british-flag-1907933_1920
Picture of Riennahera

Riennahera

Jak wygląda test Life in the UK?

Wszelkiego rodzaju twórcy internetowi nie raz piszą, że dostają mnóstwo pytań o x,y,z. Ja wiem, że wszyscy się z tego śmieją i w ogóle #nikogo. Ale NAPRAWDĘ moja fejsbukowa grupa była zainteresowana tematem, a zatem z dedykacją dla Niej powstał tekst. 

Nadeszła wiekopomna chwila. Po 14 latach w końcu podjęliśmy mężną decyzję. A może raczej pokonaliśmy niechęć do formalności, znaną również jako lenistwo. Postanowiliśmy zająć się sprawami obywatelstwa. Decyzja zapadła w drugiej połowie drugiej połowy 2020 roku. Na marginesie, żaden Brexit nie zmusił nas do aplikowania o obywatelstwo, ale wskutek długofalowych działań, polski rząd osiągnął ten sukces. Jeśli to nie jest osiągnięcie, to nie wiem co nim jest. 

Jednym z niezbędnych elementów aplikacji jest zdany pomyślnie test Life in the UK. Jest tych elementów troszkę więcej, ale dzisiaj nie o nich, a o teście właśnie. To był nasz pierwszy krok. 

Słyszałam na jego temat dużo, chociaż nawet nie wiem skąd. Że jest dziwny, trudny podchwytliwy. Krążą o nim niemal miejskie legendy. Denerwowałam się okropnie. Do tego stopnia, że nie mogłam zasnąć. Ku ogólnej szczęśliwości i polepszeniu jakości snu, piszę zatem wpis. Bo to wszystko była nieprawda. 

Podstawowe informacje

Podejście do testu kosztuje pięćdziesiąt funtów. 

Najcięższym aspektem było samo zarezerwowanie testu i dotarcie na miejsce. Nie wiem czy to kwestia pandemii, ale pod koniec września najbliższą datę znaleźliśmy w listopadzie.  Na wszelki wypadek można zawsze zarezerwować więcej niż jedną datę. Jeśli anuluje się test do trzech dni przed terminem, otrzymuje się pełen zwrot kosztów. My tak zrobiliśmy, rezerwując kolejny termin na grudzień i mogę potwierdzić, że pieniądze wróciły bez problemu. Szybciutko i prosto na konto. 

Z perspektywy Islington, gdzie mieszkamy, test odbywa się na końcu świata. Dostępne są lokacje w Hounslow czy Ilford i jeszcze kilka innych, żadna blisko cywilizacji (tak, to moja subiektywna opinia mieszkanki drugiej strefy metra). Dałam w żłobku znać, że być może nigdy już nie wrócimy i gdyby słuch o nas zaginął, to proszę kontaktować się z emergency contact. Spisaliśmy testamenty, kupiliśmy polisę ubezpieczeniową i wyruszyliśmy. 

Na miejscu…

Bardzo, bardzo, bardzo ważne jest posiadanie przy sobie odpowiedniego dokumentu. Nie ma tutaj możliwości wejścia na gębę ani uśmiechnięcia się do urzędnika. Brytyjczycy tak nie działają, są formalistami i wielbicielami biurokracji (to jest w ogóle osobny temat, bo urzędy w sumie działają dość sprawnie, POZA tym najważniejszym czyli HMRC…). Osoba przed nami nie została dopuszczona do testu bo zapomniała paszportu. 

Jak już znaleźliśmy miejsce i właściwie drzwi, co wcale nie było takie oczywiste, a może w ogóle nie było oczywiste, powitanie było trochę jak przyjęcie do więzienia na filmach. Trzykrotne sprawdzenie dokumentu tożsamości, zdjęcie, pytanie o dane osobiste i cel egzaminu, zdjęcie butów, okazanie, że nie ma się nic ukrytego w pasku, kołnierzyku czy mankietach, w końcu kontrola wykrywaczem metalu. Dobrze, że nie kazali ściągać majtek…Po tym wszystkim składasz podpis, losujesz kluczyk do szafki gdzie wkładasz wszystkie swoje przedmioty (serio, wszystkie) i trafiasz przed przydzielony komputer. 

Obserwując proces w poczekalni, zaczęliśmy z mężem dostawać głupawki i cicho komentować, za co dostaliśmy burę od pani strażniczki…to znaczy pani rejestrującej. Ostatni raz czułam się w ten sposób…hm…nie wiem czy kiedykolwiek. W szkole na klasówce było trochę podobnie. Na dodatek podczas testu krąży po sali urzędnik patrolujący czy aby nikt nie ściąga. Chyba nawet na maturze był większy luz. 

Na szczęście po tym jak odejdzie się od ekranu, wszyscy są już bardzo mili i przyjaźni, życzą dobrego wyniku i uśmiechają się na pożegnanie. 

Po wstępie i opisie otoczenia, przejdźmy do sedna dramatu. 

Sam test…

Składa się z 24 pytań. 

Trzeba zaliczyć 18. 

Jest super łatwy. 

Choć nie do końca mądry.

Przygotowywałam się do niego tydzień, co polegało na czytaniu oficjalnej książki przez ileś tam czasu dziennie, bardziej około godziny niż trzech godzin, wypisywaniu z niej notatek (ja tak się uczę najlepiej, mój mąż wcale nie lubi notatek) oraz robieniu próbnych testów. To zupełnie wystarczyło, bo wszystkie pytania dotyczyły tylko treści książki. Niektóre z nich są bardziej szczegółowe, inne mniej i jednak zdecydowanie trzeba tę książkę przeczytać, bo wspominane są w niej konkretne osoby, zupełnie nieinteresujące dla przeciętnego człowieka (np. założyciel pierwszej hinduskiej restauracji w Wielkiej Brytanii…), ale ogólnie trudno nie jest. 

Sama zastanawiałam się tylko nad dwoma, bo nie pamiętałam kim był Elsgar (ale zaznaczyłam dobrze, że kompozytorem) i jak dokładnie leci początek hymnu Zjednoczonego Królestwa (i też zaznaczyłam dobrze, podśpiewując sobie pod nosem i sprawdzając, która z opcji wyboru brzmi mi najlepiej). Mój mąż zastanawiał się o jakich kwiatach pisał Wordsworth i zaznaczył źle ( do końca życia będę mu wypominać te żonkile, CO ZA WSTYD). 

W centrum robi się test na komputerze i ma się na niego czterdzieści pięć minut. Ja skończyłam w dwanaście minut, łącznie z dwukrotnym sprawdzeniem całości i bardzo uważnym, wielokrotnym czytaniem treści każdego pytania. 

Wynik testu otrzymuje się na maila niemal natychmiast. My zdaliśmy. Chociaż nie wiem, czy można powiedzieć, że ktoś zasłużył na obywatelstwo z tak niewielką wiedzą na temat żonkili…

I to by było na tyle. 

Na pewno nie warto się nim denerwować.

Sprawdziłabym tylko dziesięć razy jak dojechać do “centrum” egzaminacyjnego, które przypominało raczej ukryte biuro/melinę, w którym robi się jakieś nielegalne biznesy, ale poza tym nie ma czym się denerwować. 

Zdawaliście? Zdaliście? Zamierzacie zdawać? Jakieś pytania?

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top