Kiedy Terry Pratchett nie był jeszcze pełnoetatowym pisarzem, pisał podobno czterysta słów dziennie. Codziennie. Wieczorem po pracy. A kiedy kończył jedną książkę i zostało mu jeszcze trochę słów, zaczynał kolejną.
Tak przynajmniej twierdzi Neil Gaiman. Nie mamy powodów, żeby mu nie wierzyć.
Czterysta słów to tyle co nic. Czterysta słów da się napisać w kilkanaście minut, jeśli wiadomo co się chce pisać. Jeśli się nie wie, jest to do ogarnięcia w mniej więcej godzinę. Da się napisać czterysta słów z dzieckiem śpiącym na klatce piersiowej. Albo o dwudziestej trzeciej, kiedy wszyscy w domu już śpią. Da się przebrnąć przez nie kiedy w tle słychać irytujący głos Świnki Peppy. Między drzemką i spacerem. W różnych okolicznościach, które wydawały mi się niemożliwe do opanowania.
Wiem, bo teraz też piszę czterysta słów dziennie.
Czasami piszę w bólach, pieczołowicie doliczając każdą skończoną linijkę do sumy słów. Nie mogąc się doczekać kiedy skończę i będę mogła odpalić kolejny odcinek serialu komediowego na Netflixie. Czasami piszę z wypiekami na twarzy i nawet nie zauważam, kiedy jestem daleko poza minimum, bo nie przekazałam jeszcze nawet fragmentu tego co mam w głowie. A im częściej piszę, tym więcej mam w głowie. Każde kolejne czterysta jest troszeczkę łatwiejsze. Nawet jak nie idzie, to wiem, że w końcu pójdzie. I coraz rzadziej myślę „o rany, jeszcze 400 słów”. Coraz częściej „hurra, zaraz się za nie zabiorę”.
Niektórym dobrze robi rutyna, muszą siadać do pracy codziennie o tej samej porze. Niektórzy nie znoszą powtarzalności i zabija ich kreatywność. Nie ma znaczenia, co lepiej działa dla ciebie tak długo jak cokolwiek działa. Moje dni są chaotyczne. Mnie wystarczy samo widmo czterystu nade mną. Sama świadomość, że mam dzisiaj do zrobienia coś, co ma konkretny cel i kierunek.
Czterysta słów to tyle co nic, a jednak to bardzo wiele.
Jeszcze kilka tygodni temu miałam skończone pięć rozdziałów i wielką dziurę w rozdziale trzecim. Od jakichś dwóch lat. Obecnie rozdział trzeci jest skończony. Dobiega końca również siódmy i już wiem co będzie w ósmym i dziewiątym.
Czterysta słów to dokładnie tyle co ten tekst. Rano nie sądziłam, że dzisiaj cokolwiek opublikuję. A przecież to nie jest nawet moje pierwsze czterysta słów na dzisiaj…Wygląda na to, że także nie ostatnie.
Terry Pratchett był rzecznikiem prasowym firmy energetycznej, a dzięki czterystu słowom został Terrym Pratchettem.
Nie wiem kim ja dzięki nim zostanę, ale znowu zaczynam wierzyć, że może jednak kimś.
To jest większa zmiana niż marzyłam.