Dramatyczne zamykanie bloga było swego czasu w dobrym tonie. Mnie samej zdarzyło się przynajmniej ze dwa razy.
To była epoka, gdy blogi czytali wszyscy, instagramy czy fanpage były tylko dodatkami. Wielkie hasła typu ODCHODZĘ czy POTRZEBUJĘ PRZERWY robiły wrażenie.
Czasy się zmieniły.
Nie tylko technologicznie, choć oczywiście pięć czy dziesięć lat to są całe wieki w naturze internetu.Blogów prawie się już nie czyta, chociaż co chwilę pada gdzieś stwierdzenie, że wracają. Nie jestem pewna. Niemal wszystkie, które ja czytałam, przestały istnieć.
Kiedy założyłam Riennaherę, była moją odskocznią. Przez wiele lat prac, które nie były spełnieniem moich marzeń, ani nawet nie stały obok moich ambicji, mogłam tu właśnie wyżywać się w słowach, w których najbardziej czułam się sobą.
Założyłam to miejsce mając 21 lat, całe życie temu. Byłam młodziutką, niepewną siebie studentką. W międzyczasie dorastałam, blog był w sporym stopniu zapisem tego procesu. A także radzenia sobie z życiowymi trudnościami. Prace, przeprowadzki, trudności społeczne to jedno, depresja, a potem poronienie czy początki rodzicielstwa – drugie.
Przez kilka ostatnich lat zarówno życie jak i podejście do niego zmieniło się u mnie o 180 stopni. Na…lepsze. W większości aspektów. Na pewno odpadła depresja, która leczona ma się dobrze. To znaczy, depresja ma się źle, ja mam się bardzo dobrze.
Gdyby nie Riennahera, nie byłabym tu, gdzie jestem.
A jestem autorką trzech książek. Może wkrótce czwartej. To na pewno nie koniec.
Dostałam dzięki internetowej działalności pracę, w której piszę i tworzę treści za pieniądze.
Mam podcast.
Szybkie myśli trafiają zwykle na Instagram.
Jest mnie już na tyle dużo, że zanikła moja potrzeba dzielenia się długimi tekstami na blogu. Moje poglądy dobrze wybrzmiewają już w podcaście, wiele ważnych słów trafiło do książek. Nawet, gdy jest się osobą mającą w sobie dużo treści, to nie mam ich nieskończonej ilości.
Poza tym nie czuję już potrzeby wyrażania siebie w sieci jak kiedyś. To bardziej narzędzie niż cel sam w sobie. Nie mam już potrzeby chowania się w biurowej toalecie, żeby pooglądać instagram. Czasem mam potrzebę schowania się z książką, żeby nie musieć patrzeć na Instagram.
Nie szukam wsparcia w trudnych chwilach, bo radzę sobie z nimi o wiele lepiej, mam wsparcie w ludziach obok mnie, a może i te chwile są o wiele łatwiejsze. Może po prostu jestem w dobrym miejscu, zwłaszcza mentalnie.
W dobie social mediów będących wielkimi korporacjami, mamy świadomość, że własne miejsce w sieci jest ważne. Gdyby jutro Meta przestała istnieć, wciąż miałabym coś swojego. Dlatego nie zamykam bloga. Ba, nie robię sobie nawet od niego przerwy, nie zawieszam, chociaż częstotliwość zrobiła się taka, jakbym zawiesiła…
Choć uważam, że moja szerokopojęta kariera jest w najlepszym miejscu od lat, przyznam, że chwilowo brakuje mi blog pomysłu. Nawet podsumowania miesięczne zaczęły mnie nudzić.
Do niedawna zapisywałam sobie w notesie, że w każdym tygodniu powinny tu być trzy nowe teksty. I w żadnym tygodniu mi to nie wychodziło. Bo…po co te trzy teksty, kiedy znacznie więcej osób czyta moje krótkie posty?
Co dalej?
Za kilka miesięcy kolejna książka, dogaduję plany na czwartą. Chcę napisać dwa e-booki. Mam co robić.
Ale co dalej z blogiem, to nie wiem. Pożyjemy zobaczymy. Jak zawsze.
Zdjęcie Ania Hrycyna