




Photos by me
Jeśli ktoś lubi vintage, Londyn to raj na ziemi. A Brick Lane to najwyższy krąg niebios, w którym zastępy aniołów krążą dookoła wieszaków z wełnianymi swetrami i starych butów śpiewając radosne pieśni.
I są te sklepy ładne i miłe i nawet kiziaki sprzedają. Ale piękny sklep z nastrojowym wystrojem, pieczołowicie selekcjonowanym towarem (za który płaci się odpowiednio, ceny są na poziomie Topshopa) i hipsterskimi sprzedawcami ma się nijak do lumpa naprzeciwko Stoczni Gdańskiej, gdzie jako szesnastoletnie pacholę chodziłam grzebać po lekcjach i znajdowałam płaszcz Burberry za 20 zł albo sweter życia za 5 zł. Wiem, że w tym lumpie był grzyb na ścianach i waga spożywcza z odważnikami. Wiem, że klasyczna, czarna plisowana spódnica leżała pod stertą śpioszków, obrusów i bluz dresowych. Ja to wszystko wiem i rozumiem, że nadchodzi nowe i lepsze. Ale jednak tęsknię.
PS W miejscu mojego podejrzanego lumpa jest teraz jeszcze bardziej podejrzany bar.
25 thoughts on “Brick Lane vs Wały Piastowskie”
w Krakowie się trochę tradycyjnych lumpów ostało i fajnie jest czasem tam pogrzebać 🙂
W pełni rozumiem co masz na myśli. Przy wejściu do najczęściej odwiedzanego przeze mnie lumpa wisi kartka „osobom nietrzeźwym wstęp wzbroniony” co chyba mówi dużo o hmmm atmosferze tego przybytku
Solidaryzuję się w kwestii rodzimych lumpów. Z jednej strony są strasznie urządzone(czasem aż bolą oczy), ale jest w nich tak swojsko, że wybaczam brak hipsterskiego nastroju i nadmiar starych bab, które trzeba omijać grzebiąc po wieszakach 😉
Ja wciąż chodzę do lumpa w bramie, gdzie są tzw boksy, ciuchy waży się na wadze spożywczej, a stare panie podkradają sobie rzeczy z koszyków, chociaż obok błyszczą Nowe Lepsze Lumpy ja i tak wolę te stare, dobre i tańsze bramowe:)
stare dobre lumpy wciąż istnieją, przynajmniej tu, w starej dobrej Polsze. choć niestety rzadko znajduję w nich cokolwiek innego prócz odrzutów z wspomnianego topszpu (nie licząc pieknych marynarek od ysl, przez które zapragnęłam zostać starszym grubawym facetem z wąsem i kapelutkiem, bo niestety te odzienia wydawały się stworzone jakby dla takowych xd)
ale, ach, patrząc na te zdjęcia chyba wiem jak by wyglądało moje niebo, gdybym była bogiem mojego małego zwariowanego wszechświata!
aaaaaaaaaa chcę tam zamieszkać :D:D:D
Ściskam, Lona
http://lenalona.blogspot.com/
ach, ja go pamiętam, co prawda mieszkałam wtedy na Żabiance, ale czasami go odwiedzałam i zawsze co nieco wynalazłam i pamiętam jeszcze jeden w miejscu, gdzie teraz jest Krewetka, ale to było milion lat temu…
do dziś nie mogę przecierpieć koszulki eddie meduza and the roaring cadillacs 🙁
Chciałam też o niej napisać!
Lumpy są zdecydowanie najfajniejszymi sklepami.. przynajmniej dla mnie:)
Dzizaz Krajzd! Ja np to nie wazne czy wysztafirowany Armstrong’s, czy zagrzybiony Ciuszek Na Wage – i tak sie boje ze dostane syfa. Taki po prostu mam niczym niewytlumaczalny lek.
Bo trzeba pranie robić częściej niż raz na pół roku!
Ale zabierzesz mnie tam jak przyjadę, prawda?:) prosze, proszę, proszę:) i zgłosze się do Ciebie po przewodnik gdański:) może jakiś lumpkowy zakamarek Twój gdzieś się jeszcze ostał:)
Lubię takie klimatyczne miejsca 🙂 Chodzę do lumpka w którym ściany dawno nie widziały farby, a ciuchy dalej waży się na wadze sklepowej 🙂 ale wynajduję takie perełki, że żal nie chodzić i w dodatku cena jest 3 razy niższa niż w innym ładniej urządzonym lumpku 🙂 Pozdrawiam!
myślę, że nawet sama możliwość przebywania w jakimś wintydż szopie na brick lane byłaby dla mnie czymś bardzo bardzo mega fajnym:D kiedyś muszę się tam wybrać!
zamiast tamtego powstał w okolicy niepozorny lump w budce przypominającej mały sześcian, ale może jego też już nie ma.
Ten taki obok cukiernio-piekarnii naprzeciwko militariów?
Tak, to ten.
już go nie ma chyba od roku:( teraz jest jakiś kebab czy cuś. A szkoda, co prawda nie było na wagę ale ceny nie przekraczayły 10 zł
boże, chcę do Londynu 🙁
Szukanie w takim starym cichulandzie odzieżowych perełek to jak wyprawa Indiana Jones po zaginiony skarb 🙂 W sklepie vintage płaci się za nastrój i za to, że ktoś wcześniej znalazł już ten skarb i podaje go nam na tacy 🙂
Też wolę ten starszy typ ciucholandów. Z sentymentem wspominam secondhand na targowisku na Wilczaku (obecnie są tam apartamentowce).
This looks like a vintage paradise, beautiful! x E
kocham stare dobre lumpki w moim miecie rodzinnym jest takich pelno i cudenka sie w nich znajduje …
Całe szczęście są jeszcze takie lumpy, zwłaszcza w małych miasteczkach. Nawet we Wrocławiu był taki jeden dwa lata temu, gdzie pod śpioszkami i dresami znalazłam sukienkę z Zary, zapłaciłam za nią chyba 4zł;) Ale z lumpeksów to ja się uzależniłam od tych na wagę, te emocje w dniu dostawy to jak walka o ogień i zbieranie grzybów w jednym!:D