Postanowiłam zatem raz na jakiś czas podzielić się z Wami filmami, które lubię i z czystym sumieniem polecam. Nie jestem filmową wyrocznią, ale jakoś tam się na kinie znam, mój dyplom licencjacki Film and Television Studies dumnie kurzy się na półce.
Tytuły będę porządkować tematycznie. Na pierwszy rzut gatunek, który uwielbiam, czyli science fiction i/lub fantasy. Nie jest to to samo, ale liczę, że wybaczycie przemieszanie. Nie spodziewajcie się też poniżej listy naszpikowanych najnowocześniejszymi efektami komercyjnych produkcji typu 'Avatar’. Moja fantastyka jest (w większości) stara i bardziej niż na efektach opiera się na specyficznej poetyce.
Filmy, które poniżej prezentuję, oprócz dobrej fabuły/reżyserii/aktorstwa/zdjęć/etc cechuje jeszcze jedno – w większości z nich występują bardzo, bardzo przystojni mężczyźni 😉
10 znakomitych filmów science fiction/fantasy
(kolejność przypadkowa)
Star Wars (1977-1983)– nie będę obrażać Czytelnika wyjaśnieniami. Rozumie się samo przez się (Han Solo, no nie? 😉
Dune (1984) – Mój dobry kolega tłumaczył mi kiedyś, na czym polegał błąd producentów Diuny. Chcieli mieć kasowy film z młodym obiecującym reżyserem, który zrobi wszystko tak, jak będą chcieli, zatrudnili więc Davida Lyncha. Nie wiedzieli tylko, że zatrudnili Davida Lyncha. Zgrabne uchwycenie problemu. Film oczywiście okazał się kolosalną klapą, dzisiaj jest kultowy. Mała rada: ujeżdżanie wielkich pustynnych czerwi, latające kombinezony i Stinga walczący z pięknym, przepięknym Paulem Atrydą (Kyle MacLachlan, jeden z moich ukochanych aktorów), to wszystko lepiej ogląda się po spożyciu. No wiecie, the spice must flow.
Enemy Mine (1985) – film o dwóch pilotach z walczących ze sobą ras, którzy podczas bitwy w kosmosie lądują awaryjnie na tej samej planecie i chcąc nie chcąc muszą ze sobą współpracować, aby przeżyć. Oczywiście łatwo przewidzieć, że niechęć zamienia się w przyjaźń, a cały film kończy się pięknie. Dlaczego warto? Bo to w sumie przyjemna opowieść o tym, że możliwa jest miłość między gatunkami (i tu mała niespodzianka, bo nie chodzi o miłość między dwoma pilotami;) i jak ta miłość rodzi zgodę. Plus Dennis Quaid (mrau).
Lord of the Rings (2001-2003) – kto nie płakał po Gandalfie i nie wylewał łez nad zdradzonym Gollumem, ten nie jest człowiekiem (i ilu tam gra pięknych mężczyzn!).
Niekończąca się Opowieść (1984) – Piękna historia o wyobraźni i nadziei, której przesłanie z wiekiem rozumiem coraz lepiej. Wyprawa w celu uratowania Cesarzowej to tak naprawdę wyprawa wgłąb siebie, walka z Nicością i jej sługą Gmorkiem to walka z własną słabością i rozpaczą. Rozmowa Atreyu z Gmorkiem za każdym razem ściska mnie za serce.
2001: Odyseja Kosmiczna (1968)– Film, w którym właściwie nic się nie dzieje. Głównym bohaterem jest kosmiczny klocek, który przybywa na Ziemię i sprawia, że małpy zabijają tapiry. Fenomenalna, oscarowa rola klocka, przez którego nie mogłam zasnąć, a w nocy przerażał mnie widok drzwi w ciemności, bo kształtem przypominały klocek. I dramatyczna kreacja aktorska tapira upadającego na glebę. Ale warto. Bez ironii.
Alien (1979) – pierwszy Alien to majstersztyk. Każdy kolejny był przynajmniej bardzo dobry. Policzcie, ile minut w pierwszej części nasz kosmita jest na ekranie, a ile minut boimy się go, chociaż wcale go nie ma. To oczekiwanie jest gorsze niż sam widok zaślinionego pyszczydła. No i główna rola kobieca czyli feminizm w kosmosie.
Blade Runner (1982) – Rozważania nad istotą człowieczeństwa w cyberpunkowej scenerii. Ale przede wszystkim jedna z najseksowniejszych scen w historii kina, pościg Łowcy granego przez Harrisona Forda za androidem Rutgerem Hauerem. Science fiction nigdy wcześniej nie było tak piękne ( bo potem, oczywiście, Kyle Machlachlan zagrał w Diunie ;).
Park Jurajski(1993) – Pierwszy film, na który czekałam w dzieciństwie z wypiekami na twarzy. Spełnienie marzeń. Oto moje ukochane dinozaury jako żywe biegały po ekranie i zjadały ludzi. Nie szkodzi, że pomysł na sklonowanie był dość niedorzeczny (ich DNA do dzisiaj jest nieosiągalne). Wciąż płaczę ze wzruszenia, kiedy dr Grant (Sam Neil – mrau) po raz pierwszy widzi brachiozaura. I ta muzyka!
Waham się, czy dziesiątym filmem powinny być przygody księżniczki Fantaghiro czy Legend z młodym Tomem Cruisem. Możecie pomóc rozstrzygnąć dylemat 🙂
Macie własne typy?
27 thoughts on “Riennahera poleca – 10 filmów science fiction/fantasy”
Doctor Who. Co prawda nie jest to film, ale i tak bym go tutaj wcisnęła. Dobra dawka sci-fi. W końcu czego chcieć więcej? Główny bohater, który nawiasem mówiąc jest Władcą Czasu, podróżuje w czasie i przestrzeni swoją niebieską budką policyjną, która jest „bigger on the inside”. Z roku na rok coraz bardziej zakręcone scenariusze. Kultowy serial jednym słowem. 🙂 A motywu przewodniego z Niekończącej się opowieści do końca życia nie zapomnę pewnie. 🙂
Carol
Seriale to osobna para kaloszy, mogłabym chyba drugą taką listę zrobić.
Fantaghiro była tak idiotyczna, że aż fajna. Podejrzewam, że dziś nie byłabym w stanie oglądać jej bez wcześniejszego spożycia. Alien to mój ulubiony film s-f ever oraz mój ulubiony film girl power/kobiecy/feministyczny – nie rozumiem dlaczego Ripley nie jest idolką młodych kobiet (zamiast pind w stylu Carrie Bradshaw).
Niekończąca się opowieść to film chyba najczęściej puszczany nam na okienkach w podstawówce – obok Świni Babe i Speeda. Kocham ten film.
Nie rozumiem dlaczego SW są tak kultowe (bo obejrzałam już po 20.), ale i tak oglądam za każdym razem jak puszczą w TV. Tak samo nie rozumiem potęgi pierścienia (bo przeczytałam po 20.)
Poza tym bardzo podoba mi się Twoja lista i czekam na więcej. 🙂 Dawaj filmy o średniowieczu!!
Star Wars to 6 filmów. Władca pierścieni i niekończąca… to nie s-f
W tytule nie dopisałam '/fantasy’, ale w tekście już jest. Wiem ile filmów składa się na Star Wars, wymieniłam (daty) tylko te, które mnie interesują.
Nie chodziło mi o daty tylko o liczbę filmów;)
Zresztą z Władcą jest podobnie.
Nie rozumiem o co to całe czepialstwo – ja wiem ile tych filmow było, riennahera wie i Ty również, jeśli ktoś nie wie to sobie wygugluje lub nie i z braku tej wiedzy nie padnie jak rażony gromem. Nie widzę sensu w wytykaniu takich drobnostek, właściwie to sobie w tym momencie możesz wytknąć małostkowość i czepialstwo. To nie praca naukowa tylko blog – z iskrą i poczuciem humoru;)
Cyba jednak Legenda… Fantaghiro też wymiata, ale przez ten włoski dubbing w tv źle mi się oglądało. No i było tu dużo więcej magii i fajnych stworków:) Ale jednak Romualdo wygrywa z Cruisem:)
Jaki dubbing? Włoski to przecież język oryginału!
wiem że to włoski film. Ale jakoś zawsze wydawało mi się że dźwięk jest podłożony. Obejrzałam teraz fragment na youtubie i ruch ust niezupełnie pokrywa sie z dźwiękiem, może po prostu dodali go poźniej i wygląda jak dubbing
W sumie w tamtych czasach podkładanie głosu później jeszcze się zdarzało. W polskich filmach to się zdarzało nawet później – po 2000 roku zauważyłam tę metodę w jednym z odcinków Plebanii (sic!), niby ruch ust zgadzał się dźwiękiem, ale i tak coś było nie tak. Strasznie drażniące (prawie jak wklejanie ludzi na tło, najlepiej w samochodzie, na starych filmach – m.in. przez to męczą mnie filmy z lat 50.-60.:D). Muszę sobie puścić fragment Fantagiro i sprawdzić:)
Nienawidziłam Star Wars. Kiedy miałam z siedem lat, mój młodszy brat namiętne oglądał po 2 części dziennie w kółko. Nie mogłam oglądać Zbuntowanego Anioła, moje dziecięce serce pękało. Kilka lat później, tato zabrał brata i mnie na ostatnią premierę Gwiezdnych Wojen, kiedy na własne oczy zobaczyłam Vadera (poprzebierani fani:D) zrozumiałam, że jest to miłość od nie-pierwszego wejrzenia! Dziś Star Wars jest jedyną serią science-fiction, która znam, szanuję i lubię 🙂
Oczywiście, że Fantaghiro!:D
I ja już wiem dlaczego nas tak do siebie ciągnie:D to ta miłość do fantastyki:D i kiziacznych ciuszków;)
O Star Warsach to ja nic nie mówię, bo to moja najukochańsza gwiezdna saga jest:) Potem Obcy (swoją droga nie mogę się już doczekać premiery 'Prometeusza’ w którym to sporo jest nawiązań do naszego ulubionego, kosmicznego 'paszczura’):D
Na Enemy Mine spłakałam się chyba z bazylion razy, piękny film:)
Niekończąca się opowieść to z kolei film mojego dzieciństwa, kiedy to razem z mamą z namiętnością go oglądałyśmy:) Płakałam na nim z resztą też:)
A na park Jurajski, pamiętam, zabrał mnie do kina tata:) I wtedy też miała początek moja wielka miłość do Sama Neila, która wzmocniła się jeszcze bardziej po tym jak zagrał Merlina.
Władcę Pierścieni ukochałam sobie stosunkowo niedawno, jednak mimo to zajmuje już wysokie miejsce jeśli chodzi najbliższe sercu filmy:)
A! I też bałam się odysejowego klocka:P
Jedynie Dune’y nie lubię:( ale to co tam;)
Zabrakło mi Harrego Pottera jeszcze:) Wszak ciągle czekamy na list do Hogwartu;)
Fantaghiro! Dopisuję się do fanklubu, włoski dubbing nie był taki zły, niemiecki byłby gorszy 😉
BTW nie wiem czy do końca pasuje, ale Planeta Małp (w końcu bohater ląduje w przyszłości), tylko stara wersja, nie ta nowa z koszmarną obsadą.
fantaghiro!
Nie wybaczyłabym Ci, gdybyś nie wymieniła Obcego. Natomiast czwartą część wyłączyłabym z tych „bardzo dobrych”, w ogóle dla mnie to już nie ten sam Obcy, przeładowanie efektami specjalnymi i Winona niezbyt potrzebna.
Od siebie polecam Beyond the Black Rainbow, film sci-fi z 2010 roku a oglądając go, ma się wrażenie, jakby powstał w latach 80 XX wieku, jak dla mnie po prostu majstersztyk !
a tu trailer: http://www.youtube.com/watch?v=Q1ertVYn750
też lubię Fantaghiro! Najbardziej urzekły mnie gadające kamyczki- zupełnie odmienne od Głazojadów z NES.
Apropos Legend to teraz właśnie leci w TV
Faramir i Boromir. Mrrrrr.
Fanthagiro!
ja podziwiam film Alien!! co jak co, ale mogę go oglądać milion razy i nie jest w stanie mi się znudzić!!;-) mimo, że film powstał wieki temu, to po dziś dzień budzi podziw i szacunek! Alien to dzieło wszechczasów!!!
2001: Odyseja Kosmiczna (1968) ponaczasowy!!! zwłaszcza że ten film powstał w 1968 roku oglądając go w 2009 nie miałam wrażenia zaprzeszłości…i może w nim się nic nie dzieje ale tak narastająca atmosfera w tak mistrzoskim wykonaniu bez zbędnych wybuchów i zwrotów akcji jest wizytówką Kubricka…takie filmy nie często są popełniane !!!
Zupełnie zgadzam się co do atmosfery, a to, że się w nim nic nie dzieje, a wciska w fotel i sprawiał, że nie mogłam spać w nocy (i to nie jako dziecko, a dwudziestolatka) świadczy jedynie o geniuszu reżysera. Zresztą ostateczne 'spotkanie’ z Monolitem jest tak psychodeliczne i przerażające, że bardziej się chyba nie da. A przecież w sumie nic się nie dzieje.
Ja z klimatycznych staroci polecam The Thing. Więcej najlepszych filmów science-fiction możecie znaleźć tutaj: http://www.swiatkowski.net/index.php?option=com_content&task=view&id=67&Itemid=38
Tak, The Thing to też absolutna klasyka. Bardzo się bałam 🙂
Event Horizon zabrakło. I pierwszej części Matrixa.
A 'Bliskie spotkania trzeciego stopnia’? No może, to nie jest klasyczny film sci-fi, czy fantasy ale trzeba przyznać, że też jest niezły.
I może jeszcze 'Autostopem przez Galaktykę’, chociaż to bardziej komedia.
Jedynym filmem z tego zestawienia, który kompletnie mi się nie podobał to '2001: Odyseja kosmiczna’- końcówka, której nie da się obejrzeć na trzeźwo, zniszczyła mi całą radość z oglądania filmu.
Za to ponad życie kocham 'Niekończącą się opowieść’ <3
http://www.i5gm.com/魔域开区sf一条龙开区服务
魔兽私服开区一条龙服务 http://www.i5gm.com/