Wieczorem wszystko jest bardziej. Bardziej dramatyczne. Bardziej bolesne. Bardziej istotne. Oprócz mnie, bo ja jestem mniej. Jeszcze mniej niż zwykle.
Wieczorem lęki są większe, a nadzieje mniejsze. Nie czuję w sobie siły. Kiedy każdy dzień jest taki sam, sił i nadziei robi się coraz mniej. Deja vu najgorszego rodzaju.
Wieczorem bardziej nic nie zrobiłam niż rano. Z dniem. Z tygodniem. Z życiem. Przede wszystkim z życiem. Wszystko co chciałam lub chciałabym zrobić pęcznieje i wiem, że jeśli dam radę zrobić cokolwiek, to i tak nie wszystko. A nawet jeśli wszystko, to wciąż za mało. Niewystarczająco dobrze.
Wieczorem wiem, że nic się nigdy nie zmieni i będzie to moja wina. Chociaż i nie moja, bo jakkolwiek bym się nie starała, to i tak nie dam rady zmienić czegokolwiek. Wina Schrödingera.
Są dobre wieczory. Oczywiście, że są. Kiedy taki nadejdzie, za każdym razem nabieram się, że tak już będzie zawsze. Że wygrałam. Z wieczorem i z sobą. Już nazajutrz, najpóźniej dwa dni po, zderzam się z rzeczywistością. Czasami myślę, że te dobre wieczory są tak naprawdę pułapką.
Wieczorem łatwiej się poddać. Ostatnio często się poddaję. Nie jest to ani gorsze, ani lepsze niż bycie dzielną. Raczej takie samo jak zawsze. Nijakie. Moje. Mierne.
W obecnym czasie nie da się już nawet niczym zagłuszyć tych myśli. Od rana przygotowuję się na wieczór.
4 thoughts on “Najgorsze są wieczory”
Najgorsze są popoludnia, między godziną 16 a 19. Czas płynie wolniej, jest taka ciężka, męcząca aura i próbuję po prostu to przetrwać. Najgorzej jak miałam początek moich stanów lękowych, każde popoludnie to była mocna herbata z melisy (nie brałam wtedy jeszcze leków) i wyszukiwanie sobie na siłę zajęcia żeby jakoś to zlecialo. Ale tak jak piszesz, są też fajne popoludnia, a kiedy takie nadejdzie to stwierdzam „wow, życie jest super”.
To jest boleśnie trafne zdanie ” Od rana przygotowuję się na wieczór” . Aż znowu poczułam niepokój. Jako nastolatke każdego wieczoru mdliło mnie ze strachu. Przed strachem, przed porażką. Nic mnie tak w życiu nie cieszy jak to że mam ten okres za sobą. Teraz oczywiście też bywa żałośnie do mocnego bólu, ale to był wyjątkowo obrzydliwy okres
Jeszcze nikt tak trafnie nie opisał tego co czuje wieczorami, zwłaszcza ostatnio.
Najczęściej zagłuszam to internetem lub po prostu ide spać. Jak mam dobry wieczór to czytam aż zasnę.
Trafnie napisane. Sama przez wiele lat tak miałam. Z łzami w oczach próbowałam ułożyć sobie plan jak wszystko naprawić. Jak cofnąć większość lat. Ale wiesz co przestałam tak robić. Nie da się cofnąć życia. Nic nie da gdybanie co by było gdyby. To tylko powoduje większe przygnębienie i coraz większego doła. Wiem, że to nie jest łatwe i wiem, że gadanie głowa do góry, jutro, pojutrze, za miesiąc, za rok będzie lepiej. Ale to jest jedyna nadzieja, że w końcu życie będzie dla nas łaskawe.