naprawdę nie mogę wytłumaczyć dlaczego go tak nie lubię oglądać.

  16. Emma Watson wzbudza we mnie mieszane uczucia. Niby swoją grą mnie nie przekonuje, niby drażni kiedy pojawia się na ekranie… ale film „Colonia” z Emmą w roli głównej jest jednym z najlepszych jakie obejrzałam i wyłącznie w tym filmie jej postać przypadła mi do gustu.

  17. Ojej, ciekawe spojrzenie na świat artystów! Nigdy nie brałam czegoś takiego pod uwagę jak chemia między mną a tymi co są na ekranie(więcej razy miałam tak z bohaterami książek). Z tego składu mogę zgodzić się jedynie całkowicie z Goslingiem, no nie trawię go. Ale znów za Josepha no to karny Riennahero! 😛 A z innych jakiś swoich nieporozumień to dodać mogę Benedicta Cumberbatcha(wczoraj obejrzałam fantastyczną Pokutę i to uczucie negatywne się wzmogło), Paula Walkera wykręciłabym(może za nienawiść ogólną do całej Jego serii z Szybkimi, mam jakiś problem z Bradem Pittem, ale chyba go wypośrodkuję, no i Evan McGregor. A co do Pań – to Robin Wright i trochę Sandra Bullock- Jej wyraz twarz wydaje mi się być nieznośny i jakby zamurowany i przydymione uśpione oczy 😛 Shailene Woodley – niestety łatka od – Gwiazd naszych wina i wiecznie miny za przeproszeniem kota srającego wiadomo gdzie, jest ciągle w mej pamięci 🙁 A szkoda, ale awersja od pierwszego wejrzenia z nią jest.

      1. Jak go pierwszy raz zobaczylam na zdjeciu tez mi sie nie podobal, a dalej mam nadzieje ze go w nastepnym zyciu poslubie…:)

  18. Owen Wilson. OWEN WILSON! nie mogę na niego patrzeć, polowanie na druhny było okropne, ale to nie wina filmu bo jego kumpel z pary jest spoko. Przez Owena nie obejrzałam Marley.

  19. Och, jakże uwielbiam takie tematy do dyskusji

    Russell Crowe – obejrzałam „Gladiatora”, film mi się podobał, ale coś zgrzytało, nie umiałam tego nazwać z początku. Potem był „Piękny umysł”, który pamiętam jak przez mgłę i już wiem dlaczego. Bo grał tam Russell. Przy „Nędznikach” próbowałam oszukać umysł, że wcale go nie widzę.
    Tom Cruise – za sztuczny uśmiech, afery z poprzednimi żonami, ogólną sztuczność. Gdyby próbował mi coś sprzedać, po jednym słowie już bym się ulotniła. Jedyny film z jego udziałem, który dobrze wspominam, to „Rainman” i to dzięki Dustinowi Hoffmanowi.
    Nicolas Cage – choć „Con Air” to moje guilty pleasure (John Malkovitch!) i bardzo lubię „Miasto aniołów”, to jak widzę Nicolasa, mam ochotę nim potrząsnąć, by wreszcie zmienił te smutne psie oczy na jakiekolwiek inne.
    Angelina Jolie – paradoks, bo widziałam z nią sporo filmów. Może dlatego utwierdziłam się w przekonaniu, że nie chcę jej więcej oglądać.

  20. Tom Cruise i Matt Damon. Po prostu nie mogę na nich patrzeć. A z kobiet Jeniffer Aniston wydaje mi się przereklamowana.

  21. Mam DOKŁADNIE takie same odczucia do Ryana Goslinga i Emilii Clarke. Przy czym najgorszy jednak dla mnie jest Gosling… I nie potrafię zrozumieć jego fenomenu.
    Poza tym nie mogę wytrzymać Colina Farrella. W każdym filmie, który widziałam, czułam, że on po prostu nie pasuje. Że coś jest nie tak. Że musiał zapłacić komuś, żeby dostać tę rolę i teraz łazi po ekranie taki zadowolony z siebie… Co nie oznacza, że uważam go za złego aktora (niestety, wtedy łatwiej byłoby go nie znosić).

  22. Zaczęłam czytać listę i tylko potakiwałam głową, jednak za połową już przestałam się zgadzać. Nie jestem jakąś fanką Goslinga, ale świetnie dobiera role i każdy film z jego udziałem oglądam z przyjemnością. Nie mdleję na jego widok i jestem w stanie zrozumieć, że wiele osób drażni jego aparycja „smutnego szczeniaczka”. Mimo wszystko chętnie oglądam filmy z jego udziałem, nie odpycha mnie, chociaż doskonale widzę, że ma na to zadatki. Dobre role i gra aktorska jednak przesądzają in plus.
    Całkiem podobnie jest z Leo – jako dzieciak go nie trawiłam, pamiętam nawet z jakim bólem i niesmakiem oglądałam go w „Romeo i Julii”. Później zaczął zaliczać wybitne role i się do niego przekonałam, podobał mi się jego rozwój, więc jego obecność w danym filmie stała się dla mnie dużym atutem. A będąc przy filmie Baza Luhrmanna – z Claire Danes ma zupełnie odwrotnie niż z Leo. 😉
    No i ta końcówka… ;(. Uwielbiam Josepha Gordon-Levitta i to w dużej mierze zapoczątkowało właśnie „500 days of Summer” (jeden z ulubionych filmów, przy czym ulubione, to niekoniecznie najlepsze jakie widziałam).
    Natomiast co do moich typów absolutnie odpychających aktorów, to na pierwszym miejscu jest zdecydowanie Scarlett Johansson, która psuje przyjemność z oglądania niemal każdego filmu. Poza Twoimi 4 pierwszymi typami na swojej liście umieściłabym jeszcze Keirę Knightley, późnego Deppa, Blake Lively, Shailene Woodley, Ryana Reynoldsa… i pewnie jeszcze by się parę osób uzbierało. Aczkolwiek i tak oglądam filmy ze swoimi antycrushami. Może to masochizm, a może strach przed pominięciem dobrego filmu. :>

    1. Scarlett totalnie zapomniałam, a nie oglądam filmów z nią, nie i tyle. Blake Lively uwielbiam jako osobę, ale grać to ona nie gra, ona się pokazuje i uśmiecha.

      1. W sumie zupełnie nie orientuję się jaka Blake jest jako osoba, ale w każdej roli jest taka sama, z tym samym sztucznym uśmiechem i mówieniem przez zaciśnięte zęby. Przypomniało mi się jeszcze kilka nazwisk. Przede wszystkim Kristen Stewart! Ona z resztą chyba strasznie polaryzuje ludzi. Anna Paquin. Sarah Jessica Parker. Channing Tatuum. Brrrrrr. 😉

  23. Popieram i szanuję za Keirę ❤ Uwielbiam ją ? A szczerze nie mogę patrzeć na Colina Farrella. Uważam, że jest przyzwoitym aktorem, ale za każdym razem kiedy na niego patrzę mam ochotę uderzyć go w twarz ?

  24. Kristen Stewart… mam wrażenie, że ma jedną minę, zawsze wygląda tak samo, zawsze wygląda jakby cierpiała że ktoś ją obsadził w filmie i jest taka znudzona…..
    I niestety- prócz „Dumy i uprzedzenia” Keira Knightley – tu też mam wrażenie że mina ta sama aczkolwiek widać, że aktorka dobra. Także wieeeeele lepiej.

  25. Tak,
    Gosling, Dicaprio, GordonLevitt i jeszcze Colin Farrell, no maja talent, doceniam, ale zachwycac sie nie umiem

  26. Ja mam alergię na tego gościa co grał czarnoskórego klona…. ALERGIĘ tak silną, że opuściłam moje dzieci i nie poszłam na Pacific Rim 2, a trzeba Wam wiedzieć, że mało co tak kocham jak wieeeeeeeelkie ogromne roboty i potwory (i tak, wiem, że to nie Visconti :)) z tych samych powodów, co Ty, rienno, nie pójdziesz na Hana Solo. Moją listę obejmuje też laska z „Igrzysk śmierci”, Jennifer coś tam coś tam.

  27. Colin Farrell, Jude Law (nie cierpię aaa!!), Jake Gyllenhaal, Michelle Williams, Robert Downey Jr. Nie przepadam też za Johnnym Deppem, Russell Crowem, Katherine Heigl i Ethanem Hawkem. To tak z biegu, nie miejcie złudzeń, że lista ta może być duuuużo dłuższa 😉

  28. Colin Farrell. Jest w nim cos takiego co mnie odpycha. Musi mi naprawde jakis inny aktor albo temat zrownowazyc, zebym sie poswiecila. Zupelnie irracjonalnie – bo przeciez nie znam czlowieka w ogole – mam wrazenie ze bym sie go bala. Nieprzewidywalny w bardzo zly sposob mi sie wydaje.

  29. Nie siedzę we współczesnym kinie na tyle, by móc orzec, czy irytująca mnie gęba należy do aktora/ki z godnym podziwu dorobkiem, czy też nie. Wiem tyle, że pod względem tego typu irracjonalnych antypatii jestem jak kot – nie zmieniam zdania.
    Colin Firth. Utkwił mi w pamięci jako ten nieszczęsny, pozbawiony krzty wdzięku kloc Mark Darcy (ten od przygód Bridget) i nie mogę się odkleić od tego jego wizerunku. Facet wygląda mi jak ktoś, kto wchodzi do internetu i niepytany poucza ludzi. Antyseks tysiąc.

    Odnośnie Twojej ulubionej Keiry Knightley mam odczucia podobne, z tym, że w filmach, z których ją pamiętam kobitka wydaje się cały czas produkować jedną i tę samą minę – tę taką urażono-zbolałą, jakby ktoś jej skrobał pietruszkę. 😀 Chyba mam jakiś problem z klasycznymi brytyjskimi aktorami.

    Na nerwy działa mi niepomiernie także Clive Owen, który teoretycznie powinien być w moim typie (mocna, szorstka uroda i wyraziste ślepia do tego.) Nie jest tak bardzo, że już bardziej się nie da. Opuściłam przez niego parę ponoć dobrych filmów.

    Johny Depp – i to długo zanim na jaw wyszły różne tyczące go sympatyczne rewelacje. Ma w sobie coś oleistego, co kojarzy mi się bardzo źle. Patrząc po doborze ról i ogólnym wizerunku, w teorii także powinnam za nim szaleć. Nie przeczę, iż z wielkim samozaparciem wcielał się (piszę „wcielał”, to już chyba przeszłość) w rozmaitych barwnych szaleńców i dziwolągów, ale ilekroć widzę go na ekranie, typ wydaje mi się po prostu niedomyty.

    Kirsten Dunst. Pierwszy raz ujrzałam ją lata temu w tym filmidle o wampirach i była to solidna niechęć od pierwszego wejrzenia. Ta szeroka, płaska, pozbawiona rzęs fizjonomia budzi we mnie coś takiego, że mam chęć cisnąć w ekran kaloszem. Nie umiem tego racjonalnie wyjaśnić.

  30. Nie jestem fanką sportu, ale odczuwam coś podobnego, o czym piszesz, gdy… na ekranie widzę Lewandowskiego. Pół biedy, gdy po prostu nie ogląda się meczów. Ale teraz jest w co drugiej reklamie! 😉 Mimo że tv też w zasadzie nie oglądam i tak ciągle gdzieś się trafi.

    Kiedyś nie mogłam patrzeć na Borysa Szyca, nie lubiłam jego cwaniaczkowatego uśmiechu. Ale wszystko się zmieniło, gdy grał Hamleta w spektaklu, który oglądałam. Był genialny, wtedy się zakochałam w umiejętnościach, doceniłam i już nie przeszkadza.

    Mam też problem z Laurą Prepon. No nie mogę na nią patrzeć. Nie pytajcie dlaczego. A wiem, że wielu ją uwielbia.

    W zasadzie ciekawe zagadnienie. Takie irracjonalne „nie lubię, bo nie”. Mój tata np. nie może patrzeć na połowę prezenterek ze śniadaniowych programów telewizyjnych… 😉

  31. Johnny Depp, Tom Cruise, Charlize Theron – trzy osoby, które od dłuższego czasu grają na takim autopilocie, że to boli. Keira Knightley to jedyna osoba, która potrafi sprawić, że moje ukochane postaci z książek są w filmie absolutnie irytujące – najlepszy przykład to Pokuta i Anna Karenina. Mia Wasikowska – podobny problem co z Keirą, po prostu Wasikowska gra tak, że jej postaci nie da się polubić. Mark Wahlberg wzbudza we mnie agresję swoją bezbarwnością. A lista mogłaby być jeszcze dłuższa jakbym pomyślała. No i nie mogę patrzeć już na nikogo, kto ma na koncie akcje związane z molestowaniem – sorry, Kevin S.

  32. Tobey Maguire! No nie mogę, co za irytujący gosc!
    I Eddie Redmayne, mam wrażenie wszystkie jego postaci są egoistyczne, pierdołowate i zniewieściałe.
    Emilia Clarke tez mnie wkurza, przez te brwi.
    O Nicolas Cage, z jego spojrzeniem smutnego spaniela

  33. O matko, tez tak mam z kilkoma osobnikami – Colin Farrell masakra nie ważne co i gdzie gra nie mogę na niego patrzeć i.. Natalii Portman, nie zdzierżę. A jak juz sie zmusze to i tak nie potrafie pozytywnie ocenić filmu bo ona mnie tak drażni. A Colin psuje nawet radość z cieszenia się postacią Iron Mana.

  34. Taak! Myślałam, że tylko mnie tak Emma Watson nie przypasowała ale jak widać nie jestem sama. Dodałabym jeszcze Jennifer Lawrence.

  35. Mam też te odczucia do Goslinga. Emmę Watson całkiem lubię. Uwielbiam Emmę Stone. Choć wiem, że bardzo dużo osób jej nie trawi, do mnie przemawia. Clarke też lubię ???

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top