Wczoraj jadąc pociągiem do pracy siedziałam naprzeciwko dwóch kilkunastoletnich uczennic. Czytały poranną darmową gazetę i właśnie odkryły, że w USA dzieje się coś takiego, że zamykają muzea. Ten fakt nie zajął ich na dłużej niż dziesięć sekund. Wiedziały natomiast wszystko na temat nowootwartego Starbucksa w ich okolicy.
Była to jedna z tych ostatnio coraz częstszych okazji, kiedy czuję się dobrze z tym, że jestem dorosła. To nie żadna krytyka dzisiejszych nastolatków. Dzisiejsze nastolatki są w większości aspektów dość podobne do wczorajszych. Po prostu o ile niewinność i beztroska są cudowne i pociągające, o tyle jeszcze bardziej pociąga mnie wiedza i intelektualne labirynty. Do dzieciństwa wspaniale mi się wzdycha patrząc na nie z oddali.
Ech, jesień!
10 thoughts on “koniec wieku niewinności”
Coż, ja wśród moich równieśników zauważam sporo przejawów tej naiwności i zupełnego braku zainteresowania tym, co sie dzieje na świecie. Wspomniałam o tym koleżance, a ona zupełnie się nie przejęła i przeszła do plotek na temat naszych znajomych. Całe szczęście posiadam również grono znajomych, którzy większą wagę przykładają do rzeczy interesujących 😀 Uf uf…bo bym sie zabiła, gdyby nie było ani jednej takiej osoby.
fajne lampy i zgadzam się. pozostaje tylko przewracać oczami słuchając takich… 😉
Do twarzy Ci z jesienią.
Hm. Mnie zamykanie muzeów w USA ni ziębi, ni grzeje – dużo bardziej mnie interesuje nowa pierogarnia w mojej okolicy. Uwielbiam i muzea, i pierogi, ale skoro za ocean się nie wybieram, to nie poświęcam uwagi tej pierwszej kwestii 🙂
To chyba naturalne, że interesuje nas to, co nas bezpośrednio dotyka czy porusza?
Wiesz, one po prostu nie zrozumiały niczego poza tym, że zamykają muzea. I dowiedziały się o tym kilka dni później z zupełnie przypadkowego źródła. Gdyby rozmawiały przez całą drogę o Starbucksie nie wzruszyłoby mnie to ani trochę, ale ten kontrast dla mnie zgrzyta.
A do pierogarni w Twojej okolicy na pewno miło wpaść, jak się dopiero co wróciło z Paryża, nie? 😉
Urzeka mnie tekst, zdjęcia, klimat wpisu.
Ja też nie tęsknię za młodością. Jak sobie pooglądam zdjęcia i pomyślę, co ja sobie wtedy myślałam, to dziękuję – wolę to, co teraz, przed 30.
Tylko żeby być tak przed trzydziestką na zawsze…
Chyba ważne, by być zadowolonym, w jakimkolwiek wieku się jest – smutne, gdy ktoś wspomina czas szkolny/studia jako czas szczęśliwości, a nie żyje naprawdę tym, co dziś.
Myślę, że w szkole i na studiach jest po prostu łatwiej. Mówią Ci co masz robić i nie bierzesz do końca odpowiedzialności za życie. Każda dorosła decyzja należy do Ciebie i to jest trochę przytłaczające. Trzeba się nauczyć czerpać z tego radość.
Oczywiście, prawda to. W miarę naszego rozwoju bierzemy odpowiedzialność za coraz więcej rzeczy.
Gorzej, jeśli ktoś żyje przeszłością albo w ogóle alternatywnymi wersjami swojego życia („mogłam wyjść za tego chłopaka, z którym zerwałam, mogłam mieszkać gdzie indziej”)