Nie jestem ostatnio na blogu zbyt często, bo życie. Bo kondycja zdrowotna mocno siadła, bo przykre wydarzenia w rodzinie, ale przede wszystkim, bo PRZEPROWADZKA. A przed nią dziesięć tysięcy formalności w procesie kupowania mieszkania, który sam z siebie zasługuje na osobny tekst lub trzy. Dzisiaj jednak rozprawmy się z mrocznym widmem przeprowadzki.
♦
Nie znoszę pracować nad czymś systematycznie. Lubię czuć nóż na gardle i oddech deadline’u, wtedy mózg pracuje na odpowiednich obrotach. Tak piszę teksty na bloga, tak pisałam wszystkie zaliczenia na studiach, sprawdzając literówki i drukując pracę o 9 rano, kiedy termin oddania upływał o 12. Tradycja ma się dobrze. O wiele więcej spakowaliśmy między 8 rano a 13, o której przyjeżdżał van, niż przez cały wcześniejszy tydzień.
♦
Jako dorosły człowiek musisz być odpowiedzialnym za słowa i uważać, jakie pomysły podsuwasz osobom podatnym na wpływy. Na przykład mówienie do męża podczas pakowania “he he, znalazłam opłatek sprzed dwóch lat, zjesz?” nie jest mądre. Bo weźmie i zje.
♦
Spakowanie się to mały problem. Rozpakowanie się to duży problem.
♦
Najważniejszą rzeczą, którą należy przy sobie trzymać, są majtki. Długo nie wiedziałam, gdzie podziały się moje i musiałam przez kilka dni chodzić w kostiumach kąpielowych. HINT: jeśli jakiegoś elementu garderoby warto mieć dużo, to kostiumów kąpielowych. Można też zawsze pilnować majtek, wtedy wcale nie trzeba mieć wielu kostiumów.
♦
Po dwóch tygodniach życia na pudełkach, pudełka stają się częścią krajobrazu i przestają specjalnie przeszkadzać. Człowiek przekonuje się wtedy co jest tak naprawdę ważne w życiu i bez czego żyć nie może. Są to odpowiednio: majtki, internet i skarpetki. Reszta to dodatki.
♦
Nawet po wyrzuceniu trzech worków z rzeczami, które nie mają miejsca i nie są potrzebne, pozostają jeszcze trzy kartony z rzeczami, które nie mają miejsca i nie są potrzebne, ale W ZASADZIE są ładne/szkoda ich wyrzucić/przydadzą się za pięć miesięcy jako element kostiumu na Halloween. Jestem w stanie przebrać na Halloween pół przedszkola.
♦
Nigdy nie ukrywałam, że nie jestem osobą mającą łatwą relację z porządkiem. Na każdym etapie życia moje pokoje wyglądały tak samo czyli źle, podobnie jak moje biurko w pracy. W szaleństwie jest jednak metoda i zwykle jestem w stanie znaleźć w moim bałaganie to czego potrzebuję. Przy przeprowadzce delikatna równowaga w chaosie zostaje zaburzona. Co więcej, funkcjonalność przestrzeni sugeruje możliwość utrzymania porządku. Jestem zatem przekonana, że wielu rzeczy nie odnajdę już nigdy.
♦
Nieistotne jak duża jest szafa w nowym miejscu – i tak mogłaby być większa. Po odchudzeniu garderoby i rozwieszeniu jej w szafie, która jest OSOBNYM POMIESZCZENIEM (spokojnie mogłabym tam przenocować kogoś na materacu), zaczynam właśnie kręcić nosem, że nie jest TAK DUŻA, jak myślałam.
♦
Wciąż czekam na objawienie się tego co jest nie tak z nowym miejscem. Szczury w podłodze, wilki w ścianach, sąsiedzi narkomani urządzający walki kogutów, jestem gotowa na wszystko. Mieliśmy do tej pory jedną małą przygodę w budynku z policjantami w cywilnych ubraniach, których wzięliśmy za włamywaczy, więc sami też zadzwoniliśmy na policję, ale to jeszcze nie ten poziom adrenaliny, którego się obawiam.
♦
Zajęło mi dwa tygodnie, aby odważyć się wziąć pierwszą kąpiel z bąbelkami w nowej wannie. Oczywiście okazało się, że warunki są bardziej komfortowe niż kiedykolwiek wcześniej. Jednak trema to trema.
Przed nami dalsze etapy urządzania się, spełniania marzeń (“zawsze marzyłem o takim odkurzaczu) i innych dramatów (nie wiemy gdzie na nowej dzielni kupuje się bagietki). Będę relacjonować.
PS Pięć lat temu na innym etapie życia napisałam całkiem podobny wpis. Całkiem przyjemnie czytać go teraz i powracać myślami do tamtych czasów. Myślę, że wtedy byłoby mi ciężko uwierzyć we własne mieszkanie.
8 thoughts on “10 myśli na temat przeprowadzki”
Mój mąż też by zjadł ten opłatek. Najgorzej 😀
Mój narzeczony by się zastanawiał aż sama bym zeżarła, nawet z papierkiem, tylko po bo, by wreszcie przestał analizować temat z każdej strony. 😉
Dawno temu mój nauczyciel gitary znalazł w szafie w domu kultury przeterminowaną czekoladę i zeżarł, wtedy myślałam, że chyba go już więcej nie zobaczę – teraz też jestem studentem i coraz bardziej to rozumiem, więc dwuletni opłatek nie robi na mnie wrażenia 😀
W każdym pokoju czy mieszkaniu jest dla mnie za mało miejsca na książki. Ludzie wynajmujący mieszkania chyba w ogóle nie czytają! Oraz nie wiedzą, co to znaczy fobia na punkcie pająków i gonienie ich z miotłą o północy. Fatalnie ustawiają meble, nie da się za nie włożyć miotły! Albo obudowany kaloryfer – niby jak mam zabić pająki, które są za nim?? Od dwóch lat śpię koło niego i wizja pająków wychodzących zza obudowy nie daje mi spokoju. Własne mieszkanie urządziłabym pająkoodporne…
Mam lozko przy ogromnym oknie. Pajaki przez nie wlaza noca, kiedys poczulam na twarzy owlosione bydle. 30 stopni w pokoju, a ja z otwartym oknem ale z nogami o glowa pod koldra. Doroslosc to kwestia wyborow mowili.. nie sadzilam ze takich miedzy innymi
Podobno zapach mięty odstrasza pająki 🙂
Przeprowadzka i czas z kartonami mocno weryfikują jaka część dobytku jest istotna, a jakiej równie dobrze mogłoby nie być. Działa lepiej, niż te wszystkie modne książki o minimalizmie.
U mnie odwrotnie: to nie mąż, a ja zjadłabym ten opłatek……
Też trzymam niektóre ciuchy tylko i wyłącznie na bale przebierańców i na Halloween (taka praca, co roku się przydają)
Ale wspaniale! 🙂 Cieszę się bardzo, zazdroszczę i trzymam kciuki za wszystko! <3