Co robi się mając nad sobą dedlajn? Wszystko inne niż trzeba, oczywiście. Pranie, sprzątanie, treningi, odwiedziny u znajomych nie widzianych od pięciu lat oraz wolontariat w schronisku dla zwierząt…
No, no, przesadzam. Oczywiście. U mnie póki co ogranicza się to do przeglądania zabawek dzieci i wyrzucania już niepotrzebnych oraz do pisania tego tekstu.
Mogło być gorzej.
1
Kiedy Kasia Czajka-Kominiarczuk żaliła się swego czasu w social mediach, że chciałaby mieć moment życia bez pisania żadnej książki, nie rozumiałam jej. To było w okolicy premiery “Elfów Londynu” i uważałam, że pisanie książek to najwspanialsze zajęcie na świecie.
Minimalnie zaczynałam to rozumieć w okolicach pisania “Anglii. Czasu na Herbatę”. Bo była to innego typu książka, dużo sprawdzania faktów, czułam ją bardziej jako pracę. Ale sam fakt, że to druga książka, że ktoś we mnie dalej wierzy, motywowało mnie. Pokażę światu, co jestem warta!
Teraz czuję to całą swoją osobą. Zawsze, gdy siadam do pisania.
2
Nie chciałabym, żeby ktoś pomyślał, że nie lubię tej książki. Wręcz przeciwnie. Uważam postaci za fajne, historię za lekką, ale wystarczająco wciągającą, myślę, że może się spodobać. Ma najlepsze cechy “Elfów Londynu” (jeśli ktoś mi powie, że nie czuje tu klimatu Londynu, to polecam zdzielić się w głowę dzbankiem herbaty, może to pomoże) i chyba nie posiada ich gorszych cech.
Ale sam fakt, że mam deadline, że to nie jest projekcja moich dziecięcych fantazji, tylko historia wymyślona na świeżo, że nie muszę już udowadniać, że mogę wydać książkę, a raczej, że nie jestem grafomanką (choć to może nigdy nie zostać udowodnione) – nie mam tej samej lekkości tworzenia.

3
To teraz przejdźmy do pozytywów sytuacji.
Czuję bardziej niż kiedykolwiek, że postaci żyją swoim życiem. Niektóre ramy, w które ja chciałam je wcisnąć, same popękały i postaci poszły w inną stronę, niż myślałam. Oczywiście, wynika to ze mnie, bo nie wierzę w karykaturalnych złoli i czarne charaktery muszą mieć dobre powody do podejmowania okrutnych decyzji. Ale tak, historia zaczęła się tak jak wymyśliłam, ale skończy się inaczej. Do fabuły wbiła się postać, której na początku w ogóle nie planowałam. A teraz jest i się panoszy.
To wielka zagadka tworzenia.
4
Człowiek ma ograniczoną ilość słów w głowie. W mojej głowie to około 1000 słów dziennie. Jeśli napiszę 800 słów powieści, to już nie dam rady napisać tekstów na blog. Jeśli cały dzień piszę dla portalu, nie mam więcej słów na powieść.
5
Po raz trzeci spełniam marzenie. Po raz trzeci mam być na półkach w księgarniach. Po raz trzeci premiery, promocje i inne cudowności.
Czy czuję, że “I made it”?
Czy czuję się kobietą sukcesu?
W ogóle.
6
Krytyka powieści boli o wiele bardziej niż krytyka non-fiction. W przypadku non-fiction, wiem, że wykonałam robotę, każda statystyka jest poparta źródłami. Pod wszystkim, co napisałam, mogę podpisać się obiema rękami, bo to przeżyłam. A jak ktoś ma z tym problem – to jego problem, nie mój.
Powieść to jednak moja wyobraźnia, moje miękkie podbrzusze i tak, boję się o wiele bardziej.

7
Z jeszcze kolejnego punktu widzenia – to fajne uczucie, napisać opowieść, która nie siedziała mi w głowie od zawsze. Wymyślić całą historię do kilku zadanych wątków. To chyba świadczy, że mogę mieć w sobie pisarkę.
8
Uznam za dobry znak, że w każdej opowieści dziejącej się w czasach wiktoriańskich, znajduję jakiś wspólny motyw z moją nową książką. To zbiór moich fantazji o tej epoce, wymieszany z moją historyczną wiedzą. Ja bym czytała 😉
9
Na studiach chyba tylko kilka razy zdarzyło mi się nie iść na imprezę, BO ESEJ. To znaczy, wydaje mi się, że musiało się to zdarzyć, ale szczerze mówiąc nie pamiętam dokładnie takiej sytuacji. Tylko zakładam, że przez pięć lat musiała mieć miejsce.
W przypadku tej książki wyczyściłam z kalendarza niemało spotkań, niemało treningów, niemało razy powiedziałam, że coś będzie możliwe “jak skończę książkę”.
Mam nadzieję, że odbije się to jakoś, jakkolwiek, na jakości historii 😛
10
Czy napisałam, ze fajnie byłoby nie pisać jakiś czas żadnej książki, ale już lękam się o to, czy ktoś zechce wydać czwartą? Oczywiście. Czy fakt, że nie mam umowy na czwartą, sprawia, że boli mnie brzuch z nerwów? Czasami tak. Czy jestem w swoich uczuciach spójna? Oczywiście, że nie.
Kiedy będąc młodą nastolatką marzyłam o zawodzie pisarki, powinnam była się puknąć w czoło. To jest dość wymagający emocjonalnie zawód dla osób z mocno wahającym się poczuciem własnej wartości i galopującym syndromem oszusta.
The joke’s on me.
Zdjęcia Ania Hrycyna