Minęłam Cię dzisiaj na ulicy i zmierzyłam wzrokiem od stóp do głów. Zauważyłaś to i choć się speszyłaś, postanowiłaś nie dać tego po sobie poznać. Ale było widać. Patrzyłam może niegrzecznie, miałaś jednak piękną sukienkę i jeszcze piękniejsze buty. Bardzo pasowały do bordowego warkocza. Nie, nie miałaś figury modelki, ale wyglądałaś świetnie i dopóki nie przestraszyłaś się spojrzenia, panowałaś nad ulicą niczym gwiazda wybiegu. Chciałam zapytać o buty, ale wstydziłam się, że uznasz mnie za idiotkę, poza tym byłyśmy już kilka metrów od siebie.
Ciebie minęłam chwilę później. Założyłaś ciekawy cardigan w kolorze najczystszego błękitu jaki widziałam w życiu. Otulałaś się jego szerokimi połami, jakbyś otulała się bezchmurnym niebem. Kruczoczarne włosy nosiłaś upięte w sposób, w który kiedyś, kilkanaście lat temu, sama też bardzo lubiłam upinać swoje włosy. Spojrzałam się z zachłanną ciekawością, co widocznie Cię speszyło, chociaż musiałaś, musiałaś wiedzieć, że wyglądasz niczym grecka boginka. Nie mogłaś tego nie widzieć, kiedy ubierałaś się rano przed lustrem. Kiedy zakładałaś wielkie srebrne kolczyki i dobierałaś do nich delikatne sandały.
Nie żebym nie rozumiała Waszego speszenia. Kiedy na przejściu dla pieszych czuję skupiony na sobie wzrok rowerzysty czekającego na światłach, pierwsza moja myśl to czy jestem brudna. Czy mam plamę na dekolcie? Czy na czymś siadłam? A może mój nos jest jeszcze większy niż zwykle? Już w domu pytam męża czy wyglądam dzisiaj jakoś dziwnie czy brzydko. Chociaż wychodząc z domu starałam się wyglądać ładnie. Tak samo jak Wy.
Jeśli na Ciebie patrzę, to dlatego, że wyglądasz interesująco. Bo chciałabym wiedzieć kim jesteś, dokąd idziesz, jaką jesteś postacią, nawet jeśli nigdy więcej Cię nie zobaczę. Bo chcę wiedzieć skąd są Twoje buty. Bo są świetne, wiesz? Ale boję się tego powiedzieć. Byłoby wspaniale się nie bać. Do dzisiaj pamiętam dziewczynę, która dziesięć lat temu w metrze skomplementowała moje buty. Od tego czasu sama widziałam dziesiątki świetnych butów, ale nigdy nie odważyłam się niczego powiedzieć.
Zapewne dalej będę milczeć, a Ty, kimkolwiek jesteś, będziesz się dalej peszyć. Ja też będę, kiedy to Ty się na mnie spojrzysz.
Szkoda.