Marta Dziok-Kaczyńska

Jak radzę sobie z zazdrością?

Picture of Marta Dziok-Kaczyńska

Marta Dziok-Kaczyńska

Dopadła mnie ostatnio zazdrość. Zdarza się. Chociaż rzadziej niż dawniej…co wynika pewnie z faktu, że niezaprzeczalnie mam dobre i wygodne życie, które na dodatek lubię i doceniam.

Hejterzy stwierdzą, że tylko tak mówię, jednak musiałabym być zepsutą idiotką nie doceniając, że nie muszę zastanawiać się jak opłacę rachunki i czy na wszystko starczy. Będąc zdrową i mając zdrową rodzinę. Posiadając całą listę problemów, z których niemal wszystkie są problemami pierwszego świata. Czuję się szczęściarą.

ALE…

Czasem inni mają wszystko tak jakoś „bardziej”. Niektórzy znajomi pokazują zdjęcia z wyjazdów i podróży, na które w tej chwili nie mam szansy. Inni są na eventach, na których chciałabym być, ale mi w tej chwili nie po drodze. Lub też nigdy nie dostanę na nie zaproszenia. Są dziewczyny piękne i zgrabne jak dzieła sztuki, są świetne domy i mieszkania z posprzątanymi wnętrzami. Czyste i grzeczne dzieci. Osoby, które nie muszą w ogóle myśleć o pieniądzach. Osoby, które znalazły świetne sposoby na ich zarabianie. I pięknie im rosną kwiaty w domu.

Czasami cieszę się tylko fajnymi życiami innych i kibicuję, czasami kibicując czuję ukłucie.

Zazdrość to jeden z grzechów głównych, ale stwierdzenie, że nigdy niczego się nikomu nie zazdrości trąci mi z kolei pychą. Będę się zatem trzymać jednego grzechu, wystarczy.

Wiem, że mam być za co wdzięczna i mam być z czego dumna. Wiem, że moje życie dziś jest spełnieniem wielu pragnień z przeszłości. Tylko to jak na terapii – sama wiedza, zrozumienie mechanizmów i racjonalizacja nie sprawiały, że przestawałam czuć moje uczucia.

Wiem, że w tym roku już przeżyłam dużo wspaniałości i przeżyję więcej. Kiedy sama będę żyć moim najlepszym życiem, zapomnę o tym miejscu, tych emocjach.

Może chodzi po prostu o porównywanie własnego zaplecza z czyjąś sceną w social mediach. Może nawet nie chciałabym tak naprawdę tego wszystkiego, bo gdyby mi się przytrafiło, nie cieszyłoby mnie, nie byłoby dla mnie. Prawdopodobnie nie jestem w stanie włożyć wysiłku, który niezbędny jest do wielu z tych pięknych obrazków, które oglądam. Nie można mieć wszystkiego, zawsze, ciągle, w tym samym czasie co inni. Nawet Taylor Swift grała swoją największą trasę ze złamanym sercem.

Cieszy mnie bardzo, że mogę obecnie być w zadumie nad tym uczuciem i przeżywać je na spokojnie, bez wielkich emocji. Bez załamywania się i umierania. Jako bardzo młoda osoba wpędzałam się zazdrością w nastroje depresyjne, czułam niechęć do osób, którym zazdrościłam i przytłoczenie. Dlaczego nie ja? Przecież ja też bym mogła, umiała, chciała. Obecnie zastanawiam się czego mogę się od nich nauczyć i czy naprawdę mi się coś podoba czy tylko wizja takiego życia jest ładna. Bo nie moja. Bo inna.

Bardzo wierzę w stwierdzenie, że jeśli jest się najmądrzejszą osobą w pokoju, to trzeba zmienić otoczenie. Dlatego też cieszę się, że moje otoczenie nie pozwala mi się tak czuć, zarówno w Internecie jak i w realu. Jednocześnie gdzieś tam w tyle głowy gra tekst Pidżamy – „nigdy ostatni i nigdy pierwszy, hej to chyba śni ci się życie”.

Podoba Ci się? Udostępnij ten post

Riennahera

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska

Riennahera​

Prowadzę blog, podcast „Korespondencja z Londynu” oraz aktywnie działam w mediach społecznościowych. W Wielkiej Brytanii mieszkam od 2006 roku. Studiowałam historię i filmoznawstwo na Uniwersytecie w Glasgow. Przez wiele lat pracowałam w brytyjskiej prasie, obecnie jestem dziennikarką portalu polonijnego. Wydałam książki fantasy „Elfy Londynu” i „Podróżniczka” oraz non-fiction „Anglia. Czas na Herbatę” i e-book „Londyn z Riennaherą”. Mieszkam w Londynie z mężem i córkami.