Prawie rok temu zaczynałam rozglądać się po Londynie w poszukiwaniu potencjalnego miejsca do mieszkania. Trafiłam wtedy na Angel w Islington i napisałam o tym, jak bardzo dzielnica mi się podoba. Rok później mieszkam naprzeciwko ławki pokazanej w tamtym wpisie i tymi uliczkami chodzę do pracy, po zakupy, albo po prostu w ramach spaceru. Dzisiaj, z perspektywy paru miesięcy spędzonych na Angel, chciałabym rozszerzyć tamten wpis i dodać do listy kolejne superlatywy.
Mam wrażenie, że cały czas mówię tylko o tym, jakie Angel jest cudowne, jaka jestem szczęśliwa, bla bla bla i musi to być nudne. Ale jest cudowne i na chwilę obecną jest to dokładnie ta dzielnica, w której najbardziej chciałabym żyć. To tak jak kiedy John Smith zobaczył Pocahontas za wodospadem i doznał olśnienia, że musi z tą dzikuską biegać i śpiewać 'Kolorowy Wiatr’. Szczęście i miłość po prostu porażają.
Jeśli podzielacie moje fascynacje, to na Angel znajdziecie wszystko, co Wam potrzebne do szczęścia. Butiki i kawiarenki, knajpki i sklepy z dobrymi kosmetykami (Benefit, L’Occitane, Neal Yard Remedies, Aesop to kilka przykładów) kina i teatry, antykwariaty i galerie. Macie ochotę na targ staroci? Nie ma sprawy. Może na słynną bluzę z tygrysem od Kenzo? Da się zrobić. W jednej chwili można relaksować się nad kanałem lub w cichym parku, a w drugiej przechadzać po ruchliwej ulicy. Przyznaję, że w okolicach Notting Hill może być jeszcze fajniej, ale tutaj nie ma turystów i w zasadzie wszędzie jest blisko. No, może nie na Notting Hill.
Zatem jeśli interesują Was klimaty boho, vintage i inne hipsteriady, kochacie poezję oraz starocie, a na dodatek lubicie francuskie pieczywo, kawiarenki i pachnące kremy do rąk, to dzielnia dla Was. Jeśli kręcą Was industrializm i drapacze chmur, hip hop czy inny bling bling, to może niekoniecznie.
Wady? Przyznaję, że chętnie płaciłabym mniej za wynajem. No i coś sprawiło, że piesek na zdjęciu poniżej jest smutny, więc musi być jeszcze jakaś straszna, okrutna wada, o której nie wiem. Jeśli będziecie w okolicy, dajcie znać. Możemy przy kawie pochylić się nad dramatycznym losem galeriowego pieska i obmyślić jak mu pomóc.








18 thoughts on “Gdzie mieszkać w Londynie – Islington, Angel. Część II”
Jak będę się sprowadzała do Londynu, na pewno wezmę pod uwagę Islington, wygląda super! 🙂
Tak bardzo znudziłas we mnie uspioną bestie tesknoty na Londynem i spokojnym zobaczeniem tych przepelnuonych historią i magią miejsc :))
ja chcę ten „tron” ze zdjęcia nr 4 ;]
Jeśli moje życzenia urodzinowe się spełnia, to moze znowu moje nogi staną na wyspach. Nie wiem czy Londyn, a może, kto wie?
Tak bardzo tęsknie.
Trzymam kciuki.
Świetnie to napisałaś, aż chciałoby się tam zamieszkać!:)
SNOBKA. Tylko lositany i benefity w głowie 😉 a tak serio, to nawet wolę Islington od Shoreditch, na równi z Greenwich, bardzo wow :>
W sumie już nie, bo na Organique reaguję o wiele lepiej niż na lositany.
A Shoreditch jest takie zbyt industrialne.
Moim zdaniem on nie jest smutny, tylko refleksyjny.
ten szal jest przepiękny!
Kobieto, nie stawiaj torby na ziemi, ani na podłodze, bo Ci „pieniądze wyjadą” ;).
Pozdrawiam!
Ahaha, chyba powinnaś pracować w agencji reklamowej, bo właśnie uwierzyłam, że Islington to mój raj na ziemi! 😉
Nie pracuję w agencji, ale akurat w Dziale Reklamy jak najbardziej 😉
zazwyczaj jedynie poczytuje lecz ostatnie zdarzenia aż zmuszają mnie do komenatzra. Miałam okazje być w Londynie i oczywiście odrazu pomyślałam o Tobie jako półprzewodniku więc odwiedziłam Brick Lane i Camden głównie w celu jedzenia i rzeczywiście nie mogę do tej pory zapomnieć karaibskich przysmaków i innych rzeczy. Wracając sobie autobusem jadę i patrzę na tabilcę a tam „Islington” i sobie myśle skąd to znam..później widzę konia wystającego ze ściany….a na koniec (mam dobrą pamięc do twarzy) patrzę a tu najprawdopodobniej twój mężczyzna jedzie ze mną autobusem… chyba niechcąco zostałam twoim stalkerem.
jejku, jak by mi się marzył spacer po Twej dzielni i kawa 'u konia’ 😀
i, zauważam, że widać po zdjęciach, że okolica Ci służy ^^
Jedyne, co mi się podoba w Islington, to polska parafia i Vue (ale Vue jest w sumie też w mojej okolicy)
Polska parafia to akurat cos co nie mogloby mnie interesowac mniej.
Jak się mieszka w takiej dzielnicy, grzechem jest nie mieć psa. Rudego.