Od dłuższego czasu myślałam o umieszczaniu na blogu tekstów o różnicach między życiem w Polsce a w Wielkiej Brytanii. Zawsze jednak znajdowałam mnóstwo wymówek, żeby nie zabrać się za pisanie. Dzisiejszy tekst ze strony internetowej Gazety Wyborczej na temat plagiatowania prac akademickich jest jednak idealną okazją do rozpoczęcia cyklu.
Cały tekst na wyborcza.pl
Na samym początku zaznaczę, że walka z plagiatem na brytyjskich uczelniach jest sprawą priorytetową. Przy oddawaniu jakiejkolwiek pracy pisemnej dołącza się oświadczenie podpisane imieniem i nazwiskiem oraz z aktualną datą ( przykładowa deklaracja w formie pdf do wglądu tutaj).
Co się stanie, jeśli istnieją wątpliwości dotyczące autentyczności Twojej pracy? Zależy od powagi przewinienia. Sprawą może zająć się Kierownik Wydziału albo Senat Uczelniany. Przy czym nie potrzeba bogatej wyobraźni, żeby domyślić się, że Senat ma na uwadze dużo ciekawszych rzeczy niż Twoja przyszłość i najpewniej Cię wyrzuci.
Podobnie sprawa ma się ze ściąganiem. Przez pięć lat studiów nie słyszałam o żadnym przypadku ściągania na egzaminie. Dodajmy też, że poprawianie egzaminów nie jest w UK na porządku dziennym. Drugą szansę dostaniesz w przypadku poważnych problemów osobistych, po przedstawieniu zaświadczenia medycznego dotyczącego ciężkiej choroby, ewentualnie jeśli z przyczyn losowych na egzamin nie dotrzesz. Szansa na poprawkowy egzamin z przedmiotu jest tylko jedna. Jeśli nie zaliczysz przy pierwszym podejściu, uzyskana później lepsza ocena dzieli się przez dwa. Nie zapomnijmy jednak, że średnia ocen wpływa na końcowy dyplom ze studiów. A ocena z dyplomu ma wpływ na Twoją pozycję na rynku pracy. Z dyplomem na C (2:2) nie jest łatwo, niższa ocena sprawia, że ukończone studia są właściwie bezwartościowe.
Podejście studentów przedstawione w artykule jest dla mnie osobiście szokujące.
Trzeba być dziś zaradnym, kombinować. To bardziej przyda się w dorosłym życiu i w pracy niż pisanie prac na jakieś niepraktyczne tematy.
Do czego konkretnie przydadzą się umiejętności nabyte podczas plagiatowania? Do oszukiwania w podatkach? Każda praca na ‘niepraktyczny’ temat uczy logicznego myślenia, posługiwania się źródłami naukowymi, oceniania ich wartości i przydatności oraz wiarygodności. A także wyrażania swoich opinii w sposób, który nie będzie urągał zdrowemu rozsądkowi.
Kiedyś odkryła, że praca studentki to żywcem przepisana prezentacja przygotowana przez koleżankę z instytutu. – W takiej sytuacji nie wiem, co powiedzieć. Sugeruję, że plagiat jest nieuczciwą formą zaliczenia, że jest niezgodny z prawem, a studentka na to, oburzona: „To wykorzystanie, nie kradzież, źle sformułowała pani polecenie, nie życzę sobie takich oskarżeń”. W takich sytuacjach uprzejmość, której byliśmy uczeni od dziecka, nagle okazuje się ciężarem, a zamiast rumieńca wstydu i oczekiwanej propozycji ponownego zaliczenia od studentki – sama robię się czerwona z zażenowania.
Na uczelniach brytyjskich każdy student jest bardzo konkretną kwotą pieniędzy (obecnie mniędzy 2700-9000 funtów rocznie), na której uczelni zależy. Ale cóż, studentów jest na przykład 20 000 i 10 000 w tę czy we wtę nie zrujnuje budżetu poważnej instytucji naukowej. Najwyższy czas, żeby polskie uczelnie zaczęły się traktować poważnie.
Gdy producenci programów naprawiają te luki w oprogramowaniach, studenci wyszukują nowe. Na forach internetowych dworują sobie z naiwności wykładowców i… informatyków przygotowujących programy. – To trochę jak wyścig, jak naprawią jedną furtkę, to studenci szukają kolejnych.
Tutaj wyrażę swój podziw. Studenci ci są bardzo pracowici. Nie chciałoby mi się siedzieć na forach i kombinować z programami. Siadłabym jak jakiś burak czy inny czereśniak i napisała pracę. A potem poszła na piwo.
Wykładowcy zgodnie mówią, że plagiaty biorą się z umasowienia szkolnictwa, które nie pozwala wnikliwie sprawdzać każdej z tysięcy zapisywanych przez studentów kartek.
Moja alma mater ma dwadzieścia tysięcy studentów i znikomy odsetek plagiatów. W Wielkiej Brytanii jest przynajmniej kilkanaście jej podobnych wielkością, nie wspominając już o ich znamienitości. I jakoś dają radę. Niesamowite.
– Jakby wykładowcy nie zadawali takich durnych tematów, to może człowiekowi chciałoby się pisać. Poza tym mamy do zrobienia tyle rzeczy jednocześnie, że nie da się wszystkiego zrobić najlepiej i w stu procentach samemu – twierdzi Aśka z socjologii.
– Pamiętam, jak kiedyś musieliśmy zrecenzować wszyscy tę samą książkę – wspomina Magda, absolwentka ekonomii. – Na grupowego e-maila wysyłaliśmy sobie wiadomości, kto z jakiej strony korzystał przy recenzowaniu. Żeby się zdania nie powielały, a źródeł, którymi można się zainspirować, było mało. Teraz myślę, że to było głupie, ale z drugiej strony – kto miał czas czytać tę książkę? Już nawet nie pamiętam, co to było.
Wyjaśnijmy sobie pewną kwestię. Idziesz na studia, żeby studiować. Uczelni nie musi i nie powinno obchodzić, że nie masz na coś czasu. Owszem, sytuacja może Cię zmusić do pracy zarobkowej. No i co z tego? Jeśli praca jest Twoim priorytetem, być może nie potrzebujesz w danej chwili studiować. Ale jeśli chcesz, to argument o braku czasu jest żałosny.
Miałam swego czasu podobne zadanie. Do dzisiaj pamiętam recenzowaną książkę (Mary Carruthers, The Book of Memory: A Study of Memory in Medieval Culture, jeśli kogoś interesuje) oraz co napisałam w recenzji. Oczywiście, że w grupie sobie pomagaliśmy. Pomoc polegała jednak na dyskutowaniu na temat książki podczas lunchu, po zajęciach, wieczorem w pubie oraz przesyłaniu sobie artykułów, które mogły wnieść coś do naszej interpretacji i trochę dopicować pracę.
Oczywiście, jak głosi często wygłaszana przez Polonię opinia, Brytyjczycy są głupi. Z tymi swoimi uczelniami w czołówkach światowych rankingów i stu dziewiętnastoma noblistami są przynajmniej śmieszni. Wszystkim dumnie ściągającym i plagiatującym życzę dobrej nocy oraz ściągających lekarzy przeprowadzających na nich operacji, prawników prowadzących ich sprawy w sądach, inżynierów projektujących im środki transportu i te super komórki i tablety pomagające w ściąganiu. Słodkich snów.

74 thoughts on “studia w UK i w Polsce czyli kwestie plagiatu”
a oko saurona nich wam wierci dziury w brzuchu
Świetny tekst.
Coraz bardziej Cię wielbię!
Jestem zniesmaczona samym słowem plagiat…
Głupi ludzie to sa w US&S, GB ich dogania …
proszę zrób się lajfstajlowa i pisz o wszystkim, bo świetnie Ci to wychodzi 🙂
uff, już myślałam, że jestem jakaś dziwna i że tylko mnie oburza otwieranie zeszytu na kolanach podczas egzaminu z matmy…
miło wiedzieć, że nie zwariowałam.
Zgadzam się w 100%. Bardzo rozczarowałam się studiami i studentami w PL.
czemu ten tekst ma służyc?
no nie zauważyłaś jeszcze, że autorka bloga lubi stawiać się w pozycji wszechwiedzącej szafiarki, która oprócz ciuszków ma ogromny mózg i niebywale wysoki iloraz IQ? Chyba nie rozumiesz pojęcia plagiat w pisaniu prac licencjackich/magisterskich, które są po prostu najczęściej teoretyczne, potwierdzające to, co już w książkach jest napisane. Także czy ja znajdę materiały i przepiszę je słowo w słowo, czy sparafrazuje nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Poprzestawianie słów i zmiana szyku zdania to nie żadna sztuka. A, jako wszechwiedząca, powinnaś wiedzieć, że w Polsce pisanie prac nie ma na celu poszukiwanie/udowadnianie nowych rzeczy, a jedynie potwierdzanie tego, co już potwierdzone.
„Poprzestawianie słów i zmiana szyku zdania to nie żadna sztuka” hahah widocznie jednak wielka sztuka, jeżeli nawet tego „studenci” nie potrafią hahahha
Ala
’w Polsce pisanie prac nie ma na celu poszukiwanie/udowadnianie nowych rzeczy, a jedynie potwierdzanie tego, co już potwierdzone’ – doprawdy? Gdzie w takim razie stoi UJ, na którym regularnie dostajemy tematy nieopracowane, częściowo opracowane z wyraźnym zaznaczeniem, że praca ma nie być kompilacją, albo w ogóle dowolność tematu? Btw, chyba powinno być poszukiwania/udowadniania ( http://nkjp.pl/poliqarp/nkjp-balanced/query/ ), ale rozumiem, że twoja edukacja ma miejsce w dziwnych zakątkach świata.
A bezczelna riennahera od kilku lat sprawia wrażenie, że ma coś do powiedzenia i interesuje się światem (skandal, za moich czasów tego nie bywało) i tak dobrze jej to wychodzi, że kilkaset osób regularnie czyta jej kilka postów w tygodniu, podczas gdy tak naprawdę są one o niczym, o niczym po prostu i dlatego tutaj dyskutujemy. Niecna.
Sporo plagiatujących studentów nie potrafi nawet splagiatować NA TEMAT – wrzucają w wyszukiwarkę słowa kluczowe i kopiują jak leci.
Tak, zgadzam się, że wiele tematów prac licencjackich, magisterskich, a nawet doktorskich jest odtwórcza i to jest gigantyczna słabość polskiej nauki. Dlatego na liście szanghajskiej na 500 miejsc są 2 polskie uniwersytety i oba w drugiej połowie listy.
Pytanie, kto do tego doprowadził – czy promotorzy narzucają siłą odtwórcze tematy,czy studenci wybierają je sami, czy może zgadzają się na to, co dostają, a dostają takie, a nie inne, bo ich promotorzy wiedzą, że NA WIĘCEJ ICH NIE STAĆ? Ilu studentów, mając do wyboru temat nowy, z hipotezą do udowodnienia, przy którym trzeba się jednak natyrać, a temat do przepisania z gotowca, wybierze ten pierwszy?
Nie znam się na metodyce pisania prac z dziedzin humanistycznych, moja działka to nauki eksperymentalne, gdzie hipoteza powinna być podstawą. I co? I dupa. Na 50 studentów broniących mgr trafi sie może jedna, dwie w miarę twórcze, jedna na sto, którą można opublikować w liczącym się czasopiśmie.
PO głosach oburzenia widzę, że Riennahera trafiła w punkt 🙂
Królewna Kier, studiuję na UW, gdzie wyraźnie jest zaznaczone, że praca magisterska ma być oparta na źródłach, nie musi być nawet badawcza. Wcześniej pisałam pracę licencjacką na temat „Wykorzystanie blogów modowych w marketingu” i uwierz, ile bym nie powymyślała, to sama nowych modeli komunikacji nie wymyślę czy form marketingu w internecie. Jedyne co sama mogłam zrobić to ankietę i ją analizować 😉 I trochę nie wiem o jakich pracach mówisz, gdyż ja na co dzień nie dostaję tekstów/prac do pisania, a jedynie projekty, których z książek/internetu tym bardziej nie da się przepisać 😉
Anonymous: W tym semestrze mam do napisania sześć prac zaliczeniowych różnej długości. Jedna to analiza filmu (kilka do wyboru), jedna to esej napisany w konkretny sposób, ale na dowolny temat. Do pozostałych dostajemy tematy do wyboru, ale jeśli ktoś ma życzenie, może sam sformułować własny i jest to bardzo mile widziane, więc można być tak twórczym, jak ma się na to ochotę. Z kolei na przykład na edytorstwie (którego progi już opuściłam) na literaturze staropolskiej można było wybrać bardziej odtwórczy temat, ale można było też w ramach pracy zaliczeniowej edytować tekst nigdzie nie publikowany od kilkuset lat i samodzielnie przygotować go do potencjalnego druku. Zdarza się też, że ludzie potrzebują od prowadzącego pisemnego pozwolenia na korzystanie ze starodruków w BJ, bo tam znajdują się jedyne materiały potrzebne przy ich tematach i pracują na oryginalnych źródłach bez opracowań (np. w zeszłym semestrze na kulturze dawnej).
Oczywiście nie twierdzę, że praca ma się do niczego nie odwoływać, często mamy podane minimum pozycji w bibliografii. Protestuję tylko przeciwko usprawiedliwianiu ściągania twierdzeniem, że na uczelniach nie da się samodzielnie myśleć, bo źródła mają pomagać w opracowaniu tematu przynajmniej trochę innego niż te już w nich zawarte. Jesteśmy oceniani i za umiejętność korzystania z opracowań, i za samodzielne myślenie.
Tyle, że nie ma co porównywać kierunków twórczych (jak ewidentnie Twój), do np mojego marketingu, gdzie pisanie esejów byłoby czystą głupotą ;p Po to są projekty, żeby sprawdzić wykorzystanie wiedzy teoretycznej w praktyce 😉 I nie chcę, żeby było, że popieram ściąganie. Owszem, przyznaję, że na bzdurnych przedmiotach, jak się dało, to sobie pomagałam. Pracę z teorii też brałam z książek, bo nie jestem Kotlerem i sama nic jeszcze nie opracowałam 🙂
Submitted via email..Hate + LoveExploring the concepts of hate and love sealtarepy, as well as reflecting on the appreciation of both. One cannot exist without the other.SpiritualizePainting a picture of the unexplained. Ranging from the unexplored dark desires of the mind, to the euphoria to be found in unexpected places. Also a journey into where the mind wanders as one skirts the edge of sleep.OriginsTaking a look at what has brought us to where we are. Capturing all from fond nostalgia, to memories that torment, everything that shapes and moulds a personality.DuendeSpanish – Directly untranslatable; While originally used to describe a mythical, spritelike entity that possesses humans and creates the feeling of awe of one’s surroundings in nature, its meaning has transitioned into referring to “the mysterious power that a work of art has to deeply move a person.”ToskaRussian – Directly untranslatable: “No single word in English renders all the shades of toska. At its deepest and most painful, it is a sensation of great spiritual anguish, often without any specific cause. At less morbid levels it is a dull ache of the soul, a longing with nothing to long for, a sick pining, a vague restlessness, mental throes, yearning. In particular cases it may be the desire for somebody of something specific, nostalgia, love-sickness. At the lowest level it grades into ennui, boredom.”
Nie stawiam się tutaj po żadnej ze stron, sam własnie skończyłem pisać magisterkę na temat, o którym nikt prawie nigdzie nic nie pisze, więc choćbym chciał, to bym nie miał możliwości plagiatowania czegokolwiek. Z drugiej jednak strony jako student UJ, który jutro ma obronę, mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć – praca, tak licencjacka, jak i magisterska z założenia ma być odtwórcza. I to powie wam każdy niemalże wykładowca. Wielu promotorów oczywiście jest za własnym myśleniem, ale własne myślenie obniża ocenę z pracy, bo osoba nie mająca magistra nie ma możliwości napisać czegoś nowego. Rzeczy nowe ma się pisać na doktoracie i habilitacji. Tak na koniec – nie wyobrażam sobie przeklejać części prac innych do swojej, jestem zbyt leniwy i nie chciałoby mi się tego robić po prostu, nie mówiąc o tym, że to uwłacza mojej godności.
Tekst natomiast przyjemny, choć nie ze wszystkim się chyba zgadzam, ale bardzo podoba mi się opiniotwórczość autorki 😉
jesteś oburzona, a nie uwierzę, że podczas edukacji w liceum czy gimnazjum (bo chyba chodziłaś?), nie oszukiwałaś ściàgając na klasówkach, przepisując prace domowe, czytając streszczenia lektur, korzystając z gotowych opracowań, robiąc referaty w oparciu o sciaga.pl itp… zapomniał wół, jak cielęciem był? 🙂
Nie wierzysz, że są ludzie, którzy po prostu tego nie robią?
Społeczne przyzwolenie na ściąganie od wczesnych etapów edukacji jest pożałowania godne, nie uważasz? W 90% ściągałam matematykę, bo odkryłam, że mogę i z lenistwa nie chciałam się uczyć. Niczego chwalebnego w tym nie ma.
Pamiętam też jak z chwilą podyktowania wszystkich pytań na sprawdzian (na jakimkolwiek przedmiocie) zastęp geniuszy próbował zdobyć odpowiedzi, zanim jeszcze zdążyło się cokolwiek samemu napisać. I wielka obraza, że się JESZCZE NIE POMOGŁO. Potem jak widać niektórym bardzo ciężko wyrosnąć z lenistwa i kombinowania. Ale wbrew obiegowej opinii studia nie są niezbędne do życia.
Nie sądzmy wszystkich po sobie.
Ja na przyklad nie ściagalam nigdy bo wolałam się nauczyć, niż denerwować i stresować, że ktoś mnie na ściągniu przyłapie. Poza tym w latach gimnazjalo-licealnych umysł człowieka jest na tyle chłonnym, że wystarczy godzina nauki przed sprawdzianem żeby go napisać na zaliczajaący stopień, wiec zamiast pisać farmazony; warto było siąść na tyłku i jednak coś zrobić ze swoim chłonnym jak gąbka umysłem zamiast zostać głobem który; i owszem potrafi ściagac i jest dumny z tego, ze jest oszustem. Super. A potem się dziwimy, że na przykład politykiem zostaje gajowy i czemu tak źle się dzieje w państwie.
Na studiach mieliśmy profesora od statystyki który pozwolił nam w trakcie egzmianu korzystać z notetek. Myk był taki, że by mieć szanse odpowiedzieć na te pytania korzystając nawet z tych notatek i tak trzeba było je przeczytać chociaż raz żeby wiedzieć czego i gdzie w nich szukać.
Zgadzam się w pełnej rozciągłości, że jak Ci cięzko, nie masz czasu, wolisz robić inne rzeczy i płaczesz, że przez dwa tygodnie na pół roku trzeba przysiąść do naki to może oddaj swoje miejsce komuś kto z zniego skorzysta i wyciągnie z uczelni wiedzę a nie papierek oparty na plagiatach i ściągach. Jaka jest satysfakcja z fałszywego dyplomu ja się pytam? z oszukanych stopni? Serio to tak fajne??
Każdy mierzy innych własną miarą. Momenty, w których w życiu ściągałam, mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. NIGDY nie korzystałam z gotowych opracowań, streszczeń, ze stron typu ściąga.pl (inna sprawa, że nie było internetu, kiedy chodziłam do szkoły :-P). Wolałam dostać jedynkę niż przepisać zadanie domowe. Honorowo.
Jestem przedostatnim rocznikiem polskiej ośmioletniej podstawówki. Można sobie łatwo policzyć, że niewiele lat minęło od moich studiów. Ale nie miałam podczas nich do czynienia z osobami, które cytujesz z artykułu z Wyborczej – które NIE MIAŁY CZASU na pisanie prac zaliczeniowych i czytanie lektur na zajęcia. Mimo że pracowałam zarobkowo od I roku studiów, to zawsze uczelnia była na pierwszym miejscu. U wykładowców krótka piłka: praca czy rodzina jest dla pani ważniejsza? to proszę przerwać studia.
w tym wypadku muszę przyznać Ci rację, bo niestety takie osoby, które się w tym artykule wypowiadają świadczą o poziomie wykształcenia w Polsce.. sama się wykształciłam w Polsce i sama byłam traktowana jak dziwoląg, bo nigdy nie ściągałam i uważałam to za coś nieuczciwego..
Ukończyłam w Polsce dwa kierunki + podyplom, sama napisałam wszystkie prace i nie ściągałam. w szkole średniej też nie. Uważam, że takie artykuły powodują niezdrową generalizację. Polski student jako cwaniak, leń i kombinator.
Meg B.
Myślę, że pewnie przynajmniej połowa studentów jest jak Ty. Ale samo istnienie opisanej mentalności jest bardzo przykre.
A ja myślę, że znacznie mniej niż połowa jest taka jak Meg. Wystarczy sobie przypomnieć swoją klasę czy grupę na studiach… chociaż nie winiłabym tak bardzo samych studentów, robią po prostu to, na co mogą sobie pozwolić. Gdyby w UK czy USA plagiat nie byłby brany na poważnie, to studenci również kombinowaliby więcej w tym temacie.
„myślę, że znacznie mniej niż połowa jest taka jak Meg” zależy od tego, jaką grupę bierze się pod uwagę. Jestem na trzecim roku dosyć dobrego kierunku na bardzo dobrej uczelni (nie będę podawać szczegółów, bo po co) i niemal wszyscy z tych, którzy opierali swoje oceny na ściąganiu, poodpadali.
A ja sie obawiam, ze wiekszosc lekarzy w mojej przychodni w UK sciagala na egzaminach i plagiatowala prace 🙁
też mi się tak wydaje
Another idea submitted by email Ignite in rncereefe to the very beginning of our new and exciting lives/careers; where we will set the world on fire and ignite passion through our creativity.I also thought we could create a very cool fire theme with catalogues/posters etc.
Kelsy, thanks very much!What have you been bainkg from the blog? I’m glad to hear you find the site easy to understand and the recipes easy to follow Baking at home is a great way to begin on your dreams. I hope you eventually get into the school! 2 years is a really long time, which culinary school are you applying to?You’re very welcome, hope you keep enjoying
Bardzo, bardzo dobry tekst.
Podpisuję się pod każdym zdaniem.
Ściągałam w Polsce, nie ściągam w UK, bo się po prostu nie da. I bardzo dobrze zresztą, prawda jest taka, że lepiej czegoś nie zaliczyć niż zostać przyłapanym na plagiacie, postrzeganym niemalże jak przestępstwie.
Jeśli chodzi o PL to nie tylko kwestia mentalności, a po prostu smutnej edukacji. Odpytywanie, tysiąc kartkówek, testów, sprawdzianów, egzaminów od najmłodszych lat, podczas gdy w UK jakoś można uzyskać ocenę końcową na podstawie dwóch prac na cały semestr.
Nie uważam, że studenci są źli bo tacy się urodzili. Ktoś ich nauczył tej postawy, a potem ma pretensje, że dobrowolnie się nie kajają (jak w cytatach powyżej).
Zgadzam się w 100% z Ulą. W Polsce to jest tego przyczyną, że uczniowie/studenci robią rzeczy na pół gwizdka. Pamiętam czasy w gimnazjum/liceum gdzie się miało jednego dnia z różnych klasówkę, kartkówkę, pytanie a do tego prace domowe jeszcze. Podobnie jest na niektórych kierunkach studiów. Często się zapomina, że oprócz tego jednego przedmiotu studenci mają zazwyczaj średnio ok. 10 przedmiotów. Co nie zmienia też faktu, że jest „ciche” przyzwolenie na ściąganie
, As a leader, we pecrah about teamwork but excuse ourselves from it. 2. Why is it so difficult for leaders to promote change in behavior among those who behavior they can influence?3. Leaders are often afraid that confronting people about poor teamwork will cause them to be disliked. The paradox is leaders would be respect more for bring bad news.4. Develop and determine the behavioral characteristics of a successful manager. Secure agreement on the profile.5. Develop an action plan. Focus on one or two key behaviors and develop a few action steps to improve each.6. There is a difference between recognizing a problem The problem is just figuring out what to do, but acting. Learn by action and not just thinking about what to do.7. Talk with the manager about the results of his peers feedback. The point is to discuss the manager’s key strengths and areas for improvement. Followup in three to four months and determine, if improvement has occurred. Follow up will guarantee continual improvement. The manager will change his behavior.8. To become a coach, you must be a credible leader and agent of change.9. Leaders give and receive honest feedback.
Kończyłam wszystkie możliwe etapy edukacji w Polsce i na studiach I jak i II stopnia, był pierwszy, a potem poprawkowy termin egzaminów i koniec-nie ma poprawiania, chodzenia, proszenia. Ocena dzieliła się na pół, w przypadku skorzystania z drugiego terminu. Na uczelniach jest obowiązek załączania pracy dyplomowej lub rozprawy doktorskiej w wersji elektronicznej – praca przechodzi przez program do wykrywania plagiatów, a z Państwem z telewizorni spotykam się dość często i doskonale znam techniki wyciągania, co pikantniejszych kąsków w celu podkręcenia tematu…Większość kombinatorów ze studiów utknęło na sicie i wcześniej czy później zostało oddelegowane z uczelnianej rzeczywistości…W niektórych przypadkach przydałby się dystans do medialnej rzeczywistości, która w ostatnich czasach ma mało wspólnego z rzetelnością przekazywania informacji-pikantne smaczki nie zastąpią odzwierciedlenia CAŁEJ prawdy!
Perhaps these are the world’s greatest evteucixe coaches, but I struggle with the suspicion that they are, more precisely, friends and associates of the editors. All but one or two of the contributors are Americans, so that I’m reminded of John Cleese’s comment, when asked to compare Britons and Americans, that when we Brits have a World Championship, we invite teams from other countries. Perhaps there are no excellent evteucixe coaches from outside the United States. More likely, world’s greatest was the publisher’s idea.But marketing hyperbole aside, this is a nice volume on an important and potentially lucrative topic. Executive coaching is definitely hot in the corporate world; a recent Harvard Business Review article (Sherman Freas, 2004) puts estimated annual spending on evteucixe coaching in the U.S. alone at $1 billion. Those who perform evteucixe coaching include consultants and practitioners of various educational backgrounds, retired evteucixes looking to share their career experience, a bevy of corporate training professionals looking to expand their talents past the classroom, and an assortment of others. It is my unbiased opinion that psychologists make the most effective evteucixe coaches. Few non-psychologists have training in human dynamics, personality, learning, motivation, group cohesion, assessment, counseling skills, and other proficiencies necessary to fully effect insight and behavior change in organizational leaders. In another excellent HBR article, Berglas (2002), a psychotherapist, warned that untrained evteucixe coaches have the potential for causing a great deal of damage to individuals and their companies by failing to recognize, or blatantly ignoring, personality disorders or even severe psychopathology that may exist in some they coach. Berglas recommended that, at the very least, evteucixes designated for coaching receive a thorough psychological evaluation before coaching begins. While some business experience in a coach is also nice, I, as one who has both formal graduate training in business and experience working as an employee of two Fortune 100 companies, don’t find it the sine qua non that non-psychologist coaches would have us and their potential clients believe.In my view, one of the major shortcomings of this book is that only 1 of the 30 contributors has (or admits to having!) graduate training in psychology. Had the editors included excellent and well-known evteucixe coaches who are also psychologists, rather than professionals described at the end of each chapter as a world authority, a frequent speaker, or (my favorite) co-author of the most successful organizational behavior textbook of all time, their topic would have been better served.As it is, the book is worth getting if you are thinking of going into evteucixe coaching. The brief chapter by Edgar Schein (Chapter 2) is in my opinion worth the cost of the book. Schein argues that a distinction must be made between when a client defines the (coaching) situation as one in which he or she wants individual help to work on a personal issue and when a manager asks someone to take on a coaching role to work with an individual to improve job performance or to overcome some developmental deficiencies (p. 17). In the former instance, the resulting process can be likened to counseling or therapy, whereas the latter is more analogous to indoctrination or coercive persuasion (p. 17). If an organization `imposes’ a coach and a predetermined direction of learning, Schein reminds us, then by definition we are dealing with indoctrination, not coaching (p. 18). Schein, a psychologist, states unequivocally the importance of this demarcation. I fear that many non-psychologist coaches would not understand the difference or would not be bothered by it.Several chapters stand out as highlights. I have mentioned Schein’s and would add the chapter by R. Roosevelt Thomas, Jr. (Chapter 25). Thomas provides a well laid out discussion of the dynamics of effective coaching relationships in general and also offers insights on coaching in the context of teams as opposed to individual efforts (p. 229). Brian Tracy (Chapter 12) constructs a how-to for retired evteucixes considering coaching as a second career. Finally, the case studies in Part Four (Applications) are clarifying and enlightening and add a great deal to the book.Besides original work, several of the chapters are a repackaging of previously published material, such as Paul Hersey and Roger Chevalier’s chapter on Situational Leadership and Executive Coaching (Chapter 3) and James Kouzes and Barry Posner’s chapter When Leaders Are Coaches (Chapter 16), which is an excerpt from their 2003 book. Marshall Goldsmith (one of the editors) contributes five chapters. Personally, I view these as resume-building for the publish-or-perish crowd, but if a reader buys the book, these can be considered a bonus.Overall, the book serves as a fine primer for those thinking of going into evteucixe coaching, and for those of us already there, it never hurts to benchmark against the world’s greatest. *This is a condensed version of my review of the book in PsycCRITIQUES Contemporary Psychology: APA Review of Books, 52 (17), 2007.
Poziom większości obecnych studentów jest żenujący. Ale czemu się dziwić, skoro z powodu niżu na studia przyjmuje się osoby ze średnią 2,7. Do tego student obecnie ma same prawa, a żadnych obowiązków. Za to wykładowca ma obowiązek być na każde skinienie palca studenta. Nawet jeśli przyszedł on po wpis pół roku po terminie, a nauczyciel jest w tym czasie na urlopie. Kogo to obchodzi?
Bardzo podoba mi się kierunek, w którym zmierza ten blog 🙂
Z ust mi to wszystko wyjęłaś!
Do tego dochodzi też podejście wykładowców niestety…
Pamiętam do dzisiaj jak uczyłam się dwa tygodnie (!!! bite dwa tygodnie, dzień w dzień od rana do wieczora) do egzaminu ze sztuki średniowiecznej. Poszłam na egzamin naprawdę nauczona (nie obkuta lecz nauczona właśnie, a skutkiem tego jest to, że do dzisiaj pamiętam 90% z tego czego się uczyłam, a było to dwa lata temu). Siadam w ławce, dostaję pytania. Zaczynam pisać.
Wykładowca siada przy swoim biurku, zajmuje się czytaniem jakiejś lektury. Delikwentka przede mną ordynarnie i po chamsku wyciąga teczkę z notatkami, kładzie ją na krześle obok i spisuje absolutnie wszystko.
Obie dostajemy piątki.
Szlag człowieka trafia. Po prostu można się wściec. A wiadomo, że nie pójdziesz i nie na kablujesz bo cię zlinczują.
I tak wiem, że człowiek nie uczy się dla oceny lecz dla wiedzy. Ale jeśli tę wiedzę podsumowuje ocena z egzaminu to ja bardzo przepraszam, ale ręce opadają.
Podobne rzeczy dzieją się na ustnych. Dziewoja ewidentnie nic nie wiedziała. No ale z sympatii, przecież egzaminator to nasz opiekun roku, dostała ocenę pozytywną. A ty siedzisz obok, produkujesz się, pokazujesz że wszystko wiesz. I po co?
Takie zachowania i sytuacje ze strony kolegów studentów są cwaniackie i chamskie. Ze strony wykładowców potrafią działać demotywująca na uczciwych uczniów, którzy chcą posiadać jakąś wiedzę i nie kantują na egzaminach!!!
Ja studia przerwałam (z różnych powodów) pomimo, że byłam jedną z najlepszych studentek na roku. Koleżanki-ściągaczki studiują, kończą je i mają się świetnie.
Fuck.
Nie podpisałam się w pod poprzednim wyrazem oburzenia 🙂
To pisałam ja, Marta.
Pozdrawiam!
Lenistwo lenistwem, cwaniactwo cwaniactwem, ale pozostaje jeszcze kwestia następująca: plagiat to kradzież. Ustawa o prawie autorskim jest po coś. Dlaczego w takim razie jest szum i święte oburzenie, kiedy ekipa wzornicza jakiegoś tam koncernu bierze sobie z sieci grafikę Znanej Blogerki i umieszcza ją na koszulkach, skoro ekipa robi dokładnie to samo, co studenctwo z artykułu: przypisują sobie autorstwo cudzej pracy, podpisując się własnym imieniem i nazwiskiem pod tekstem, którego nie napisali/zdjęciem, którego nie zrobili etc. Ukradli? Ukradli. A ukradliby batonik ze sklepu? Albo koszulę? Przypuszczam, że tu już by się zastanowili. Polecam zapoznanie się z casusem niejakiej Otlewskiej (mnie już nawet Google po wpisaniu słowa plagiat usłużnie podpowiada „plagiat Otlewska”), bo tu jest z kolei problem w drugą stronę, czyli zamiast wyrzucić pannę O. na zbitą twarz debatowano, czy jej to przypadkiem nie zaszkodzi. A coś czuję, że takich Otlewskich jest więcej.
generalnie zgadzam się z tym, co napisałaś, choć odczuwam pewną nutkę wyższości pt.”skończyłam studia w uk”, co jak dotąd na tym blogu nie rzucało się w oczy, albo po prostu nie występowało – takie subiektywne wrażenie.
społeczne przyzwolenie na ściąganie w polsce rzeczywiście istnieje i przyznaję się bez bicia, zdarzało mi się w czasach licealnych. wracając do studiów, inną sprawą jest, że może gdyby były płatne, jakość oferowanego kształcenia i rzetelność wykładowców byłaby trochę większa – bo studenci swoją drogą, ale z moich doświadczeń (uczelnia techniczna z czołówki rankingu) wynika, że prowadzącym często ani trochę nie chce się sensownie organizować zajęć albo plan studiów jest ułożony tak, że mimo dobrych chęci różnie to bywa.
pozdrawiam.
zgadzam się w 100%. od paru lat nie ściągam, czułabym się z tym źle. ale z drugiej strony głupio trochę, gdy ktoś kto ściąga ma potem lepsze wyniki, stypendia i tak dalej. więc zazdroszczę studiowania w miejscu, gdzie się tego nie robi ;] pozdrawiam!
Ten tekst z gazety wyborczej jest przesadzony. Sytuacja nie wygląda tak źle (przynajmniej na tych znanych uczelniach). U mnie na uczelni pomagamy sobie, pisząc skróty ogromnych tekstów naukowych, często zdarza nam się oddawać prace na ostatni moment(przy czym zawsze to NASZA praca), ale większość tych, co ściągali albo kopiowali cudze prace, poodpadała. Albo nauczyli się samodzielnej pracy.
Żal mi studentów, którzy rzeczywiście tak podchodzą do studiowania. W takim razie co oni tu robią? Na cholerę im studia? Żeby mieć papierek i pracę? Hahahaha! To już lepiej było pójść do technikum, albo założyć firmę remontową. Stąd się bez przerwy słyszy o tych „biedakach”, którzy skończyli studia i nie znaleźli pracy. Papierek ci nic nie da, jeśli nie wyniosłeś ze studiów wiedzy ani umiejętności.
Ktoś wyżej napisał, że „autorka bloga lubi stawiać się w pozycji wszechwiedzącej” – nie słuchaj ich i dalej pisz to, co uważasz. Czasami prawda boli i wtedy ludzie robią się złośliwi 🙂
za taki stan rzeczy nie można winić TYLKO studentów. leniwi wykładowcy też robią „dobrą robotę”. pamiętam jedną pracę zaliczeniową – mieliśmy zrobić studium przypadku. poświęciłam na to masę pracy, bo to i wywiad, szukanie literatury, stawianie hipotez itp itd. byłam dumna jak paw z tej pracy, ciekawa cholernie jak zostanie oceniona. i co? przy wpisywaniu ocen do indeksu okazało się, że szanowna pani doktor habilitowana nawet nie przeczytała mojej (i reszty grupy). przy nas otwierała maila, sprawdzała czy praca jest – jeśli jest – 5 do indeksu. poczułam się jakby ktoś dał mi w twarz. owszem, nauczyło mnie to wielu rzeczy, ale jednak jeśli student przykłada się naprawdę do pracy to chciałby być sprawiedliwie oceniony. bo niestety osoby, które „pożyczyły” podobne prace od roczników wyżej, albo wymyśliły sobie przypadek również dostały 5.
myślę, także, że jeśli ktoś studiuje kierunek, który go interesuje, wiąże z nim przyszły zawód, to nie będzie miał ochoty i czelności ściągać. wiem po sobie, studiuje 2 kierunki – jeden „z serca”, i nie ściągałam nawet na przedmiotach, które były typową zapchajdziurą (np. filozofia, która jest wszędzie).
drugi kierunek studiuje dla zachcianki, nie lubię go, nie czuję, ale do licencjatu jeszcze parę miesięcy więc głupio zostawić. i tu nie mam oporów żeby bezczelnie ściągać na wszystkim co się da.
Moją opinię na temat tekstu zostawię dla siebie, muszę jednak odnieść się do tego co napisałaś na profilu fb odnośnie anonimów. Nie rozumiem skąd w blogerkach taka niechęć do tych bezimiennych i trend do traktowania ich w lekceważący sposób. Przecież to głównie dzięki nim generują się odsłony na blogu, są bardzo często autorami celnych komentarzy, nie mówiąc o tym, ze obiektywność ich uwag jest dużo większa od tych pisanych przez zalogowanych czytelników. Chyba nigdy nie widziałam negatywnego komentarza pod twoim postem od zalogowanej blogerki. Czemu? Bo wszystkie się znacie i nie wypada? Bo istnieje ryzyko, że wyrażenie krytyki wpłynie na mniejszą popularność bloga? chyba tak. Wybacz, ale trudno mi uwierzyć, że wszystko je zachwyca. Przypomina mi to trochę gimnazjalne kółka adoracji, gdzie po prostu wypada się we wszystkim ze sobą zgadzać. Jeśli dzięki temu czujecie się lepiej to fajnie. Tylko, ze ani to rozwijające ani szczere. Trochę przykre, że ludzie boją się skrytykować znajomych, przyjaciół. Drażniąca jest ta iluzoryczność relacji. Ale nie o tym… Te tzw. Anonimy nie mają natomiast żadnego interesu w kręceniu. Kiedy pochwalą – to jest to moim zdaniem komplement warty wbicia się w dumę, bo całkowicie bezinteresowny. Jest jeszcze inna sprawa. Osobiście nie prowadzę bloga, nie mam tez konta na fb (korzystam natomiast czasami z profilu siostry dzięki czemu udaje mi się dość regularnie śledzić Twoją stronę). Mogę podpisywać się imieniem i nazwiskiem pod każdym opublikowanym postem jeśli tego sobie życzysz (serio). Nie widzę w tym tylko wiele sensu i nie wiem w czym miałoby to pomoc lub w jaki sposób poprawiłoby Ci to humor. W razie negatywnego komentarza sprawdzisz gdzieś moje dane i ocenisz jakim jestem człowiekiem? I nie, nie wstydzę się siebie i swoich słów.
Jasne, że to bycie anonimowym daje czasami większe pole do popisania się chamstwem, ale jest to widoczne głównie na jakiś śmietnikowych forach, ale Twój blog stoi na wysokim poziomie i narzuca czytelnikowi pewną kulturę, więc skrajne przypadki prostactwa nie mają tu chyba miejsca. Poza tym czytam sobie te komentarze anonimów pod tym postem i widzę może dwa, trzy zawierające krytykę na jakieś ponad 10 pozytywnych i przyznających Ci rację. A nawet te będące krytyką nie są tzw. hejterstwem.
Kończąc – jeśli tak bardzo przeszkadza Ci aktywność Anonimów na twoim blogu, daj nam to wprost do zrozumienia właśnie na blogu i nie publikuj kpiarskich postów na profilu fb. Mechanizm działa też w drugą stronę – Anonimom też może być przykro i smutno.
Drogi Anonimie (którego wypowiedź mnie cieszy), każdy merytoryczny komentarz cenię, czy się ze mną zgadza czy nie. Anonimy czasem jednak mają na celu tylko sprawienie przykrości, w tym wpisie też się taki znalazł, a przykrość sprawia się nie tylko przez hejterstwo.
Poza tym wiesz, że niektóre anonimy to niezalogowane blogerki? 🙂
Dużo anonimów pod wpisem to dobry znak, tak jak napisałam znaczy to, że tekst jest jakiś, lepiej żeby był jakiś-wywołujący negatywne reakcje niż w ogóle nijaki. Może za bardzo odniosłam się do tego jednego komentarza, który mi się nie spodobał. Każdy ma swoje muchy w nosie, więc przepraszam, nie chciałam urazić.
Popieram.
100% true, ale trzeba mieć twardy tyłek obnażając się przed światem.
Trzeba mieć też w sobie fajną pokorę, by umieć przeprosić.
Meg B.
W UK (tak jaki i w USA gdzie teraz mieszkam) dzieci od najmlodszych klas podstawowki uczone sa ,ze sciagac nie wolno, a w Polsce od malego kombinatorstwo…
This is the Second Edition of an anthology first puslibhed in 2000. Marshall Goldsmith and Laurence Lyons selected, organized, and contributed to the material that is divided into four Parts: Foundations of Coaching (Chapters 1-4, Pages 3-42), Building Blocks (Chapters 5-10, Paged 45-82), Leading Change (Chapters 11-18, Pages 87-159), and Applications (Chapters 19-26, Pages 163-243). As Goldsmith and Lyons explain in the Preface, this edition expounds a well-accepted practice, not a rapidly emerging bright idea. This book contains fourteen brand new chapters; another ten chapters have been significantly revised. We include new detailed case studies, which we know are highly valued by our leaders. Presumably this book will be of substantial value to those who are preparing to begin a career in leadership coaching or have recently embarked on one. I also think it will be of great value to most C-level executives and other supervisors who are determined to help develop effective leaders at all levels and in all areas of their organization. For at least some people are full-time executive coaches, much of the material in this book will probably serve as a reminder of what they already know. However, there is always room for increased knowledge as well as improved capabilities (especially information retrieval, diagnostic, and communication skills). For other readers who are primarily responsible for the performance of their direct reports, the material in Parts One and Two will probably be of greatest interest and value. In my opinion, most of the material is relevant to leadership development within any organization, regardless of its size or nature.Here is a representative selection of brief excerpts from three articles. Coaching is a sub-set of consultation. If coaching is to be successful, the coach must be able, like a consultant, to create a helping relationship with his or her client. To create such a helping relationship, it is necessary to start in the process mode, which involves the learner/client, which identifies what the real problems are that need to be worked on, which builds team in 2which both the coach and th4 client take responsibility for the outcomes. Coaching and Consutation Revisited: Are They the Same?, Edgar H. Schein (Page 24) The first thing is to ask yourself the question, `Why?’ Why do you want to be an executive coach? What is your aim? What is your mission? What is your purpose? What are your goals? Why would you choose to be an executive coach rather than to do something else with your time and your life? Identify the most important things that you have learned in your career that would be helpful to other people. You must be absolutely clear about what you are going to bring to your coaching clients based on your own knowledge and experience. Making the Transition from Executive to Executive Coach, Brian Tracy (Page 101 Page 102). Tracy also identifies four key principles in strategic marketing of executive coaching services: specialize in a particular area, set yourself apart (i.e. differentiate yourself from the competition), find your niche market, and focus your efforts. Tracy recommends clearly defining (in writing) the value offering, how much to charge for services, how to market those services, where services will be provided, and positioning (i.e. determining the words that describe you ). The coaching process we use is fairly standard. It generally consists of five phases: contracting, assessment, goal setting, development training and evaluation. Although all five steps are important, we try to guard against moving too quickly through the set-up, the preliminary assessment and planning phase that identifies the issues and sets the foundation for the success or failure of the engagement. In fact, the set-up may occupy the first two to three months of meetings. The questioning abilities (along with the patience) of the coach are key. The success or failure of the entire engagement is often dependent on the coach’s willingness to gather the pieces of the emerging puzzle, help assemble a clear picture of the goals and challenges at hand, and partner with the client to lay a foundation for success. Coaching Business Leaders, Richard Gautier and David Giber (Page 117).Obviously, a C-level executive or supervisor needs to modify the advice to full-time executive coaches (such as provided in the last excerpt from Gautier and Giber’s article) but even so, as indicated previously, I think almost any C-level executive or supervisor can learn a great deal from the same advice that can be applied during opportunities each day to help direct reports to strengthen their own leadership and management skills, improve their performance, and in countless other ways add value to an organization.
Zgadzam się z Tobą w 100%, może gdybyśmy musieli płacić za studia to nauczylibyśmy się szanować to co chcą nam przekazać wykładowcy. Rozumiem, że czasem człowiekowi się nie chce, że leci nowy odcinek serialu, ale żeby tak codziennie? Jeśli ktoś nie lubi czytać to po co szedł na socjologię, żeby ankieterem zostać? Ale niekompetencja idzie także z drugiej strony, sama spotkałam się z niedouczonymi i nieumiejącymi przekazać wiedzy wykładowcami. I tak w koło Macieju.
Pozdrawiam Kasia
raz mi się zdarzyło ściągać na studiach, ale później i tak musiałam się nauczyć tego materiału :] nie jestem z tego jakoś szczególnie dumna, ale rozumiem, że komuś nie chce się uczyć na przedmioty typu „zapychacz”. ogólnie szło mi dobrze i każdy egzamin utwierdzał mnie w przekonaniu, że wybrałam studia odpowiednie dla siebie, bo nawet jak oceny nie były najlepsze, to zdobywanie wiedzy sprawiało mi frajdę. i tak powinno być. nie rozumiem jednak, jak można przejść przez pięć lat studiów i nie napisać kilkudziesięciu stron magisterki. temat zwykle można sobie wybrać samemu, więc nie ma wymówki, że nudny. no i zgadzam się ze stwierdzeniem, że dziś studia nie są obowiązkowe, tylko modne. dlatego też spada wartość dyplomu uczelni wyższej…
Mogłabyś napisać coś więcej o tym, jak wygląda studiowanie w UK? Np. jak prowadzący i uczelnia traktują studentów? 🙂
(jeśli był już taki wpis, to wybacz, nie przeglądnęłam całego archiwum)
Mogę napisać coś na temat, ale to bardzo szerokie zagadnienie, łatwiej byłoby opisywać jakieś mniejsze wycinki studenckiej rzeczywistości.
Ehhh.Pamiętam jak ja pisałam licencjata. Promotor kazał w dwóch pierwszych rozdz. Przepisać z sensem parę książek i dodaćprzypisy.A trzeci własne wypociny.
kilka kwestii:
1) praca magisterska (jak i artykuły naukowe pisane na konferencje) jest tak skonstruowana, że rzeczywiście pierwsze kilka rozdziałów opiera się na streszczeniu postawionych juz tez czy wykonanych projektów. Nie ma tu miejsca na głębokie analizy- wykazać możesz się dopiero w części dalszej. Projekt inżynierski funkcjonuje na zupełnie innych zasadach i nie ma możliwości wystapienia plagiatu.
2) wrzucanie wszystkich kierunków studiów do jednego wora jest conajmniej śmieszne. Bardzo jestem ciekawa jak chcesz zrbić plagiat projektu konstrukcji żelbetowej z wszystkimi wykresami i obliczeniami mając różne dane od kolegów z grupy. ba, nie powtażają się na całym roku, bo jest tak wiele możliwości. Ocenianie wszystkiego z jednej pozycji nie jest ani obiektywne ani poważne. Zainteresuj się jakimś tematem zanim zaczniesz pisać takie rzeczy.
3) można kupić sobie dyplom. i prawo jazdy też. i znam na to przykłady zarówno w PL jak i UK.
4) na studia w UK (może oprócz 1-2) dostaje się każdy… no nie wyrażę się kto. Tym bardziej, jeżeli chodzi o studia medyczne, które w naszym kraju są na bardzo wysokim poziomie, czego nie powiem ani o studiach w UK ani o ichniej służbie zdrowia. Cała moja rodzina mieszkająca w UK przyjezdża na leczenie do Polski, bo w Anglii trafiają na lekarzy idiotów, którzy nie potrafią zdiagnozować banalnej torbieli na jajniku wciskając leki na przeczyszczenie (przypadek autentyczny, nie żartuję). Także jak widać ten Twój świetny system szkolnictwa brytyjskiego nie działa tak jak powiniwn. A nasz ZŁY, polski, radzi sobie całkiem nieźle… (To w odniesieniu do Twojej obawy :”Wszystkim dumnie ściągającym i plagiatującym życzę dobrej nocy oraz ściągających lekarzy przeprowadzających na nich operacji”)
5) wracając do medycyny- najgłupsze dziewczyny z mojej szkoły pojechały właśnie na medycynę i stomatologię do UK, bo w Polsce się nie dostały. I wiesz co? Ich studia to niekończąca się impreza a na ŚUMie ludzie nie spią po nocach bynajmniej z innego powodu. Niesamowite…
Strasznie wkurzające jest, kiedy ludzie emigrujący za granicę narzekają na swój kraj podajac się za wielce oświeconych i tych co wiedza lepiej, a resztę która została traktują z góry jako ekipę z ciemnogrodu umysłowego. My, polacy, nie mieszkamy już za żelazną kurtyną, podróżujemy i też wyrabiamy sobie poglądy na życie.
Fajnie, że wyrażasz swoja opinię na różne tematy. Często czytam Twoje wpisy,z niektórymi zgadzam się bardziej, z innymi mniej. Ale albo nie radzisz sobie z przedstawieniem całej swojej opinii, albo jesteś strasznie ograniczona w niektórych kwestiach. Pozdrawiam.
Albo bardzo zdenerwował mnie artykuł.
As it states in the foerword by Beverly L. Kaye this book is the collective thinking of the very best thought leaders in executive coaching . Beverly is absolutely right. If your in the business as an executive coach you will find the tools of the trade in this book. Marshall Goldsmith is one of the editors of this book, so you know you won’t get disappointed. Seasoned coaches will be able to learn about subjects like E-coaching, coaching and culture and situational leadership to name a few. But also the novices in executive coaching will learn a lot from the experts. Not only about being a top coach but also tips and tricks on how to set up a thriving practice. The book also addresses the transition from line manager to executive coach which I haven’t read before. I can highly recommend this book to both seasoned and fresh executives coaches and those who are thinking about becoming one. Good reading!
Przepraszam, zapomniałam dopisać apropos wysokiego miejsca uczelni w rankingu- w większości takich uczelni studenci pochodzą z całego świata. Poprostu dostają się ci najbardziej ambitni. A wiadomo- kto ma pieniądze, tego stać na lepszy sprzęt i bardziej znanych naukowców/ wykładowców co dodatkowo przyciąga młodych.
Cały post jest w mojej opinii niesprawiedliwy. Studiuję w Warszawie, obecnie kończę piąty rok i nigdy nie zdarzyło mi się ani ściągać, ani przepisywać cudzych tekstów jako własne. I trochę sama się dziwię mojej reakcji, bo powinno być mi to obojętnie (skoro problem mnie nie dotyczy), ale odebrałam Twoją wypowiedź jako obraźliwą. Artykuły w portalach internetowych mają to do siebie, że generalizują i są nastawione na wywołanie sensacji, a wygląda na to, że odebrałaś ten bardzo serio. Poziom nauczania w Polsce (ok, na UW, nie mam porównania z innymi uczelniami) nie jest tak tragiczny – wszyscy moi znajomi ciężko pracują na swoje oceny i dyplomy. „Oczywiście, jak głosi często wygłaszana przez Polonię opinia, Brytyjczycy są głupi.” – nie rozumiem, Polonię? Oceniasz Polaków studiujących w Polsce, więc skąd Polonia?
Dodam, że Twojego bloga czytam od dawien dawna i nie wypowiadam się anonimowo (nie pierwszy raz zresztą) po to, żeby sprawiać przykrość, tylko dlatego, że cenię sobie anonimowość, na którą pozwala internet – i tak się nie znamy, więc brak podpisu niewiele zmienia. Uwierz, że cenię Cię jako blogerkę i uważam, że masz dużo ciekawego do powiedzenia. Ten wpis uważam jednak za niepotrzebne plucie jadem.
Oczywiście post nie jest wyważony. Zresztą gdyby był nie wywołałby raczej żadnych emocji. Jako, że komentuję głównie artykuł, który mnie zdenerwował niekoniecznie widzę powód, żeby Cię specjalnie mocno uraził.
Smutne jest jednak, że przy tej niewyważonej i przesadzonej treści opartej na kontrowersyjnym artykule są osoby, które uważają, że to jest poważny problem i miały z tym styczność.
A wpisy są czasem gorsze, czasem lepsze. Następnym razem postaram się bardziej 😉
Gdy oddawałam swoją pracę magisterską na UAM’ie, mieliśmy obowiązek dodania pisemnego, podpisanego imieniem i nazwiskiem, z aktualna datą oświadczenia o oryginalności naszej pracy i braku wykorzystywania czyiś pomysłów. Dodatkowo, praca była oddawana w formie elektronicznej na CD, podobno każda praca była sprawdzana przez specjalny program komputerowy pod kątem plagiatu i obecności (niewyszczególnionych w referencjach, bądź jako cytat) fragmentów innych prac.
Tak więc pod tym względem u nas wygląda to podobnie jak w UK.
Poza tym, w trakcie mojego studiowania na UAM jedna wykładowczyni została usunięta z uczelni, po tym jak w jej pracy doktorskiej dopatrzono się plagiatu.
Mam wrażanie, że choć w powszechnym społecznym mniemaniu ściągania nie jest postrzegane jako naganne, to jednak w sytuacjach formalnych, na uczelniach nie jest ono tolerowane i jest uważane za coś dyskwalifikującego. Ale być może to tylko moje życzeniowe myślenie 😉
Dada
skoro polski system szkolnictwa jest tak beznadziejny, to ciekawe czemu za granicą (tak, także w UK) bardzo cenią sobie polskich specjalistów? moja kuzynka skończyła studia w polsce, wyjechała do UK (ma tam narzeczonego) i bez problemu znalazła pracę na świetnym stanowisku. w przeciągu pół roku awansowała o 2 stanowiska wyżej i obecnie ma pod sobą kilka osób. i wiesz jaki jest jej problem? taki, że sama musi sobie te osoby dobrać, zrekrutować aby mieć pracowników, za którymi nie trzeba chodzić i patrzeć na ręce. i ma potężny problem, żeby znaleźć kogoś kto się nadaje – mimo tego, że aplikują osoby (brytyjczycy), które mają podobne wykształcenie, kończyli podobne szkoły i nie nadają się do niczego. dyplom mają, nabuchaną dumę i przekonanie o własnej wartości, ale w praniu wychodzi, że nie potrafią najprostszych rzeczy. owszem znalazła kilku zdolnych i nadających się, ale jeśli dostaje stertę cv i widzi kogoś z polski to z radością zaprasza go na rozmowę i rzadko się rozczarowuje.
generalizacja jest zawsze zła. niestety wszystko rozkłada się wg krzywej Gaussa, a artykuł zupełnie nie mówi o której części tej krzywej jest mowa. bo jeśli mowa o pobocznych częściach krzywej to raczej należy go wyrzucić do kosza i nie tracić nerwów.
Ja nie twierdzę powyżej, że system szkolnictwa jest zły, tylko że beznadziejny jest jeden konkretny aspekt i jego akceptacja.
bo Brytyjczycy są leniwi, ale głupi nie są. Ten czarny humor, skądś się biorą te ich cięte riposty.
wiesz, mnie się wydaje, że wina leży po obu stronach.
fakt, że nie wszyscy wykładowcy są tacy idealni.
i tak samo nie wszyscy studenci to gwiazdy.
też jestem zdania, że naprawdę NIE ma obowiązku posiadania wyższego wykształcenia, no po prostu nie ma.
ale polski system szkolnictwa jest sUaby już na wczesnym poziomie.
no dla mnie niezrozumiałe jest jak można klasyfikować ucznia do kolejnej klasy,
nawet w sytuacji gdy ma ocenę niedostateczną.
bo lepiej przepchnąć, niż się drugi rok z kimś męczyć, bo rodzice, bo to, bo siamto.
a już niepojętym dla mnie kuriozum były amnestie maturalne- nie zdałeś matury, ale i tak ją dostajesz.
ja kończyłam studia zaoczne- taki był mój wybór,
wiedziałam, że muszę pogodzić i studia i pracę, i nie miałam żadnych złudzeń.
ale niepomiernie do dzisiaj wk***rza mnie postawa niektórych moich znajomych ze studiów,
którzy potrafiuli właśnie lecieć na ściągach, gotowcach, itp. bo im się nie chciało.
albo dramatem dla nich było przeczytanie kilku wymaganych lektur.
no ja może jestem blondynką, ale uważam, że jak się nie chce, to nie ma sensu się pchać w takie studia.
bo po co męczyć siebie i wykładowcę, jeśli nas to nie interesuje,
dla samego papierka- nie warto.
It is an excellent book for the foratmion of leadership coaching.An important aspect for me is now understood that the organizational coaching is a sub-set of Consultation, as I understand that a coach working organizational leadership in organizations, must have organizational experience.An excellent book for coaches who work in leadership!
Powiem tak: chodzę do liceum i ściągam. Nie uważam tego za coś, czym trzeba się chwalić. Ale też nie wstydzę się tego. Po prostu, robię to, bo jest tak praktyczniej. Jeśli mam siedzieć kilka godzin i wkuwać historię, to wolę przeczytać dobrą książkę. Może nawet historyczną. Bo nie jestem ignorantką, po prostu nie mam pamięci do dat. A czas, który miałabym przeznaczyć na nauczenie się ich, byłby tak czy inaczej stracony, bo zapomnę wszystko po kilku dniach.
Natomiast co do prac pisemnych: zawsze piszę je sama. I będę.
Pozdrawiam 🙂
Od jakiegoś czasu czytam twojego bloga. Muszę powiedzieć, że z wieloma twoimi poglądami jak najbardziej się zgadzam, również w tym przypadku jak najbardziej podzielam towje zdanie. Odkąd zaczęłam chodzić do szkoły nigdy nie ściągałam i nie dopuszczałam się plagiatu. skończyłam studia wyłącznie własnymi siłami. Muszę przyznać, że część moich znajomych ze studiów 'jechało’ na gotowcach, ściągach etc. i pamiętam jakim wielkim zaskoczeniem był dla nich fakt, że ja uczę się sama do wszelkiego rodzaju zaliczeń i sama piszę różnego rodzaju prace, bo po co się męczyć lepiej iść po najmniejszej linii oporu…Co z tego, że po studiach nie będę nic pamiętać z tego co było mi tam przekazywane, ale papierek jest…Nie ma jak logika niektórych polskich studentów. Musze powiedzieć, że bardzo nie podoba mi się przymykanie oczu na tego typu radosną działalność studentów i uczniów, potem takie osoby idą w świat leczyć ludzi, uczyć innych itp…po prostu wspaniale.
Z drugiej strony, ja wiem, że postępowałam w zgodzie ze sobą i tym jak wychowali mnie rodzice. Być może jest tak, że w dzisiejszych czasach liczy się cwaniactwo i tzw. 'spryt’ ja jednak wolę nie iść na skróty. Jeśli ktoś idzie na studia tylko po to żeby mnie ten papierek to gratuluję motywacji i wcale nie dziwi mnie tak bardzo olewackie podejście do edukacji.
Ha, it almost looks like we have the same pair of jeans and saeeknrs! Or maybe we do? Hope you’re doing well~[] Reply:February 3rd, 2010 at 11:19 amMy jeans..I got the from F21 about a year ago! they are kind of annoying..they keep sliding down ;___;[]