szczesliwamatka
Picture of Riennahera

Riennahera

Kiedy zaczęłam być szczęśliwa jako matka?

Być może Tobie też mówiono, żeby cieszyć się każdą chwilą, bo dzieci rosną tak szybko i za chwilę będą duże.

We mnie wywoływało to wielkie poczucie winy.

Kiedy dziecko budziło się w nocy co półtorej godziny, kiedy miało sesje jedzenie trwające pięćdziesiąt minut, kiedy spało tylko na mnie, kiedy płakało zawsze w czasie obiadu i nie można było jej wtedy odłożyć.
Mnie chciało się uciekać, wyzwolić, płakać. Myślałam tylko kiedy to się skończy. I czułam się najgorszą osobą na świecie. Przecież sama chciałam. Przecież mam zdrowe, piękne dziecko. Dlaczego nie jestem najszczęśliwsza na świecie i nie płynę na fali miłości? Dlaczego chciałabym przyspieszyć czas?

Jedna z moich znajomych powiedziała mądrze, że lata mijają szybko, ale dni ciągną się długo. Dokładnie tak się czułam przez pierwszy rok życia starszej córki.

Być może nie każdy jest stworzony do uwielbiania noworodków i niemowląt.

Chodzące i mówiące kilkulatki sprawiają mi o wiele więcej radości.

Kiedy mogłam wreszcie przestać martwić się syndromem nagłej śmierci łóżeczkowej, kiedy dziecko w końcu potrafiło powiedzieć, że boli, pić, pielucha, spać, odżyłam. I choć często mam dość krzyków, kłótni i hałasu, to równie często mam ochotę wrócić do domu, przytulić córki, siąść z nimi na kanapie i oglądać razem pod kocem Grincha po raz ósmy.

Kiedy przestałam żyć w ciągłej panice, że na pewno wszystko robię źle i je popsuję, zaczęłam się nimi dużo bardziej cieszyć. Wciąż miewam momenty, że chcę uciec i marzę tylko, żeby wreszcie zapanowała cisza. Ale czasami płynę na falach miłości. Być może nie mówię o tym zbyt wiele, bo nie jestem bardzo ekspresyjna w wyrażaniu zachwytów. Ale czuję to.

A już odrzucenie wózka…o rany. Ze starszą córką można mieć już prawdziwy dziewczyński czas. Możemy bez problemu siedzieć u góry w autobusie i obserwować świat. I mieć ciekawe rozmowy, w których mała rzuca żartami i sarkazmem na prawo i lewo.

Teraz wiem, że jeszcze zatęsknię za maluszkami, które ledwo mówią, ze wszystkiego się śmieją i są takie pocieszne i słodkie. Ale będę tęsknić za kilkulatkami, nie za niemowlętami. Bo niemowlęta to po prostu nie moja broszka. I to jest normalne i ok.

Leki to nie porażka

Zaczęłam brać leki, kiedy młodsza córka miała trzy miesiące. Zadzwoniłam do lekarki i powiedziałam, że mam ochotę rzucać mięsem, uciec i nie żyć, kiedy słyszę krzyki. Dostałam leki od ręki. Jestem na nich do dzisiaj i sobie chwalę. Problemy, które gnębiły mnie od czasów nastoletnich i na które nie pomogły terapie (chociaż pomogły na zrozumienie swojego życia, co jest cenne), zostały opanowane.

Leki nie działają tak samo dobrze na każdego, ale mogę mówić tylko za siebie. Dla mnie były jedną z najlepszych decyzji w życiu.

Czy krzyki dzieci przestały mi przeszkadzać? Nie. Ale przestało mi być na ich dźwięk niedobrze, przestałam chcieć krzyczeć, uciec i nie żyć.

Nie każda z nas potrzebuje leków na ciężkie początki z noworodkiem. Niektóre potrzebują cierpliwości, zrozumienia i przeczekania. Niektóre nie potrzebują niczego, bo to dla nich najlepszy czas życia. Niektórym pomogą leki.

Po co to piszę?

Kiedy napisałam ostatnio tekst o macierzyństwie, komentarze podzieliły się na dwie grupy. “Jak dobrze, że o tym piszesz” versus “ale żenada, przecież każdy to wie”. Serio, każdy? Serio, depresja poporodowa nie jest problemem? Serio w XXI wieku nie jesteśmy w macierzyństwie bardzo często samotne i nieprzygotowane do radzenia sobie z natłokiem uczuć? Pięć lat temu doceniałam każdy tekst, który dodawał mi otuchy, że nie jestem najgorsza. Bo mimo wszystko wciąż królowały treningi snu, a powszechnie dostępne książki przekonywały, że jeśli moje dziecko chce jeść w nocy, to jest to moja porażka wychowawcza. Wtedy pomogły mi internetowe znajome (w sensie poznałyśmy się dzięki internetowi, ale osobiście też): Sara Ferreira, Segritta, Natalia Tur. Rozmawiałam z nimi przez telefon i wyżalałam się. Dziwiłam się jak one ogarniają, kiedy mi nic nie idzie.

Dodatkowo wyrzucałam sobie, że nie przekwalifikowałam się, nie założyłam własnego biznesu, nie wypuściłam produktu, nie jestem na urlopie macierzyńskim matką sukcesu. Dodatkowo przesiaduję codziennie w kawiarni z koleżankami, żeby mieć powód do wyjścia z domu i przewietrzenia siebie i dziecka. A przecież nie zasługuję na to.

Niby to wszystko frazes, a wciąż czytam wypowiedzi dziewczyn, które wyrzucają sobie to samo, co ja wtedy. Więc chyba jednak nie jest to takie oczywiste dla każdego.

Teraz ja też ogarniam, przynajmniej większość czasu. Może będę czyjąś internetową znajomą.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top